Zima 2024, nr 4

Zamów

O. Lombardi: W obliczu wojny współcześni papieże zawsze pozostają osamotnieni

O. Federico Lombardi. Fot. Mazur / catholicnews.org.uk

Papież musi być ponad stronami konfliktów. Tak było z Benedyktem XV, Piusem XII w czasie II wojny światowej, Janem XXIII, Pawłem VI, Janem Pawłem II i teraz tak jest z Franciszkiem – mówi Katolickiej Agencji Informacyjnej o. Federico Lombardi, były dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej.

Piotr Dziubak (KAI): Ojciec kierował mediami watykańskim, kiedy Jan Paweł II musiał mierzyć się z wieloma wojnami. Co w tym czasie robił przede wszystkim papież z Polski?

O. Federico Lombardi: Przede wszystkim chciałbym przypomnieć, że Jan Paweł II w sposób nadzwyczajny przez cały pontyfikat był adwokatem pokoju. Przypomnijmy choćby spotkania modlitewne różnych religii o pokój w Asyżu. Przykuwały one wielką uwagę światowych mediów ze względu na swoją nowość. Zebranie wszystkich przedstawicieli Kościołów chrześcijańskich i wszystkich religii świata na modlitwie do Boga, który jest Bogiem pokoju – to było zawsze bardzo ważne, miało wielki wymiar ekumeniczny i międzyreligijny. O spotkaniach modlitewnych w Asyżu nie można zapomnieć.

Po pierwszym spotkaniu modlitewnym w Asyżu w 1985 roku, przy okazji wybuchu każdej nowej wojny Jan Paweł II zapraszał na modlitwę o pokój właśnie do Asyżu. Robił tak, gdy trwała wojna na Bałkanach, po zamachu na World Trade Center w Nowym Jorku w 2001 roku oraz przed drugą wojną w Zatoce Perskiej w 2003 r.

Sprzeciwiając się drugiej wojnie w Zatoce Perskiej, Jan Paweł II został opuszczony i był krytykowany przez episkopaty państw, których rządy przygotowywały się do wojny

o. Federico Lombardi

Udostępnij tekst

Należy też wspomnieć o dwóch przemówieniach wygłoszonych przez Jana Pawła II na forum ONZ. Pierwsze doświadczenie wojny za swojego pontyfikatu papież z Polski miał w 1982 roku w czasie konfliktu Argentyny i Wielkiej Brytanii o Falklandy. Odbył wtedy podróż do obydwu skonfliktowanych krajów. Udał się też do Fatimy, żeby modlić za oba te państwa. Wątek fatimski jest bardzo obecny w życiu Jana Pawła II. Sanktuarium w Fatimie stało się miejscem modlitwy i poświęcenia Niepokalanemu Sercu Maryi pokoju na świecie.

Papież nie wymieniał nazw skonfliktowanych krajów, za które się modlił, ale miejsca, gdzie toczyły się wojny. Zresztą wszyscy doskonale wiedzieli, o kogo mu chodziło.

Niezwykłe wrażenie robiło zaangażowanie papieża w działania na rzecz pokoju, w kontekście dwóch wojen w Zatoce Perskiej. To był ogromny i zaskakujący wysiłek. Pamiętam to bardzo dobrze, bo zostałem dyrektorem programowym Radia Watykańskiego w dniu, w którym Amerykanie zaczęli bombardować Bagdad. Papież robił wszystko, co było możliwe, żeby przeciwdziałać wojnie, szukając pokojowych rozwiązań.

Niedawno czytałem ponownie książkę Luigiego Accatoliego, znanego włoskiego watykanisty, o Janie Pawle II. Pisze on w niej, że to był moment, w którym papież w swoim zaangażowaniu w działania na rzecz pokoju znalazł się praktycznie sam na świecie. Zachód uważał go do tej pory za swojego adwokata w walce z reżimami komunistycznymi. Politycy zachodni zauważyli, że papież Wojtyła podejmował decyzje w sposób zupełnie niezależny, odrębny od tego, co za słuszne uważała koalicja walcząca z Irakiem Saddama Husajna. Papież powtarzał sprzeciw wobec wojny na wszystkie możliwe sposoby.

Accattoli podkreśla w swojej książce, że Jan Paweł II znalazł się sam wobec koalicji państw Zachodu, został opuszczony i był krytykowany przez episkopaty państw, których rządy przygotowywały się do wojny przeciwko Irakowi. Przypomnę, że wojnę pod przywództwem Stanów Zjednoczonych poparła też ONZ. W tym momencie Jan Paweł II stał się na poziomie globalnym autorytetem niezależnym od wpływów Wschodu i Zachodu. Stał się autorytetem, który wszystkimi siłami starał się budować pokój ponad stronami konfliktów.

