Jej święcenia w 1970 r. nie były zabawą sakramentem, jakimś przypadkiem ani efektem żartu lekkoduchów. Decyzja o wyświęceniu Javorovej została dokładnie przemyślana przez katolickiego biskupa.
Obrządek wyświęcenia odbył się na przedmieściach Brna, w pokoju na poddaszu, w domu rodzinnym tajnego biskupa Kościoła rzymskokatolickiego Felixa Marii Davídka. Już wcześniej święcono tam tajnie księży, także żonatych mężczyzn. Ludmila Javorová wspomina to jednym zdaniem: „Zostało mi udzielone święcenie na diakona, a zaraz potem udzielił mi kapłańskiego”. Tyle.
Działo się to 28 grudnia 1970 roku. Jedynym świadkiem obrzędu był brat biskupa Felixa – Leo. Zaraz potem Ludmila odprawiła pierwszą w swoim życiu mszę.
To chyba najważniejszy moment życia morawskiej katoliczki Ludmily Javorovej (ur. 1932). Czytelnik wychowany w Polsce na taką informację reaguje niedowierzaniem i automatycznie nabiera przekonania, że chodzi o jakiś kuriozalny wybryk, wręcz wygłup. Tymczasem święcenia te nie były niepoważną zabawą katolickim sakramentem, jakimś przypadkiem ani efektem żartu lekkoduchów.
Zanim się ktoś nad kobietą księdzem żachnie z drwiącym uśmiechem, lepiej, żeby sobie uświadomił, że ten pomysł wyrósł z najprawdziwszego, heroicznego męczeństwa – podobnie jak cały czechosłowacki Kościół podziemny.
Oficjalny Kościół tych święceń nie uznaje – i wielu katolików w związku z tym uważa, że dalej nie ma o czym rozmawiać. Roma locuta – causa finita. Szkoda czasu na coś, co jest „nieważne”. Warto jednak przyjąć do wiadomości, że decyzja o wyświęceniu Javorovej była dokładnie przemyślana. Wiodła do niej bardzo ciekawa, wypracowana na podstawie dokładnych studiów koncepcja teologiczna autorstwa wspomnianego biskupa Felixa Marii Davídka (1921–1988). Była owocem jego życiowych doświadczeń, ogromnego oczytania w literaturze teologicznej i wielkiej wiedzy, także z zakresu historii Kościoła i sakramentów.
Powstała w bardzo szczególnej sytuacji Kościoła podziemnego, katakumbowego, Kościoła, który działał konspiracyjnie w komunistycznej Czechosłowacji. Represje spadające cały czas na to środowisko miały na podejmowane tam decyzje decydujący wpływ. Zanim się ktoś nad kobietą księdzem żachnie z drwiącym uśmiechem, lepiej, żeby sobie uświadomił, że ten pomysł wyrósł z najprawdziwszego, heroicznego męczeństwa – podobnie jak cały czechosłowacki Kościół podziemny.
W tej książce nie rozstrzygam towarzyszących tamtym wydarzeniom wątpliwości prawnych, teologicznych, historycznych i tak dalej. Przeciwnie – próbuję raczej pokazać polskiemu czytelnikowi, jak skomplikowany proces do tego doprowadził. Nie ukrywam rodzących się w trakcie gromadzenia wiedzy wątpliwości. Piszę o nich wprost i otwarcie przyznaję, że nie mam odpowiedzi na niektóre pytania. Staram się pokazywać wzajemnie sprzeczne, a często także wewnętrznie sprzeczne, relacje poszczególnych osób. […]
Rozdawanie siebie
Ludmila Javorová – jak mówią o niej najbliżsi: siostra Lida – w jednej z publicznych wypowiedzi mówiła o tym, że naturalnym pragnieniem kobiety jest ofiarowanie się, rozdanie samej siebie. To chyba jeden z powodów, dla których jej życie jest tak słabo opisane. […]
Wiadomo dość dokładnie, jak wyglądało jej dzieciństwo. Chrlice, z których pochodzi, to w zasadzie nadal wieś. Do Brna przyłączono je dopiero w roku 1971, ale dzielnica nadal przypomina wsie południowomorawskie. Od wsi w Polsce, ale też od wsi na północy Moraw różnią się tym, że poszczególne gospodarstwa i zabudowania nie są rozrzucone, lecz przeciwnie – pobudowane ciasno obok siebie, ściana w ścianę, tworząc nawet w najmniejszych wioskach małe uliczki. Na polskie oko wygląda to bardziej na maciupcią mieścinę niż na wieś. No, ale to Morawy – to tutaj zaczyna się europejskie Południe. Jadąc z Północy, to na Morawach spotyka się po raz pierwszy winnice. Winorośl hoduje się tu od setek lat. A wsie, zbudowane tak jak Chrlice, podobnie wyglądają na Węgrzech czy w Serbii.
