Zima 2024, nr 4

Zamów

Może Bóg zachowuje mnie przy życiu, abym był głosem ofiar

Abp Światosław Szewczuk, 2018. Fot. BP KEP

Nad mogiłami zamordowanych w Buczy pomyślałem: dlaczego ja żyję, a oni zginęli? Nie znajduję na to odpowiedzi – mówi Katolickiej Agencji Informacyjnej abp Światosław Szewczuk, zwierzchnik Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego.

Krzysztof Tomasik (KAI): Kończy się Synod Biskupów Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego w Przemyślu. Wyjątkowy nie tylko dlatego, że miał się pierwotnie odbyć w Kijowie, ale też, że odbywa się w czasie wojny w Ukrainie.

Abp Światosław Szewczuk: Ten synod jest czymś wyjątkowym przede wszystkim dlatego, że po trzech latach mogliśmy się spotkać w cztery oczy. Przez dwa lata pandemii nasze obrady odbywaliśmy online – tak, aby życie Kościoła mogło się w miarę normalnie toczyć. Synod miał się odbyć w Kijowie także w kontekście ewentualnej wizyty papieża Franciszka w naszej stolicy. Niestety, po raz pierwszy we współczesnej historii naszego Kościoła mamy Synod w czasie wojny, co bardzo istotnie zmieniło charakter naszego spotkania.

Wszyscy biskupi przyjechali?

– Pierwsza przyczyna naszej radości ze spotkania jest taka, że wszyscy jesteśmy żywi, że przeżyliśmy pandemię i obecną fazę wojny, która trwa już ponad cztery miesiące. Przyjechali biskupi z Ukrainy i zagranicy. Wybraliśmy Przemyśl, aby wszyscy biskupi pracujący w Ukrainie jak najszybciej mogli wrócić do swoich diecezji.

Cztery miesiące wojny zrobiły nas starszymi, co najmniej o dziesięć lat

abp Światosław Szewczuk

Udostępnij tekst

Najważniejszym tematem była synodalność i powszechność Kościoła. W tej kwestii Kościół greckokatolicki, największy Kościół Wschodni na świecie, ma dużo do powiedzenia.

– Tak, to był główny temat. Drogą synodalności idzie obecnie cały Kościół katolicki. Idziemy tą samą drogą, ale według naszej tradycji. Z istoty jesteśmy Kościołem synodalnym. Na Synodzie zbierają się biskupi, ale nie jest to wydarzenie dotyczące tylko hierarchów. Biskup przede wszystkim reprezentuje swoją eparchię (diecezję), swoich wiernych, którzy teraz tak bardzo cierpią. Synod jest miejscem, gdzie wyraża się solidarność, wysłuchiwanie i pomoc każdemu, kto tego potrzebuje. Według naszego prawa kanonicznego jest najwyższą instancją, która ustanawia prawo kościelne i wybiera nowych biskupów. Potrzebowaliśmy tego Synodu także dlatego, aby teraz odpowiednio reagować na wojnę w Ukrainie w sposób zorganizowany i skoordynowany, szybki i efektywny.

Dyskutowaliście różne postulaty wiernych związanych z drogą synodalną. Z zebranych dotychczas ankiet wynika, że jedną z największych bolączek naszego Kościoła rzymskokatolickiego jest klerykalizm. A jak jest u Was?

– Oczywiście jesteśmy bardzo sklerykalizowani. Dlaczego? Dlatego, że przez dziesiątki lat działaliśmy w podziemiu, prawie bez księży. Kiedy wyszliśmy z podziemia, miliony grekokatolików miało tylko 300 księży. I było czymś oczywistym, że za odrodzeniem struktur szedł proces pewnej klerykalizacji. Hierarchia i duchowieństwo powracało też do normalnych ról, jakie powinni pełnić w Kościele. Tym się różnimy np. od Kościoła prawosławnego, że parafią kieruje proboszcz, a nie wybrany komitet, to on jest duszpasterzem.

