Jesień 2024, nr 3

Zamów

Boże Ciało. A gdyby tak w procesję wyruszyć z bochenkiem chleba?

Procesja w Overland Park w Kansas, USA. Fot. Jacob Bentzinger / Unsplash

Czy nie stało się tak, że chcąc Chrystusa przybliżyć, oderwaliśmy Go od rzeczywistości i uwięziliśmy w obrzędach? A On żyje realnie w Eucharystii, ale i poza nią: we wszystkim i ponad wszystkim, w naszym tu i teraz.

Nie wiem, czy jest w tym kraju ktoś, kto choćby raz w taki czy inny sposób nie uczestniczył w procesji na Boże Ciało. Mówię o Polsce, bo w innych miejscach świata takiej pewności mieć już nie można. Próbuje się tam ożywić ten obrzęd, ale bez większych rezultatów. Zresztą i u nas te i inne procesje mocno się podstarzały. Nie można się temu zanadto dziwić.

Spróbujmy sobie wyobrazić, że procesję obserwuje człowiek, który nie ma zielonego pojęcia o katolickiej liturgii, ale jest trochę obeznany z ceremoniałem feudalnych, średniowiecznych dworów królewskich. Patrzy więc ów ktoś i co widzi? Pod baldachimem idzie mężczyzna w powłóczystych, niby złotych szatach. Trzyma w ręku jakiś również pozłocisty przedmiot, może totem – myśli widz – palą przed nim kadzidło, obsypują kwiatami. Czy obserwator dostrzeże to, co najważniejsze, czyli chleb? Wątpię.

W procesji na Boże Ciało mamy do czynienia z przerostem formy nad treścią. „Chleb, który zstąpił z nieba” znika przytłoczony nadmiarem przepychu, na dodatek mocno kiczowatego przepychu

o. Wacław Oszajca

Udostępnij tekst

Podobnie dzieje się podczas mszy pontyfikalnej. Najważniejsze wydają się w niej czapka i laska biskupia, czyli mitra i pastorał. Obydwa te akcesoria trzyma się przez rękawiczki i welon, tyle razy podaje i nakłada, że nieodparcie nasuwa się myśl: coś w tym musi być istotnego. Tyle tylko, że nie wiadomo już co. 

I podobnie bywa z procesjami. Pewien prawosławny ksiądz zagadnął mnie kiedyś: „Wiesz, jakoś ciężko mi pojąć, o co chodzi w procesji na Boże Ciało. Przecież w centrum tego obrzędu znajduje się chleb, a chleb się je, a nie obnosi, żeby pokazywać czy nawet podziwiać…”. Pomyślałem: „Ma rację!”. Wygląda więc na to, że mamy do czynienia z przerostem formy nad treścią. „Chleb, który zstąpił z nieba” znika przytłoczony nadmiarem przepychu, na dodatek mocno kiczowatego przepychu.

Nie nowy to kłopot. Świadczyć może o tym cytat z broszury zatytułowanej „Proba Zakonu Societatis Jesu” wydanej w 1607 r. przez o. Piotra Skargę. W odpowiedzi na ostrą krytykę jezuitów, Skarga pisze:  „Zakon ten Choru i śpiewania nie ma, i Processyami się nie zabawia, na inne pilnieysze posługi Boskie i ludzkie rękę obracaiąc. Habitu też inszym Zakonom zwykłego nie noszą, rozumieiąc iż tego wieku w którym się heretycy takim ubiorem obrażają, rychley się do serc ich wkradać mogą: gdyby pospolitym tylko innych klerykow odzieniem się pokrywali; i przeto Concilium Trydentskie Zakon ten zowie Religio Clericorum Societatis JESU”.

Minęły cztery wieki i papież Franciszek – również jezuita – w przemówieniu do sycylijskich księży pyta: „Jak się miewa reforma, którą wprowadził Sobór, co z liturgią? Nie wiem, bo nie chodzę na msze na Sycylii i nie wiem, jakie kazania wygłaszają księża, czy głoszą je tak, że ludzie wychodzą na papierosa, a potem wracają; czy to są kazania, w których mówi się o wszystkim i o niczym. Pamiętajcie, że po ośmiu minutach uwaga słabnie. Ludzie chcą treści; myśli, uczucia, obrazu, które będą nosić przez cały tydzień. A jak odprawiana jest msza? Ja tam nie chodzę, ale widziałem zdjęcia. Mówię jasno. Moi drodzy, dalej koronki? Gdzie my jesteśmy? Sześćdziesiąt lat po Soborze! Trzeba trochę zaktualizować sztukę liturgiczną, modę liturgiczną. Można czasem nosić jakąś koronkę babci, ale tylko czasem”. Gdybyż to tylko chodziło o koronki i innego typu ozdóbki jak guziczki, sznureczki, pompony…

Postawmy się znowu w roli niechrześcijanina, znającego nasz język, choć niekoniecznie doskonale. Słyszy on słowa: „Bierzcie i jedzcie moje Ciało”, „Bierzcie i pijcie moją Krew”. Ręczę, że pierwsze, co pomyśli, to że trafił na symboliczną, bo symboliczną, ale jednak ucztę kanibali. Ale to już temat na inną medytację. Jeszcze bardziej zdziwi go coś innego. Otóż, liczba mnoga wskazuje w domyśle, by spożywali wszyscy. A co zobaczy ów obserwator? Z jedzeniem nie ma kłopotu, rzeczywiście jedzenie dają, co prawda najczęściej jak małym dzieciom: wprost, niby smoczek, do ust. Gorzej z piciem. Mężczyzna, który zachęcał zebranych do brania kielicha i picia, sam jednym haustem wypija jego zawartość. A pod koniec mszy tak zawzięcie wyciera kielich, że omal dziury nie zrobi w jego dnie.

Wiem, teologicznie da się to wszystko pięknie uzasadnić, ale czegoż to już teologicznie nie uzasadniano tak skutecznie, że za myślowe wygibasy płacono morzem krwi. Już sama ta rozbieżność między zaproszeniem do picia i jego praktyczną realizacją straszliwie osłabia prawdziwość tak zaproszenia, jak i całego obrzędu. Podpowiada, że bierze się udział w czymś umownym, jakby w przedstawieniu, a nie w realnym wydarzeniu sakramentalnym.

Nasi poprzednicy w wierze pewnie również wyczuwali ten dysonans, skoro we Francji uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi Chrystusa nazywa się Fête-Dieu – Święto Boga lub Saint Sauveur – Święto Zbawiciela. Trzeba więc postawić pytanie, czy przypadkiem nie stało się tak, że chcąc Chrystusa przybliżyć, niechcący oderwaliśmy Go od rzeczywistości, uwięziliśmy w obrzędach, sami ubraliśmy się w podrobione szaty feudalnych, a nawet wcześniejszych satrapów, słowem: w owe koronki, które skutecznie przysłaniają Chrystusa z krwi i kości, żywego. Żyjącego realnie w Eucharystii, ale i poza nią, we wszystkim i ponad wszystkim co się tu i teraz dzieje.

Jak wszystko na tym Bożym świecie, również ta uroczystość i związana z nią procesja ma swoją ciemną stronę. Przykładem jest tumult toruński, o którym w swoim czasie mówiła cała Europa. Nie dotyczył on co prawda Bożego Ciała, ale kultu Eucharystii. Zaczęło się od teoforycznej procesja wokół kościoła św. Jakuba 16 lipca 1724 roku, w święto Matki Boskiej Szkaplerznej. Wydarzeniu przyglądało się kilku ewangelickich uczniów toruńskiego gimnazjum akademickiego. Ponieważ mieli na głowach czapki i – co gorsza – nie przyklęknęli przed Najświętszym Sakramentem, podszedł do nich oburzony do żywego takim zachowaniem uczeń kolegium jezuickiego. Zażądał zdjęcia okryć głowy i padnięcia na kolana. Oczywiście doszło do kłótni, w ruch poszły pięści. Dalej wypadki potoczyły się według znanego scenariusza. Koniec końców 7 grudnia na dziedzińcu ratusza ścięto protestanckiego prezydenta Torunia a wraz z nim innych dziewięciu skazańców, owych uczniów.

W tym kontekście warto postawić pytanie: skąd się wzięło przekonanie, że czapka na głowie zamiast pod pachą i wyprostowane kolana zamiast ugiętych to grzech wołający o pomstę do nieba, jak świadczy o tym pieśń powstała na kanwie toruńskiego tumultu? Co sprawiło, że w gruncie rzeczy umowne czynności nabrały tak wielkiej wagi, że za ich zlekceważenie można zapłacić aż śmiercią? W zakończeniu wspomnianej pieśni słyszymy:

Królowo polska, Najświętsza Maryja,
Śliczny kwiateczku, niebieska lilija,
Potłum heretyków,
A daj katolikom
Zwycięstwo.
By chwała Twoja zwyż Boga słynęła,
Najświętszej Pani nigdy nie ginęła.
A daj panom zgodę,
I w czyśćcu ochłodę
Lubomirskiemu.