Jan Paweł II stanowczo sprzeciwiał się wojnie w Zatoce Perskiej.

– Stanowczo sprzeciwiał się przed drugą wojną w Zatoce Perskiej, gdy przygotowywano wojnę z Irakiem w atmosferze niewątpliwie wielkiego napięcia, także w aspekcie miejsc uznawanych jako wsparcie dla międzynarodowego terroryzmu.

Jan Paweł II działał wtedy imponująco. Wysłał swoich dwóch osobistych przedstawicieli: kard. Rogera Etchegaray’a do Bagdadu na rozmowy z Saddamem Husajnem, a kard. Pio Laghiego, który wcześniej pełnił funkcję nuncjusza w USA, do Waszyngtonu na rozmowy z prezydentem Georgem Bushem. Misje te nie przyniosły oczekiwanych rezultatów, ale wyraźnie pokazywały jego wysiłki. W tych miesiącach do Rzymu przybywały „pielgrzymki” ministrów spraw zagranicznych z wielu krajów, które widziały w nim autorytet moralny działający na rzecz pokoju i robiący wszystko, aby uniknąć wybuchu wojny.

Jan Paweł II bardzo intensywnie działał na polu dyplomacji, wysyłał osobiste listy…

– W dniu, w którym wygasło ultimatum wobec Saddama Husajna, Jan Paweł II wysłał osobisty list do Husajna i Busha, prosząc ich obu o zapobieżenie wybuchowi wojny. W tamtym czasie papież miał już trudności z mówieniem.

Do najbardziej imponujących wypowiedzi z ostatnich lat życia Jana Pawła II należy modlitwa Anioł Pański, podczas której papież, patrząc przez okno na plac świętego Piotra, na kilka dni przed atakiem w czasie drugiej wojny w Zatoce Perskiej, powiedział z całą mocą: „Należę do pokolenia, które przeżyło drugą wojnę światową, mówię wam: nigdy więcej wojny, nigdy więcej wojny”. Uderzał wtedy mocno palcem w pulpit. Była to jedna z jego najmocniejszych osobistych wypowiedzi, która wyrażała całą jego pasję dla zrobienia wszystkiego, aby uniknąć wojny i rozwiązywać problemy bez użycia broni.

W tej kwestii Jan Paweł II był uznanym światowym autorytetem moralnym. Inni proponowali różne rozwiązania, ale on był ponad stronami konfliktu, widząc w wojnie tragedię ludzkości. I świat to uznał. Wystarczy przypomnieć, że na jego pogrzeb przybyli wszyscy światowi przywódcy, potwierdzając tym samym, że był on wielkim autorytetem moralnym, zajmując nie raz odmienne od nich stanowisko.

Papieże w XX wieku często dokonywali aktu poświęcenia świata Niepokalanemu Sercu Maryi?

– Myślałem o tym w ostatnim czasie i chciałbym to przypomnieć w kontekście decyzji papieża Franciszka, aby dokonać aktu poświęcenia przed wizerunkiem Matki Bożej Fatimskiej. Wszyscy papieże minionego wieku, począwszy od Piusa XII, który jako pierwszy dokonał aktu poświęcenia Niepokalanemu Sercu Maryi w samym środku wojny w 1942 roku, oddawali losy świata Matce Bożej. W kontekście aktu zawierzenia w liście z 1952 r. wyraźnie mówi też o Rosji. Jan XXIII dokonał aktu poświęcenia w kontekście Soboru Watykańskiego II. Jan Paweł II wielokrotnie dokonywał aktu zawierzenia Maryi na wzór fatimski. Z kolei Benedykt XVI zrobił to w 2010 r. w Fatimie z okazji Roku Kapłańskiego.

Zatem Franciszek wpisał się w bardzo silny nurt zawierzenia sercu Maryi, modląc się o pokój jako najwyższe dobro ludzkości, które dotyczy wszystkich narodów i musi angażować wszystkich.

Mówił ojciec o samotności Jana Pawła II w obliczu wojny, ale wojna zawsze ujawniała samotność papieży w takich czasach…

– Tak. Na przykład Benedykt XV był przeciwny pierwszej wojnie światowej i powiedział wprost, że jest to bezużyteczna rzeź. We Włoszech został poddany wręcz bezpardonowej krytyce właśnie dlatego, że wypowiedział się przeciwko wojnie w kraju, który był w nią zaangażowany.