Warto zwrócić też uwagę, że klerykalizm ma swoje ograniczenia i są nimi osoby świeckie. Zdajemy sobie doskonale sprawę, jak ważne są rola i głos świeckich. Nie ma czegoś takiego jak np. młodzież i Kościół, gdyż młodzież jest w Kościele. Tak samo jak nie możemy mówić duchowni i świeccy, gdyż jesteśmy jednym Bożym ludem. Było to czymś oczywistym w czasach, gdy pozostawaliśmy w podziemiu. Teraz musimy się tego uczyć.

Podczas naszych obrad synodalnych – soborowych, jak się to u nas mówi – elementem, który się co chwila przewijał, jest postulat świeckich o formację. Nie możemy już tylko zajmować się katechezą dzieci i młodzieży, ale prowadzić systematyczną formację świeckich, którzy aktywnie chcą angażować się w życie swoich parafii i brać za nią odpowiedzialność. Zaproponowana przez papieża Franciszka droga synodalna odznacza także wspólną odpowiedzialność za Kościół. Dzięki Bogu to u nas istnieje. Szczególnie w mniejszych parafiach wierni zdają sobie doskonale sprawę z tej odpowiedzialności i m.in. budują dla siebie świątynię. Doskonale odczuwają przynależność do wspólnoty i będą pamiętać, że ich dziadek budował ten wspólny dom. Bardzo często cerkiew jest najpiękniejszym budynkiem w miejscowości. Przecież wszystko, co najpiękniejsze i najdroższe, ludzie niosą do świątyni. Oczywiście nie chodzi tylko o rzeczy materialne, ale przede wszystkim duchowe, gdyż czują się oni częścią wspólnoty.

Dla mnie – tego, który poznał życie Kościoła katolickiego w podziemiu – był on przede wszystkim wspólnotą ludzi, ponieważ nie mieliśmy świątyń. Pójść do cerkwi znaczyło uczestniczyć we wspólnej modlitwie. Czasem całymi dniami oczekiwaliśmy kapłana. Wszystko odbywało się w tajemnicy, nie wiedzieliśmy, czy przybędzie, czy nie. Wspólnota, zaangażowanie świeckich, posługa kapłana wobec świeckich to tematy, które stale powtarzają się w postulatach napływających do naszych eparchii (diecezji).

Na Synodzie gościliście także różne delegacje solidarności…

– Spotkaliśmy się z ważnymi gośćmi. Był reprezentant Konferencji Episkopatu Polski, abp Józef Michalik, który przypomniał, że jest to jego drugi Synod UKGK. Na jeden z nich w Kijowie zaprosił go mój poprzednik, kard. Lubomyr Husar. Przemawiał w imieniu przewodniczącego KEP abp Stanisława Gądeckiego. Była to okazja, aby przemyśleć, jak Ukraina i Polska może wyjść naprzeciw wyzwaniom, nie tylko militarnym – gdyż jesteśmy przede wszystkim Kościołem – ale przede wszystkim humanitarnym, demograficznym, a także ekonomicznym oraz informacyjnym.

Jak mówi papież Franciszek, każda wielka wojna jest powiązana z wielkim kłamstwem i Kościół ma w tym czasie pełnić w sposób szczególny swoją prorocką funkcję, powiedzieć – czasem ostro – to, czego dyplomaci, politycy, ekonomiści nie potrafią zrobić, bo kierują się swoimi interesami. A celem naszego Kościoła jest obrona narodu, ludzi cierpiących z powodu wojny.

Był ks. Robert Vittillo, sekretarz generalny Międzynarodowej Katolickiej Komisji Migracyjnej, w ramach której działa grupa Katolicka Odpowiedź dla Ukrainy. Ten włoski kapłan powiedział, że bardzo ważnym było dla niego móc wysłuchać biskupów, aby jeszcze lepiej koordynować działalność na rzecz Ukrainy i uchodźców.

