Tom Ficowskiego jest jedynym tak przejmującym konsekwentnym poetyckim świadectwem Shoah. Owszem, były wiersze Miłosza, Różewicza, Herberta, ale nie było całego tomu poświęconego Zagładzie.
Został wznowiony tom legenda: „Odczytanie popiołów” Jerzego Ficowskiego (Wydawnictwo Nisza, Warszawa 2022). Przypomnijmy pokrótce jego historię[1]. Można powiedzieć, że powstawał przez bez mała ćwierć wieku. Pierwszy wers (tak, wers), który zostanie włączony do wiersza „Twoje matki obie” (w ostatecznej redakcji zamykającego cykl) poeta zapisał w 1952 roku, brzmiał on: „Pod Torą nadaremną”. W 1957 roku „Po prostu” publikuje poemat „List do Marc Chagalla”, najsłynniejszy utwór późniejszego zbioru.
W 1976 roku Ficowski skończył pracę nad tomem. Jednak rok wcześniej podpisał „Memoriał 59” będący aktem protestu przeciw zmianom w Konstytucji PRL, które gwarantowały przyjaźń z ZSRR i kierowniczą rolę PZPR w Polsce. W tym samym czasie poeta włączył się w prace Komitetu Obrony Robotników, toteż cenzura wydała tzw. zapis na niego – zakazano wydawania jego książek, artykułów, wierszy, a nawet skreślano z druku nazwisko, wskutek czego tom nie mógł się ukazać w żadnym z oficjalnych wydawnictw. Z jakiegoś powodu nie wydał go również Jerzy Giedroyc w Instytucie Literackim (choć Ficowski prowadził na jego temat korespondencję z Zofią Hertz).
Cykl Ficowskiego pokazuje przerażenie. Czy można znaleźć dla niego znieczulenie dzięki poezji? Czy jest to moralne? Nie, nie o znieczulenie tu chodzi, raczej o budzenie sumienia, o wstrząs
Tom ukazał się dopiero w 1979 roku w Londynie nakładem Stowarzyszenia Polskich Żydów. Niezależna Oficyna Wydawnicza NOWA wydała go w drugim obiegu w 1980, a oficjalnie ukazał się w Iskrach trzy lata później. Wcześniej zyskał jednak międzynarodową sławę, już w 1981 roku wyszło tłumaczenie na język angielski (wstęp napisał Zbigniew Herbert), potem tłumaczono ten cykl na francuski, hebrajski, niemiecki, szwedzki, jidysz i inne języki.
Poszukiwanie języka
„Odczytanie popiołów” to najprawdziwsze De profundis. Z tą różnicą, że autor psalmu 130 ufał Bogu, rozpacz zmieniał w nadzieję. U Ficowskiego dobywa się jęk z głębokości przerażenia, bez jakiejkolwiek pociechy. Bóg pojawia się tu tylko raz: „Jahwe milczy na wieki” („Księga”). Milczy w „księdze bezdzietnej”, zostawionej przez umarłych. Tylko „cisza wertuje / (…) słowo nad słowami / z wyrwanym językiem / ognia”. Jest tak, jakby razem z zabitym narodem zamilkł, a może nawet umarł sam Bóg. Język ognia, w ikonografii chrześcijańskiej znak Ducha Świętego, jest wyrwany, a więc tchnienia Boga już nie będzie. Zostaje cisza, pustka, przejmujące przerażenie. Nikt nie podźwignie z głębokości.
Tom Ficowskiego jest jedynym tak przejmującym konsekwentnym poetyckim świadectwem Shoah. Owszem, były wiersze Miłosza, Różewicza, Herberta, ale nie było całego tomu poświęconego Zagładzie. O tym, jak trudno było dojrzeć do poetyckiej opowieści świadka, świadczy fakt, że autor zmagał się z tematem długo, wracał do niego, uciekał, szukał właściwego języka.