Zaangażowanie papieży na rzecz pokoju odbywa się zawsze w perspektywie ich zaangażowania na rzecz dobra ludzkości ponad stronami konfliktów. Nie można wymagać od papieży postawy jakby mieli być kimś w rodzaju kapelanów wojskowych na wojnie. Papieże są zawsze ponad stronami konfliktów. Tak było z Benedyktem XV, Piusem XII w czasie II wojny światowej, Janem XXIII, Pawłem VI, Janem Pawłem II i teraz z Franciszkiem.

Tego oczekuje się od papieży. Oczekuje się od nich, że jako reprezentanci Chrystusa na Ziemi będą wspierać którąś ze stron, ale każdy z nich patrzy na braterstwo narodów i na to, jak zrobić wszystko, co możliwe, aby je odbudować. Jak odrodzić na nowo przyszłość świata, który jest obecnie zraniony.

I dlatego potrzebna jest perspektywa wiary, Boga?

– Potrzebna jest dalekowzroczna postawa wiary i byłoby niepoważne, gdyby papież tak nie postępował, nie potępiał użycia broni. Żyjemy z ponad 10 tys. głowic jądrowych na świecie i to nie jest dobra perspektywa dla przyszłości ludzkości. Wszystko, co poddaje się logice wyścigu zbrojeń, jest czymś, co należy leczyć u podstaw. Każdy musi za to wziąć na siebie odpowiedzialność.

W Katechizmie Kościoła Katolickiego i w Nauce Społecznej Kościoła znajdują się passusy dotyczące samoobrony państw, ale to nie umniejsza faktu, że pozostaje najgłębszy problem: jak uzdrowić wizję stosunków między ludźmi, która polega bardziej na sile i broni niż na perspektywie pokoju.

Rozmowa ukazała się w serwisie Katolickiej Agencji Informacyjnej pt. „Papież nie jest kimś w rodzaju kapelana wojskowego na wojnie”. Obecny tytuł od redakcji Więź.pl

*

Franciszek wobec wojny Rosji z Ukrainą. Komentarze na Więź.pl

Zbigniew Nosowski: Gdy prorok staje się dyplomatą. Papież wobec rosyjskiej wojny

Sebastian Duda: Czego nie wolno prorokowi. Milczenie papieża w sprawie Rosji to dowód zapaści katolicyzmu

Aleksander Bańka: Franciszek jest prorokiem, choć chcielibyśmy usłyszeć od niego inne proroctwo

Wesprzyj Więź

Michał Jerzy Rzeczycki: To, co robi Watykan wobec inwazji Rosji na Ukrainę, jest po prostu złe

Paweł Stachowiak: Skąd ta powściągliwość Watykanu wobec rosyjskiej agresji? W imię mniemanego „większego dobra”?

Tomasz P. Terlikowski: Dlaczego papież milczy? Dyplomacja jest ważniejsza od Ewangelii?

Podziel się

2
Wiadomość

Ja myślę inaczej. Wokół Papieża jest aż za dużo osób, które źle doradzają. Wojna wojnie nierówna. Akurat konflikt Ukraiński jest absolutnie moralnie prosty. Suwerenny kraj został zbrojnie zaatakowany bez żadnej prawdziwej przyczyny poza ambicjami Rosji. Jest to ten sam typ co II WŚ. Są i takie wojny gdzie trudno o jednoznaczność. Wtedy uprawnione jest omijanie oceny. Ale tu o pouczenie się prosi. Macron chyba zrozumiał, że trzymanie kontaktu z Putinem nie prowadzi do pokoju. Tak samo nie prowadzą do pokoju działania Papieża. Część z nich, te gdzie modli się za ofiary są ważne. Brakuje jednak kompasu. Nazwania agresora po imieniu. Bez wielkich akcji czy opowiadania się po jednej stronie w sposób powierzchowny. To że Papież nie nazywa winnego może być bardzo trudne dla Grekokatolików i mam wrażenie jakby Papież zapominał, że są to dzieci naszego kościoła. Przoduje dialog z Prawosławiem. Obawiam się, że może to doprowadzić nawet to odcięcia się Grekokatolików, a napewno do pogłębienia ich poczucia wyobcowania.

A ja myślę, że kasa musi się zgadzać. Czytam dziś, że pewien ruski kacyk, pod podłogą swego domu, ukrył kilka ton złota i miliony dolarów w gotówce. Nie żeby hulał, budował pałace i utrzymywał haremy. Po prostu lubił mieć gotowiznę gdyby co. Dokładnie owego “gdyby co” nie precyzował. Tak działa nasz kościół, jak sądzę.