Był też nowy dyrektor dzieła pomocy niemieckich katolików Renovabis ks. Thomas Schwartz i jego współpracownicy. Organizacja ta po wybuchu wojny jako jedna z pierwszych odpowiedziała na nasze potrzeby. Dziękując im, użyłem łacińskiej sentencji „kto szybko daje, podwójnie daje”. Dzięki ich pomocy nasi biskupi i duchowni mogli pozostać na terenach ogarniętych wojną, gdyż nie mają oni żadnych środków na przeżycie i potrzebują pomocy z zewnątrz.

Była też delegacja Konferencji Episkopatu Austrii z jej przewodniczącym arcybiskupem Salzburga, Franzem Lacknerem i biskupem Grazu, Wilhelmem Krautwaschlem. Mieliśmy okazję podziękować Kościołowi Austrii nie tylko za jego pomoc i empatię w stosunku do Ukrainy, ale i za ich jasne i czasami zasadnicze stanowisko w stosunku do wojny. Nasz biskup zaporoski, biskup egzarchatu donieckiego podziękował im za to, że gdy Rosjanie zniszczyli nasz ośrodek Caritas w Mariupolu, zabijając dwie osoby, to austriaccy biskupi jako pierwsi przesłali kondolencje. Pokazuje to, jak blisko odczuwają naszą tragedię.

Odwiedza nas też przewodniczący Rady Konferencji Biskupów Europy (CCEE), arcybiskup Wilna Gintaras Grušas. W Przemyślu odczuwaliśmy wprost i niezwykle intensywnie solidarność całego Kościoła w Europie i na świecie. Dzięki temu też konkretnie możemy odpowiadać na nasz kryzys humanitarny.

W Ukrainie nie mamy konfliktu, ale jesteśmy świadkami zbrodni, gdzie jest zbrodniarz i ofiara. Zbrodniarza trzeba powstrzymać i to jak najszybciej

abp Światosław Szewczuk

Udostępnij tekst

Kryzys humanitarny, który się pogłębia i nie dotyczy już tylko Ukrainy, ale całego świata, szczególnie krajów najuboższych.

– Kryzys humanitarny będzie się powiększać, gdy wojna będzie się przedłużać. Zimą Ukrainę będą zabijać nie tylko rosyjskie bomby, ale też głód i zimno.

Zapytam o osobiste doświadczenia. W każdej chwili mógł Ksiądz Arcybiskup stracić życie.

– Podzielę się dwoma doświadczeniami, choć było ich więcej. Te dwa doświadczenia zmieniają człowieka na zawsze. Pierwszy wielki dylemat miałem gdy wybuchła wojna: czy my jako biskupi mamy pozostać na miejscu, czy uciec i gdzieś się schronić. Pozostaliśmy, dając tym samym świadectwo wierności Chrystusowi. To nie była łatwa decyzja. Wiele dobrych ludzi – w tym wojskowych, którzy mówili, że nie mogą nam zapewnić bezpieczeństwa – radziło, by wyjechać w bezpieczne miejsce, tym samym oni byliby mniej obciążeni psychicznie, troską i niepokojem o nas. Są jednak sytuacje, kiedy trzeba powiedzieć „nie”, nawet własnemu bezpieczeństwu, żeby być wolnym i powiedzieć „tak” Chrystusowi. Taką decyzję musi podjąć każdy osobiście. Jeśli komuś wprost zagraża śmierć, to na przykład ja jako biskup i zwierzchnik Kościoła, nie mogę rozkazać, aby ktoś oddał życie. To musi być dobrowolna decyzja. Jestem dumny z moich biskupów i duchownych, że postanowili pozostać. Muszę jednak powiedzieć, że te cztery miesiące wojny zrobiły nas starszymi, co najmniej o dziesięć lat.

Drugie doświadczenie dotyczy Buczy, do której przyjechałem tuż po odejściu rosyjskich żołnierzy, kiedy ciała zabitych leżały na ulicach. To był makabryczny widok. Pojechałem, żeby modlić się nad zbiorowymi mogiłami. Dlaczego były masowe groby? Ponieważ Rosjanie zmusili służby komunalne, aby zbierały ciała i chowali we wspólnych dołach.

