Jako naczelny redaktor „Więzi” w latach 1981–1989 Wojciech Wieczorek pokazał wielką klasę. Postępując odważnie, a zarazem roztropnie, przeprowadził bezpiecznie pismo przez trudny czas i pomógł wielu osobom.
Po śmierci Wojciecha Wieczorka pisano o nim w nekrologach – jak najbardziej prawdziwie – że był pisarzem i publicystą. To prawda, zostawił po sobie setki artykułów i szkiców, wydał też dwie ważne książki: „Szkice z prowincji” i „Życiorysy pokornych”. Na co dzień jednak był przede wszystkim redaktorem. To była jego profesja, którą wykonywał z niezwykłą sumiennością.
W redakcji „Więzi”, która od początku gromadziła wiele indywidualności, ludzi utalentowanych i ambitnych, o różnych temperamentach, ktoś taki jak Wojtek Wieczorek, trzeźwo myślący, zdyscyplinowany i obowiązkowy, był nieodzowny i niezastąpiony. To on przez długie lata, najpierw jako sekretarz redakcji, potem jako zastępca redaktora naczelnego, w sposób profesjonalny – bo świetnie władał polszczyzną – dbał o staranną adiustację tekstów, pilnował całego procesu redakcyjnego, który obejmował też trudną fazę kontaktów z cenzurą.
Demokratyzm Wieczorka wyrażał się najlepiej w stosunku do ludzi: wszystkich traktował z jednakowym szacunkiem, bez względu na zajmowane stanowisko.
Przepracowałem u jego boku trzynaście lat. Kiedy na początku roku 1976 zwróciłem się z prośbą do Tadeusza Mazowieckiego o przyjęcie mnie do redakcji, ostateczną decyzję uzależnił on właśnie od opinii Wojciecha Wieczorka. Wojtek obawiał się nieco, że przybędzie mu jeszcze jeden niesforny dyskutant, a nie człowiek do pracy. Był to bowiem czas, kiedy w polskim życiu wiele się działo. Najpierw protesty przeciwko zmianom w konstytucji, potem Ursus i Radom, powstanie Komitetu Obrony Robotników, Towarzystwa Kursów Naukowych, głodówka w kościele Św. Marcina, tragiczna śmierć Staszka Pyjasa. Redaktorzy i współpracownicy „Więzi”, z Tadeuszem Mazowieckim na czele, angażowali się w działania na pograniczu opozycji demokratycznej, a jawni działacze tejże opozycji odwiedzali często lokal na Kopernika, który zamieniał się wtedy w klub dyskusyjny, a nawet punkt kontaktowy. Wieczorka zawsze pasjonowała materia społeczna, ale jednocześnie trzymał on mocno w ręku redakcyjne cugle.
Potem historia gwałtownie przyspiesza. Wszyscy znamy tamte wydarzenia. Kiedy Tadeusz Mazowiecki w sierpniu 1980 r. przekracza bramę Stoczni Gdańskiej, kierowanie pracą redakcji przejmuje praktycznie Wojciech Wieczorek, co w kwietniu 1981 roku kolegium redakcyjne potwierdza formalnie jego wyborem na redaktora naczelnego. Nowe zadanie już wkrótce okazało się wyjątkowo trudne: 13 grudnia, oprócz Tadeusza Mazowieckiego, który był wtedy szefem Tygodnika Solidarność, czterech redaktorów „Więzi” zostaje internowanych. Wojciech Wieczorek upomina się natychmiast u władz o ich uwolnienie, podtrzymuje kontakt z internowanymi. Dzięki dobrym relacjom z Centralnym Komitetem Katolików Niemieckich udaje mu się uzyskać stypendia kościelne w RFN dla trzech młodych kolegów, dzięki czemu władze uwalniają ich z internowania i zezwalają na czasowy wyjazd z kraju.