Wesprzyj Więź

Poza tym przyznajmy: Boże Ciało, jak też Palmowa Niedziela, Wielki Czwartek, a zwłaszcza Wielki Piątek, były kiedyś dniami szczególnego zagrożenia dla Żydów. Wielkie kłamstwo o chrześcijańskiej krwi do macy, obwinianie wyznawców judaizmu, że „zabili naszego Pana Jezusa”, nabożeństwa Drogi Krzyżowej i Gorzkie Żale dawały niestety chrześcijanom mocny asumpt do wszczynania pogromów.

Mając w pamięci te i inne sprawy, co zrobić z uroczystością Najświętszej Krwi i Ciała Chrystusa? Wróćmy do źródła. Może zamiast nieomal bezcielesnego opłatka idźmy w procesji z bochenkiem chleba, widzialnego, pachnącego, sycącego „owocu Bożego błogosławieństwa i pracy rąk ludzkich”. Może wtedy, za Karlem Rahnerem SJ, uznamy wreszcie, że nie wolno nam rzeczywistości dzielić na rezerwaty zwane sacrum i profanum. Sacrum to Bóg, a Jego środowiskiem życia, Jego Ciałem, i Krwią, i Słowem, Jego monstrancją okazuje się cały Wszechświat.

Przeczytaj też: Świecki swój rozum ma

Podziel się

73
28
Wiadomość

Pytanie o eidos wiary jest tak samo piękne i potrzebne jak i niebezpieczne, gdyż może pokazać pustkę uświeconych rytuałów bez których nie ma kultu masowego.
Procesja z chlebem…. Dla jak wielu byłby to masoński spisek i niszczenie wiary?

’Mężczyzna, który zachęcał zebranych do brania kielicha i picia, sam jednym haustem wypija jego zawartość ….. Już sama ta rozbieżność między zaproszeniem do picia i jego praktyczną realizacją straszliwie osłabia prawdziwość tak zaproszenia, jak i całego obrzędu. Podpowiada, że bierze się udział w czymś umownym, jakby w przedstawieniu, a nie w realnym wydarzeniu sakramentalnym’ – czytając te słowa nie dowierzam, że to napisał ksiądz. Nie mam wątpliwości że dając wiernym do spożycia Ciało, a nie dając możliwości spożycia Krwi, kler już od wieków zafałszowuje przesłanie Jezusa z wieczernika – bierzcie i jedźcie… bierzcie i pijcie. Jestem ciekaw kiedy to się wreszcie zmieni? Kiedy udzielanie Krwi Jezusa wiernym będzie w polskich kościołach tak powszechne jak dziś udzielanie Jego Ciała? Wreszcie ktoś zwrócił uwagę na to liturgiczne zakłamanie, które – w moim odczuciu – podyktowane jest zwykłym lenistwem i wygodą duchownych.

@Konan, @O. Oszajca
„. Otóż, liczba mnoga wskazuje w domyśle, by spożywali wszyscy. A co zobaczy ów obserwator? Z jedzeniem nie ma kłopotu, rzeczywiście jedzenie dają, co prawda najczęściej jak małym dzieciom: wprost, niby smoczek, do ust. Gorzej z piciem. Mężczyzna, który zachęcał zebranych do brania kielicha i picia, sam jednym haustem wypija jego zawartość. A pod koniec mszy tak zawzięcie wyciera kielich, że omal dziury nie zrobi w jego dnie.”

Z tym fragmentem zgadzam się w pełni.
Zawsze od dziecka nie dawało mi spokoju dlaczego po zaproszeniu „weźcie i pijcie z niego wszyscy” tylko jedna osoba wypija całość z Kielicha ?! Nie wiedziałem w czym jest problem ?

Wyobraźmy sobie taką sytuację w Wieczerniku:
Jezus mówi: Bierzcie i jedzcie z tego wszyscy… i podaje Chleb do podziału (nie wprost do ust! jak dzidziusiom), następnie bierze Kielich i mówi: „Bierzcie i pijcie z Niego wszyscy… a następnie wypija jednym haustem całość i odkłada Kielich obok Siebie nie podając Go dalej (bo niby po co skoro jest już pusty)… Czy nie byłoby jakiejś konsternacji wśród Apostołów ? Nie czuliby, że coś tu nie gra ?

Skoro twierdzimy, że Eucharystia jest tak ważna w życiu katolików, że należy spożywać Jego Ciało i Krew i że w zasadzie to „esencja” całego katolicyzmu, oraz jak niektórzy piszą „światłość z człowieka promieniuje” po Ich spożyciu to dlaczego nie otrzymujemy zawsze Kompletu czyli Ciała i Krwi ?
Krew mniej ważna ? Nieistotna ? Czy to my „nie-duchowni” jesteśmy mniej istotni ?

Obawiam się, że Ojciec ma rację pisząc :
„Podpowiada, że bierze się udział w czymś umownym, jakby w przedstawieniu, a nie w realnym wydarzeniu sakramentalnym.”

To właśnie sugeruje „wybrakowanie” Eucharystii – my, jako plebs, dostajemy tylko Ciało a prowadzący bierze całą resztę. Paradoksalnie po wypiciu takiego morza Krwi 365 razy w roku taki człowiek powinien stąpać po tym łez padole w aureoli… a jak z tym jest wszyscy wiemy.

Obawiam się, że jest to ze zwykłej oszczędności i lenistwa, no bo ile butelek niekonsekrowanego wina by było potrzeba ? Ile jednorazowych kieliszeczków ?
Jak to zorganizować ? A można, bo jakoś inne wyznania to robią tyle, że nie uznają naszej nauki o transsubstancjacji a konssubstancjacji.
Ale organizacyjnie jak najbardziej jest to do ogarnięcia.

KKK kard. Gasparriego:

379. Czy po konsekracji pod postacią chleba jest tylko Ciało Jezusa Chrystusa, a pod postacią wina tylko Krew Jego?

Po konsekracji pod postacią chleba jest nie tylko samo Ciało Jezusa Chrystusa, a pod postacią wina nie tylko sama Krew Jego, lecz pod każdą postacią i pod wszystkimi częściami każdej z nich jest utajony cały i nie podzielony Jezus Chrystus, Bóg i Człowiek.

KKK współczesny:
KKK 1390 Dzięki sakramentalnej obecności Chrystusa w każdej z obu postaci Komunia przyjmowana tylko pod postacią chleba pozwala otrzymać cały owoc łaski Eucharystii. Ze względów duszpasterskich ten sposób przyjmowania Komunii świętej ustalił się powszechnie w obrządku łacińskim. „Ze względu na wymowę znaku Komunia święta nabiera pełniejszego wyrazu, gdy jest przyjmowana pod obiema postaciami. W tej bowiem formie ukazuje się w doskonalszym świetle znak Uczty eucharystycznej” (Ogólne wprowadzenie do Mszału Rzymskiego, 240). Jest to forma zwyczajna przyjmowania Komunii w obrządkach wschodnich.

@Darek
Rozumiem.
Czyli z jednej strony:

„(…) Komunia przyjmowana tylko pod postacią chleba pozwala otrzymać cały owoc łaski Eucharystii.”

ale z drugiej strony:
„(…) Komunia święta nabiera pełniejszego wyrazu, gdy jest przyjmowana pod obiema postaciami. W tej bowiem formie ukazuje się w doskonalszym świetle znak Uczty eucharystycznej”

To ciekawe rozdwojenie. Z jednej strony mamy „cały owoc łaski”
A z drugiej strony „pełniejszy wyraz”.
To dlaczego duchowny podczas każdej Mszy Św. otrzymuje „pełniejszy wyraz” a my nie ?

Jak to się trzeba nagimnastykować aby udowodnić że się ma rację.

A ja nie jestem klerem , a nie przemawiają do mnie słowa o. Oszajcy.
Eucharystia jest dla ludzi wierzących, słowa ojca jakoś gubią istotę tego święta.
To tak jakby na wiarę patrzeć przez jezuicki barok, który był zaprzeczeniem piękna i prostoty gotyku.
Słowa ojca to takie spłycenie istoty adoracji eucharystycznej.
I dziwne jest to zdanie: „człowiek, który nie ma zielonego pojęcia o katolickiej liturgii, ale jest trochę obeznany z ceremoniałem feudalnych, średniowiecznych dworów królewskich”.

Staram się ustosunkować do Pani uwag, ale nie są to argumenty, tylko oceny, jeśli nie wrażenia („słowa ojca jakoś gubią istotę tego święta”, „tak jakby na wiarę patrzeć przez jezuicki barok”, ” spłycenie istoty adoracji eucharystycznej”, „dziwne zdanie …”). Mam inne oceny/wrażenia, ale nie mam się jak do Pani komentarza odnieść konkretnie, bo brakuje w nim konkretnych argumentów, skąd takie oceny/wrażenia.

Pańska wypowiedź jest równie miałka, co obraźliwa. Pani precyzyjnie określiła swoje odczucia i miała do tego prawo. Artykuł ojca Oszajcy jest dla wielu ludzi przywiązanych do liturgii Bożego Ciała bluźnierstwem, zwłaszcza że o kanibalizmie pisze osoba, której zadaniem jest zachęcać do udziału w Świętach katolickich, a nie odstręczać. Czyżby Oszajca chciał zostać Martinem Lutrem wersja 2.0?