Stanąłem nad jedną z mogił, gdzie nieekshumowane ciała ludzi ze związanymi rękami, młode kobiety i mężczyźni, jeszcze tam leżały. Zacząłem się modlić i po chwili czuję, że stoję na innych ciałach, że ta mogiła nie została całkowicie odkryta, a tylko częściowo, czuję świeże, miękkie, poruszające się podłoże. I wtedy naszła mnie myśl: człowieku, ty też mogłeś tam być z nimi. Pojawia się refleksja, w czym jestem lepszy od zabitych, dlaczego ja żyję, a oni nie. Niestety, na to nie znajduję żadnej odpowiedzi. Na to się nie da po ludzku odpowiedzieć. Takie momenty zmuszają człowieka do przewartościowania wszystkiego, czym dotychczas żył i znalezienia absolutnie nowej perspektywy życia.

To na przykład jeszcze bardziej trudne dla zajmującego się teorią profesora-etyka…

– Jestem z wykształcenia profesorem teologii moralnej. No tak, profesorek siedzi w wygodnym fotelu przy biurku i rozważa zasady wojny sprawiedliwej. Niestety, jeśli nie doświadczył brutalności i bezwzględności wojny, nigdy jej nie zrozumie.

Rozważa, czy Ukraina broni się sprawiedliwie czy nie, czy pomagać jej militarnie czy też nie?

– Czy może ma się poddać, bo za dużo już ofiar. Wtedy pojawia się obraz otwartej mogiły. Gdy Rosjanie w końcu odejdą z naszego kraju, to te mogiły będą wszędzie. Każdy teren okupowany jest już wyścielony takimi samymi mogiłami jak w Buczy. Pomyślmy teraz o Mariupolu, Sewierodoniecku i setkach miast, miasteczek i wiosek. Dlatego też nie można w żadnym wypadku mówić, że Ukraina jest miejscem konfliktu. Słowo konflikt prowadzi nas do tzw. myślenia symetrycznego, to znaczy, że każda ze stron ma swoje racje, ale prawda zawsze gdzieś leży pośrodku. Wtedy ten, kto szuka prawdy, chce być bezstronnym – supra partes.

I to jest wielki błąd tych, którzy teraz analizują sytuację w Ukrainie…

– Tak jest. Może teraz przemawia we mnie głos zabitych ludzi. W Ukrainie nie mamy konfliktu, ale jesteśmy świadkami zbrodni, gdzie jest zbrodniarz i ofiara. Nie można ich stawiać w symetrycznej opcji analizy i refleksji. Zbrodniarza trzeba powstrzymać i to jak najszybciej. Cała nasza polityka i duszpasterskie plany kościelne muszą być budowane na całkowitym poszanowaniu ofiary.

Na marginesie, tak właśnie Kościół katolicki postępuje walcząc z pedofilią, stawiając na pierwszym miejscu dobro ofiary. Myślenie symetryczne także okazało się w tym wypadku niebezpieczne i zwodnicze. Musimy głośno mówić o zeru tolerancji wobec zbrodni i zbrodniarza. Skupiamy się na szacunku wobec krzywd, ran i bólu ofiary. Czyli wszyscy, duchowni, teologowie, którzy teoretyzują na temat wojny, zasad wojny sprawiedliwej, muszą to przede wszystkim brać pod uwagę.

Może dlatego Pan Bóg zachowuje mnie przy życiu, aby być głosem ofiar, tych młodych ludzi, którym już nikt nie przywróci życia. Jestem przekonany, że Ukraina zwycięży, wszystko odbudujemy, ale tych wszystkich poległych już nie będzie nigdy wśród nas.

