Jesień 2024, nr 3

Zamów

Trzeba mówić szczerze, w Kościele zamiera życie. Rozmowa z ks. Alfredem Wierzbickim

Ks. Alfred Wierzbicki. Lublin, grudzień 2019. Fot. Jakub Orzechowski / Agencja Wyborcza.pl

Osoby, które stawiają sobie pytanie: „Gdzie jest Bóg?”, nie mogą usłyszeć odpowiedzi od tych, którzy reprezentują Chrystusa. Nie mogą jej usłyszeć nawet od papieża – mówi ks. Alfred Wierzbicki.

Jakub Halcewicz-Pleskaczewski: Znów mamy dziwne święta.

Ks. Alfred Wierzbicki: Czy to Wielkanoc, czy niewielkanoc? Jeśli się zastanowimy nad Paschą Jezusa Chrystusa, to ona była wydarzeniem tragicznym, podobnie jak tragiczne są bieżące wydarzenia. Został fałszywie oskarżony, skazany, opuszczony przez przyjaciół. Pod krzyżem została z nim jedynie garstka. Zostało milczenie.

Milczenie? 

– W naszej obrzędowości czas śmierci Jezusa – Wielkiej Soboty – wypełnia zgiełk, łatwo przechodzimy od Wielkiego Piątku do dzwonów rezurekcyjnych. Po lekturze Hansa Ursa von Balthasara zrozumiałem, że Wielka Sobota jest dniem, w którym wydaje się, że Boga nie ma. Może cała Wielkanoc symbolicznie powinna obyć się bez dzwonów, abyśmy zrozumieli, czym naprawdę jest umieranie.

Aby mądrzej przeżyć czas pandemii i wojny w Ukrainie?

– Ostatnie lata sprawiają, że śmierć jest wśród nas. Gdy dotarła do mnie wiadomość, że w czasie pandemii zmarło więcej osób niż podczas obrony wrześniowej 1939 roku, przypomniał mi się wiersz Tomasa Venclovy o tym, że śmierć jest z nami zawsze obecna: „Śmierć w tym mieszkaniu i piła, i jadła,/ Członkiem rodziny była najważniejszym” (1976, tłum. Wiktor Woroszylski). Nie ma w Polsce osoby, której nie umarł ktoś z rodziny lub znajomych. Kilkanaścioro moich znajomych odeszło wskutek zakażenia koronawirusem. Mamy więc dwie epoki śmierci – pandemię i wojnę w Ukrainie.

Skoro po rosyjskiej inwazji przerobiliśmy lekcję otwartości, gościnności, narażenia się na liczne trudne próby – Wielkanoc nie jest stracona

ks. Alfred Wierzbicki

Udostępnij tekst

Jak się w tym odnaleźć?

– Zbigniew Herbert zauważył, że gdy gazety piszą o zabiciu 120 żołnierzy, „nie przemawiają do wyobraźni jest ich za dużo/ cyfra zero na końcu/ przemienia ich w abstrakcję” (1974). Bo jak to sobie wyobrazić? Jak wyobrazić sobie Mariupol – miasto zamordowanych? Przemawiają do nas jedynie pojedyncze obrazy, na przykład człowieka, którego zastrzelono, gdy rowerem wiózł dla rodziny jedzenie. Wyobrażamy sobie sceny polowań na ludzi jak na zwierzęta na safari. Ta śmierć jest absurdalna i niepotrzebna, zadawana w taki sposób, że burzy myślenie o Wielkanocy jako święcie radości. Trzeba raczej na nowo odkrywać Wielką Sobotę – schodzenie do otchłani.

O „chrześcijaństwie Wielkiej Soboty” pisał w kwartalniku „Więź” Sebastian Duda w obszernym eseju: część 1., część 2.

Kilka dni temu prymas Wojciech Polak mówił, że „Bóg umiera dziś za nas i z nami. Umiera w każdym cierpiącym człowieku, pod bombami w Kijowie, Charkowie, na Zaporożu”. Czy to są święta umierającego Boga? A może bez Boga?

– Spotkałem się z osobami z Ukrainy. Pytają: „Gdzie jest Bóg?”. To jest doświadczenie podobne do Auschwitz. I w tym doświadczeniu ludzie czekają na głos wierzących. Dlatego niepokoi mnie milczenie papieża Franciszka i Stolicy Apostolskiej.

Jak je ksiądz odczytuje?

