Jesień 2024, nr 3

Zamów

Stefan Wilkanowicz: „Metr z Sèvres” chrześcijanina

Stefan Wilkanowicz. Fot. Adam Walanus / adamwalanus.pl

Choć był wybitnym intelektualistą, to odpowiedzialność chrześcijańska nie sprowadzała się dla niego do diagnoz intelektualnych, lecz zawierała niezbędnie impuls do zmieniania świata na lepsze.

W wieku ponad 98 lat zmarł wczoraj w Krakowie Stefan Wilkanowicz. Nie będę tu wymieniał rozlicznych jego funkcji. W takim dniu chcę przypomnieć go sobie jako człowieka.

Tomasz Ponikło nadał swojej książkowej rozmowie ze Stefanem Wilkanowiczem tytuł „Chrześcijanin”. Bardzo słusznie. I dla mnie Pan Stefan był „metrem z Sèvres” chrześcijanina: wzorcowym przykładem, jak łączyć głęboką duchowość z niestrudzoną działalnością na rzecz innych, refleksję intelektualną z zaangażowaniem społecznym, nieuchronny upływ czasu z młodzieńczą energią i pomysłowością – a to wszystko wraz (a raczej przede wszystkim) z tworzeniem wspaniałej własnej rodziny.

Z nim właśnie miałem najbliższe osobiste kontakty spośród wielkich – dziś już legendarnych – krakowskich liderów ruchu „Znak”. Gdy go poznałem, był redaktorem naczelnym miesięcznika „Znak”. Ale zajmował się także mnóstwem innych spraw. Czynił to obok kierowania pismem katolickim – a może czynił to właśnie dlatego, że kierował takim pismem? Przecież dla Stefana Wilkanowicza – wybitnego intelektualisty – odpowiedzialność chrześcijańska nie sprowadzała się do diagnoz intelektualnych, lecz zawierała niezbędnie impuls do zmieniania świata na lepsze.

Tak mu pozostało do końca życia. Gdy przed ponad trzema laty w gronie przyjaciół z Krakowa i Warszawy odwiedziliśmy Stefana Wilkanowicza z okazji 95. urodzin, uważnie słuchał o współczesnych wydarzeniach, śmiał się i żartował, ale najczęściej z zadumą powtarzał: „I co ja mam z tym teraz zrobić?”. Jak zawsze, zastanawiał się, co trzeba uczynić, by choć trochę poprawić nasz świat.

Był człowiekiem dialogu. Chciał i umiał słuchać. Doświadczyłem tego jako młody nieopierzony publicysta, rozpoczynając współpracę ze „Znakiem”. Równocześnie pod mądrym współkierownictwem Pana Stefana zajmowałem się organizacją międzynarodowego seminarium o Europie Środkowej. Lekcje z tych regularnych wówczas rozmów pozostają ze mną na całe życie. Później wielokrotnie doświadczałem, jak Pan Stefan szukanie odpowiedzi na najtrudniejsze problemy zaczynał od stwierdzenia „Zróbmy ankietę”. On głęboko wierzył, że od innych można i trzeba się wiele nauczyć.

Znany jest jako pomysłodawca obowiązującej preambuły do Konstytucji RP. Jego artykuł „Moja prywatna preambuła” opublikowany w 1995 r. w „Tygodniku Powszechnym” zainspirował Tadeusza Mazowieckiego, który wykorzystał tekst Wilkanowicza do stworzenia formalnego projektu, a następnie zbudował wokół niego konsensus i porozumienie.

Gdy w 2004 r. Stefan Wilkanowicz otrzymał Nagrodę Dziennikarską „Ślad” im. bp. Jana Chrapka, skończył już 80 lat. Niektórzy członkowie kapituły postulowali, żeby przyznać mu nagrodę honorową, za całokształt pracy. Po krótkiej dyskusji uzgodniono jednak, że Pan Stefan nie spoczywa na laurach, więc nie honorowe nagrody są mu potrzebne, lecz uznanie za nowatorską bieżącą pracę, jaką wtedy wykonywał.

Imponował wtedy (i później też) swoją młodzieńczością. Byłem od niego młodszy o prawie 40 lat. Tymczasem to on wyprzedził mnie i moich rówieśników, tworząc pierwsze w kręgach katolickich czasopismo internetowe „EuroDialog”. Z pasją opowiadał o kolejnych publikacjach edukacyjnych, do których dołączał płyty CD – w czasach gdy elektroniczna forma przekazu była jeszcze uważana za coś niegodnego prawdziwego intelektualisty.

