Byłoby groteskowe, gdybyśmy w umęczonych osobach uciekających przed wojną widzieli ratunek dla polskiej demografii – mówi „Tygodnikowi Powszechnemu” Marcin Kędzierski.
O tym, jak Polska radzi sobie z przyjmowaniem uchodźców z Ukrainy, Marek Kęskrawiec rozmawia w najnowszym „Tygodniku Powszechnym” z Marcinem Kędzierskim, ekonomistą, głównym ekspertem Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego, adiunktem w Centrum Polityk Publicznych Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie, współtwórcą raportu „Inicjatywa Nowa Solidarność”.
W ocenie Kędzierskiego „przy takiej skali migracji chyba żadna administracja nie byłaby w stanie sobie poradzić, nawet tak silna jak francuska czy niemiecka”, dlatego „jedynym ratunkiem jest dziś koncepcja solidarnościowej kooperatywy, w której państwo działa trochę jak spółdzielnia. Tylko to może nas ponieść przez najbliższe miesiące, gdy ujawnią się potężne kryzysy”.
Badacz przewiduje, że niedługo emocjonalny, oddolny zryw pomagania się skończy. „Często się mówi, że niesienie pomocy to nie jest sprint, tylko maraton. Moim zdaniem to powinna być sztafeta. I np. w maju na czele będzie państwo jak kolarz ciągnący peleton, a potem nastąpi zmiana, bo nasze struktury nie są takie jak w Niemczech, i na przód będzie musiał wyjść na jakiś czas np. trzeci sektor, żeby administracja nie została przytłoczona” – zaznacza.
Podkreśla też, że „byłoby groteskowe, gdybyśmy w umęczonych osobach uciekających przed wojną widzieli daleką perspektywę ratunku dla polskiej demografii. Dziś w interesie naszego państwa jest silna Ukraina, a nie upadłe terytorium ze zniszczoną infrastrukturą i pełzającą wojną u naszych granic, które będziemy drenować z najlepszych ludzi”. „W najbliższych miesiącach będzie nam już brakowało wolontariuszy i dlatego w sposób mądry, podmiotowy trzeba jak najszybciej samych uchodźców włączać w system. Takim rozwiązaniem mogłyby się stać tworzone w gminach spółdzielnie socjalne dające możliwość analizowania potrzeb, wykorzystania zasobów ludzkich na rzecz społeczeństwa przy jednoczesnym zapewnieniu stabilnych miejsc pracy uchodźcom” – czytamy.
Zdaniem Kędzierskiego musimy uciekinierów przyjmować w „godnych warunkach”. „Miliony sfrustrowanych uchodźców, z wyuczoną bezradnością i syndromem ofiary, mogłyby źle wpłynąć na przyszłość Polski. Ci ludzie muszą żyć, pracować i wspinać się po szczeblach drabiny społecznej, by stanowić wartość dodaną, a nie tylko koszt. Ale ktoś musi najpierw podstawić im tę drabinę” – tłumaczy.
„Nie widzę rozwiązania poza tym, że musimy jak najszybciej włączyć do systemu ukraińskie lekarki, pielęgniarki, psycholożki. Długofalowo czeka nas radykalne doinwestowanie nie tylko ochrony zdrowia, ale wszystkich usług publicznych” – mówi analityk. „Nasze państwo sobie nie poradzi bez mądrego systemu współpracy z firmami, samorządami i organizacjami obywatelskimi. No i bez wsparcia funduszy z zagranicy, a tu kluczowe będzie zakończenie sporu z Unią” – dodaje.
Przeczytaj też: Terapie szokowe, które właśnie się zaczęły
DJ
W interesie Polski jest uzupełnienie dziury demograficznej i sciągnięcie jak największej ilości ludzi, firm z Ukrainy co wcale nie jest złe dla całkowicie zniszczonej Ukrainy (to dobry mariaż / konfederacja dla obu krajów pod każdym względem)