rE-medium | Tygodnik Powszechny

Wiosna 2024, nr 1

Zamów

Czesław Miłosz, przeciwnik śmierci

Czesław Miłosz na Warszawskich Dniach Literatury. Na drugim planie: Wisława Szymborska. Zamek Królewski, 9 maja 1997 roku. Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Wyborcza.pl

Tworzyć wersy, które krzyczą przeciwko przemijaniu – tak, zdaje się, Miłosz postrzegał swoją rolę.

Trzeci odcinek cyklu Damiana Jankowskiego „Chodzi za mną wiersz”. Wcześniejsze przeczytacie tutaj

Działo się to bodaj w 1993 roku. Czesław Miłosz udzielał wywiadu młodej dziennikarce. „Co pan sądzi o przemijaniu i śmierci?” – zapytała niewinnie. Noblista odpowiedział krótko: „Jestem przeciw!”. Przypominam sobie tę anegdotę, ilekroć wracam do wiersza „Sens”, zamieszczonego w „Dalszych okolicach” – o dwa lata wcześniejszym tomie, od którego datuje się późną twórczość Miłosza, jego rozliczanie z losem i pożegnanie ze światem.

Początkiem jest zdanie zwiastujące nadzieję: „Kiedy umrę, zobaczę podszewkę świata”, czyli „drugą stronę”, „wzywające odczytania prawdziwe znaczenie”. Tam nastąpi poznanie: „co nie zgadzało się, będzie się zgadzało. Co było niepojęte, będzie pojęte”. Ale prawdziwy ciężar utworu zawiera się w drugiej zwrotce, zaczynającej się od przejmującego pytania: „A jeżeli nie ma podszewki świata?”. I dalej: „Jeżeli drozd na gałęzi nie jest wcale znakiem / Tylko drozdem na gałęzi, jeżeli dzień i noc / Następują po sobie nie dbając o sens / I nie ma nic na ziemi, prócz tej ziemi?”.

Miłosz był, wiadomo, człowiekiem metafizycznej tęsknoty. Uparcie – zwłaszcza w ostatnich latach życia – pisał o poszukiwaniu „drugiej przestrzeni”, o tym, że potrzebuje Kogoś, kto by mu przebaczył, kto nadałby sens jego trudom, wyborom i pomyłkom. Nie zgadzał się na „diabelskie panowanie”, w którym „silni triumfują, słabi giną, a życie kończy się śmiercią”.

Ścieżki duchowych błąkań podszyte zostały przy tym wątpliwościami. Jeśli jest dobry Bóg – wnioskował poeta – to „niemożliwe, żeby ludzie tak cierpieli”. Mimo wszystko co mają począć ci, „dla których niebo i ziemia jest za mało i nie mogą żyć, jeżeli nie oczekują innego nieba i innej ziemi? Dla których ich własne życie takie, jakie jest, pozostaje snem, zasłoną, ciemnym lustrem i nie mogą pogodzić się z tym, że nigdy nie pojmą, czym było naprawdę” – notował w „Ziemi Ulro”. I słowa te odnosił przede wszystkim do siebie.

Mało tego. Autor „Pieska przydrożnego” nie zgadzał się na świat, w którym po prostu zniknie poczucie grzechu i winy. Czytamy w „Wierszu na koniec stulecia”, także z tomu „Dalsze okolice”: „Kiedy już było dobrze / I znikło pojęcie grzechu, / I ziemia była gotowa / W powszechnym pokoju / Spożywać i weselić się / Bez wiar i utopii […] Niestety moja pamięć / Nie chciała mnie opuścić, / A w niej żywe istoty, / Każda z jej własnym bólem, / Każda z jej własną śmiercią, / Z jej własnym przerażeniem”. Nie, nie było w nim zgody – podobnie jak w przypomnianym tydzień temu Leśmianie – na proste zapomnienie, naiwne przekonanie, że teraz już będzie dobrze, zapanuje szczęśliwość.