– Może papież liczy na dyplomatyczne działania, może na resztki humanitaryzmu moskiewskiego patriarchy Cyryla. Być może przez Cyryla wiedzie droga do zbrodniarza, którym jest Putin, i powstrzymania go. Nie uważam, żeby milczenie Franciszka było takie samo jak Piusa XII w czasie hitlerowskich eksterminacji. Najgorsze jest obecnie to, że osoby, które stawiają sobie pytanie: „Gdzie jest Bóg?”, nie mogą usłyszeć odpowiedzi od tych, którzy reprezentują Chrystusa. Nie mogą jej usłyszeć nawet od papieża, który wcześniej odwiedzał ludzi tak doświadczonych przez los jak migranci na Lesbos. A nie mogą usłyszeć od niego Ewangelii, bo nie mogą usłyszeć od niego prawdy.

Głęboko wierzę, że Bóg nie jest bezstronny. Jeśli Pismo potrafi powiedzieć, że Kain zabił Abla, to zwłaszcza ci dotknięci wojną powinni usłyszeć prawdę o wojnie od papieża. Nie słowa nienawiści wobec Rosjan, ale wyłącznie prawdę. Gdyby przed kolejnym spotkaniem z Cyrylem papież odwiedził Ukrainę, mogłoby to dodać mu siły.

Jemu i Ukraińcom.

– Najbardziej przykre dla walczących to poczucie osamotnienia. Świat zachodni zachowuje się lepiej niż można się było spodziewać, jest solidarny i daje Ukrainie pewne perspektywy. Ale trzeba także wspierać ofiary agresji posługą prawdy – trudnej do wypowiedzenia, to fakt, ale co innego mamy im i sobie do powiedzenia?

To Franciszek mówił w „Evangelii gaudium”, że pasterz powinien czuć jak pachną jego owce, powinien nieraz iść nie przed owcami, ale za nimi. Gdzie on teraz idzie? Może powie o tym w orędziu wielkanocnym. Aby przywrócić nam, wiernym, poczucie równowagi. Przypomnieć, że możemy żyć w prawdzie i na tej prawdzie budować nadzieję.

A co innego ma do powiedzenia papież w tej chwili?

– Franciszek zachowuje się tak, jakby chciał być ojcem wszystkich. I ja go rozumiem. Pisze o tym w encyklice o powszechnym braterstwie „Fratelli tutti”. Ale trzeba także myśleć o przyszłości. Nie tylko naszej, także Rosjan. Oni też są ofiarami tej wojny. Ich dusze zostały zatrute ideologią. W tym momencie potrzebna jest nie dyplomacja, w której prawdę owija się w bawełnę, ale twardy język Ewangelii: tak, tak, nie, nie. Nie ma obecnie nikogo, kto pomoże Rosjanom oswobodzić się z myślenia imperialnego i nacjonalizmu ubranego w religię. 

Nie wiem, o czym można rozmawiać z Cyrylem, po tym, co już powiedział, błogosławiąc żołnierzy idących na wojnę. Wiem, że w rosyjskim społeczeństwie jest inteligencja, ale czy ona zyska większe wpływy? Jak obudzić człowieka w Rosjaninie? Jakieś nadzieje można widzieć w prawosławnych teologach, którzy odcinają się od przewrotnej teologii świętej Rusi. Prawosławie Bartłomieja I czy prawosławie rumuńskie są inne niż Cyryla. Wzrasta cerkiew ukraińska, wielu wierzących przechodzi do niej z patriarchatu moskiewskiego. 

Czy reakcja papieża na rosyjską agresję jest także przejawem kryzysu instytucjonalnego Kościoła?

– Kryzys będzie jej skutkiem. Zresztą nie można mówić, że papież nie jest wrażliwy na krzywdę Ukraińców. Wysłał swoich przedstawicieli. Ucałował publicznie flagę. Brakuje jeszcze słów. Z dużym uznaniem przyjmuję natomiast wypowiedzi abp. Stanisława Gądeckiego – a nie należę do jego chwalców. W rozmowie Barbary Sułek-Kowalskiej w „Tygodniku TVP” przewodniczący episkopatu uchylił rąbka tajemnicy o swojej wizycie u papieża i opinii na temat watykańskiej Ostpolitik prowadzonej bez zrozumienia, czym jest prawosławie. Polityka wschodnia Watykanu zawodzi i papież będzie musiał to przemyśleć. Dobrze, że taki głos wychodzi z Polski, a abp Gądecki mówi o tym publicznie. 

