Jesień 2024, nr 3

Zamów

„Empuzjon” to coś więcej niż oddech między genialnymi powieściami Tokarczuk, ale…

Olga Tokarczuk. Fot. Materiały prasowe

Wiadomo, że epoka rewolucyjna nie sprzyja niuansom. Co nie oznacza, że człowiek myślący ma ten brak niuansów przyjmować za dobrą monetę.

Na Festiwalu Góry Literatury 16 lipca będę miał zaszczyt prowadzić spotkanie z Olgą Tokarczuk, więc o jej „Empuzjonie” napiszę teraz mniej, niż by należało. A i tak dużo. Postaram się przy tym nie spoilerować.

Przed ukazaniem się książki zapowiadano, że stanowi ona grę z „Czarodziejską górą” Manna. Uzasadnieniem tej gry jest fakt, że lekarze z Davos przyjeżdżali do Görbersdorfu (Sokołowska) po naukę, jak zorganizować klimatyczne leczenie gruźlicy. Ta gra czy raczej: rozmaite gry z Mannem są „apetyczne” (by użyć słowa, które lubi główny bohater „Empuzjonu”): ewidentna ironia pozostaje ironią, nie szyderstwem; znajdujemy szybko odpowiednik Kławdii Chauchat, są trzymający się z boku Rosjanie, Settembrini jako liberał August August z Wiednia, nie ma natomiast Naphty, chyba żeby zobaczyć go w Longinie Lucasie (ale temu brak szaleństwa tamtego) lub we Frommerze, znanym zresztą z „E.E.”. Pojedynek o duszę Castorpa, u Tokarczuk – Wojnicza, zyskuje domyślną w tamtej powieści, a tu dość jasno zarysowaną motywację homoseksualną. Zamiast wyprawy na nartach mamy samotny spacer do lasu, równie precyzyjnie, jak u Manna, opisane jest menu.

Nie myślę przeczyć, że kultura europejska była patriarchalna, ale kobiecość bywała w niej przedmiotem pozytywnej fascynacji, bywała dowartościowana

Jerzy Sosnowski

Udostępnij tekst

Bohater został ekonomicznie sprowadzony na ziemię: studenta nie stać by było na tak długi, jak w „Czarodziejskiej górze”, pobyt w głównym budynku sanatorium, toteż Mieczysław mieszka w nieodległym od „Kurhausu” tańszym pensjonacie. Tokarczuk zrobiła oczywiście porządny research historyczny, czemu zawdzięczamy postać Thilo von Hahna, którego pierwowzór nazywał się Leo Popper i był przyjacielem Györgya Lukácsa (ten pojawia się na chwilę pod swoim własnym imieniem). Coś mi mówi, że i pozostali bohaterowie mogą mieć swoje odpowiedniki w rzeczywistości, ich nazwiska zaś wzięte zostały, zdaje się, z nieodległego od Sokołowska poniemieckiego cmentarza.

Miłośnik Tokarczuk znajduje tu wiele wątków, znanych z poprzednich powieści pisarki: rzeczywistość podszyta jest magią, mamy motyw nie-tożsamości z „Gry na wielu bębenkach”, kogoś w rodzaju mnicha Paschalisa, przez dziwaczną ikonę prześwieca wizerunek Kummernis. Pojawia się pytanie o kobiecość, męskość i stany pośrednie.

Ale, ale – tu zaczyna się problem, jaki mam z tą książką. Bohaterowie, zamknięci w męskim gronie (konsekwentniej, niż u Manna, bo tam Kławdia jednak nie jest tylko milczącą postacią, widywaną na ścieżkach uzdrowiska) dyskutują na rozmaite tematy, jednak każdy temat prowadzi ich do „kwestii kobiecej”. I o kobietach wygadują same kocopały. Tokarczuk na zakończenie podaje sumiennie, z jakich autorów te brednie zaczerpnęła, i są to pierwszoligowe nazwiska naszej kultury, łącznie zresztą z elitą XX wieku.

Wszystkiemu jednak wyraźnie patronuje Otto Weininger ze swoim dziełem „Płeć i charakter” z 1903 roku, którego nazwisko pada zresztą w jednym z dialogów. To on stanowi bazę warzonej przez Autorkę potrawy, do której wrzucone są zdanka Sartre’a, św. Augustyna czy Kerouaca. Wedekind, Lombroso, Strindberg, Schopenhauer, Nietzsche i Freud to najważniejsze, poza Weiningerem, składniki – znana mi nieźle mieszanka z przełomu XIX i XX wieku. To oni dyktują w „Empuzjonie” mężczyznom, co myśleć o kobietach.

