Zima 2024, nr 4

Zamów

„Nagle runął mrok”. Wiersze Wołodymyra Swidzinśkyjego

Utwory ukazały się w kwartalniku „Więź” lato 2022.

Ogień

Złożył na ścianie czujne skrzydła
I jak ważka na liściu żabiścieku
Zamarł. W samotnej ciszy ja piszę, a on
Nadstawia przyciętego ucha, nasłuchuje.
Jak przyjaciel, jak wierny wspólnik lubi moją pracę.
Razem ze mną oddycha i razem ze mną myśli.
Wzdryga się, kiedy tylko się poruszę.
Dawno minęła północ. Dzika ciemność
Drapie chciwym pazurem okienną ramę.
Opadam z sił, ale przyjaciel jest niestrudzony.
Zbliżam się. Dobry i ufny,
Nie spodziewa się śmierci. Dmuchnąłem.
Ziemia zadygotała. Nagle runął mrok,
Zwalił się w dół jak lawina kamienna.
Czy on zginął, czy umknął szybkim skrzydłem
Spod ciężaru – i przepadł w bezkresie?

1932

***

Zaczynało już świtać. Woda pod szuwarem
Zaczerwieniała mgliście. Siadłam w czółnie starym.
A był dziad w owym czółnie. Długa zżółkła broda,
A pod powieką smutek jak mydlana woda,
Pomierzwione, skudłane włosy. I nieśmiało,
Lękliwie stare życie w nim się poruszało,
Jak do ziemi przywarły liść suchy, bez życia,
Skoro chrząszcz nim poruszy, szukając ukrycia.
A co mnie tam do tego? Młoda ja, zajadła,
Wiosłować mi nie trudno. Wesołe brzękadła
Wraz z podmuchem stepowym dzwonią mi nad uchem,
A ja się przekomarzam piosenką z podmuchem.
Płynęliśmy tak długo. Aż tu patrzę: Boże!
Nasz wąziuchny strumyczek obrócił się w morze.
I aż dziw bierze: nigdzie krzaka ani zioła,
Nie widać drzew i brzegów, a tylko dokoła
Na wodzie, kędy spojrzę, splata się i mieni
Mnóstwo gałęzi gęstwą chybotliwych cieni
I słychać szelest liści w porannej godzinie,
I czeremch, i czereśni skądsiś zapach płynie.

Przełożył Adam Pomorski

Podziel się

Wiadomość