Ale jest jeszcze jeden problem – papież Franciszek uważa, że wojna sprawiedliwa jako wojna obronna nie da się pogodzić z chrześcijańskim pacyfizmem nakazującym dążenie do pokoju. Ale czy w sytuacji agresji, i to tak brutalnej agresji Rosji wobec Ukrainy, da się przywrócić pokój bez wojny obronnej? Gdyby Ukraińcy nie bronili się, zostaliby zmiażdżeni, wykrwawieni i moralnie zdeptani, byłoby jeszcze więcej ofiar. W tej sytuacji nie ma innej realnej drogi do pokoju jak samoobrona i dopiero po osłabieniu napastnika można skłonić go do rokowań pokojowych. Paradygmat wojny obronnej należy zintegrować z paradygmatem pacyfistycznym. Mówiąc inaczej, pokój jest celem, a wojna obronna środkiem do tego celu.

Papież z końca świata nie rozumie Europy?

– Być może, skoro pochodzi z innego kręgu kulturowego, inaczej patrzy na Europę i jej wartości. Ale jego pontyfikat zbiegł się z największym dramatem od drugiej wojny światowej. Jeśli w duchu „Fratelli tutti” papież chce pomóc nam w nawróceniu, to przypomnijmy, że milczenie Piusa XII nie pomogło Niemcom. A zresztą nie wszyscy w Niemczech milczeli. Dietrich Bonhoeffer i Dietrich von Hildebrand nie milczeli.

Dziś obnaża się chyba słabość myślenia politycznego Watykanu. Kościół odszedł od tego, co dał Jan Paweł II – od stawiania na prawa człowieka i prawa narodu. Franciszek upomina się o prawa człowieka, rzadko o prawa narodów. Tymczasem kiedy rozpadała się Jugosławia, to Stolica Apostolska jako pierwsza uznała niepodległość Słowenii i Chorwacji, reszta Europy się wahała. Na prawie narodów do samostanowienia powinno się opierać postulowane przez Franciszka powszechne braterstwo.

Pochwalił ksiądz abp. Gądeckiego, który zwraca uwagę na błędy polityki wschodniej Watykanu. Tymczasem prezydent Andrzej Duda miał tłumaczyć papieżowi różnicę między uchodźcami na granicy z Białorusią i Ukrainą.

– Przyjąłem ze zgorszeniem kategorie, którymi posługuje się Andrzej Duda. Każdy uchodźca jest człowiekiem w potrzebie. I absolutnie nie ma znaczenia, czy jest to uchodźca z napadniętej przez Rosję Ukrainy, czy osoba zmanipulowana przez reżim Łukaszenki. W dzieleniu ich władze szukają jedynie usprawiedliwienia własnych decyzji politycznych. Przynajmniej – na razie – nikt nie straszy nas uchodźcami. Przecież jeszcze niedawno instrumentalizacja strachu przed obcym była w polityce silnie obecna. Prowadzono w Polsce kampanie, wskazując jako wrogów uchodźców czy osoby LGBT. To nas jako naród upokorzyło i upodliło.

Tej wiosny, po dwóch latach, wierni wracają do kościołów bez maseczek. Dla części osób może to być czas powrotu do bezpośredniego udziału w mszach, ograniczanego w pandemii. Do jakiego Kościoła wracają? Niedawno cień skandali seksualnych padł na papieża seniora Benedykta XVI, teraz, w trakcie wojny, powszechnie krytykowany jest, przynajmniej w Polsce, urzędujący papież…

– Kościół nie stoi na papieżu, biskupach, klerze, ale na Jezusie Chrystusie. Wszystko, co obecnie kładzie się cieniem na duchowieństwie w różnym stopniu, ostatecznie pomaga nam przebudować orientację ku Jezusowi. Potrzeba permanentnej ewangelizacji i odnowy. I nie mam na myśli ewangelizacyjnych wydarzeń na arenach sportowych, ale mniej spektakularną pracę w sercach. Ewangelizacja powinna docierać także do kultury, której Kościół poświęca za mało uwagi, skupiając się na polityce.

Począwszy od papieża po zwykłego chrześcijanina jesteśmy przygnieceni tym, co się wydarzyło w lutym. I zagubieni. Nic innego w tym momencie oprócz ran i zmartwychwstania Chrystusa nie mamy

ks. Alfred Wierzbicki

Udostępnij tekst

Ostatnio prowadziłem rekolekcje i przeżyłem radość, widząc znów tyle osób w kościele, już dawno tylu nie widziałem. Ale czy z pandemią się pożegnamy, jeszcze nie wiadomo. Ona nie kończy się od urzędowego zniesienia obowiązku noszenia maseczek.