Miał niezwykle szerokie horyzonty patrzenia na świat. Jako jeden z pierwszych w Polsce zaczął mówić o potrzebie trialogu międzyreligijnego, czyli konieczności spotkań, rozmów i interakcji wyznawców trzech religii monoteistycznych: judaizmu, chrześcijaństwa i islamu. W ramach działalności Fundacji Kultury Chrześcijańskiej Znak przez 13 lat redagował magazyn internetowy „Forum Żydzi – Chrześcijanie – Muzułmanie”. Przekonywał, że żaden Europejczyk nie powinien zdać matury bez poważnej refleksji nad trzema pytaniami: 1. Dlaczego Auschwitz? 2. Dlaczego Kołyma? 3. Dlaczego Sarajewo?

Wesprzyj Więź

Sam wiele robił, ale też inspirował innych. Z jego inicjatywy powstała unikalna trójreligijna „Deklaracja Europejska”, podpisana w 2003 r. przez przedstawicieli Polskiej Rady Chrześcijan i Żydów oraz Rady Wspólnej Katolików i Muzułmanów. Sygnatariusze ogłaszali: „Chcemy budować społeczeństwo, w którym nikt nie będzie opuszczony, obojętny na los innych, chcemy rozwijać dialog i współpracę. Chcemy rozwijać demokrację opartą o równe prawa i możliwości pełnego udziału każdego człowieka we wszystkich sferach życia. Chcemy wychowywać ludzi przywiązanych do swoich społeczności lokalnych, do wspólnot narodowych i do wspólnej Europy. Chcemy budować Europę, w której cenione będą wszystkie kultury oraz nastąpi powszechne uznanie podstawowych wartości zawartych w Dekalogu”.

Gdy umiera taki człowiek w takim wieku, to myśli, słowa i modlitwy mogą wypowiadać tylko jedno: wdzięczność za świadectwo jego życia.

Przeczytaj także: Andrzej Zoll – Trudno mówić o dialogu w Kościele w Polsce, mamy raczej monolog

Podziel się

18
2
Wiadomość

Zachęcony francuskim akcentem tytułu chciałbym podzielić się następującą uwagą. W 1986 r. Patrick Michel opublikował interesujący, według mnie inteligentny, artykuł pt. „Y a-t-il un modèle ecclésial polonais ? / Is there a Polish Ecclesiastical Model ?” (tekst dostępny w Perseuszu). Autor rozpoczął tekst od przypomnienia wypowiedzi kardynała Wyszyńskiego, który broniąc prawa do zachowania rytu łacińskiego w Polsce w czasie II Soboru zwrócił uwagę, że skoro Afrykańczycy mają swój styl wyrażania wiary, to dlaczego Polacy nie mogą mieć swojego. Następnie Michel zadał retoryczne pytanie, czy aby kardynał nie znalazł wymówki na obronę archaicznego stylu Kościoła w Polsce. W ten sposób autor wprowadza czytelnika do prezentacji wielkiej i subtelnej gry, jakiej podjął się kardynał Wyszyński promując ludowy Kościół w komunistycznej Polsce. Uświadamia, że w czasie panowania w Polsce diamatu, idea nowoczesności i modernizacji była całkowicie zawłaszczona przez komunizm i wyłącznie z nim oficjalnie utożsamiana. Zachodnie hasło modernizacji Kościoła było idealnym młynem na wodę dla władz i elit PRL. Żeby chronić słuszną prostotę wiary zagrożoną wypaczeniem przez celowo źle pojęty modernizm, rozpoczął kardynał grę by chronić jedno, a jednocześnie powoli i stopniowo realizować reformy II Soboru, ale na tyle dyskretnie i wolno, by komunizm nie położył na to łapy. Michel nie wygłasza apoteozy, zwraca uwagę na pewne niepotrzebne archaizmy polskiej wiary, jak i opozycję młodych pokoleń wl . 60 i 70 wobec przykazania czystości. Ale jest pod wrażeniem strategii i metod, którym kierował się kardynał, a polskie zaś misjonarstwo rozlane na cały świat stało się pewnym potwierdzeniem siły polskiego Kościoła. Czemu ja o tym mówię? Bo wielu katolickich intelektualistów, uważanych dziś za wybitnych, nie rozumiało dzieła kardynała, krytykując go. I w sumie nie to mnie dziwi, że niektórzy nie rozumieli tego ówcześnie, ale to, że wśród nich byli tacy, którzy do końca nie chcieli przyjąć tych faktów do świadomości, zwracając ostatnio uwagę, że część programu kardynał uległa deformacji i że „Teraz czeka nas etap trudnego oczyszczania polskiego chrześcijaństwa z tych pogańskich naleciałości”.

