Znak. Rok Miłosza

Lato 2024, nr 2

Zamów

Do jedzenia tylko cukier

Fot. Fundacja Senior w Koronie

Pan z Mokotowa, który stracił wzrok, nie występował o emeryturę, bo się w tym wszystkim pogubił. Spotkaliśmy go na takim etapie w życiu, że za 200 zł wynajmował na melinie fotel – mówi Aleksandra Czarna prezeska Fundacji Senior w Koronie.

Dominika Tworek: Wraz z galopującą inflacją pogarsza się sytuacja ubogich seniorów?

Aleksandra Czarna: Inflacja uderza najmocniej właśnie w starszych, bo są to osoby o najniższych budżetach. Często posiadają jednoosobowe gospodarstwa domowe. Nasza fundacja opiekuje się głównie tymi, którzy po odliczeniu podstawowych wydatków, jak czynsz, muszą przeżyć za mniej niż 600 złotych miesięcznie. I u tych osób koszyk dóbr, jakie mogą kupić dramatycznie się teraz kurczy.

A pamiętajmy, że starsi – w porównaniu z młodymi, którzy mogą wyszukać sobie promocję w internecie i zamówić coś taniej online – mają dziś niewielkie możliwości korygowania swojego budżetu. Seniorzy mogą co najwyżej iść na bazar, gdzie kupią coś za kwotę odrobinę niższą niż w sklepie, jednak w ogólnym rozrachunku niewiele to zmienia.

Wesprzyj Więź.pl

Jak więc sobie radzą?

– To, co podrożało, zastępują czymś innym. I zawsze tracą na tym warzywa, owoce, wartościowa żywność. A uboga dieta wpływa na stan ich zdrowia. To jest zaciskająca się pętla. Bo, gdy zdrowie się pogarsza, potrzeba więcej leków. A potem są comiesięczne wybory. Czy wykupić leki, czy może wygodne buty, bo przez nierównomiernie opuchnięte nogi (na przykład jedna jest jak bania) chodzą w starych, rozwalających się adidasach.

Nasze doświadczenie pokazuje, że osoby starsze, które nie wychodzą z domu są zupełnie niewidoczne. Sąsiedzi nic o nich nie wiedzą

Aleksandra Czarna

Udostępnij tekst

Przy tak małym budżecie trudno wyobrazić sobie możliwość sfinansowania naprawy np. sprzętów domowych.

– I to są prawdziwe tragedie. Osoba nieposiadająca rodziny, która mogłaby jej zapewnić drobny remont, wymianę sprzętu czy naprawę, musi nauczyć się żyć bez tego czegoś, co się zepsuje. Znamy takie historie. Choćby tak bardzo prozaiczna sytuacji, jak przepalona żarówka. Starsza pani siedziała po ciemku, bo mieszkała w wysokiej kamienicy i nie mogła wejść na stołek, żeby wkręcić sobie nową żarówkę. Pan, który nie był w stanie wymienić baterii w wannie, przez kilka lat się nie kąpał. Tacy ludzie żyją bez: prądu, czyli bez światła czy lodówek, trzymają jedzenie na parapecie.

Czasami pomagają sąsiedzi. Spotykamy się też z sytuacjami, że starsza osoba otrzymuje mieszkanie socjalne, ale jest ono zupełnie puste. Taki człowiek śpi na podłodze i chodzi po śmietnikach, żeby sobie je wyposażyć. Opieka społeczna co najwyżej podaruje mu 600 złotych na zakup łóżka. Tylko proszę sobie wyobrazić takiego pana Andrzeja z bardzo ciężką niewydolnością oddechowo-krążeniową, poruszającego się o chodziku, bardzo powoli. Jak on miał pojechać i kupić sobie ten mebel?

W parze ze skrajnym ubóstwem zawsze idzie samotność?

– Samotność lub osamotnienie. Bo czasami jest rodzina, ale w istocie niestety jest tak, jakby jej nie było. Najbardziej bezradne są właśnie osoby samotne. Nawet jeśli ktoś ma najnędzniejszą emeryturę, ale ma rodzinę, to zawsze jest łatwiej. Jest komu wymienić czajnik czy żarówkę, załatwić różne sprawy. Często osoby starsze opłacają bezdomnych, by ci zrobili im zakupy czy zanieśli ubrania do pralni, bo w domu nie ma pralki. Niestety, są też całe szajki ludzi żerujące na samotnych seniora. Świadczą im różne usługi, uzależniając ich od siebie i po prostu żyją z ich emerytur.

Łatwo zaufać drugiemu człowiekowi, gdy skazani jesteśmy na samotność.