Mówimy o zabitych, ale ile mamy ofiar wojny żyjących z traumami wojennych tragedii, które na co dzień muszą z nimi żyć…

– To też był jeden z wielkich tematów naszych obrad. Przypomnijmy, że Ukraińcy są narodem, który w swojej historii doświadczał ludobójstwa: przeżyliśmy Hłodomor (Wielki Głód), I i II wojnę światową, czasy komunistyczne. Byliśmy narodem bez państwa, bezbronnym, wydanym na pastwę tych, którzy zwyciężali. Ta historyczna trauma jeszcze w naszej podświadomości tkwi, w naszych codziennych reakcjach.

Wielkim testamentem św. Jana Pawła II wobec Ukrainy było to, abyśmy leczyli historyczne rany i szukali na nie balsamu. Teraz jesteśmy wszyscy nosicielami nowych ran i traum. Dam przykład. Gdy przyjechałem do Przemyśla, pierwszy dzień i noc nie mogłem spokojnie spać i się poruszać. Uspokoiłem się dopiero gdy przyzwyczaiłem się do dochodzących do mnie okolicznych dźwięków. Wokół seminarium duchownego, gdzie mieszkaliśmy, trwa budowa i niektóre dźwięki przypominały mi na początku pobytu odgłosy wybuchów albo dźwięk syreny przeciwlotniczej. Przez pierwszą noc prawie nie mogłem spać. To jest postać pewnej traumy. Dopiero trzeciego dnia moja psychika powróciła do normy. Pomyślmy, co dopiero odczuwają ludzie, szczególnie dzieci, w miejscach, gdzie toczą się wojenne działania.

Nasi księża we Włoszech opowiadali, że gdy przyjechała grupa dzieci z Ukrainy na leczenie do watykańskiego szpitala Bambino Gesu to pierwszym ich pytaniem było: „Gdzie tutaj jest schron przeciwlotniczy?”. Nie mogły zrozumieć, że tutaj rosyjskie bomby nie docierają. Jeszcze długo nie będziemy mogli zrozumieć ran, które w sobie nosimy i ich głębi. Róbmy to, co możemy, aby wszystkich tym dotkniętych z tego leczyć.

Chciałbym opowiedzieć o pewnym doświadczeniu naszego Kościoła. Każda parafia, klasztor stały się centrami posługi socjalnej i wolontariatu. Ciekawe, że bardzo często ludzie przychodzą i proszą, aby dać im coś do zrobienia. Faktycznie, siedząc kilka godzin w schronie lub piwnicy, można zwariować. Zatem pierwszymi beneficjentami pomocy charytatywnej są sami wolontariusze. Sprawdza się przysłowie: „Chcesz pomóc sobie, to po pierwsze pomóż bliźniemu”. Naprawdę, gdy spotykasz się z takimi sytuacjami na co dzień, to stajesz się innym człowiekiem.

Ukraina jest gotowa zrobić pierwszy krok do uzdrowienia polsko-ukraińskiej pamięci. Będzie nim ekshumacja szczątków ofiar wołyńskiej tragedii

abp Światosław Szewczuk

Udostępnij tekst

Rodzi się zatem konieczność zapraszania wszystkich tzw. teoretyków wojny sprawiedliwej do odwiedzania Ukrainy i dotykania ran codzienności wszystkich doświadczonych realiami tragedii wojny…

– Zapraszamy wszystkich. Wiele osób w Europie nadal nie zdaje sobie sprawy z realiów toczącej się u nas wojny. Spróbujmy sobie wyobrazić. Dzisiaj linia frontu w Ukrainie ma trzy tysiące kilometrów. Jest na niej pół miliona żołnierzy, którzy walczą. Każdego dnia ginie ok. stu żołnierzy. A ile ginie osób cywilnych – tego nie wiemy. Dzieje się zatem wielka tragedia.

Dwa tygodnie temu odwiedziłem leżący 40 km od rosyjskiej granicy Charków, który jest stale ostrzeliwany. Jest czymś strasznym widzieć ludzi, którzy nie mają za co i co kupić. Do naszej katedry przychodzi codziennie ok. 2 tys. osób z prośbą o jakąkolwiek pomoc. Dostarczenie pomocy humanitarnej z zachodu Ukrainy do Charkowa – trzeba pokonać ok. 1500 km! – jest wielkim problemem, gdyż nie mamy paliwa. Aby zdobyć 20 litrów benzyny, trzeba stać godzinami w kolejce.