Trudno sobie wyobrazić średniowieczny dwór królewski bez katolicyzmu, więc to bardzo trafna uwaga. Natomiast z „jezuickim barokiem” i „prostotą gotyku” raczej się nie zgodzę. Prostota to może romańska. Gotyk jak najdalszy był od prostoty, a właśnie rozpoczynał przepych tak w budowie jak i ceremoniale. Natomiast ile w jezuitach „barokowości”? To osobliwy zakon, łączył silny tradycjonalizm, wiarę w hierarchiczność z wysokim standardem intelektualnym. Temat otwarty.

Z rozumieniem baroku. Barokowość to słowo późniejsze, krytyczne z perspektywy wyższości innej epoki. Dziś nie rozumiemy złożoności baroku zbyt skupiając się na złoconych detalach, jednak barok ma wiele wymiarów. U jezuitów, za Loyolą mamy nacisk na intelektualizm. Na ascetyczność (o paradoksie). Jeśli słyszymy muzykę baroku to mamy Bacha, którego charakteryzują ścisłe harmonie i wielka emocjonalność. Barok to epoka poszukiwania. Nie przepychu. Poszukiwania sensu dramatu życia, co szczególnie widać w formie. Forma barokowa to forma która próbuje sięgnąć piękna z rozpaczy. Na przykład putta. Myślimy o nich dzisiaj – niemal kicz. Jednak w pełnej zaraz i tragedii epoce ludzie widzieli w nich twarze swoich utraconych dzieci. To nie jest słodycz i sztukateria. Warto nad tym się zastanowić, bo powtarza się tu pytanie czy forma niesie treść ponadczasową czy jedynie przynależną do czasu, kiedy i jaka. Z odpowiedzi na to pytanie wynika odpowiedź czy jest sens w proponowanej ascezie Oszajcy. Czy czegoś nie gubi. Dziękuję za podjęcie tematu.

Przecież mówimy o tzw. architekturze jezuickiej. O formie, nie o treści, bo ta nie ma znaczenia w tym kontekście. A jeśli ma, to znaczy że w większości przypadkach degraduje się w kiczu, lub jest na tyle ograniczona, że zamyka się w bujnych formach.

Poza tym rozumienie baroku jezuickiego musi odnosić się do kontrreformacji, a nie innych prądów

Forma jest wyrazem treści. Tą myśl próbował obalić dopiero Kandynski. Nie da się mówić o formie, nie mówiąc o treści! To nonsens. Jakby chciał Pan mówić o słowie nie zauważając, że coś znaczy. I dlaczego tylko o architekturze? O jezuitach nie da się mówić bez Loyoli. Kontrreformacja nie była tylko odpowiedzią na zewnątrz, wiązała się także z reformami samego kościoła. Jeśli wrócimy do cytatu: „Eucharystia jest dla ludzi wierzących, słowa ojca jakoś gubią istotę tego święta.
To tak jakby na wiarę patrzeć przez jezuicki barok, który był zaprzeczeniem piękna i prostoty gotyku.” Autorka twierdzi, że jezuicki barok jest zaprzeczeniem prostoty. Traktuje więc barok powierzchownie, jako barokowość-ozdobnictwo. Tak to rozumiem. Czy chodziło jej o myśl jezuitów? Prostota w Baroku ma inny wymiar niż prostota innych epok. Wymiar pokory. Pokora wobec- to jest chyba istota myśli Loyoli i będzie się raczej sprzeciwiać poczuciu osiągalności poznania rozumowego, znanego z renesansu przy jednoczesnym uznaniu dla nauk. Dlatego, o paradoksie, myśl pani Marzeny Danuty jest bliższa baroku. Tyle że nie żyjemy w baroku, patrzymy na formy z innej perspektywy. Jak do tego dodamy, że ks. Oszajca sam jest jezuitą to mamy niezły ambaras.

Chwilę się zastanowiłam i widzę co chce Pan powiedzieć. Wierzy Pan, a przynajmniej powołuje się na nurt psychologiczny w teorii sztuki – twórczości. To nurt bardzo krytykowany, oparty na banale. Artysta cierpiał to namalował. To płytkie spojrzenie pomijające całą sferę funkcjonowania, rozumienia formy. Forma to nie tylko łuk sklepienia, ale też forma tekstu, czy figura taneczna. W końcu forma obchodów uroczystości. Forma nie tyle zawiera myśl co niesie treść. Kiedy patrzymy na chleb eucharystyczny to nie bez powodu w monstrancji ma kształt koła. Koło to forma doskonała, nie ma końca ani początku. Wiele z tego co w kościele niesie treść poprzez formę, dlatego zrezygnowanie z pewnych rzeczy umniejsza uroczystości. Z drugiej strony mamy tradycje, które po prostu się utarły i te czasem dominują.

@Basia
Dzisiaj popularny jest nurt tzw. metapsychologii odkrywanej w sztuce. Przykładem twórczej. a przy tym naukowej inspiracji nowymi teoriami sztuki jest dwu-częściowe wydawnictwo o tytułach „Obrazy mocne – obrazy słabe” (2018) i „Obraz jako obiekt teoretyczny” (2020). W tych zbiorach studiów (nie wszystkie są udane) czytelnik znajdzie odniesienia do współczesnej ( i nie tylko) myśli o sztuce. A współczesną gwiazdą filozofii sztuki jest niewątpliwie Didi-Huberman.
P.S. W starym modelu myślenia w parze obok cierpienia występuje namiętność jako źródło sztuki, mające istotne przełożenie na formę. W przypadku jezuickiej sztuki można mówić o namiętności religijnej rozpalonej wojennym nastawieniem przeciw schizmom

Jeśli mamy w tym kontekście „wracać do korzeni”, to trzeba by było z Bożego Ciała zrezygnować. Bo to nie było nigdy święto chleba, tylko właśnie konsekrowanej postaci eucharystycznej, gdzie chleb w formie hostii doznaje transsubstancjacji w Ciało Chrystusa. Tego się nie da „uzdrowić” bochenkiem. Bo bochenek jest czymś zwykłym, a istotą święta jest niezwykłość.

@karol, daj spokój, pan Robert nie ma czcionki na klawiaturze żeby w tych językach odpowiadać. Ale kto wie, może ma adaptacje na czcionke Cuneiform.

Ceremoniał kościelny nie jest przyrostem formy nad treścią, jest raczej zamazywaniem owej treści, teatrum mające ją zmitologizować. Jest taki wierszyk, w którym Dyzio leży na łące i marzy. Bardzo ów Dyzio mnie przypomina. Prawie każde dziecko mieszkające na wsi kiedyś musiało pracować. Mając 10 lat powierzono mojej pieczy 15 krów, a za pomocnika miałem psa Tuli się zwał, prawdziwy kumpel. Często leżałem w trawie obserwując co w niej piszczy, spoglądałem na chmury wyobrażając sobie fantastyczne konfiguracje. Znajdywałem sobie zajęcia bez względu na pogodę, a pies doglądał stada. Gdy dorosłem i bardziej świadomie zacząłem odbierać to co dzieję się w obrębie wpojonej we mnie religii, relacjach miedzi ludźmi, kościelnym ceremoniałem, nigdy nie potrafiłem zaakceptować , że mieszka tam Bóg. Jeśli stworzył tak piękną przyrodę, świat który nas otacza, dlaczego miałby mieszkać w kiczowatych budynkach, udekorowanych ludzka tandetą. Teraz wiem, że ludzki Bóg jest do nas podobny, stworzony na nasz obraz, podobieństwo i potrzeby. Nie potrafimy i nie chcemy oddać mu całej jego pełni, zobaczyć go jako naturę. Komentarz piszę na dyżurze, za oknem biją kościelne dzwony, obwieszczające koniec procesji. W jej trakcie śpiewano Chrystus Królem… . On twierdził, że jego królestwo nie z tego świata, a my ciągle z tego, z tego.

@Karolino,
Rozumiem. Przez monstrancję nasi przodkowie chcieli pokazać, że co w środku (tejże monstrancji) jest najcenniejsze. Tyle że (1) te monstrancje złoto pewnie nie kosztuje dziś więcej niż przeciętny samochód, a więc chyba niewiele. (2) Jezus w Chlebie „ginie” gdzieś w blasku złota. (3) Niesiony Chleb (bynajmniej nie w reklamówce) aż by się prosił, by się nim dzielić, by go spożywać.

Komunia w tabernakulum to poczatkowo święty zapas. Potem pojawiają się adorację i procesje. Wszystko jest logiczne. To jakby wyrabianie smaku, bo spożywanie kluczowe. Tłumy idą w procesji niejako spontanicznie, bez nakazu. I trzeba to uszanować. To już plus minus 700 lat. Procesja to adoracja poza kościołem, w przestrzeni codzienności parafian. Tekst jednostronny. A nawet zły.

Święty zapas Chrystusa w tabernakulum ? Spontaniczność procesji przy zagrożeniu grzechem śmiertelnym za nieobecność na mszy w tym dniu (nie wspominając o ostracyźmie czy wspomnianej agresji)? Biblię Pan sobie kupi i poczyta.

Wiem, miałam się nie odzywać.
Super, że się Pan dobrze się odnalazł w Kościele, nie upoważnia to Pana do docinania osobom,
które się właśnie bardzo mocno o ten Kościół obiły.