W jednym z takich domków, w rodzinie laboranta Františka Javory i jego żony Ludmily, 31 stycznia 1932 roku urodziła się dziewczynka, której nadano imię po mamie. Imię nie byle jakie – święta Ludmila była żoną pierwszego historycznego władcy Czech księcia Bořvoja i babcią założyciela dynastii Przemyślidów – świętego króla Wacława, tego samego, którego pomnik na koniu stoi w centrum Pragi, na placu noszącym jego imię.
František Javora pochodził z zamożnej rodziny z Moraw. Był najstarszym dzieckiem, więc to on powinien odziedziczyć majątek po ojcu i zająć się jego pomnażaniem. Zamiast tego, wspierany przez matkę, poświęcił się nauce i studiom. Najbardziej pociągały go książki. Pieniądze uznał za rodzaj kajdan, które by mu spętały ręce i uniemożliwiły pogoń za wiedzą. Zdobył zawód i w 1924 roku ożenił się z Ludmilą Vrlową.
Kiedy Ludmiła przyszła na świat, miała już czterech braci. Potem urodziło się jeszcze kolejnych czterech i siostra. […] Oboje rodzice byli bardzo religijni. Z opisów wynika, że była to bardzo tradycyjna forma religijności: kościół, msze, sakramenty, długie rodzinne modlitwy i tak dalej. Ich wiara nie była jednak pozbawiona głębi. Ludmila wspomina, że wieczorem razem z rodzicami odmawiali podstawowe modlitwy: Ojcze nasz, Zdrowaś Mario, dziesięć przykazań i modlitwę do Ducha Świętego. Zwykle rodziny na tym kończą wspólny pacierz. František Javora jednak w tym momencie dawał znak i cała rodzina w milczeniu robiła całodzienny rachunek sumienia. Na podłodze, na leżąco. Nikt dzieciom nie wypominał ich grzechów, rodzice zostawiali to ich sumieniu. […]
Tata Lidy przyjaźnił się z miejscowymi księżmi – ojcami Janskym i Pokornym. Spotykał się z nimi u siebie w domu w niedzielne popołudnia na obiedzie. Potem zamykał się z kapłanami w pokoju, gdzie prowadzili długie, poważne debaty o polityce, o Kościele, o teologii.
Lida wspomina: „Kiedyś weszłam do pokoju i chciałam przymierzyć biret, który leżał na stole. Ale jeden z księży to zauważył i powiedział: «Dziewczynkom nie wolno tego dotykać!»”.
Lida nie miała wtedy nawet dziesięciu lat i nieśmiało schowała się za matkę. Kiedy jednak mężczyźni wrócili do rozmowy, wyciągnęła rączkę i z ciekawości dotknęła biretu.
Precz z Wiedniem, precz z Rzymem!
W przedwojennej Czechosłowacji, w latach trzydziestych, to wcale nie było takie oczywiste, że dzieci wyrastały w katolickich rodzinach. Owszem, Czechy przez stulecia pod berłem Habsburgów pozostawały krajem tradycyjnie katolickim, z religijnością przypominającą Austrię czy Bawarię. Ale już I Republika Czechosłowacka w 1918 roku powstała pod hasłem „Precz z Wiedniem, precz z Rzymem!”. Rzymski katolicyzm był w Austro-Węgrzech rodzajem państwowej ideologii. A czeski ruch narodowy, który przez cały wiek dziewiętnasty rósł w siłę, wypowiedział posłuszeństwo i temu państwu, i tej ideologii. Działo się to w drugiej połowie dziewiętnastego wieku, kiedy w całej Europie zaczął się gwałtownie rozwijać kapitalizm. […]
Czeskie miasta i wsie zamieszkiwały dwie grupy etniczne: „Czesi” i „Niemcy” czy – jak kto woli – „Słowianie” i „Germanie”, i był to stan trwający przynajmniej od średniowiecza. Jeszcze do tej sprawy wrócimy. Nowoczesny nacjonalizm sprawił, że obie grupy zyskiwały świadomość narodową i zaczynały domagać się swoich praw. Rok 1918 i rozpad Austro-Węgier oznaczał dla Czechów zwycięstwo w tej walce. Stąd „Precz z Wiedniem!”. A ponieważ Wiedeń był arcykatolicki, a katolicyzm kojarzył się czeskim nacjonalistom z Niemcami – no to również „Precz z Rzymem!”.
Tak widział to uważany za ojca niepodległej Czechosłowacji filozof na tronie, pierwszy prezydent kraju Tomáš G. Masaryk. Sam z wyznania ewangelik, nigdy nie krył niechęci do katolicyzmu. Toczył na ten temat spory jeszcze w wiedeńskim parlamencie. […]
Dlaczego dziewczynki nie mogą być księżmi?