W sumie stajemy przed bardzo poważnymi problemami humanitarnymi. Niestety jesteśmy świadkami coraz mniejszej liczby konwojów humanitarnych. I nie chodzi tylko o samą żywność i odzież. Teraz musimy się zastanowić nad systematyczną i zorganizowaną na dłuższą metę pomocą. Sama gospodarka ukraińska potrzebuje wsparcia. Mówimy też, że lepiej będzie wspierać finansowo różne podmioty gospodarcze w kraju niż wspierać Ukrainę materialnie w postaci darów. Ludzie nie mają pieniędzy, a ci, którzy jeszcze coś produkują, nie mają zbytu. Jeśli możemy wyprodukować coś we własnym zakresie, powinniśmy to robić. Ludzie nie chcą żyć z darów, chcą pracować, zarabiać i sami sobie kupować. Także ci, którzy są zagranicą, pragną pracować i sami się utrzymywać.

To normalna postawa…

– Częścią ukraińskiej kultury jest naturalna potrzeba pracy i to, że sam na siebie potrafisz zarobić. Oczywiście nie wszyscy Ukraińcy są aniołami, pochodzą – tak jak wszędzie na świecie – z różnych warstw społecznych. Co ciekawe, duża część uchodźców ma wyższe wykształcenie i tym samym reprezentują kulturę wysoką. Dla nich jest to przyczyna dodatkowych cierpień, gdyż nie są doceniani, nie mogą wykorzystywać swojego intelektualnego potencjału.

W tym miejscu znowu chciałem podziękować Polakom. Ostatnio przeczytałem artykuł, w którym napisano, że poszukuje się ok. 200 nauczycieli ukraińskich, gdyż chce się zapewnić ukraińskim dzieciom edukację. Naprawdę, Ukraińcy mogą dużo dać z siebie dla polskiego społeczeństwa. Nie są po to, aby coś Polakom i innym zabierać, ale chcą coś wnieść do życia codziennego, chcą wnieść coś dla dobra wspólnego w społecznościach, w których żyją.

Można spotkać się z opiniami, że wojny w Ukrainie nie da się w żaden sposób racjonalnie wytłumaczyć, stąd proponuje się jej biblijne tłumaczenie. Ta wojna jest z istoty czymś diabelskim, co jest dodatkowo popierane religijnym uzasadnieniem tzw. ruskiego miru, jak to robi patriarcha moskiewski, formą walki dobra z absolutnym złem. Zgadza się Ksiądz Arcybiskup z taką interpretacją?

– Oczywiście, że tak. Usprawiedliwiając diabła, uczestniczymy w jego zbrodniach. Mam potwierdzenie i świadectwo, że to jest wojna diabelska. Miesiąc temu byłem w szpitalu wojskowym w Irpieniu, który został zbudowany po 2014 r. jako centrum rehabilitacji dla żołnierzy rannych w Donbasie. To wielki kompleks medyczny z nowoczesnym wyposażeniem. Irpień był okupowany przez Rosjan od 5 marca. Przez cały czas okupacji wojskowi lekarze pracowali i ratowali życie rannych.

Ordynariusz szpitala opowiedział mi taką historię. Każdy dzień rozpoczynał od modlitwy z lekarzami. Czytali psalmy, listy św. Pawła i fragment Ewangelii na każdy dzień. Zawsze też oczekiwał, żeby na modlitwę przyszło przynajmniej pięciu lekarzy. Zapytałem, dlaczego pięciu. On odpowiedział, że Pan Bóg powiedział do Abrahama, że jeśli znajdzie w Sodomie i Gomorze chociaż pięciu sprawiedliwych, to je ocali. I proszę sobie wyobrazić, że żaden z lekarzy nie zginął. Uratowali wielu ludzi. Potem byli ewakuowani i powrócili, a teraz zajmują się odbudową szpitala. Popatrzmy, jaką siłę ma modlitwa pięciu sprawiedliwych. Pokazuje to, że ta wojna ma wymiar duchowy i to jest walka dobra ze złem. Musimy się tej walki uczyć.