W jakim sensie Kościół powinien być bardziej obecny w kulturze?

– Mam na myśli budowanie kultury chrześcijańskiej – kulturę wspólnoty, spotkania, wymiany myśli. Potrzebujemy tego po pandemii. Ona przyniosła wielość spotkań online, które teraz mogą przenieść się na spotkania na żywo. Przeciwstawiłem kulturę polityce, bo kultura stanowi atmosferę, środowisko ludzkiego życia, a polityka to władza. Gdy Kościół inwestuje we władzę, obiera zgubny kierunek działań w życiu społecznym.

Co ma ksiądz konkretnie na myśli?

– Całą epokę po 2015 roku. Kościół nie reagował na psucie demokracji, akceptował przechylanie się kraju w stronę autorytaryzmu. To było inwestowanie we władzę, sojusz ołtarza z tronem. 

Był czas, kiedy arcybiskupi Gądecki czy Polak nieraz mówi o praworządności i trójpodziale władzy podczas mszy z udziałem najwyższych władz państwowych. Zwłaszcza w okresach ostrego sporu o sądownictwo. Teraz chyba mówią mniej? 

– Zabrakło konsekwencji, a i te głosy były sporadyczne. Pisałem o tym w tekście „Kłopot Kościoła z demokracją?”. Nie korzystamy z encykliki Jana Pawła II „Centesimus annus”. Najczęściej cytujemy z niej zdanie, że demokracja może obrócić się w swoje przeciwieństwo i zmienić w dyktaturę. Ale jest jeszcze drugie zdanie: o tym, że demokracja sama w sobie jest wartością. Te dwie myśli trzeba traktować integralnie. I tego zabrakło w przekazie duszpasterskim po przejęciu władzy przez Prawo i Sprawiedliwość.

Jakie Kościół daje dziś znaki obecności Boga? Czy jest to Kościół martwego Boga, przez Boga opuszczony? Kościół, jak w Wielką Sobotę, w otchłani?

– Trzeba mówić szczerze. Skłaniałbym się ku myśli, że Kościół przechodzi przez czas otchłani, zamiera w nim życie. „Boże mój Boże, czemuś mnie opuścił” – te słowa psalmu Wielkiego Piątku i Wielkiej Soboty – brzmią dziś szczególnie mocno. Ks. Tomáš Halík pisał kiedyś o wizji pustych kościołów. W tej chwili w Polsce jest powrót do praktyk sprzed pandemii, ale równolegle trwa przecież proces sekularyzacji. Trzeba uwzględnić wielką nieobecność młodych w kościele.

Z licznych rozmów wiem, że wielu z nich odeszło po orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego zaostrzającego przepisy antyaborcyjne i fali Strajku Kobiet. Widać rozejście się dużej części społeczeństwa różnych pokoleń z Kościołem, który chce się posługiwać instrumentami prawa. Sam uważam, że aborcja jest złem, ale jestem za tym, żeby zachowano tzw. kompromis aborcyjny określony ustawą z 1993 roku. Ustawa ta wskazywała ostatnią granicę, do której mogło się posunąć państwo, nie zmuszając kobiet do heroizmu.

Trudno oczekiwać, by święta wielkanocne były w tym roku tradycyjnie radosne i niosły nadzieję. Czy widzi ksiądz gdzieś pocieszenie?

– Dla chrześcijan nie ma innego źródła nadziei niż zmartwychwstały Chrystus i jego rany, których dotykał Tomasz. Nazwa się go w pieśni „niewiernym”, ale był on raczej poszukujący. Niewielu jest apostołów, których wyznanie wiary słyszymy w Ewangelii, a Tomasz składa wyznanie wiary, dotykając boku zmartwychwstałego Chrystusa.

Źródłem pocieszenia jest więc nadzieja, że Chrystus prawdziwie zmartwychwstał. Nie leczy naszych bólów, a rany pozostają ranami. Począwszy od papieża po zwykłego chrześcijanina jesteśmy przygnieceni tym, co się wydarzyło w lutym. I zagubieni. Nic innego w tym momencie oprócz ran i zmartwychwstania Chrystusa nie mamy.

Jak dziś przypomnieć o zmartwychwstaniu Chrystusa, by nie było ono odpowiedzią zbyt banalną?