Wiem, miała się Pani nie odzywać. „Nigdy nie wierz kobiecie” 😉

Ważny komentarz. Dziękuję za niego.

„Katolicy mają obowiązek uczestniczenia w mszy świętej w święta nakazane, do których należą wszystkie niedziele w roku oraz kilka dodatkowych uroczystości.”

„Czy brak udziału w procesji w uroczystość Bożego Ciała, a tylko uczestnictwo w porannej Mszy św. jest grzechem? Czy jeżeli nie poszłam na procesję, to Bóg nie udzieli mi łask Bożych?” dylematy wiernych.

„W kwestii procesji z okazji Bożego Ciała Kościół nie wyznaczył żadnej sankcji moralnej za jej opuszczenie. Jesteśmy zobowiązani do uczestnictwa w Boże Ciało we Mszy św., a procesja jest dobrowolna.”

Zapas Jezusa brzmi głupio. On jest. Nie można Go zrobić na zapas. Kiedyś chodziło o zaniesienie Go od razu do tych, którzy nie mogli przyjść na Eucharystię. Chorych itp.

Podzielam spontaniczną opinię Alberta: to genialny tekst. Ile w nim głębokiej wiary w Jezusa, Boga który stał się człowiekiem, którego Duch przenika wszystko, każdego człowieka i cały wszechświat. Mówimy przecież, że Chrystus jest Alfą i Omegą, w kanonie mszy słyszymy słowa Pawła Apostoła wypowiedziane na Areopagu: „W Nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy”. Ale przecież ten tekst ks. Oszajcy to nie traktat teologiczny, tylko żarliwy felieton, który ma nas poruszyć, wstrząsnąć nami, pobudzić do myślenia. I tak się dzieje! Pomysł, by nieść zamiast opłatka bochenek świeżego chleba, odbieram jako twórczą prowokację.. Nie ma co się obruszać. Wielkie uznanie dla Autora, ks. Wacława Oszajcy – i dla Redakcji portalu Więź.pl. To dowód, że jest jeszcze w narodzie żywa wiara, a Kościół wyjdzie z obecnego kryzysu odnowiony. Ecclesia semper reformanda…

Dopisuję się. Miałem kiedyś podobne przykre przeżycie w czasie procesji w niedzielę palmową (rzadziej praktykowaną, a przecież najważniejszą), której centrum była niesiona w lektyce przez 6 mężczyzn w białych rękawiczkach figura Jezusa z materiału udającego złoto, w tiarze i szatach pontyfikalnych. Zgoda, że trzymanie się umarłej tradycji ludzkiej (w liturgii do dziś zachowane są elementy ceremoniału dworu cesarskiego z Bizancjum, a nawet pogańskiego Dioklecjana – np. szaty albo wejście, że kolejność orszaku jest od najmniej ważnego do najważniejszego, czego źródła są jeszcze we wjeździe do republikańskiego Rzymu wodza odprawiającego triumf) we współczesnym przekazie wiary jest jedną z przyczyn nieskuteczności docierania Kościoła ze swoim przekazem do osób z poza Kościoła. Ale Kościół czyni to ze względu na swoich najwierniejszych, by nie wprowadzać podziału, bo większość oczekuje tego, w czym zostali wychowani i z czym się dobrze czuje nie wiedząc, że część tradycji nie składa się na Tradycję. Poniekąd dokładam się do tego i ja. Uroczystość Bożego Ciała jest dla mnie jedną z najpiękniejszych. Co roku w pewnym momencie wyprzedzam procesję, staję z boku w przewężeniu ulicy i czekam aż wszyscy przejdą wypatrując bliskich – pani z kasy kolejowej, policjant z posterunku, nauczycielka moich dzieci, lekarz, pani z budki z mięsem, sąsiedzi, przyjaciele. Czuję się w autentycznym Kościele. Ilu bym ich nie spotkał, gdyby taka forma procesji miała odejść w przeszłość? Niestety, każda próba uwspółcześnienia spotka się ze szczerymi, brutalnymi oskarżeniami o złą wolę – ilu znajomych i przyjaciół bym stracił? Jak hierarchia ma rozplątać ten węzeł odpowiedzialności za wiernych i za tych, którzy są poza Kościołem? To trudne. Jednak trzeba ten problem poruszać i dobrze, że ojciec Wacław oraz Więź stawiają to zagadnienie – z uwagi na tych, co są poza Kościołem.

Dobra uwaga, o trzymaniu się umarłej tradycji ludzkiej rodem z Bizancjum, albo pastorał od laski augurów, którą Romulus kreślił granice Rzymu. Czy w ten sam sposób nie zamykamy granic Kościoła? I jeszcze się nie zgodzę, że Pan Piotr Ciompa nie ma na tym forum przyjaciół. Spieranie się nie wyklucza przyjaźni, jeśli pozostaje w granicach taktu.

O tak, tylko się pod tym podpiszę. Nikt nie zmuszał tylu aż ludzi do bycia tam, do przyjścia, słuchania, modlitwy itd. Do tego prostota 4 ołtarzy, krótkie, ale dobrze przygotowane kazania-komentarze do czytań. To była żywa wiara.

Tekst mądry i słuszny, pytanie jak upraszczać ceremoniał, żeby samo upraszczanie nie stało się banalnym gestem. Wbrew pozorom to bardzo teologiczne pytanie, bo pytanie o to czy tylko symbol czy wcielenie. Czy estetyka (nie estetyczność) to tylko taki styl czy coś więcej, czy w takiej a nie innej formie zawiera się taki a nie inny sens. Czy sens formy wyrazu jest nadany kulturowo, czy przeciwnie odkryty jako właściwy. Przykładowo św. Faustyna zobaczyła dwa promienie w konkretnych kolorach. Jako objawienie. Pan Konan upomina się o wino-krew też nie bez powodu. Estetyka katolicka czy prawosławna ma swoje piękno, to piękno staje się czymś pożądanym, „kradzionym” jak na niesławnej gali MET. Czy to tylko kulturowa obrazoburczość „walczącą z chrześcijaństwem”? Matka boska z Guadalupe na spodniach. Moim zdaniem przeciwnie. To pragnienie chwycenia czegoś co ta estetyka niesie. Nieuświadomiona. A jednak w ceremoniale nie brak rzeczy które można zobaczyć jako naddane, dodatkowe do istoty. Chleb czy opłatek nie mógłby być krakersem, ale np. stroje dziewczynek sypiących kwiatki nie mają znaczenia. Oczyszczając estetykę katolicką z tego co puste trzeba uważać, żeby nie wyrzucić też tego co pełne.

A gdzie w tym wszystkim Krew ja się pytam ?

To święto nazywa się:
„Uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi Chrystusa”

Nie tylko Ciała !
Czy każdy uczestnik otrzymuję Ją ? czy także jest niesiona na procesji ?

Jako katolik jestem oburzona tym tekstem.Procesja Bożego Ciała jest wyjściem Żywego Boga do ludzi, błogosławieństwem naszego miasta, naszych domów. To wychodzi Chrystus w Najświętszym Sakramencie. A my Mu towarzyszymy, przechadzamy się wraz z Nim.To wielki zaszczyt, tak sobie z Nim pochodzić po mieście.

Z całym szacunkiem, ale obecność sakramentalna, to nie obecność fizykalna. To, że łamiemy Eucharystię nie oznacza, że łamiemy Chrystusa; to, że idziemy z Nią ulicami, nie oznacza, że „Bóg poszedł na spacer”.

Polecam ciekawy tekst Jerzego Dygdały opisujący sprawę tumultu toruńskiego: ,,W cieniu głębokich konfliktów wyznaniowych (1719-1732)” w książce: ,,Historia Torunia (1660-1793) tom II część III. Między barokiem a oświeceniem (1660-1793). Tam dokładne wyjaśnienie sprawy tumultu. Tutaj O. Oszajca upraszcza bardzo złożone wydarzenie. Przy okazji pokazuje, że nie rozumie czym tak naprawdę tumult toruński był i czemu zyskał taki rozgłos w Europie. To nie było tak jak O. Oszajca przedstawia.

Artykuł jest i inspirujący, i niepokojący zarazem.
1. Procesja z Najsw. Sakr. to rodzaj adoracji poza kościołem. Nie wolno tego zwalczać. Zmysł wiary wiernych każe im przyjść na te msze sw, która jest z procesja, choć inne w tym dniu bez. Ta procesja ma mocną recepcję w ludzie Bożym.
2. Pewnie jest trochę kiczu w otoczce. Ale to w takim razie trzeba inaczej produkować sztandary, pelerynki itd. Lepiej tworzyć pieśni,olltarze. Tu jednak nie chodzi o festiwal sztuki, ile kult, który bazuje na tradycji. Sprawa delikatna, ale do stopniowego poprawiania. Drugorzędna.
3. Urocz jest Ciała i Krwi Chrystusa. Niesiemy tylko Ciało, bo ono jest w tabernakulum. Można pomyśleć, czy nie przechowywać Krwi, wystawiać, adorować i nosić? Być może to kwestia niedalekiej przyszłości.
4. Obecność Jezusa pod postaciami chleba i wina jest najbardziej intensywna i nie można jej zrównać z obecnością ogólną w świecie jako Logosu czy z innymi formami obecności.
5. Wierzymy w transsubstancjację, czyli że w chlebie i winie jest Wcielony Syn Boży.. Warunkiem dopuszczenia dziecka do I Komunii jest odróżnianie chleba zwykłego od Chleba Eucharystycznego. Nieść bochen zwykłego chleba i konsekrowana Hostię to nie to samo.
6. Trzeba kontynuować i udoskonalać, a nie burzyć.

do 4. Nie wiem czy najbardziej intensywna ale szczególna, bo w tej formie Bóg daje siebie ludziom na wzór ofiary baranka.
5. Czy można konsekrować chleb? Skąd tradycja, że zamiast chleba właśnie opłatek?