Choć w Czechach i na Morawach katolicy stanowili wciąż miażdżącą większość, to jednak katolicyzm przestał już być oczywistością i stał się wyborem. W publicystyce już wtedy zrobiło karierę określenie „katolicy metrykalni” – czyli ochrzczeni, być może przystępujący też do kolejnych sakramentów, ale poza tym kompletnie niezainteresowani, nie odwiedzający kościoła nawet w największe święta.
Katolicyzm z rodzinnego domu Lidy na pewno taki nie był. Ojciec Lidy był człowiekiem bardzo oczytanym i żywo zainteresowanym wydarzeniami w świecie. W czasie okupacji miał na ścianie powieszoną mapę Europy, na której zaznaczał ruchy poszczególnych wojsk i potem tłumaczył dzieciom sytuację polityczną. „Cały czas siedzisz w tych książkach, powinieneś zostać księdzem” – dogadywała mu żona, nie mogąc się doprosić pomocy przy dzieciach. […]
Chłopcy bawili się w księdza – mama uszyła im małe ornaty, mieli kielich, patenę, dzwonek. Krzesło robiło za ambonę, z której głosili kazania. Lida też chciała, ale bracia jej nie pozwalali. Mama pocieszała i cierpliwie tłumaczyła, że dziewczynka nie może zostać „wielebnym”.
Kiedyś córka zapytała ojca: „Tatusiu, dlaczego dziewczynki nie mogą być księżmi?”. Nawet nie podniósł oczu znad gazety, machinalnie odpowiedział: „Pomódl się o to, może kiedyś…”.
Fragment książki „Byłam katolickim księdzem. Historia Ludmiły Javorovej, kobiety wyświęconej w Czechach”, Wydawnictwo Znak, Kraków 2022. Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji
Przeczytaj też: Bp Jan Konzal i zachowywanie w Kościele tylko tego, co najważniejsze
Dziękuję za ten artykuł. Od lat przywołuję ten przykład. Ludmiła Javorova nie była jedyną kobietą, która otrzymała święcenia kapłańskie. Jest natomiast jedyną wyświęcona kobietą znaną z imienia i nazwiska.
Stanowisko Kościoła wobec święcenia kobiet ma wspólny punkt ze stanowiskiem wobec in vitro. Mianowicie, Kościół jeśli chce być przekonywujący powinien odpowiedzieć, co w przypadkach skrajnych. Płodność mężczyzn i kobiet spada, co jest chorobą cywilizacyjną. A co w przypadku, gdy jedyną drogą spełnienia przykazania „bądźcie płodni i rozmnażajcie się” będzie kiedyś wyłącznie in vitro lub inne technologie medyczne? Czy nadal Kościół będzie utrzymywać, że jest to metoda zła sama w sobie, zamiast oceniać indywidualnie każdy przypadek? Przecież takiej samej jakości jest stanowisko Świadków Jehowy w sprawie zakazu transfuzji krwi, niczym się nie różnimy. To, że istnieją nadużycia nie uchyla pytania o przypadki szczególne. I tak jest ze stanowiskiem wobec święceń kapłańskich kobiet. Kościół powinien odpowiedzieć, co w przypadku gdyby żaden mężczyzna nie chciał przyjąć święceń. Eucharystia nie jest jednak tak ważna dla Kościoła by zatroszczyć się o jej przetrwanie. Co, niewyobrażalne? We Francji czy w Czechach już mniej, a będzie jeszcze mniej, także w Polsce. Oczywiście, hierarchia nie musi na to pytanie odpowiadać. A ja mam wtedy prawo sądzić, że to poziom refleksji Świadków Jehowy.
[Ja tylko pytam. Nie zajmuję stanowiska w sprawie słuszności lub niesłuszności udzielania święceń kobietom. Nie było też moją intencją ranienie Świadków Jehowy, których znam dość dobrze i których szanuję].