– Musimy siebie we własnym duchu pytać: „Czy ja naprawdę wierzę?”. Może będziemy mówić jak Czesław Miłosz w jednym z wykładów: „Jezus Chrystus zmartwychwstał. Ktokolwiek w to uwierzy,/ Nie powinien zachowywać się tak jak my,/ Którzy straciliśmy górę i dół, prawo i lewo, niebiosa, otchłanie”. Jeśli nie zmartwychwstał wszystko traci sens. Jeśli zmartwychwstał, wszystko zyskuje inny wymiar. Odpowiedzi nie da się usłyszeć z zewnątrz. Każdy musi odpowiedzieć sobie sam.

Jak spędzać Wielkanoc z Ukraińcami, którzy z nami mieszkają?

– Przeżywać ją dwukrotnie – według kalendarza gregoriańskiego i w następnym tygodniu. Duszpasterstwa prawosławnych i grekokatolików w Polsce też przygotowują się do tej Wielkanocy przeżywanej przez 2-2,5 mln osób.

W 1995 roku byłem akurat w Wielkanoc w Moskwie, gdzie zatrzymałem się w domu pewnego pracownika naukowego, spotkałem się z abp. Tadeuszem Kondrusiewiczem, poszedłem do kościoła, nic nikomu nie mówiłem o świętach, a mimo to w domu gospodarze przyrządzili mi świąteczne śniadanie. Zapytałem, czy są katolikami, ale nie – zrobili to tylko dla mnie. 

Skoro po rosyjskiej inwazji przerobiliśmy lekcję otwartości, gościnności, narażenia się na liczne trudne próby – Wielkanoc nie jest stracona. Budujemy nową historię między Polakami a Ukraińcami. Zresztą w Polsce powinno być miejsce dla każdego, kto szuka lepszego życia. A jeśli chce tylko przez nasz kraj przejechać, żeby udać się dalej, też powinniśmy mu pomóc. Uchodźcy będą stale obecni w naszym życiu społecznym, nie tylko z powodu wojen, ale także ocieplania się klimatu czy ubóstwa.

A kiedy w relacjach z cudzoziemcami wyjdą demony, choćby demony przeszłości?

– Z jednej strony nie wolno ulegać iluzji sielanki, z drugiej należy mądrze przewidywać, że ktoś zechce zbijać kapitał polityczny na niechęci wobec uchodźców i historycznych resentymentach. Powaga chwili jest tak wielka, że na razie nikt nie chce po to sięgać. Ale w debacie publicznej trzeba przed tym przestrzegać.

Tłum łatwo przechodzi od „Hosanna!” do „Ukrzyżuj!”.

– Nie mam recept, jak temu zapobiec. Emocje tłumu zawsze mogą wziąć górę. To jednak, że spotykamy się z Ukraińcami nie na ulicy ani w ośrodkach dla uchodźców, że gościmy ich w naszych domach i stają się członkami wspólnot rodzinnych, tworzy nowe przeżycia i nowe relacje.

Rozmawiał Jakub Halcewicz-Pleskaczewski

Wesprzyj Więź

Ks. Alfred Wierzbicki – ur. 1957, ksiądz archidiecezji lubelskiej, filozof i poeta. Dr hab., profesor Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, wieloletni kierownik Katedry Etyki KUL, w latach 2006–2014 dyrektor Instytutu Jana Pawła II KUL i redaktor naczelny kwartalnika „Ethos”. Od 2006 roku członek Komitetu ds. Dialogu z Judaizmem przy Konferencji Episkopatu Polski. Blisko współpracował z abp. Józefem Życińskim, m.in. jako jego wikariusz biskupi ds. kultury. Autor wielu książek naukowych i eseistycznych, m.in. „The Ethics of Struggle for Liberation”, „Filozofia a totalitaryzm. Augusta Del Nocego interpretacja kryzysu moderny”, „Polska Jana Pawła II”. Współautor m.in. książki „Wielkie tematy teologii”. Wydał osiem tomików wierszy. W Wydawnictwie Więź wydał książkę „Kruche dziedzictwo. Jan Paweł II od nowa”. Należy do Rady Naukowej Laboratorium „Więzi”. Jego teksty na naszych łamach można przeczytać tutaj.

Po tym, jak niespełna dwa lata temu ks. Wierzbicki – wraz z jedenastoma innymi osobami – poręczył za aresztowaną aktywistkę LGBT Margot, krytykował stanowisko episkopatu o osobach LGBT oraz wypowiedzi ks. Tadeusza Guza o rzekomych żydowskich mordach rytualnych, toczyło się wobec niego postępowanie przed Komisją Dyscyplinarną ds. Pracowników KUL. 3 lutego br. ks. Wierzbicki został uniewinniony. Długą historię dyscyplinowania duchownego przez macierzystą uczelnię zebraliśmy w oddzielnym kalendarium.