W moich codziennych przesłaniach staram się uczyć reguł tej walki. Metropolita Andrzej Szeptycki, który przeżył I i II wojnę światową, napisał tak: „Żołnierz, który każdego dnia stoi w obliczu śmierci, musi mieć czyste sumienie, dlatego, że musi być gotowym na śmierć i w każdej chwili może stanąć przed obliczem Bożym”. Wielu ludzi żyjących w warunkach wojny wręcz domaga się sakramentu pokuty i pojednania.

Kiedy odwiedziłem Czernichów, nasi ojcowie redemptoryści opowiedzieli mi taką historię. Spotkali stojącego na warcie żołnierza i zapytali, czy czegoś potrzebuje, a on im odpowiedział: „Nie chcę kiełbasy, ale chcę się wyspowiadać”.

Papież Franciszek w końcu przyjedzie na Ukrainę?

– Papież od dawna mówi, że chciałby do nas przyjechać. Kiedy osobiście się z nim widziałem w listopadzie ub.r., powiedział mi, że zdecydował się i przyjedzie, ale czeka na odpowiedni moment. Jak na razie na tym stanęło. Dotychczas jeszcze nie ogłoszono oficjalnie terminu wizyty.

Kiedy wyjeżdżałem na Synod do Przemyśla, zapytałem naszego nuncjusza apostolskiego w Ukrainie, czy po wielu ostatnich papieskich wypowiedziach na ten temat w mediach można słowa papieża Franciszka potraktować jako formalne ogłoszenie wizyty. Odpowiedział, że nie.

My cały czas oczekujemy wizyty Ojca Świętego. Moskwa już powiedziała, że go nie oczekuje. Czekamy na papieża przede wszystkim dlatego, bo jest on niezwykle mocny w swoich gestach. Kiedy przyjedzie do nas, pokaże całemu światu, że jest po stronie Ukrainy, nawet jeśli nie wypowie imienia agresora. Dobrze gdyby pojechał do Buczy, symbolu zniszczonych ukraińskich miast. Czytamy w Ewangelii, że Piotr jest pierwszym w nawróceniu. Chrystus powiedział do niego: „Diabeł chciał was przesiać jak pszenicę, ale ja modliłem się za was, żeby nie zmniejszyła się wasze wiara”. Powiedział do Piotra, że po nawróceniu będzie utwierdzał wiarę w swoich braciach.

Jestem przekonany, że ten charyzmat Ducha Świętego stale działa w osobie następcy św. Piotra. Zresztą Duch Święty działa niezależnie od osoby, jej sposobów myślenia i wypowiadania. Ten charyzmat jest teraz niezwykle potrzebny Kościołowi, a papież jest pierwszy pośród tych, którzy się nawracają. Myślę, że wystarczy, żeby papież dotknął ran Ukrainy, nawet bez słów, i to już będzie dowód wielkiego działania Ducha Świętego.

Wojna spowodowała niespodziewane zbliżenie Polaków i Ukraińców. Bez wątpienia przyczyni się w końcu do zaleczenia naszych historycznych ran…

– Nasz Synod odbył się w Polsce i tym samym jeszcze bardziej odczuliśmy, że więcej nas łączy niż dzieli. Widzimy, że nasze wspólne rany można zagoić. Cieszę się niezwykle, że pomiędzy Polską a Ukrainą wzrasta wzajemny szacunek i porozumienie. Co ważne, rządy naszych krajów przygotowują listę trudnych spraw, które musimy podjąć, żeby ofiary rzezi wołyńskiej zostały odpowiednio uszanowane, ale też ofiary prześladowań Ukraińców na terenie Polski.