Tylko że „Sens” nie jest o tym, albo inaczej: nie tylko o tym. To oczywiście wiersz przeciwko pustce, ale jednocześnie przyznanie, że nawet w przypadku braku „podszewki świata”, coś „jednak pozostanie”. Co takiego? „Słowo raz obudzone przez nietrwałe usta, / Które biegnie i biegnie, poseł niestrudzony, / Na międzygwiezdne pola, w kołowrót galaktyk / I protestuje, woła, krzyczy”.

Tworzyć wersy, które krzyczą przeciwko absurdowi śmierci – tak, zdaje się, Miłosz postrzegał swoją rolę, w literaturze zaś widział nie zabawę, a trwały oręż przeciwko bezsensowi. Jeśli stał się poetą protestu, to właśnie wobec tego: że po wszystkim, co zajmowało nas w życiu, po ekstazach radości i momentach przeszywającego bólu nie będzie nigdzie śladu.

Noblista powrócił później do motywu zapasów z bezdusznym porządkiem wszechświata jeszcze kilkakrotnie. Najpełniej zrobił to w utworze „Wybierając wiersze Jarosława Iwaszkiewicza na wieczór jego poezji”. „[…] Gdyby nawet prawdą / Było, że z marzeń naszego gatunku / Zostanie tylko ogromny śmiech pustki, […] To i tak chwała należy się mężnym, / Którzy do końca zakładali protest / Przeciwko wiarę niweczącej śmierci” – stwierdzał. Oto dopełnienie jego artystycznego credo.

Ale jest jeszcze druga strona medalu. Nigdy nie stał się pustelnikiem pogardzającym rzeczywistością. Miłosz teolog spotykał się z Miłoszem poszukiwaczem sensualnych wrażeń, dopiero razem tworzyli jedność. W niebie bywał już za życia: gdy obserwował paryską ulicę o świcie w czerwcu, piękną nieznajomą w metrze, gdy smakował „ciemną słodycz kobiecego ciała” lub był „kołysany marzeniami porno”, kiedy wstawał „latem, zaraz po wschodzie słońca”. Ustawało „wszelkie wiedzenie”, wręcz płakał ze szczęścia, wdychając zapach łąki z dzieciństwa.

Długo dochodził do świadomości, że warto ekscytować się prostymi rzeczami. Przyznawał w 1977 roku, po sześćdziesiątce: „Byłem niecierpliwy i drażniło mnie tracenie czasu na głupstwa, do których zaliczałem sprzątanie i gotowanie. Teraz z uwagą kroję cebulę, wyciskam cytryny, przyrządzam różne gatunki sosów”.

Taki jest chyba według Miłosza sens nie tylko poezji, ale i ludzkiego życia: by zatrzymać to, czego doświadczamy, przetworzyć, odkryć jego wartość. By „wchłonąć jak najwięcej / Barw, smaków, dźwięków, zapachów, doświadczeń / Wszystkiego, co jest / Udziałem człowieka”. I zanieść tam, skąd przyszliśmy. Jak we wspaniałym wierszu „Trwałość”: przed nami „tłumna nocna kawiarnia” oraz śpiew pieśniarki, którego słucha poeta, i którego cień zostaje z nim już na zawsze. „Do tego byłem wezwany: / Do pochwalania rzeczy, dlatego że są” – powie w puencie „Kuźni”, w tym samym 1991 roku.

Wesprzyj Więź

Na koniec przecież i tak „jedna po drugiej filozofie zgasną”, upadnie to, co wydawało się niezniszczalne, blask stracą ziemskie potęgi. Nie musi jednak dojść do powszechnej apokalipsy. Wraz z pojedynczą śmiercią zawsze kończy się świat. Czyjś własny, intymny, niepowtarzalny świat.

Raz jeszcze: a jeśli „nie ma nic na ziemi, prócz tej ziemi”? Nie wszystko przepadnie. Zostanie słowo obudzone przez „nietrwałe” usta, pewnie już dawno poddane rozkładowi. Właśnie to słowo, z pozoru kruche i słabe, głośno zaprotestuje – choćby beznadziejnie, choćby w pustkę – „przeciwko wiarę niweczącej śmierci”.

Przeczytaj też: Nie sławić nicości. Starych poetów protest przeciwko śmierci

Podziel się

6
Wiadomość