Przeczytaj także: Ks. Michalczyk – Życie wieczne zaczyna się tu i teraz

Podziel się

20
3
Wiadomość

Jak zwykle celnie, konkretnie i na temat . Ewangelia w praktyce i nic więcej, żadnego politykierstwa. Prawdziwie zatroskany (jeden z ostatnich?) o przyszłość Kościoła jako instytucji. Innych to nie obchodzi; liczy sie tylko „tu i teraz”. Ostatni z prawdziwie wierzących? Niestety bez wpływu na rzeczywistość, więc raczej dołaczy do chóru sprawiedlliwych, ale ignorowanych. Przez hierarchię raczej odbierany jako naiwny; liczą sie przecież deale z władza i uzyskane dzięki temu konfitury.b A po nas choćby i potop…

~Russel: w pełni zgadzam się z komentarzem. Mogę tylko dodać, że zbyt niewielu księży podziela zdanie ks. prof. i dlatego nic się nie zmieni. Tym bardziej, że kościoły znów pełne, więc w czym problem? Pytanie retoryczne.

Bardzo księdza szanuję za spójną postawę słów i czynów. I odwagę.
Miałam już nie komentować – jeden wyjątek.

Nasz sprzeciw działa. Droga Krzyżowa. Milczenie. Dziękuję.
Ta stacja była milczeniem. Ukraina nie transmitowała.
Widzą, i nie wiedzieli co będzie. Rozumiem.

Dla mnie dobro ma konkretną twarz – nie chcę się bawić w rozumienie gestów dwuznacznych.
Dlatego ludzie rezygnują z praktyk religijnych. Ale nie Ewangelii.
Łotr żałował. Ten, co się przyznał do winy – był zbawiony. I inny szydził. Proszę o rozróżnienie.
Nie chcę podtrzymywać chorego systemu. Putina.

To jest nagranie – symbol dla mnie. Ono mnie niesie przez ten trudny czas.
https://www.youtube.com/watch?v=h3eXnhMJBpg
Podczas alarmu bombowego we Lwowie– pianista gra we Lwowie.
Ten link jest ok.

Gdzie jest żywy Kościół? To jest pytanie. Po rozmowach z rodziną – słowa żywe.
To była najtrudniejsza Wielkanoc – mimo dwóch lat pandemii.
I nie dają mi nadziei te i inne teksty– żadne. Nawet siostry Myk.
Słowa.
Bo to nas przerosło i o tym trzeba mówić, a nie podpierać się protezą starych gestów.
https://fundacjaherberta.com/biblioteka-herberta/wiersze/pan-cogito-rozmysla-o-cierpieniu/

Napisałam – nasz sprzeciw działa – bo moja krew ukraińska się odezwała. Po prostu. Nasz.

To, że kogoś wzruszyła ta Droga Krzyżowa i dwie przyjaciółki pod krzyżem – rozumiem.
Mnie też – a pózniej zadałam sobie pytanie – i co z tego? Z tego naszego wzruszenia?
Bo było nie na temat.

I też – co z tego konfliktu rozumieją obie panie żyjące we Włoszech od dawna.
Bo opuściły swoje kraje z jakichś przyczyn – tak?
Nie są ofiarami konfliktu – równie dobrze pod krzyżem mógł stanąć każdy z nas.
Skoro wszyscy jesteśmy winni, albo niewinni– to już sama nie wiem – o co chodzi papieżowi.

Ale Ukraina prosiła o coś innego. I słucha się wtedy ofiary, a nie własnych planów pojednania.
Nawet najfajniejszych. Tak? I wzruszających. Trochę posłuchali.
Przy pedofilii ten sam schemat. Ofiara ma się podporządkować nawróceniu sprawcy.
Nie, nigdy i przenigdy i nie tak wygląda sprawiedliwość.
A jeśli mediator nie nazywa oprawcy wyraźnie – to jak ma mu zaufać ofiara.
Przecież jest niewiarygodny.

Bo gdzie jeszcze ludziom
Tak dobrze jak tu?
Tylko we Lwowie!
Gdzie śpiewem cię tulą
I budzą ze snu?
Tylko we Lwowie!

To jest mój głos – https://www.youtube.com/watch?v=h3eXnhMJBpg

Cały utwór to z Incepcji – Time Hans Zimmer – https://www.youtube.com/watch?v=b8HVQtIoBYU

Pozdrawiam.