Podkreślę, że nie chcemy się rozliczać, ale leczyć rany naszej wspólnej historii. Kiedy ta lista kroków dla uzdrowienia pamięci powstanie, Ukraina jest gotowa zrobić pierwszy krok. Na pewno pierwszym krokiem będzie proces ekshumacji szczątków ofiar wołyńskiej tragedii. Na pewno hasłem naszego kolejnego etapu polsko-ukraińskiego pojednania będą słowa: „pamiętamy i wybaczamy” – razem pamiętamy i razem wybaczamy.

Czy UKGK wesprze działania ukraińskich władz w sprawie ekshumacji i pochówku pomordowanych w czasie rzezi wołyńskiej?

– Oczywiście, że tak. Tak samo mam nadzieję, że Kościół rzymskokatolicki w Polsce poprze wszelkie inicjatywy potrzebne dla uszanowania ukraińskich ofiar Akcji Wisła. Pamiętajmy, że mord jest przestępstwem i grzechem, bez względu w czyim imieniu i kto go popełnia. Teraz w Ukrainie doskonale to widzimy, że Kościół musi stać po stronie ofiar, mówić w ich imieniu, dawać przykład, jak oddać im najwyższą cześć.

Jakie przesłanie po Synodzie płynie do całego świata?

– W przesłaniu przede wszystkim mówimy wprost, o co chodzi w tej wojnie, gdyż to nie jest takie jasne dla wszystkich. Wyjaśniamy, dlaczego Ukraina stała się centrum globalnych zmian świata na poziomie politycznym, ekonomicznym, militarnym, ekumenicznym itd. Przed wszystkim Ukraińcy powiedzieli, że nigdy już nie będą niewolnikami (rabami), nie będziemy niczyją kolonią, podobnie jak w historii krajom kolonialnym powiedzieli to Amerykanie, mieszkańcy Afryki, Ameryki Łacińskiej i wielu innych. Podkreślmy: ich „nie” doprowadziło do światowych zmian. Teraz to samo dzieje się w Ukrainie.

Dla tego, kto boi się zmian, chce trwać w tym, co jest, w tych wydawałoby się nienaruszalnych konstelacjach dyplomatycznych, politycznych, ekonomicznych będących sferami jakiegoś komfortu – okazało się, że tak dalej być nie może. I sprawcą tego stali się Ukraińcy. Trzeba sobie wprost powiedzieć, że wojna Rosji przeciwko Ukrainie jest neokolonialną wojną w Europie. I dlatego Ukraińcy się nie poddają.

Jako biskupi i cały Kościół dziękujemy wszystkim, którzy mają odwagę to powiedzieć. Dziękujemy, żołnierzom, wolontariuszom, pracownikom służby zdrowia, wszystkim sferom społeczeństwa ukraińskiego. Spójrzmy, że jak postawa społeczeństwa zmieniła prezydenta Ukrainy, który na początku nie był tak zdecydowany w swoich działaniach wobec wielu spraw jak teraz. Teraz jest przywódcą narodu broniącego swojej ojczyzny. Przede wszystkim dziękujemy tym, którzy oddają życie za wolność Ukrainy.

Wesprzyj Więź

Mówimy też, jakim chcemy być Kościołem w okolicznościach wojny. Kościołem, który słucha, jest blisko i towarzyszy swojemu narodowi, który leczy i uzdrawia rany, jest Kościołem głoszącym nadzieję. Nawet gdy komuś się wydaje, że znajdujemy się w narożniku bez wyjścia, to jednak są w nim drzwi. Musimy zatem mieć klucz, aby je otworzyć.

Rozmowa ukazała się w serwisie Katolickiej Agencji Informacyjnej pt. „Ukraina stała się centrum globalnych zmian świata”. Obecny tytuł od redakcji Więź.pl

Przeczytaj też: Wspólnie zakończmy to piekło na ziemi

Podziel się

4
2
Wiadomość