Ludzi dialogu obecnie – oprócz kilku środowisk czyli jak zwykle 🙂 jak na lekarstwo.
Znak, TP czy Więź plus Kontakt.
Na resztę stron i portali katolickich – zaglądam z ciekawości, by zobaczyć, czego się znów boją.
Albo co trzeba napisać.

@karol próbował tutaj przebić bańkę takiego samozadowolenie i intelektualizmu.
Filozofowanie i takie ładne teksty – to jakiś sposób radzenia sobie „kościoła otwartego” z tą resztą, kiedy inni i tak zrobią swoje. Bo mają władzę. Masę. Nieważne, że im słoma z butów i tak dalej.
I powiedział wiele ważnych rzeczy – między innymi, że kościół otwarty przegrywa z mainstreamem. Nazywał rzeczy po imieniu. Męczył moderację. Ja zresztą też.

Tak Was widzą, drodzy wierni KRK- ci inni.
Chrześcijaństwo w Polsce dobrze obecnie podsumował Podsiadło, w piosence, która złości pana Terlikowskiego.

Pan Forysiak też ją pewnie odpowiednio skomentuje. Zapraszam.
„Teraz czeka nas etap trudnego oczyszczania polskiego chrześcijaństwa z tych pogańskich naleciałości”. Ano.

https://www.youtube.com/watch?v=LDP6cRSyStg
W ramach drogi synodalnej, kto tak naprawdę ich posłuchał?

„No weź, nie wpuszczaj ich Piotrek, to sama jest hołota.”
„Rzucę kamieniem prosto w twoją twarz,
Nic o mnie nie wiesz, a ja ciebie znam
W niebieskim niebie nie otworzą bram
Bóg da zbawienie, ale tylko nam.”

Ewangelizacja – owoce level master.

Miła Pani, jeśli szuka Pani miejsca dialogu (co nie oznacza wymiany podobnych poglądów się ludzi o podobnych poglądach z dyskretnym potępieniem ludzi o innych poglądach tak jak przeważnie w czterech podanych przez Panią tytułach) polecam projekt „spięcie” Jeśli woli Pani podejść do niego akurat od strony magazynu Kontakt to tędy https://magazynkontakt.pl/spiecie/

Można by prosić o uzasadnienie Pańskiej tezy, że w „Więzi” (pomińmy już inne tytuły, skoro pisze Pan tutaj) „przeważnie” posługujemy się „dyskretnym potępieniem ludzi o innych poglądach”?

Panie Redaktorze – zbiorę przykłady i podeślę. Na gorąco przypomina mi się najazd na J. Pulikowskiego, niegdyś bardzo zasłużonego autora książek tłumaczących narzeczonym i młodym małżonkom wiele lekceważonych subtelności niezbędnych dla budowy relacji (choć ostatnio trochę niedzisiejszego). Oczywiście trzeba przyznać, że Więź bardziej niż kto inny dała mu prawo do obrony. Pozdrawiam.

Będę zatem cierpliwie czekał na te przykłady.
Proszę tylko pamiętać, że Pańska teza brzmi, iż my „przeważnie” posługujemy się „dyskretnym potępieniem ludzi o innych poglądach”. Należy więc wykazać, że „dyskretne potępienie ludzi o innych poglądach” jest dominującą regułą naszego postępowania.
Polemika z Jackiem Pulikowskim na pewno nie należy do stworzonej przez Pana kategorii, jest bowiem otwartą i stanowczą polemiką właśnie, a nie „dyskretnym potępieniem”.

Zgoda, ale jak rozumiem Pismo, sprawiedliwy to nie ten, który nie błądzi, tylko ten, który szuka prawdy. A taki był co o nim wiem, Stefan Wilkanowicz. Dla mnie tylko „metr z Sèvres” to o jeden most za daleko, gdyż w Kościele „mieszkań jest wiele”, wzorców najlepszego chrześcijanina jest dużo i żaden nie ma przewagi nad innymi.