Nie było łatwo go znaleźć. Bo przecież można się miotać między dosłownością i brutalnością opisu a liryzacją powodującą odrealnienie tego, co zdarzyło się naprawdę. Ficowski opowiada, ale powściągliwie, starannie dobierając słowa, niekiedy cytując relacje świadków. Tak jest zwłaszcza we wspomnianym „Liście do Marc Chagalla”, poemacie, w którym poznajemy historie dwojga ocalonych dzieci, które jednak nigdy nie zostaną do końca ocalone, bo lata w ukryciu naznaczyły je na całe życie. Dalszy ciąg wprowadza jednak znacznie tragiczniejszą perspektywę: „piaski Majdanka, Sobiboru, / wydmy Treblinki i Bełżca”, na których zabijane dziecko pytało: „Mamusiu, czy śmierć bardzo boli?”. To naga i okrutna śmierć, bez nawet wypełnionego okaleczeniem względnego ocalenia. I jeszcze dalszy ciąg – ukazanie tych, którzy szukali złota w popiołach zamordowanych i spalonych, którzy bili „brawa jadącym pociągom, / w których opuszczali nas na zawsze / Róża Gold i Frycek zza szafy”. Już nie świadkowie, ale właściwie współwinni zbrodni.
Inny dramatyczny przykład to wiersz „Twoje matki obie” stanowiący poetycką opowieść o historii żony Ficowskiego, Elżbiety:
Potem spałaś w tobołku
wyniesionym z getta
ktoś powiedział że w skrzynce
skleconej gdzieś na Nowolipiu
z dopływem powietrza
bez dopływu strachu
ukrytej w wozie z cegłą
(…)
Więc nie płakałaś
płacz bywał śmiertelny
luminal cię usypiał
swoją kołysanką
I prawie cię nie było
żebyś mogła być
Opisy, relacjonowanie zdarzeń – to musi porażać. Język konkretny, surowy, oszczędny, wstrząsający swoją ascezą, bo pokazywane jest to, co musi być pokazane, bez epatowania okrucieństwem, a przecież właśnie to robi wrażenie, ów ściszony ton, mówienie ze ściśniętym gardłem, dawanie świadectwa.
Przytoczone fragmenty pokazują jednak, że język poetycki Ficowskiego przekracza granice konkretu. Niejednokrotnie pojawiają się metafory, też oszczędne, ale stanowiące skrótowe (wedle awangardowej zasady ekonomii języka), lecz wiele mówiące komentarze. A zatem „z dopływem powietrza / bez dopływu strachu”, „luminal cię usypiał / swoją kołysanką”. Konkret zostaje uzupełniony o sensy daleko wykraczające poza dosłowną relację, zarazem jednak stanowią one integralną część świadectwa, gdy w dwóch słowach wyrażona jest cała dodatkowa historia – kwestia chronienia dziecka przed strachem.
Między słowami
Metafora odgrywa u Ficowskiego ważną rolę, ale właśnie nie jako poetycki nadmiar, lecz jako sposób przekazywania informacji. Pojawia się obraz, który unaocznia sytuację, zarazem ją dokładnie (tak, dokładnie) przedstawia. Jak w wierszu „5 VIII 1942” o ostatnich chwilach Janusza Korczaka, oczywiście wyobrażonych:
czy kłamał i na przykład
małymi dawkami
znieczulającymi
iskał spocone główki
z płochliwych wszy strachu
Poeta ukazuje nam tę scenę z całą dosłownością – spocone główki i wszy mogą być jak najbardziej konkretne, zarazem jednak zyskują dodatkowe znaczenie jako wszy strachu, które należy wyiskać, znieczulić strach kłamstwem; jest tu i opiekuńczość, i tragizm, brak nadziei, i heroizm. Wszystko w pięciu linijkach.
U Ficowskiego dużo się dzieje w języku, między słowami. Przyjrzyjmy się wierszowi „Ściana płaczu”:
przez tysiąc dziewięćset lat
rzucali szlochem
o ścianę
Zaczyna się od drobiazgowego, buchalteryjnego wyliczenia czasu, słownie, żeby nie było żadnej pomyłki. A potem ten obraz rzucania szlochem o ścianę, z jednej strony wymowny, z drugiej – ukazujący daremność, bo przecież to przetworzenie kolokwialnego „rzucać grochem o ścianę”. Znów w skrócie zawarta jest cała opowieść. Znajduje ona swój dalszy ciąg:
więc im wzniesiono
cztery ściany płaczu
Znów skrót – gra między konkretem a przenośnią. Miejsce śmierci, właściwie całkiem banalne, skoro to tylko cztery ściany, staje się pomnożonym miejscem najświętszym. Następuje jednak rozwinięcie:
i w czterech ścianach
zgładzono dokładnie
płacz wszystek
i płacz tego płaczu
i łzę dziesiątą po jankielu
do ostatniego pokolenia
łez
To już lament, z rytmizacją, powtórzeniami, dobitnym wyrażeniem rozpaczy. Warto jednak zwrócić uwagę na wers „i łzę dziesiątą po Jankielu”. Znów odzywa się echo potocznej frazeologii („dziesiąta woda po kisielu”), tutaj połączone z echem literackim, w którym pojawia się jankiel, ale pisany małą literą – owszem, taka jest konwencja tej poezji, pomijanie wielkich liter (choć jednak nie zawsze), w tym przypadku jednak zarówno ów banalny frazeologizm, jak pozbawienie jankiela jego wyjątkowości, osobowości, uczynienie z niego jednego z wielu, nazwanego rzeczownikiem pospolitym, sprawia, że ów wyrażony płacz jest w takim samym stopniu tragiczny, patetyczny, niepowstrzymany, w jakim zwykły, banalny, trudny do emocjonalnego oddania.