Przed chwilą przeczytałem na innym portalu katolików artykuł poświęcony powyższemu artykułowi o.Oszajcy. No niestety, brutalny, a komentarze pod nim jeszcze brutalniejsze. Główny argument o.Oszajcy za przemyśleniem kształtu procesji Bożego Ciała by nie budował bariery do chrześcijaństwa u osób spoza Kościoła spotkał się z bardzo skromnym, owszem trafnym, ale daleko nie wystarczającym kontrargumentem, że obecna forma procesji jest dobrym znakiem zapytania dla żyjących wśród nas migrantów z poza europejskiego kręgu kulturowego. Reszta to prawie wyłącznie podniesiony ton zastępujący argumentację. Dlatego tego nie napiszę tam, bo tylko rozjątrzę tamtejszy komentariat, co krytycznej refleksji czy wobec moich argumentów, czy argumentacji przeciwnej nie wzbudzi, więc po co. I dlatego trzymam się Więzi, bo chociaż wiele moich poglądów się tu nie mieści, jestem pozytywnie tolerowany, za co jestem wdzięczny, bo to rzadkie.

Bardzo panu dziękuję za komentarze. Oba.
Tak, tu możemy rozmawiać. Nie publikować monologi lub płomienne odezwy.
Też się z Panem czasem nie zgadzam. Ale jest Pan ważnym głosem tutaj.
Dziękuję.
A po czasie wracam do Pana komentarzy i zadaję sobie pytanie co Pan miał na myśli.

Czcigodny Ojcze, felieton Ojca przypomniał mi Wielki Czwartek roku 1979 i liturgię odprawianą wtedy w kościele św. Mikołaja w Leuven . Ówczesny proboszcz kazał poustawiać tam stoły i ławki wzdłuż prezbiterium, na stołach w koszyczkach wiklinowych (!) umieszczono chlebki białe, bez zakwasu i garnuszki gliniane (!) z winem czerwonym. Ksiądz konsekrował ten chleb i to wino w czasie liturgii, obecni z głęboką pobożnością tę Eucharystię przyjęli (starannie ale bez szaleństwa zadbano o „partykuły”); gdy potem opowiadałem o tym ówczesnemu rektorowi Kolegium Justusa Lipsjusa ś.p. ks. Josefowi Marii De Smetowi, on wcale się nie dziwił. Zatem refleksja Księdza wcale nie jest egzotyczna i do utopii nie zmierza, raczej w kierunku rzeczywistości odbajecznionej i postrzeganej z pokorą obowiązującą chrześcijanina.
Serdecznie pozdrawiam,
Andrzej Borowski

„Spróbujmy sobie wyobrazić, że procesję obserwuje człowiek, który nie ma zielonego pojęcia o katolickiej liturgii……” O. W. Oszajca
A teraz spróbujmy sobie wyobrazić, że każdy uczestniczący w procesji, oburza się po przeczytaniu tego co między innymi mówi o. W. Oszajca. Przecież nie chodzimy na procesję, by dywagować o ludziach, którzy mogą negatywnie postrzegać nasze w niej zaangażowanie – bo np. sądzą, że jesteśmy jakieś prymitywy nieogarniające istoty tego, w czym uczestniczymy.

„Umiłowani, nie dowierzajcie każdemu duchowi, ale badajcie duchy, czy są
z Boga, gdyż wielu fałszywych proroków pojawiło się na świecie. Po tym poznajecie
Ducha Bożego: każdy duch, który uznaje, że Jezus Chrystus przyszedł w ciele,
jest z Boga. Każdy zaś duch, który nie uznaje Jezusa, nie jest z Boga; i to jest duch Antychrysta, który – jak słyszeliście – nadchodzi i już teraz przebywa na świecie” 1J. 4,1-3
W homilii – kardynał Ratzinger stwierdzał, że „zadaniem urzędu
nauczycielskiego” jest „bronić wiary przed elitarnym zarozumialstwem intelektualistów”.
Dlatego Ratzinger wyszedł właśnie od Pierwszego Listu św. Jana:
„Teraz nastało wielu antychrystów”. Ten urywek skomentował następująco: „Wiara chrześcijańska z początku była religią ubogich i prostaczków. Potem przyciągnęła także wielkie umysły. Lecz twierdzenia wiary interesowały ich jedynie jako symbole.
Naiwnością nie do przyjęcia wydawało im się, żeby naprawdę ten Jezus żył
w Palestynie, żeby był Synem Bożym, żeby Jego Krzyż był odkupieniem świata.
Nie, te proste orzeczenia wyznania wiary były dla nich obrazami rzeczy wyższych i tylko w tym charakterze symboli były ciekawe i cenne. Zaczęli więc – ciągnie Ratzinger – budować własne, wznioślejsze rzekomo chrześcijaństwo, a ubodzy wierni po prostu przyjmujący literę byli dla nich psychikami, ludźmi na etapie rozwoju wcześniejszym niż ich wzniosły duch”. Te nauki oderwały Kościół od fundamentów i właśnie „tej wzgardzie wobec prostej wiary u intelektualistów oraz ich interpretacyjnym akrobacjom sprzeciwia się św. Jan”, wyjaśniając, że „nie uczeni mają orzekać, co jest prawdą w chrzcielnym wyznaniu wiary, lecz właśnie wiara chrzcielna określa, co jest prawdą w uczonych wykładniach. Nie intelektualiści są miarą prostaczków, lecz prostaczkowie są miarą dla intelektualistów”. Zadaniem
urzędu nauczycielskiego „jest obrona wiary prostaczków
przed władzą intelektualistów”. Podkreślił: „Nauczanie Kościoła strzeże wiary
prostaczków, tych, którzy nie piszą książek, nie przemawiają w telewizji, i nie daje im się do napisania wstępniaków w gazetach. To jest jego demokratyczne zadanie. Ma udzielić głosu tym, którzy nie mają głosu”
Wielokrotnie wierni oddolnie wyprzedzając hierarchów kościoła nawoływali do podjęcia „słusznej” jak się okazało decyzji. W ostatnich czasach dot. to wyniesienia na ołtarze św. Jana Pawła II.

Jerzy2 – dokładnie to co napisane. Szukanie dziury w całym, krytyka cudzej wiary, wynoszenie się ponad innych… O. Oszajca zauważa przerost formy nad treścią….
Może Ojciec Oszajca cierpi na syndrom Judasza. On też szukał oszczędności – w Ewangelii Jana wiemy, że Judasz skrytykował kobietę za rozrzutność bo ona, pokropiła Jezusa niezwykle drogimi perfumami. Powiedziała jak potrafiła, może nieudolnie, ale w ten i taki sposób pokazała -, że Bóg, Chrystus jest dla niej niezwykle ważny. Jak wiemy – perfumy można było sprzedać i pieniądze rozdać ubogim. Ale co z nią i jej oddaniem, wdzięcznością i uwielbieniem? Jest czas na różne gesty, czyny i adorację czyż nie? Czy o. Oszajca też skrytykuje pieśni kościelne w których jest wiele, niezwykłych i zadziwiających stwierdzeń? Przecież je śpiewamy, bo tradycyjnie i uczuciowo jesteśmy z nimi związani.

Obrona prostaczków nie jest demokratyczna. Demokratyczne jest kiedy każdy ma głos. Samo słowo prostaczek jest przecież wyniosłością wobec drugiego. Nawet nie prostak. Dziecko jakieś. Tak, Bóg mówi „pozwólcie dzieciom przyjść do mnie”, ale dzielenie świata na prostaczków i intelektualistów to błąd. Prosta wiara może być domeną intelektualisty, a jego próba uzasadnienia podyktowana szczerą intencją, a nie zabawą w kto wie lepiej. Z drugiej strony pozorny „chłopski rozum” to może być brutalny egoistyczny rozum. Uwielbienie dla prostaczków trąci protekcjonalizmem. Jesteś fajny póki nie zastanawiasz się za wiele. Zmienianie wiary w symbole to wypaczenie, ale to nie znaczy, że każdy intelektualista właśnie to robi.

Basiu;-) Prostaczek to nie prostak = chodzi o ludzi, którzy myślą w prosty sposób – niewykształceni, ale niekoniecznie prymitywni. Jeśli nie jesteś lekarzem, to w tej dziedzinie, jesteś prostaczkiem;-) Do tzw. mądrych i roztropnych należeli arcykapłani i faryzeusze… inteligentni i wykształceni – ale cóż z tego, skoro ich serce było twarde i ślepe, nieczułe i rządne władzy.
(Mt 11,25…)
W owym czasie Jezus przemówił tymi słowami: Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom.

