Jesień 2024, nr 3

Zamów

Bóg, który uwodzi pięknem, jest ciekawszy od zdrady małżeńskiej

„Król Roger”, reż. Rafał Matusz, Opera na Zamku w Szczecinie. Fot. Piotr Nykowski

Szymanowski z Iwaszkiewiczem pomyśleli tę operę jako misterium o religii i powiązanej z nią duchowej władzy, o dwóch wizjach religii, a może nawet samego chrześcijaństwa. Nie należy jednak tego szukać w szczecińskiej realizacji. „Król Roger” w Operze na Zamku.

Sergio Quinizo, włoski intelektualista katolicki, pisał niegdyś, że są dwie wizje chrześcijaństwa. Pierwsza to ta, w której jest miejsce dla męczenników, szaleństwa krzyża, wywrócenia wszelkich ludzkich wartości, „cielesne, gwałtowne widzenie rzeczy, bez równowagi, gwałtownie”. Drugą najlepiej wyraża „doskonale zrównoważony rzymski pontyfikat, zniesienie każdego nadmiaru, wyciągnięcie ręki w stronę polityki, kultury itd., ustanowienie się we władzy świeckiej, ustanowienie praw i zdobycie ziem”. Ten passus z Quinzio doskonale mi pasował do pierwszych obrazów szczecińskiego „Króla Rogera”.

Rafał Matusz, reżyser spektaklu, nie ukrywa, że interesuje go zupełnie inna warstwa niż religijna czy misteryjna. Zbudował spektakl na skomplikowanych relacjach między Rogerem, Pasterzem i Roksaną. Od samego początku Pasterz uwodzi ich oboje. I oboje dają się mu uwieść

ks. Andrzej Draguła

Udostępnij tekst

Na scenie tłum obywateli Palermo. Wszyscy w szarych, jednostajnych garniturach, kostiumach, żakietach, spodniach, sukienkach, sweterkach, także Król Roger i królowa Roksana. Kobiety w chustkach szczelnie ukrywających włosy. Usztywniony religijny gorset. W ten poukładany świat wkracza tajemniczy Pasterz, który „naucza dziwnie i dziwne pieśni śpiewa na część nieznanego Boga”. Jego inność jest oczywista. Ubrany w kolorowy płaszcz, żółtą bluzkę, fioletowe spodnie, w czarnym meloniku, wkracza krokiem prawie tanecznym. Ma w spojrzeniu coś bardziej filuternego niż nawiedzonego. Najpierw budzi niechęć, wrogość, by w końcu coraz bardziej urzekać sobą tłum.

Szymanowski z Iwaszkiewiczem pomyśleli tę operę jako misterium o religii i powiązanej z nią duchowej władzy, o dwóch wizjach religii, a może nawet samego chrześcijaństwa. Nawiązania do apolińskiego i dionizyjskiego modelu religii były dla nich oczywiste. W poukładany świat wierzeń, gdzie rządzi Kyrios, sędzia sprawiedliwy, wkracza Pasterz ze swoją „wiarą radosną”, z Bogiem, o którym mówi, że jest piękny jako on, z Bogiem, który jest pasterzem. To chrystotypiczne odwołania. Można by je nawet interpretować jako zapowiedź powtórnego przyjścia Pana. Nie należy jednak tego szukać w szczecińskiej realizacji tej opery. Właściwie nie ma tu śladu po misterium. Jest za to mieszczański dramat rodzinny z wątkiem erotycznym, dramat obyczajowy z religią w tle.

Rafał Matusz, reżyser spektaklu, nie ukrywa, że interesuje go zupełnie inna warstwa niż religijna czy misteryjna. Zbudował spektakl na skomplikowanych relacjach między Rogerem, Pasterzem i Roksaną. Od samego początku Pasterz uwodzi ich oboje. I oboje dają się mu uwieść. Od pierwszego spotkania relacja Rogera do Pasterza jest bardzo ambiwalentna. Pasterz go pociąga i jednocześnie budzi w nim odrzucenie. Fascynacja miesza się ze zdroworozsądkową obawą. Chce go poznać, choć wie, że pojawienie się Pasterza jest zagrożeniem dla istniejącego ładu. Roksana natomiast nie ukrywa swego zauroczenia. Dla niej to szansa na wydostanie się z kulturowego, a może i moralnego gorsetu, w którym żyje. Siłą Pasterza jest jednak nie tylko zniewalający śpiew, pociągająca aura, ale także dotyk. Jego ręce wprost sięgają po to, co intymne. W pewnym momencie mamy na scenie prawdziwy ménage à trois. Pasterz pożąda ich obojga. Składa pocałunek na ustach króla.