Jest to dyskurs spójny i pozbawiony szczelin: w tej sprawie wszyscy się ze sobą zgadzają. Że mianowicie: kobiety mają mniejszy mózg, brak im natomiast zmysłu moralnego i artystycznego, za to rozwinęły sztukę ich imitacji, spod której przeziera bezmyślne pragnienie uwodzenia i bycia zapładnianymi. Wobec czego natura byłaby doskonalsza, gdyby kobiet nie było w ogóle, gdyż mężczyzna, jako istota racjonalna, nie byłby wtedy kuszony do upodlenia swej wzniosłej natury przez upokarzające zaloty i niesmaczny akt seksualny.

Trudno przeczyć, że takie stanowisko zaistniało w historii i zyskało popularność właśnie w specyficznej atmosferze fin-de-siecle’u. Toteż dla świata przedstawionego powieści, rozgrywającej się w przededniu Wielkiej Wojny, jest ono precyzyjnie dobrane i wiarygodne. Rzecz jednak w tym, że powieść rozgrywa się wprawdzie w 1913 roku, ale równie ważnym jej czasem jest czas powstania i publikacji: dzisiejszość.

Empuzjon
Olga Tokarczuk, „Empuzjon”, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2022

Od kilku co najmniej lat – jeśli nie od kilkunastu – jesteśmy świadkami narastającej rewolucji. Na naszych oczach ginie patriarchat. Wiadomo, że epoka rewolucyjna nie sprzyja niuansom. Co nie oznacza, że człowiek myślący ma ten brak niuansów przyjmować za dobrą monetę. Tymczasem w ramach rewolucyjnego rozmachu, oprócz feminizmu, który popieram, narodził się seksizm przebrany za feminizm (seksizm zazwyczaj rozumiemy jako kolejny synonim prześladowania kobiet, lecz etymologicznie oznacza on przecież dyskryminację ze względu na płeć, niezależnie, jaka ta płeć jest).

Ten seksistowski obraz świata jest w gruncie rzeczy wizją Weiningera, tyle że z odwróconymi znakami: w nim to kobiety są nośnikami prawdziwych wartości, rozwiniętymi harmonijnie ludźmi o naturalnym i niezawodnym instynkcie moralnym, eksterminowanymi od tysiącleci przez mężczyzn, z których testosteron czyni potwory, skłonne bez wyjątku (!) do morderstw i gwałtów, potwory maskujące się bredzeniem o „dzielności”, „wyższych wartościach” i „prawdziwej”, to znaczy męskiej, „kulturze”.

Głosy, zwracające uwagę, że choć wśród gwałcicieli i morderców mężczyźni to rzeczywiście niemal 100 proc., ale wśród mężczyzn gwałciciele i mordercy nie stanowią bynajmniej większości, ulegają w najlepszym razie wyciszeniu (co gorsza, jedyne wzmocnienie, na który możemy liczyć, płynie od konserwatywnych, patriarchalnych polityków – Boże, ratuj mnie przed takimi przyjaciółmi). W najgorszym zaś razie zostają potraktowane jako robienie alibi wspomnianym mordercom i gwałcicielom (tudzież łajdakom pomniejszym). Tymczasem dyskurs WRAŻLIWEGO MĘŻCZYZNY został usunięty z pola naszej episteme, wedle logiki: „mieliście dla siebie ze dwa tysiące lat, nagadaliście się, więc teraz milczcie”. Klasyczne zjawisko wahadła: podczas rewolucji przelatuje ono w przeciwną stronę.

Jeśli powieść Tokarczuk ma być obrazkiem obyczajowym z 1913 roku, to wprawdzie i wówczas jest on dość karykaturalny, ale jakoś się broni. Ale ta powieść nie ma być obrazkiem obyczajowym, bo właściwa dla Autorki magia czyni przecież z fabuły klucz do zrozumienia zjawisk ponadhistoryczny, klucz mityczny. A w takim razie ośmielam się zaznaczyć, że nawet na przełomie XIX i XX wieku dałoby się znaleźć świadectwa innej postawy, niż ta z linii Nietzsche-Weininger-Freud, nie mówiąc o następnych 119 latach, a także o epokach wcześniejszych.