– Kiedy zaczęła się pandemia COVID-19, starsze osoby były ze wszelkich stron informowane, że to oni są grupą „do wymarcia”. Że muszą się zaszyć w domu. I oni w tych domach rzeczywiście się zaszyli, jednocześnie tracąc możliwość życia społecznego. Rozmów toczonych codziennie w przychodniach, kościołach, kolejkach, na osiedlowych skwerkach, ławkach w parku. Zamknięto też domy dziennej opieki, które wcześniej wydawały im posiłki czy świadczyły różne usługi. Utrudniono dostęp do leczenia czy nawet poruszania się.

To wszystko bardzo negatywnie wpłynęło na ich funkcjonowanie, sukcesywnie pogarszało stan zdrowia. Bo osoba starsza, jeśli się nie rusza, dużo szybciej upada na zdrowiu. Zauważyliśmy, że jak tylko kolejne fale wirusa mijały, starsze osoby odzyskiwały siły i z wielką przyjemnością korzystały z naszych zaproszeń na spacery, ryby, wspólne wypady nad jezioro.

A zimą pogrążone były w apatii?

– Z jednej strony mieliśmy do czynienia z osobami, które zamykały się w sobie, miały stany depresyjne. Z drugiej – z grupą seniorów wyrażających ogromną wolę życia, tak bardzo spragnione obecności drugiego człowieka, że niemal „ciągnęły nas za kaptur”, byśmy tylko weszli do ich mieszkań. A my nie mogliśmy, bo robiliśmy wszystko, żeby ich chronić.

Co prawda, pandemia minęła, ale potrzeba kontaktów wciąż jest ogromna. Mamy pod swoją opieką ludzi, którzy nie wychodzą z mieszkań, bo są chorzy albo poruszają się o chodziku, a w budynku nie ma windy, więc nie są w stanie zejść samodzielnie ze schodów. Im bardzo doskwiera samotność. A instytucji, które opiekują się starszymi osobami zamkniętymi w domach jest bardzo mało.

W Polsce żyją ludzie, którzy latami nie wychodzą z domu. A taka zamknięta w mieszkaniu kobieta też chciałaby wyjść np. do fryzjera. Zorganizowaliśmy więc akcję, w której fryzjer pojawiał się w domach starszych pań. One były niezwykle wzruszone i szczęśliwe, że ktoś się nimi zainteresował.

Przypomniały mi się opowieści kobiet z Auschwitz o tym, jak ważne dla przeżycia było dla nich zachowanie pozorów normalności. One udawały, że się myją, malują, ubierają w piękne suknie.

– Te kobiety zostały zupełnie obdarte z kobiecości. Golone je na łyso. Do tego brak higieny. Dla starszych osób zachowanie czystości jest również ogromnym problemem. Większość z nich ma w domu wannę, ale najczęściej nie są w stanie z niej skorzystać. Dla starszych, samotnych osób akcja społeczna pod tytułem „zamieniamy wanny na brodziki” byłaby błogosławieństwem.

Zresztą aspektów życia seniorów, które można byłoby poprawić, jest cała masa. Ale brakuje na to środków, świadomości społecznej i ludzi, którzy zajęliby się tymi problemami.

Według „Raportu o Biedzie” Szlachetnej Paczki z 2021 roku ponad jedna trzecia Polaków deklaruje, że nie zna nikogo, kto żyje w biedzie, mimo iż w skrajnym ubóstwie funkcjonuje w naszym kraju ponad 2 miliony osób. Mamy klapki na oczach?

– Nasze doświadczenie pokazuje, że osoby starsze, które nie wychodzą z domu są zupełnie niewidoczne. Sąsiedzi nic o nich nie wiedzą. My w Polsce po prostu nie interesujemy się starszymi ludźmi. Nie jesteśmy na nich uważni. Trzeba mieć w sobie jakąś wyjątkową empatię, żeby ich dostrzec. Dużo bardziej przejmuje nas los dzieci czy nawet zwierząt. Starsze osoby są niemedialne.

Jak już wspominałam, na początku pandemii biedni emeryci odbijali się od zamkniętych drzwi w ośrodkach opieki dziennej, gdzie wcześniej dostawali obiady. Poznałam wtedy panią, której dzienny limit finansowy to… 2 złote. Wcześniej ratowała się podarowanym obiadem. Gdy go zabrakło, najrozsądniejszym wyjściem z sytuacji było codzienne kupowanie puszki fasoli. Usiłowałam coś z tym zrobić. Próbowałam znaleźć jakąś restaurację czy kogoś, kto ugotuje dla takich osób zupę i przyznam szczerze, było mi bardzo ciężko. Bo wtedy wszyscy rozdawali posiłki medykom.

A dziś jesteśmy skupieni głównie na pomaganiu uciekinierom wojennym z Ukrainy.

– My również staramy się pomagać osobom z Ukrainy. Ale widzimy też, że zainteresowanie pomocą starszym ludziom spada. Organizujemy akcję, w której ramach raz w tygodniu można do nas przyjść i czymś się podzielić. I obserwujemy, że tych ludzi przychodzi coraz mniej.