Prostaczek to nie jest prostak…
owszem przyjęło się mówić, że prostaczkowie, to ludzie niewykształceni, prości, ubodzy…
Ludzie, którzy myślą w prosty sposób…Dlatego też przeciwstawia się ich ludziom mądrym i roztropnym. Natomiast prości – prostaczkowie, to ci, którzy poszli za Jezusem… którzy słuchali Jego słów, no i też, Jego najbliżsi uczniowie… Co do tych uczonych w piśmie, nie potępia się i nie ma nic złego w przeżywaniu wiary intelektualnie… Św. Jan Paweł II w encyklice Fides et ratioo pisał o dwóch skrzydłach, którymi są wiara i rozum. Ale trzeba pamiętać o tym, że „błogosławieni, którzy nie widzieli a uwierzyli”. Myślę, że prostaczkowie, to właśnie ci, którzy nie widzieli a uwierzyli.
Ostatnia kwestia to pytanie, czy można być „mądrym i roztropnym” a jednocześnie „prostaczkiem”?
Bez wątpienia tak…bo prostota prostaczka nie leży w jego wykształceniu czy statusie majątkowym.
Ale jest to postawa serca, które ufa, wierzy i ma nadzieję.

Miałam na myśli to, że łatwo zarzuca się bycie „uczonymi” ludziom spoza kościoła, ale sam kościół niechętnie tak widzi swoich. „Nauczanie Kościoła strzeże wiary
prostaczków, tych, którzy nie piszą książek, nie przemawiają w telewizji, i nie daje im się do napisania wstępniaków w gazetach. To jest jego demokratyczne zadanie. Ma udzielić głosu tym, którzy nie mają głosu” To stwierdzenie zawiera wewnętrzną niezgodność. Bo zakłada, że prostaczek to ktoś kogo trzeba strzec poprzez nauczanie przed złą ścieżką, ale jednocześnie udzielać mu głosu. On nie ma głosu, kiedy jest strzeżony, chybaże zgodny z tym gdzie jest prowadzony. To przypomina wszystkie rozmowy o roli kobiet, gdzie zaprasza się tylko te kobiety, które mówią jak się hierarchii podoba. Tymczasem proszę nie myśleć, że nie jestem za strzeżeniem wiary. Jestem za jasnym oddzielaniem dogmatów od tradycji. Strzeżenia dogmatów, rozmowie o tradycji. Każdy może w tym uczestniczyć.

Byłabym wdzięczna za podanie źródła cytowanej homilii kard. Ratzingera.
Chciałabym przeczytać w całości.

Moim zdaniem o. Oszajca nie patrzy z góry na ludzi tak świętujących.
Polecam książkę. „Innego cudu nie będzie”.
https://wydawnictwowam.pl/prod.innego-cudu-nie-bedzie.18600.htm?sku=76234

I wiele innych. Nie takie (faryzejskie) są intencje tego księdza.
Zadaje pytanie o sam rytuał. I nie jest to judaszowe zachowanie.

Joanno – przeczytałam to w książce Antonio Socci „Kościół czasu antychrysta” w przypisach na stronie 187 -188.
Ja nie oceniałam o Oszajęcę jak i nie twierdzę, że patrzy z góry na świętujących. Jedynie, tak jak on zaczęłam się zastanawiać – ” Spróbujmy sobie wyobrazić”… co czują ludzie uczestniczących w procesji, których to dotyczy. O Oszajca martwi się o tych, którzy nie mają zielonego pojęcia o katolickiej liturgii i mogliby poczuć się – zdziwieni, urażeni – nie wiem co jeszcze. Skoro „uczony” prawosławny ksiądz ma problemy ze zrozumienie liturgii katolickiej, to nie sądzę, by uczestniczący w procesji byli temu w jakikolwiek sposób winni. A przecież to oni – my, w jakiś sposób jesteśmy krytykowani i posądzani o to, że ważniejszy dla nas jest przepych niż adorowanie. A któż to może wiedzieć jaka jest nasza wiara i zaangażowanie. Proszę popatrz jakie są reperkusje filozoficznych rozważań o Oszajcy Tytuł w „Do Rzeczy” – „Kanibalizm” katolików. Polski jezuita atakuje procesję Bożego Ciała. Nie tylko ta wypowiedź o. Oszajcy jest kontrowersyjna – ale proszę popatrz kolejna zadziwiająca jak na osobę duchowną wypowiedź „O. Wacław Oszajca: w postawie Kaczyńskiego nie ma chrześcijańskiego ducha” Myślę, że również Tobie to nie może się podobać. Pozdrawiam;-)

Szczęść Boże! Aż dziw bierze, że ten artykuł napisał duchowny katolicki. Co z niego w zasadzie wynika? Co pan postuluje Panie Oszajca? Mamy nie wychodzić na ulice? Mamy zmienić liturgię tak, żeby przeciętny Kowalski ją rozumiał? Jak daleko mamy się posunąć, żeby się dostosować do przeciętnego Kowalskiego? Mamy totalnie zatracić swoją Tożsamość. Jeżeli Pan się koncentruje na przepychu podczas procesji Bożego Ciała zamiast na Jezusie i oddawaniu Mu czci, to chyba popsuł się Panu kompas teologiczno-myślowy. Pan Bóg jest Stwórcą wszechświata i czy naprawdę wielkim przepychem wobec Majestatu jest złocona monstrancja, baldachim, złotopodobne szaty, kilka figur, asysta, dzwonki, kwiaty pod nogi Kapłana, orkiestra i lud Boży? Czy to tylko tyle to za dużo dla ogromu Bożego majestatu? Raz w roku! W pewnym momencie pisze Pan z perspektywy niewierzącego, a cz tym Pana artykułem ten niewierzący będzie bliżej Jezusa Eucharystycznego? Czy Pan go przybliżył do Misterium Fidei? Jaki jest cele Pańskiego artykułu? Ponarzekanie? Głosi Pan tu dobrą nowinę o Bogu? Choć nie uczestniczę w procesjach, to się bardzo cieszę, że Jezus eucharystyczny może być czczony na ulicach polskich miast. Tak się składa, że w Boże Ciało chodziłem uliczkami Starego Miasta Torunia. Tak się złożyło, że spotkałem Pana Jezusa w procesji i wraz z moimi dziećmi przyklęknąłem na chodniku, by oddać Mu hołd! Nie wiem, czy ten artykuł był na Bożą Chwałę? Na tej stronie są dwa Pana zdjęcia. Oba w koszulach – bez stroju duchownego. Wiem, że nie ma wszędzie obowiązku, ale czy to nie jest w jakimś stopniu znamienne? Z Panem Bogiem! Kornel Usowicz

Jerzy2 -i Basia – to„jest obrona wiary prostaczków – przed władzą intelektualistów”.
Tak. I niektórzy prostaczkowie nie wyczuli skandalu wykorzystania w Kościele.
Nawet ich sporo. Cicho, cicho, bo nam się klimat pobożności psuje.

„Ma udzielić głosu tym, którzy nie mają głosu” – i co jeśli ja w tym zdaniu widzę skrzywdzonych we wspólnocie.
I chcę udzielić głosu każdemu. Im. A nie tym, oburzonym tęczową aureolą?
I co teraz. Hejt. Komentarz, ignorowanie?

Jak można się tak mijać z prawdą!? Tumult toruński był wynikiem nabrzmiałego konfliktu kalwińsko-katolickiego i sąd skazał na śmierć osoby winne zamieszkom (w jego ocenie) i zniszczeniom w substancji katolików (w tym liczne profanacje), a nie za to , że ktoś tam nie zdjął czapki! Zresztą król August II (sic!) wyrok zaaprobował :))

Dziękuję za każdy głos.I takie dla mnie podsumowanie komentarzy. To nie jest mieszanie wątków.
Tylko to moje zdumienie gorzkie: kontrast między obroną własnego status quo i wyruszenia w nieznane. Na tej zasadzie Abram do końca życia sprzedawałby figurki rzeźbione przez swego ojca.
Już wyjaśniam.

Jeżeli to osoby czystego serca, prostego – zatem według niektórych – prostaczkowie, bronią się przed oceną ich wiary, bronią rytuału, bo go potrzebują i, pieśni, bo się przyzwyczaili, to …
może czasem warto zobaczyć, że we wspólnocie niektórzy bronią po prostu swoich przyzwyczajeń, sympatycznego klimatu itp., a nie obchodzi ich w ogóle to, jak czują się najsłabsi – skrzywdzeni przez system. A o tym mowa w moim niejednym komentarzu.
Dzieci wykorzystane, siostry zakonne, klerycy, dzieci księży, kobiety księży i partnerzy.
Przeszkadzają. Na przykład w procesji.
Zażarcie broni się obrazów, figurek i innych ludzkich tworów i nie widzimy, że największa profanacja dokonuje się wtedy, kiedy krzywdzimy człowieka – stworzonego na obraz Boga.

https://deon.pl/kosciol/komentarze/miedzy-pr-em-a-mentalnoscia,2120933?fbclid=IwAR00Kubz7QnRX2VaE4NEhK0EzZNqxq-q4GUNlNxJ3JIVayNuY7mZTdZiym0

Dla mnie ten kontrast – ta dość zażarta jak na Więź dyskusja, pod artykułem o obronie procesji rodem z Cesarstwa Rzymskiego, w zestawieniu z problemami realnymi, które naprawdę są we wspólnocie KRK, były jak kubeł zimnej wody na głowę.