I puenta, ostatnia strofa:
więc jeszcze kret
nosi żałobę
i budzi kretowiska
wyrzuty ziemi
To może być konkretny kret. Ale też jest to Miłoszowy strażnik-kret z wiersza „Biedny chrześcijanin patrzy na getto”, głos sumienia. Tutaj on „nosi żałobę” – co oczywiście jest odniesieniem do koloru kreta, ale konkret tym bardziej staje się metaforą. I nośną metaforą staje się fakt, iż on „budzi kretowiska / wyrzuty ziemi”: znów konkret staje się przenośnią, wyrażoną dzięki dwuznaczności słowa „wyrzuty”. Efekt jest taki, że dzięki tym zabiegom płacz, daremny, niepotrzebny, a zarazem niepowstrzymany, staje się powodem pracy sumienia, w której uczestniczy i natura, choć czy praca ta może przynieść jakieś rezultaty, czy noszący żałobę kret nie będzie wiecznie budził niepokoju i nie dopuści do wymazania u świadka świadomości tego wszystkiego strasznego, co widział i o czym wie?
Bezsilność świadka
Zabiegi językowe sięgają jeszcze dalej. Odzywają się w nim słowa, a nawet całe frazy chrześcijańskie. Zagłada jest postrzegana z zewnątrz, ze świata nie-żydowskiego. To nie tylko nie uśmierza bólu świadka, ale jeszcze go wzmaga.
Czytamy wiersz „Wniebowzięcie Miriam z ulicy zimą 1942”. Tutaj nie ma konkretu opisu, cały utwór wyrażony jest językiem metafory, a właściwie obrazu, w którym nakładają się katolickie wniebowzięcie Marii Panny, starotestamentowa wizja wozu proroka Eliasza, a razem one zostają sprofanowane przez śmierć, która nie prowadzi do chwały: „hosanna / uniesiona / na samo dno”. To nie jest literackie odwrócenie wartości, żeby zaskoczyć, to dokładne przewartościowanie i ukazanie bezradności tradycyjnych wyobrażeń, które rozbijają się w pył w zderzeniu z faktem Zagłady.
Piotr Paziński w posłowiu, które zamieścił w tej nowej edycji „Odczytania popiołów” („Poniewczas popiołów”) pisze o bezsilności Ficowskiego jako świadka Zagłady, a zarazem o potrzebie pamiętania jako źródle zawartych w tomie wierszy. Tak, bezsilność patrzącego i niemożność zapomnienia. Ale też poszukiwanie i znalezienie formy, języka do opisani grozy.
Ten cykl pokazuje przerażenie. Czy można znaleźć dla niego znieczulenie dzięki poezji? Czy jest to moralne? Nie, nie o znieczulenie tu chodzi, raczej o budzenie sumienia, o wstrząs. I o lament dobywający się z głębokości przerażenia. Nic więcej nie da się już zrobić. Żeby tylko nie oszukiwać pamięci.
Przeczytaj też: Biedny chrześcijanin patrzy na getto
[1] Informacje czerpię z bardzo interesującego artykułu Heleny Chwiedosik „Jerzego Ficowskiego problemy z cenzurą na przykładzie edycji i recepcji cyklu poetyckiego «Oczytanie popiołów»”. „Sztuka Edycji” nr 2/2021, Uniwersytet w Białymstoku
Brak slow, chyba nie tylko dla takiego jak ja – dziesiatkami lat zmagajacego sie ze swiatem technicznym… – wielkie podziekowania…