W latach osiemdziesiątych „Więź”, jako tytuł prasy katolickiej, cieszy się relatywnie większą swobodą niż reszta prasy. W rezultacie tak zwanej weryfikacji przeprowadzonej w stanie wojennym wielu dziennikarzy zostało pozbawionych pracy. Redaktor Wieczorek w porozumieniu z władzami zdelegalizowanego Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich zatrudnia w „Więzi” troje rozbitków. Redakcja staje się niejako tratwą ratunkową. Jednocześnie pismo zyskuje coraz więcej czytelników. Władze, chcąc przypodobać się Kościołowi, wyrażają zgodę na podniesienie nakładu z siedmiu do dziesięciu tysięcy.
Niestety życie w nieustannym napięciu i stresie Wojciech Wieczorek przypłacił zdrowiem: na początku roku 1989, jeszcze przed wydarzeniami Okrągłego Stołu, doznaje udaru. Lekarze zalecili mu wówczas wcześniejsze przejście na emeryturę. Jednak szczęśliwie wrócił do zdrowia, podjął na krótko służbę ambasadorską w Berlinie, a po powrocie do kraju niemal do końca uczestniczył w życiu redakcji, zadziwiając naszych młodszych kolegów młodzieńczą ciekawością świata, pogodą ducha i wspierając nas wszystkich swoim doświadczeniem i mądrością.
Jako naczelny redaktor „Więzi” Wojciech Wieczorek pokazał wielką klasę. Postępując odważnie, a zarazem roztropnie, przeprowadził bezpiecznie pismo przez trudny czas i pomógł wielu osobom. Jesteśmy mu za to winni szczególną wdzięczność. Nigdy nie dążył do władzy, nie zabiegał o honory i splendory. Był człowiekiem niezwykle skromnym, prawym, nie myślącym o sobie. Był po prostu bardzo dobrym człowiekiem. Nie znam nikogo, komu świadomie sprawiłby jakąś przykrość.
W moich oczach był uosobieniem dwóch postaw, charakteryzujących zdaniem wielu osób całą „Więź”: personalizmu i demokratyzmu. Personalizm Wojciecha Wieczorka najwyraźniej dochodzi do głosu w obu jego książkach. Procesy historyczne i przemiany społeczne ukazuje on poprzez analizę losów konkretnej lokalnej wspólnoty, swego rodzinnego miasteczka Łęczna na Lubelszczyźnie, poprzez wnikliwą i pełną empatii analizę losów konkretnych osób. A jego demokratyzm wyrażał się najlepiej w stosunku do ludzi: wszystkich traktował z jednakowym szacunkiem, bez względu na zajmowane stanowisko.
Był wierny swoim ideałom Polski wolnej i niepodległej, szanującej mniejszości, żyjącej w zgodzie z sąsiadami, otwartej na modernizację i rozwój cywilizacyjny, ale też – Polski sprawiedliwej. Przez sprawiedliwość społeczną rozumiał równe szanse dla wszystkich obywateli: szanse na godne życie, na pracę i uczciwe dorabianie się, dostęp do edukacji, kultury i uczestnictwo w narodowej wspólnocie.
Miał to szczęście, że za jego życia – za życia nas wszystkich – ziściło się marzenie o Polsce wolnej i niepodległej. Na naszych oczach, i – możemy tak chyba powiedzieć – z naszym skromnym udziałem, dokonał się cud historii: na drodze pokojowej skończył się komunizm, rozpadło się sowieckie imperium. Ale ideał sprawiedliwości społecznej, tak jak ją szczerze pojmował Wojciech Wieczorek, wciąż jest dla nas wyzwaniem. W dwadzieścia lat po obaleniu komunizmu ponad dwa miliony obywateli wolnej i demokratycznej Polski żyje w skrajnym ubóstwie i wykluczeniu społecznym. A na styku polskości i katolicyzmu, który tak pasjonował Wojtka, rodzą się nowe niepokojące zjawiska
Dlatego trzeba, abyśmy przeczytali jeszcze raz mądre książki Wojciecha Wieczorka i abyśmy – kontynuując dzieło, któremu on poświęcił trud całego życia – dalej tworzyli pismo, które będzie podejmować pogłębioną refleksję nad polskimi losami.
Tekst ukazał się w miesięczniku „Więź” nr 10/2012
Podoba mi sie Panski szacunek do drugiego czlowieka. Przewija sie on niejako podskornie we wszystkich Pana tekstach. Dziekuje!