A ostatni weekend przez zupełny przypadek spędzałam w pięknej okolicy. Znajomi wybrali.
Hm. Tylawa.

Poprawiam zdanie, bo może brzmieć niejasno.
„Dla mnie ten kontrast – ta dość zażarta jak na Więź dyskusja pod artykułem, i niektóre komentarze broniące procesji rodem z Cesarstwa Rzymskiego, w zestawieniu z problemami realnymi, które naprawdę są we wspólnocie KRK, to jak kubeł zimnej wody na głowę.”

Dziękuję za Pani komentarze. Podpisuję się. Bardzo przekonuje mnie to zdanie, niejako podsumowujące całą tę dyskusję i wydobywające na światło dzienne istotę sporu: ”Zażarcie broni się obrazów, figurek i innych ludzkich tworów i nie widzimy, że największa profanacja dokonuje się wtedy, kiedy krzywdzimy człowieka – stworzonego na obraz Boga.”

Z wypiekami na policzkach i „gęsia skórką” czytałam komentarze, opinie, ale i sam artykuł. Proszę Boga o dar rozeznawania duchowego, bo własnymi siłami (rozumem, intelektem, nauką…) nic nie dokonam.
On jest Drogą, Prawdą i Życiem, dlatego idę z NIM przez życie, a także w Procesji Bożego Ciała opowiadając się, po której stronie jestem.
Takie teksty stają się okazją do głębszego przylgnięcia do Pana i krytycznego (prawdziwego) spojrzenia na moja wiarę.

Joanno – jeśli ktokolwiek jak piszesz a chodzi Ci o tych prostaczków, broni swoich przyzwyczajeń sympatycznego klimatu itd. …. to Ty tak zakładasz, zaczynając od słowa „może” 😉 Wobec tego ja również dodam, że mogą to być ich „wartości”, których nie należy ośmieszać. Bo jak sama pisząc zauważasz, należy dbać o najsłabszych. I ja też właśnie występuję w ich obronie.
Kwestia wykorzystanych dzieci przez zwyrodnialców, to inny temat – niemniej ważny, z tym, że z tych dzieci nikt się nie wyśmiewa i nikt ich nie potępia. Potępiamy zło, którym człowiek i też niektórzy księża zostali opanowani. Zauważ, że oni są jego ofiarą. Ofiarą zła.
Homilia Kard Josepha Ratzingera na rozpoczęcie konklawe

Wiara „dorosła” nie idzie z prądem mód i nowinek; wiara dorosła i dojrzała jest głęboko zakorzeniona w przyjaźni z Chrystusem. Ta przyjaźń otwiera nas na każde dobro dając nam zarazem kryterium rozeznania prawdy i fałszu, odróżnienia ziarna od plew. Do tej dorosłej wiary musimy dojrzewać, ku niej powinniśmy prowadzić Chrystusową trzodę. I właśnie ta wiara – i tylko ona – tworzy jedność, realizując się w miłości. Święty Paweł w tym kontekście – w przeciwieństwie do nieustannego miotania się tych, którzy niczym dzieci pozwalają się nieść falom – daje nam piękne słowo: czynić prawdę w miłości, jako podstawową zasadę chrześcijańskiego życia. W Chrystusie spotykają cię prawda i miłość. W miarę zbliżania się do Chrystusa także w naszym życiu prawda i miłość stapiają się ze sobą. Miłość bez prawdy byłaby ślepa; prawda bez miłości byłaby niczym „cymbał brzmiący” (1Kor 13,1).

Do pani Bożeny.
Pisze Pani„Wobec tego ja również dodam, że mogą to być ich „wartości”, których nie należy ośmieszać. Bo jak sama pisząc zauważasz, należy dbać o najsłabszych. I ja też właśnie występuję w ich obronie.”
Przyzna Pani, że jednak krzywd osób wykorzystanych przez wspólnotę na różne sposoby (nie tylko dzieci) nie da się porównać czy zestawić z emocjami tych, którzy czują się oceniani przez to jak wierzą i jakich rytuałów czy zwyczajów bronią. Naprawdę.
Proszę się zastanowić nad wagą jednej i drugiej krzywdy.

Co do zła i zwyrodnialców, pisze Pani : „Zauważ, że oni są jego ofiarą. Ofiarą zła.”
A co Pani powie o tych, którzy to zło systemowo ukrywali, bo wizerunek instytucji był dla nich ważny?
Ich świadomość i odpowiedzialność za popełnione kolejne zło jest ogromna. Mam na myśli przełożonych tych księży.

Dzieci nikt nie potępia i nie wyśmiewa? Hm. Teraz już coraz mniej, mam nadzieję,
ale osoby dorosłe, skrzywdzone w dzieciństwie lata temu, nie maja łatwo w dochodzeniu sprawiedliwości.
Proszę może poczytać tu na Więzi teksty związane z ukrywaniem i przenoszeniem księży przez abp i bp.

I nie uważam, by ksiądz Oszajca atakował procesję Bożego Ciała. Przecież jej nie zakaże, ani nie zniesie.
Podzielił się swoimi myślami.

Uważam, że poważniejszym problemem jest spadek wiarygodności Kościoła z powodu ukrywania zła popełnianego przez duchownych – oskarżenia o hipokryzję jak najbardziej zasadne.

Pani Joanno. Wszelkie zło, czyli też – ukrywanie przestępstw nim jest, wobec tego, ktokolwiek by je czynił jest „ofiarą zła” – jak napisałam. Przecież dodałam wyraźnie, że każdy kto jest ofiarą zła, niezależnie kim jest, w swoim działaniu wydaje złe owoce. Nie należy mieszać wątków i na siłę wskazywać, poza tematem czegoś, co dla każdego uczciwego człowieka żyjącego w zgodzie z prawdą, w tym prawdą o sobie, jest rzeczą oczywistą. Przecież nie oceniałam o. Oszajcę i tak jak on i Pani dzielę się swoimi spostrzeżeniami. By je uzasadnić staram się dołączyć cytaty z Biblii i tych, którzy są niekwestionowanymi autorytetami – nie tylko w kościele. Mniemam, że Pani, ja – jak wielu innych wiernych tworzących kościół, wspólnie odpowiadamy za jego wiarygodność. Wobec tego do „grzechów duchownych”, proszę dodać swoje grzechy i modląc się za kościół i siebie, za nie przepraszać – no i prosić dla nas wszystkich o potrzebne do zbawienia łaski:-) Co do hipokryzji – nie będę się wypowiadać, bo niepotrzebnie mogłybyśmy spaść niżej poziomu dyskusji ;-P

„nikt ich nie potępia” – jest to nieprawda. Czym innym jak nie potępieniem można nazwać wypowiedzi typu „dzieci lgną” oraz „pan chce zniszczyć kościół”? „ich „wartości”, których nie należy ośmieszać”- kościół ma bronić religijnych wartości, a nie jakiś wartości. Owszem lokalne tradycje bywają urocze i miłe, ale nie mogą przysłaniać formą istoty wydarzenia. „należy dbać o najsłabszych” – dobrem najsłabszych jest zrozumienie istoty wydarzenia, a nie otoczka. „rozeznania prawdy i fałszu” – właśnie o tym jest ten tekst. Czy trafny? W pewnych punktach nie, ale efektem powinna być refleksja nad tym co w naszej procesji jest istotą, co nią nie jest. Nie znaczy to, że trzeba rezygnować z formy procesji. Najważniejsze to rozpoznawać i uczyć rozpoznania. Dewotyzm nie jest wartościową wiarą maluczkich. Jest właśnie brakiem dojrzałości. Nie każdy prostaczek jest dewotą, ale wielu jest. Pani widzi ich jako na swój wzór jednocześnie bojąc się o utratę ich wiary. Jednak pozwalanie im tkwić w dewocji to brak wiary w ich wiarę, w ich rozwój. Pani widzi tylko pozytyw procesji, nie skłania się do rozważań o negatywach w jej formie. A o tym powinniśmy rozmawiać. Czy procesję można udoskonalić czy tego potrzeba, czy spełnia rolę czy jest aktem wiary? Ale przede wszystkim czy jej sens jest rozumiany wewnątrz i na zewnątrz.

@Joanna
„Uważam, że poważniejszym problemem jest spadek wiarygodności Kościoła z powodu ukrywania zła popełnianego przez duchownych – oskarżenia o hipokryzję jak najbardziej zasadne.”

W pełni się z panią zgadzam. To właśnie ukrywanie / tuszowanie spowodowało tak ogromny spadek zaufania i utratę autorytetu przez KK i duchownych.
Nikomu normalnemu „w pale” się nie mieści, że można inaczej zareagować na takie doniesienia niż chwytając za słuchawkę telefonu i wybierając nr na policję/prokuraturę!
A biskupom się jednak mieści…

Sami sprawcy także oczywiście się do tego przyczyniają ale znacznie bardziej ukrywający hierarchowie gdyż tak czyniąc potęgują jeszcze rozmiar przestępczych czynów danego degenerata bo zamiast popełnić jedno przestępstwo i zostać wyrzuconym i pójść do więzienia biskupi umożliwiają mu popełnianie kolejnych przestępstw.
Jestem zwolennikiem karania więzieniem takich biskupów jako współsprawców kolejnych przestępstw. Mam nadzieję, że to kiedyś w końcu nastąpi.

