Zima 2024, nr 4

Zamów

Magdalena Bigaj: Jako rodzice musimy być przewodnikami po świecie cyfrowym

Magdalena Bigaj. Fot. Sylwester Ciszek

Nowe technologie to przedłużenie naszych zmysłów, a pandemia i wojna ich siłę spotęgowały – mówi Magdalena Bigaj w podcaście „Zrozumieć więcej”.

– Współczesny człowiek powinien wiedzieć, jak nowe technologie wpływają na jego ciało i funkcjonowanie codzienne. A to nie zależy od naszego wykształcenia ani sposobu użytkowania internetu – mówi medioznawczyni, edukatorka i specjalistka od świata cyfrowego Magdalena Bigaj w pierwszym odcinku podcastu „Zrozumieć więcej” Ewy Buczek.

– Korzystanie z internetu wywołuje duże wyrzuty dopaminy, czyli jednego z neuroprzekaźników, dzięki którym nasz mózg kojarzy tę czynność z nagrodą. To się dzieje w znacznej mierze na poziomie nieświadomym. Taka nieświadoma nagroda zapisuje w naszej pamięci proceduralnej informację, że smartfon daje nam przyjemność. W ten sposób kieruje naszą uwagę na ten przedmiot i w tworzy nawyk sięgania po telefon – tłumaczy Bigaj.

Rozmówczynie rozbijały mity o korzystaniu z sieci. – Jeśli ktoś uważa, że Instagram, Facebook czy TikTok są zabawkami dla młodzieży, to warto przyjrzeć się liczbom. Dziś na świecie z mediów społecznościowych korzysta ponad 4,5 miliarda ludzi. W Polsce to 27 milionów osób. Wyniki badań mówią też, że 97 proc. młodzieży w Polsce korzysta z internetu codziennie – zauważa gościni audycji. – Nowe technologie stały się przedłużeniem naszych zmysłów, a pandemia i wojna ich siłę spotęgowały. W pandemii pracować zdalnie i spotykać się z innymi online, czyli robiliśmy coś, co jeszcze dwa lata temu brzmiało dla nas obco.

Podczas posiłku w restauracji, w której leżała czarna serwetka złożona w prostokąt, w którymś momencie po prostu… kliknęłam w serwetkę. Co się w ogóle wydarzyło, że próbowałam odblokować serwetkę? Mój mózg utożsamił smartfon ze źródłem przyjemności

Magdalena Bigaj

Udostępnij tekst

Bigaj przytacza historię, która przytrafiła się jej przed wdrożeniem w życie zasad higieny cyfrowej. – Dawno temu, kiedy nie przestrzegałam higieny cyfrowej, podczas posiłku w restauracji, w której leżała czarna serwetka złożona w prostokąt, w którymś momencie po prostu… kliknęłam w serwetkę – opowiada. – Niestety serwetka się nie odblokowała, nie zobaczyłam listy powiadomień. Ale coś mi się odblokowało w moim mózgu i zadałam sobie pytanie: co się w ogóle wydarzyło, że próbowałam odblokować serwetkę? A wydarzyło się dokładnie to, że mój mózg utożsamił smartfon ze źródłem przyjemności. Kiedy więc zlokalizował przede mną czarny prostokąt, to wysłał sygnał: kliknij, bo będzie dopamina.

Wesprzyj Więź

W trakcie audycji Ewa Buczek pyta o odpowiedzialność rodziców za korzystanie z internetu ich dzieci. – Jako rodzice musimy być przewodnikami po świecie cyfrowym dla naszych dzieci. Wiele osób abdykuje z tego obowiązku – uważa Bigaj. – Telefon jest traktowany jako zabawka, niania czy prezent dla dziecka. Rodzice często mówią: ale jak odetnę dziecko od internetu, to ono będzie wyalienowane. Gdy dajemy smartfon dziecku, nie zastanawiamy się, czy ono jest na to gotowe, ale czy my jako rodzice jesteśmy gotowi. Uważam, że siedem lat to nie jest wiek na własny telefon. A bardzo wielu rodziców daje dziecku telefon, bo ono idzie do szkoły. Tylko że zgodnie z prawem do dziesiątego roku życia dziecko nie może iść samo do szkoły. Mama lub tata najpierw je odprowadzają, a potem z niej odbierają. Po co więc smartfon? – pyta edukatorka i specjalistka od świata cyfrowego.

„Zrozumieć więcej” oraz inne audycje „Więzi” można wysłuchać bezpłatnie w serwisie Więź.pl – na podcasty.wiez.pl – oraz w popularnych serwisach podcastowych.

Przeczytaj także: Cyfrowi tubylcy z plemienia przepływu

Podziel się

2
Wiadomość

Smartfony to bardzo fajna rzecz. całkiem niedawno jadąc pociągiem, a spędzam w nim mnóstwo czasu, gdy wchodziła grupa wyrostków, lub dzieciaków z rodzicami, pryskał spokój i błoga cisza. Już nie poczytałeś książki ani gazety, wszechogarniający harmider podnosił adrenalinę. dziś mamusia włącza brzdącowi bajeczkę, grę, albo oddaje smartfon w władanie dziecka i spokój. Większe grupy nastolatków, po zajęciu miejsc wyciąga owe diabelskie maszynki i klikają grzecznie, nie wadząc nikomu. Nawet gruchające parki, siedząc obok siebie się nie obściskują, tylko klikają. Rodzice nie tyle mają obowiązek bycia przewodnikiem po sieci, ale jest super gdy od swych pociech są skłonni uczyć się obsługi tych urządzeń i poruszania się w cyfrowym świecie. Dziś cyfrowe wykluczenie zaczyna być pewnego rodzaju inwalidztwem, niepełnosprawnością. Każdy kto nie nadąża, albo nie korzysta z pomocy dzieci, wnuków w poruszaniu się w świecie cyfrowej dominacji, staje się skamienieliną uciążliwą dla otoczenia. Tak już jest, że każdym przełomowym wynalazkom towarzyszy wizja końca świata, demoralizacji i społecznej degrengolady. Promują ją gorliwie siewcy Armagedonu i apokalipsy. Tymczasem z nami czy bez nas świat toczył się i toczyć się będzie własnym rytmem. Bo proszę pani redaktor, chrześcijaństwo jak i inne religie kształtują od tysięcy lat nowego lepszego człowieka, efektów jak nie było tak nie ma do dziś.