Przyczyną biedy w naszym kraju jest system? Bo ludzie mają bardzo niskie emerytury czy renty i nie ma dla nich systemowej pomocy?

– W większości do biedy doprowadziły starszych ludzi ich sytuacje życiowe. Mają teraz bardzo niskie emerytury, bo albo niewiele zarabiali, albo mieli długotrwałe przerwy w zatrudnieniu, chorowali i byli na zwolnieniach lekarskich czy na rencie. Każdy ma to, na co był w stanie sobie zapracować. A nie każdy miał takie same szanse.

Znamy też osoby, które nie wystąpiły o emeryturę. Na przykład bardzo pracowity pan, który zamiast przejść na zasiłek, wciąż oddawał się pracy. Kiedy zachorował na zaćmę, zwolniono go, a chwilę później został eksmitowany z mieszkania. To był bardzo kulturalny pan, który nagle stracił wzrok, pracę i mieszkanie. Został bezdomny. Nie miał żadnych środków do życia. Brak wzroku spowodował, że nie występował o emeryturę, bo się w tym wszystkim pogubił. Spotkaliśmy go na takim etapie w życiu, że za 200 złotych wynajmował na melinie fotel. Nie pokój, tylko fotel! I był strasznie szykanowany przez właściciela pijaka. Jadł suchy chleb. Udało się nam uratować z tej dramatycznej sytuacji.

Przez dwa lata waszej działalności zdarzyło się z pewnością wiele takich dramatycznych i wzruszających historii?

– Na przykład historia starszego pana z Mokotowa, któremu syn przejął emeryturę. Spotkaliśmy go w maju, a on od grudnia nie dostawał od syna żadnych pieniędzy. Żył samotnie, w maleńkim mieszkaniu socjalnym. I grzebał w śmietnikach. Jego tragedia unaoczniła się, gdy złamał sobie biodro. Przywieziono go ze szpitala i pozostawiono samemu sobie, bez żadnej instytucjonalnej opieki. Dostaliśmy wezwanie, że jakiś pan, który podpiera się miotłą, wyszukuje jedzenie ze śmietników. Nie jestem w stanie sobie wyobrazić, jak on schodził ze schodów przy takiej ogromnej ranie – o miotle, siłą woli. To mu uratowało życie.

Początkowo nasza interwencja miała dotyczyć tego, że potrzebne są mu kule. Ale jak weszliśmy do jego mieszkania, zobaczyliśmy że to był cud, że ten człowiek jeszcze żył. W domu miał do jedzenia tylko cukier. Nie posiadał nawet łóżka, spał na konstrukcji z krzesła i pufy, na wpół wisząc w powietrzu i że świeżą raną biodra. Nie miał też toalety, powinien korzystać z tej na korytarzu, ale sąsiedzi nie udostępniali mu kluczy, ponieważ nie był w stanie zachowywać czystości. Pan przez cztery miesiące załatwiał się u siebie w mieszkaniu na podłogę. Smród był taki, że nie dało się tam wejść. To cud, że nie dostał sepsy. Pan był niepijący, ale jego mieszkanie wyglądało jak melina.

Z powodu tych warunków nikt z opieki społecznej nie chciał się nim zaopiekować. Postanowiliśmy zająć się jego mieszkaniem, żebym mógł uzyskać jakąkolwiek pomoc. Musieliśmy wezwać ekipę do sprzątania po nieboszczykach. Pierwsza z ekip przerwała pracę w połowie. Nie powiodła się nam także współpraca z drugą i trzecią ekipą, więc ostatecznie sami musieliśmy wyskrobać cały ten brud, żeby mogła tam wejść ekipa sprzątająca.

Cudowne jest to, że w tę zaangażowała się około setka sąsiadek z Mokotowa. Ktoś coś przyniósł, ktoś coś wpłacił, ktoś przyszedł i malował, ktoś upiekł ciasteczka dla malujących. I myśmy temu seniorowi w ciągu tygodnia wspaniale urządziły mieszkanie. Dostał radio, telewizor, krzesło toaletowe. Zrobiłyśmy mu buduar. Mieszkanie przyozdobiłyśmy ślicznymi firankami, kwiatami. Jedna dziewczyna namalowała mu nawet obraz z gołębiami, ponieważ w przeszłości hodował gołębie.

Jak zareagował, jak zobaczył swoje nowe mieszkanie?

Wesprzyj Więź

– Wodził oczami, jakby nie wiedział, gdzie jest. Był szczęśliwy.

Aleksandra Czarna – prezeska Fundacji Senior w Koronie zajmująca się poprawą warunków życia osób w wieku 75+, które ze względu na osamotnienie, brak wystarczających środków finansowych oraz występujące schorzenia nie są w stanie same zaspokajać swych potrzeb, by żyć godnie. https://fundacjaseniorwkoronie.org/

Przeczytaj także: Czy trzeba się bać starości?

Podziel się

4
Wiadomość