Drogi Jerzy2, zanim zaczniesz osądzać innych spojrzyj w lustro. Jeśli jesteś uczciwy względem samego siebie i ogólnie, to wtedy jedno spojrzenie powstrzyma Cię ulegania emocjom. Zawsze można wykorzystać wady kogoś innego, żeby poczuć się pewnym swoich zalet i stawać się wyimaginowanym tworem własnej wyobraźni. Ale do czego dojrzejmy idąc tą drogą? Gdzie to nas zaprowadzi ? Staniemy tak wysoko, ponad rzeczywistością, że kontakt z nią będzie niemożliwy…. trzeba bardzo uważać:-) Już ktoś taki był. kto wspiął się na wielką górę i został z niej strącony przez własną pychę. Nie jest to aluzja do Pana ;-P
Teraz kolej na uzasadnienie.
„Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni; nie potępiajcie, a nie będziecie potępieni; odpuszczajcie, a będzie wam odpuszczone.” Łk. 6, 37)
„A ty kimże jesteś, byś osądzał bliźniego?” Jk 4, 12.
„Kim jesteś ty, co się odważasz sądzić cudzego sługę?” Rz 14, 4.
„Czemu to widzisz drzazgę w oku brata, a nie dostrzegasz belki we własnym oku?” Łk 6, 41
Lecz jeśli twoje oko jest chore, całe twoje ciało będzie w ciemności. Jeśli więc światło, które jest w tobie, jest ciemnością, jakże wielka to ciemność! Mt 6, 23
Mowa końcowa ;-P Zmienia pan zasadniczy temat i rozwija dygresję. Tak dzieje się na ogół wtedy, gdy możliwości uczciwej i rzeczowej dyskusji się skończyły. Jednym słowem nie ma się nic nowego do dodania, ale pozostaje w człowieku jakiś niedosyt i poczucie przegranej. Lepiej traktować taką wymianę zdań czy poglądów, jako możliwość poszerzenia swojej wiedzy i ćwiczenie się w przyznawaniu racji (o ile ktoś ją ma) innym komentatorom. Niekoniecznie nasze poglądy sięgają możliwościom i wiedzą pozostałym piszącym. Każdy z nas może wiele skorzystać wtedy, gdy zastanowi się nad intencjami tego co wypuści w medialny obieg . Co najważniejsze – czy to co zasiejemy, będzie dobrem. Pozdrawiam.

Szanowna pani Bożeno.
Nie zboczyłem nijak z tematu tylko odniosłem się konkretnie do tego fragmentu wypowiedzi pani Joanny:

„Uważam, że poważniejszym problemem jest spadek wiarygodności Kościoła z powodu ukrywania zła popełnianego przez duchownych – oskarżenia o hipokryzję jak najbardziej zasadne.”

Mam do tego prawo jak każdy inny.

ad rem:
” zanim zaczniesz osądzać innych spojrzyj w lustro. Jeśli jesteś uczciwy względem samego siebie i ogólnie, to wtedy jedno spojrzenie powstrzyma Cię ulegania emocjom. ”

„Zawsze można wykorzystać wady kogoś innego, żeby poczuć się pewnym swoich zalet i stawać się wyimaginowanym tworem własnej wyobraźni.”

„„Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni; nie potępiajcie, a nie będziecie potępieni; odpuszczajcie, a będzie wam odpuszczone.” Łk. 6, 37)
„A ty kimże jesteś, byś osądzał bliźniego?” Jk 4, 12.
„Kim jesteś ty, co się odważasz sądzić cudzego sługę?” Rz 14, 4.
„Czemu to widzisz drzazgę w oku brata, a nie dostrzegasz belki we własnym oku?” Łk 6, 41”

„Uwielbiam” to odwracanie kota ogonem. To jest standardowa „obrona” KK jeśli ktoś zarzuca, że są w nim duchowni pedofile oraz hierarchowie którzy to kryją.

Czyli tak – skoro sam grzeszę to jakim prawem domagam się aby przestępca poszedł do więzienia ? To może od razu prokuratorom i sędziom zalecić zamiast rozpraw od razu wspólną modlitwę z degeneratem i uzyskać od niego obietnicę poprawy bo przecież… prokuratorzy i sędziowie także grzeszą… więc jakim prawem się „wywyższają” ?!
Należy wybaczyć i modlić się o łaskę aby więcej nikt nie wymodlił duchownych-pedofilów…
Za przeproszeniem ale to jest infantylne postrzeganie świata.

Nie domagam się więzienia dla tych degeneratów ani biskupów aby poczuć się lepiej, na litość Boską, tylko aby uchronić kolejne dzieci (być może moje lub pani !) przed zboczeńcami!
Moje własne samopoczucie ani wiara nie ma tu nic do rzeczy.
To są czyny kryminalne!

Pani Basiu i Jerzy2.
Pragnę zaznaczyć, że to co pisałam można to nazwać pouczeniami zaczerpniętych z Biblii, dotyczą zarówno mnie, was i wszystkich wierzących. Biblia jest Słowem Bożym stąd usiłowałam je – Słowo Boże w sposób szczególny zaznaczyć i wykorzystać, gdyż to Słowo powinno przede wszystkim i ponad wszystkimi innymi wypowiedziami, normować nasze poglądy. Wobec tego proszę przyjąć do siebie tylko te, najbardziej was bulwersujące stwierdzenia, gdyż właśnie one, są wskaźnikami waszych „ułomności” – oczywiście moich też ;-P. Na zasadzie uderz w stół 😉 Jeśli cokolwiek z mojego pisania was irytuje, to wierzcie mi nie miałam takich intencji, by kogokolwiek bulwersować – wybaczcie 😉 Co do zasadniczego tematu – artykułu O. Oszajcy, to dodam tylko jedno spostrzeżenie. Dlaczego broni i tłumaczy „wpadki” papieża Franciszka? Nie widziałam, by przynajmniej raz odniósł się krytycznie do, już niemal powszechnie krytykowanych wypowiedzi, papieża Franciszka. Krytykują go i dziwią się jego postawą nie tylko osoby świeckie, lecz księża biskupi i kardynałowie. Może O. Wacław swoje wnikliwe spostrzeżenia skieruje na te sprawy, których nie rozumieją, nie tylko duchowni protestanccy
czy Żydzi, ale ci, którzy tego nie rozumieją – prostaczkowie;-) czyli ja też….
Zaznaczam – nie jestem wrogiem Jezuitów ani papieża Franciszka, tak dla jasności;-) Serdecznie pozdrawiam

Skoro Bóg jest we wszystkim nie tylko w tym chlebie, to po co nam ten chleb?
Skoro nie potrzebujemy tego chleba to po co nam Kościół Katolicki? Wystarczy zdać sobie sprawę, że Bóg jest wszędzie i we wszystkim i nie potrzebni są nam żadni księża, religia, modlitwy, obrzędy, wyznanie wiary, kościół…. po prostu Bóg jest wszędzie, wszyscy wierzymy w tego samego Boga, że jest. Szafa gra.
Następnym krokiem jest to że przyjdą tolerancyjni i religijni na swój sposób muzułmanie i nas nawrócą.
Dziękuję

Bóg jest we wszystkim – „w Nim poruszamy się, żyjemy i jesteśmy.” św.Paweł – Dz 17,28
https://biblia.deon.pl/rozdzial.php?id=394

Tylko to nie panteizm. Nie.
Paweł przemawiał na ówczesnym areopagu. Taki dawny Hyde Park, który był:
„Traktowany „jako forum dla swobodnego wypowiadania wszelkich poglądów w imię wolności słowa.” „ Fajnie.
Jak droga synodalna 😉 albo nie.

Eucharystia – po co ?, by nas nauczyć dzielenia się swoim życiem tak łatwo, jak łamie się chleb. Kilka ruchów i możemy nakarmić głodnego.
Coś o tym Albert Chmielowski – „„Powinno się być dobrym jak chleb, który dla wszystkich leży na stole, z którego każdy może dla siebie ukroić kęs i nakarmić się, jeśli jest głodny” – mawiał i pisał.”

A muzułmanie. Nie taki diabeł straszny – jak go malują.
Obecnie wojnę w Ukrainie prowadzą tzw. chrześcijanie z Cyrylem na czele.
Nie mamy monopolu na dobro w tej naszej religii.

Dziwię się że ojciec wszystko fałszywie interpretuje i zmienia fakty. Chleb jest chlebem ale – zgodnie z dogmatem o transsubstancjacji – po konsekracji każda hostia staje się prawdziwym Ciałem Chrystusa. I tak w zdanie po zdaniu ojciec przekazuje fałszywe treści. Jaki ojciec ma w tym cel? No cóż gawiedź w wielu przypadkach ojcu przyklaskuje. Będę się za ojca modlić aby Duch Święty prowadzi ojca drogą prawdy, by ojciec mógł na nowo odkrywać dar Słowa Bożego.