Nie myślę przeczyć, że kultura europejska była patriarchalna, ale kobiecość bywała w niej przedmiotem pozytywnej fascynacji, bywała dowartościowana: dość przypomnieć źródłowe chrześcijaństwo (sprzed edyktu Konstantyna), wczesne średniowiecze z „Tristanem i Izoldą”, późniejsze z kulturą dworską, czasy świętej Teresy z Avila czy dowartościowujące kobietę Oświecenie. Nawet XIX wiek to przecież nie tylko okrzyk „kobieto, puchu marny”, ale i „Tessa d’Urberville” Hardy’ego, nie tylko „Nana” Zoli, pełna Hassliebe (Hassliebe, nie czystej nienawiści lub pogardy!), ale i empatyczna „Pani Bovary” Flauberta, nie tylko Świętochowski ze swoim sceptycznym stosunkiem do praw kobiet, ale i John Stuart Mill.

Specjalnie nie wymieniam kobiet, które musiały przebijać się ze swoją twórczością przez patriarchalne bariery (to bezsporne); chodzi mi o mężczyzn, dla których kobiety stanowiły świat odmienny, ale fascynujący, bynajmniej nie traktowany z pogardliwą wyższością. W tym sensie, jakem mężczyzna, wizerunkom mężczyzn w „Empuzjonie” przyglądałem się jak wizerunkom kosmitów z „Wojny światów” Wellsa: niesympatyczne to-to, krwiożercze i tak zadufane, że nawet nie chce się tego zrozumieć.

Odkąd polskie tłumaczenie książki Weiningera, zresztą okrojone do jednego tomu, zostało po osiemdziesięciu latach od pierwodruku wznowione jako I tom „Biblioteki feministycznej”, jest dla mnie oczywiste, że Weininger stanowi wymarzonego chłopca do bicia, wroga idealnego, bo niewymagającego. Jego obsesje (antyfeminizm, antysemitym, skryty homoseksualizm) są widoczne gołym okiem. Intelektualnie nie broni się w ogóle. Ale nie jest to standardowy męski ogląd kobiet, zapewniam.

Sed contra: Tokarczuk jest oczywiście zbyt wytrawną i mądrą pisarką, żeby pozostawić świat aż tak bardzo uproszczony, tak seksistowski. I nie chodzi mi nawet o intrygującą kreację głównego bohatera. Im bliżej wyjaśnienia, co dzieje się w lasach pod Görbersdorfem i kto właściwie nam to wszystko opowiada, tym relacja między biegunami męskości i kobiecości robi się bardziej nieoczywista i intrygująca. Ale żeby wyjaśnić, co mam na myśli, musiałbym spoilerować, więc wypada mi zmilczeć.

Jeśli tak mają wyglądać bieguny (nie: Bieguni), ekstrema płciowości, to, z opisanymi wyżej oporami, ale jakoś to przyjmuję. Choć mi żal, że w książce nie ma ani jednego sensownego faceta. OK, rysujemy tym razem grubymi kredkami i pogranicza nas nie interesują (poza pograniczem płci w sensie biologicznym). Niech tak będzie.

Wesprzyj Więź

Ostatnia uwaga: spodziewałem się, mówiąc szczerze, czegoś, co będzie „przerywnikiem” w poważnej twórczości O.T., jak „Prowadź swój pług przez kości umarłych”, którą to powieść mam uparcie – mimo jej zawrotnej popularności – za urocze skądinąd złapanie oddechu między genialnymi „Biegunami” i genialnymi „Księgami Jakubowymi”. Tymczasem „Empuzjon” wydaje mi się dużo ciekawszy od „Pługu…”, bardziej wyrafinowany. A czyta się świetnie i jest językowo piękny. Ale któż miałby umieć opowiadać, jeśli nie Olga Tokarczuk?

Poprawiona wersja tekstu, który ukazał się na stronie jerzysosnowski.pl

Przeczytaj też: W co wierzy Olga Tokarczuk?

Podziel się

7
Wiadomość

Po wydaniu Ksiąg Jakubowych zajrzałem na ichpierwsze strony. Z ciekawości, bo autorka czerpała materiały m.in. stamtąd, gdzie pracuję. Po paru stronu męki z naiwną psychologią postaci i dialogów, pomyślałem o twórcy: „ten król jest nagi” i dlaczego tylko, ja tutaj to widzę? Uznałem, że szkoda czasu na książki tego autorstwa, no a potem nadeszła wiadomość o Noblu. I co ja mogłem wtedy sobie pomyśleć, to może się Pan domyślić. Dużo tego było 😉

Awers i rewers. Tokarczuk.
Inne książki tej Pani są ważne. Ciekawe, że kiedy brnie w tematy aktualnych religii, to się gubi.
Ale genialnie rozkminienie mitów Babilonu.
„anna in w grobowcach świata”.