Kłania się patriarchalna kultura mizoginistyczna w połączeniu z nieheteronormatywną orientacją seksualną (uświadamianą czy też nie) sporej części księży katolickich ( i przeważającej części hierarchów i wysokich urzędników ) w instytucji KRK . Całkiem niedawno zdałam sobie sprawę, że instytucja KRK naprawdę wyżej stawia kwestię płci księdza (tylko M) od możliwości uczestniczenia w Eucharystii i przyjmowania innych sakramentów przez setki tysięcy katolików ( np. w Ameryce Południowej). Mówi: „Sorry, Winnetou ” tym wszystkim wierzącym Indianom z Ameryki Południowej, którzy (istni masochiści !) wybrali katolicyzm zamiast jednego z wielu innych obecnych w okolicy chrześcijańskich i niechrześcijańskich wyznań. Do nich docierają często jedynie świeckie misjonarki . Księża katoliccy wolą raczej parafie w większych miastach zamiast wielotygodniowych podróży do dżungli drogą wodną. A może zadać pytanie, co się stanie , kiedy kobieta zostanie księdzem ? Odpowiadam. Na świeżym przykładzie nowych księży z polskiego KEA. Ano nic. Nawet w ich dotychczasowym zakresie obowiązków nic prawie się nie zmieniło, bo już od wielu lat robiły prawie to wszystko, co robią ich koledzy księża, a przez parafian były traktowane od lat JAK księża. Niektórzy, po zapowiedzi, że wkrótce kobiety-diakoni zostaną ordynowane, bardzo się podobno zdziwili, bo sądzili, że pani diakon od lat obecna w parafii jest księdzem. A jaki był ostatni, już całkowicie ostatni argument mizoginów w KEA sprzeciwiających się ordynacji kobiet- na księży ? Przypomnę:” Jak rozwiązać problem urlopów macierzyńskich czy wychowawczych, kiedy taka kobieta-ksiądz urodzi dziecko ?!” Tylko, że panie diakoni (a wcześniej po prostu „panie z parafii” od lat robiły prawie wszystko to, co księża, a jednocześnie miały rodziny, i dzieci, i chorowały albo i nie, tak jak ich koledzy księża. I nikt z mizoginów nie podnosił argumentu urlopów związanych z rodzicielstwem, bo…bez tych kobiet, i w braku księży mężczyzn wiele parafii by nie funkcjonowało. I tak to wygląda. Ale przepowiadam, że w polskim KRK raczej sprowadzicie, nauczycie polskiego i wyświęcicie na księży katolickich młodych mężczyzn z Afryki czy Azji.
Zagadnienie święceń kobiet jest bardzo ciekawym zagadnieniem dogmatycznym. Głownie z tego względu, że Jan Paweł II wypowiedział się nieomylnie, że nie ma opcji, by Kościół wyświęcał kobiety, ponieważ nigdy tego nie robił. Ale zaraz potem pojawiły się liczne odkrycia i świadectwa, że kobiety otrzymywały święcenia, w tym biskupie. Prowadzi to do paradoksu, który może (jak wcześniej na innym przykładzie pokazał to Hans Kung) wysadzić dogmaty w powietrze. Bo skoro rzeczywistość weryfikuje, że nieomylna wypowiedź była obarczona błędem, to znaczy, ze nieomylność nie istnieje. A skoro nie istnieje, to także inne dogmaty ogłoszone na sposób nieomylny mogły być zwykłą ludzką pomyłką.
Czyli pozostaje powrót do wiary ewangelicznej. Trzeba otwartości serca i umysłu żeby jednocześnie pozwolić trwać przy dogmatach tym, którzy tak pojmują swoją wiarę, ale przyjąć podejście takie jak jest chyba w prawosławiu (popraw mnie jeśli mieszam), że dogmaty mają pełnić rolę pomocniczą. Jeśli dogmaty stają się przeszkodą (jak np dla mnie) by w pełni zawierzyć to należy je odrzucić. Problem w tym, że dogmatycy prędzej mnie wyrzucą i obwinią o rozmywanie doktryny, zanim zdąże powiedzieć, że wierzę. A przecież bez pomocy Jezusa, nikt nie może powiedzieć, że wierzy. No i co? Panowie mi będą wmawiać, że nie wierzę, bo obrona dogmatów jest ważniejsza niż moje zbawienie. Rozumiem argument, że bez dogmatów to grząski grunt, a herezje to reality. Tylko z drugiej strony dogmaty to tyrania i gwałt na tych co chcą myśleć i wierzyć, a ślepe zaufanie nie koniecznie po ich myśli. Ufać jest dobrze, ale nie da się zadać gwałtu by zaufać dogmatom jak ktoś widzi, że tam same sprzeczności się mnoża. PS. Wojtek powyżej Basia i Anna2 dyskusje rozpoczeły o Księdze Hioba. Wygląda to intrygująco.
Sorry, nie powyżej tylko pod tym artykulem co statystyki CBOS są cytowane. Można się pogubić pod którym artykułem jaka dyskusja. Napisz proszę coś o Hiobie….
Proszę doczytać Ordinatio Sacerdotalis. JP2 czegoś takiego nie powiedział, natomiast wypowiedział się nieomylnie, że Kościół nie ma władzy udzielania święceń kobietom. Więc jeśli jakieś święcenia były to były nieważne z definicji.
https://kulturalnysklep.pl/product-pol-3211-Raban-O-kosciele-nie-z-tej-ziemi.html
Polecam.