Do czego jednak służy jego dionizyjska witalność, której – szybko zapomniawszy o całej stateczności – coraz bardziej ulega tłum? Do czego zmierza Pasterz? Znamienna jest scena, gdy Roksana pakuje walizki. Wygląda to jak przygotowania do ucieczki z kochankiem. Pasterz i Roger zamienili się już rolami. Ten, który wkroczył w poukładany świat w kolorowym chałacie, sam ubrany jest teraz w szary, trzyczęściowy garnitur. Nic już nie pozostało z „radosnej wiary” Pasterza, który zdaje się teraz zadowalać mieszczańską stabilizacją.

Jednocześnie szaleństwo Króla Rogera postępuje. Wokół niego wirują Bachantki. Porzucił szary oficjalny garnitur na rzecz czerwieni, fioletów, żółci. Z nieba zstępuje drabina, ale – pozbawiona szczebli – donikąd go nie poprowadzi. Nie będzie żadnego „wniebowstąpienia”. Ostatnia scena, w której wg libretta Król Roger ofiaruje się słońcu, nie jest oczywiście żadnym religijnym uniesieniem. To szaleństwo, które zdaje się pchać Rogera do samounicestwienia.

Czy to tylko dramat porzuconego męża? Czy może jednak świadectwo uwiedzenia, które musi doprowadzić do tragicznego finału? Śmierć Króla Rogera Pasterz kwituje gromkim, szyderczym śmiechem. Nie, nie był ani Wielkim Inkwizytorem, ani też Wielkim Kochankiem, ale Wielkim Oszustem. Nie, nie było w nim żadnej „wiary radosnej”.

Ten, kto oczekiwałby podniosłej inscenizacji, mniej lub bardziej zachowującej wskazania didaskaliów, srodze się zawiedzie. Nie ma mitr, kadzielnic, tłumu kapłanów, kościelnych sklepień czy pałacowych filarów. Niewiele pozostało z dostojności pałaców i świątyń Sycylii. Wyzyskując uniwersalizm opowiedzianej historii, reżyser buduje intrygę intymną. I jest w tym konsekwentny, choć niejeden powie, że sprowadzenie „Króla Rogera” do obyczajówki zakrawa na świętokradztwo.

Przekonuje mnie Pavlo Tolstoy w roli Pasterza uwodziciela. Jego postać się zmienia: od dziwaka w meloniku po wyrafinowanego gracza. Fenomenalnie swoją postać poprowadził Rafał Pawnuk jako Król Roger, który od samego początku wydaje się naznaczony tragiczną nieuchronnością losu. Na uwagę zasługuje także kreacja Joanny Tylkowskiej-Drożdż w roli Roksany jako kobiety dojrzałej, a jednocześnie naiwnie dającej się uwieść nieznajomemu.

Sam Szymanowski w Szczecinie zabrzmiał niezwykle wyraziście, czasami może nawet nazbyt głośno (ale może w czasach, gdy libretto jest wyświetlane, nie trzeba dokładnie słyszeć śpiewaków?), momentami lirycznie, monumentalnie, niepokojąco. I tutaj właśnie rodzi się moja konfuzja jako widza i słuchacza „Króla Rogera”.

Wesprzyj Więź

Szymanowski to muzyka z określonego czasu i świadectwo kulturowych fascynacji kompozytora, która doskonale łączy się z poetyką libretta. I muzyka, i słowo sięgają wysokich rejestrów, które w zderzeniu z mieszczańskim dramatem rodzinnym brzmią momentami pretensjonalnie. Czym jest bowiem „łono białych bzów”, „pląs boskich dziew” czy „błąkań naszych kres” w ustach zdradzanego męża? Bo jednak mi żal, że to nie misterium. Bóg, który uwodzi pięknem, jest ciekawszy od zdrady małżeńskiej.

„Król Roger”, muzyka Karol Szymanowski, libretto Jarosław Iwaszkiewicz, reżyseria Rafał Matusz, kierownictwo muzyczne Jerzy Wołosiuk, Opera na Zamku, Szczecin, premiera: 14 maja 2022 r.

Przeczytaj też: Seks, władza i religia. „Tosca” w Operze Wrocławskiej

Podziel się

1
Wiadomość