Jezus zostawił nam w testamencie nowe, radykalne przykazanie określające tożsamość Jego uczniów: „miłujcie się wzajemnie, jak ja was umiłowałem”. Czy nie jest to zbyt idealistyczne? Jak rozumieć taką postawę w sytuacji koszmaru wojny?
W jednym z gdańskich kościołów w czasach baroku pojawił się wielki, tajemniczy obraz przedstawiający scenę triumfalnego wjazdu Jezusa do Jerozolimy. Poproszono mnie kiedyś, abym to malowidło rozszyfrował na potrzeby szerokiej publiczności. Wśród wielu znaczeń teologicznych spróbowałem odsłonić również symboliczny kod, wskazujący na to, że kulisy ewangelicznej sceny zobrazowanej na tym płótnie jako żywo przypominają sylwetę Gdańska. Czyżby wybitny malarz Bartłomiej Milwitz chciał na nowo, nieco prowokacyjnie, opowiedzieć historię Jezusa sobie współczesnym?
Artyści postępowali tak często, chcąc uzmysłowić ciągłą aktualność biblijnych prawd. Na freskach przedstawiających scenę Ostatniej Wieczerzy florenccy mistrzowie pędzla malowali za plecami Jezusa i apostołów toskańskie pejzaże. Na podobnej zasadzie Golgota z trzema krzyżami w wizjach europejskich artystów wyobrażana bywała na tle miast dalekich od Jerozolimy, ale bliskich sercom twórców i odbiorców religijnej sztuki gotyku czy renesansu. Wszędzie jednak podobne zabiegi podejmowano po to, by Jezusa umieszczonego na pierwszym planie włączyć niejako do obiegu aktualnej, własnej codzienności. Duża, wyraźna sylweta Boskiego Protagonisty wkraczała w realia każdorazowej współczesności.
A gdybyśmy tak spróbowali utożsamić się z Jezusem w Jego doświadczeniu odrzucenia, opuszczenia, wyszydzenia i… trwania mimo wszystko? A gdybyśmy utożsamili się z pokrzywdzonymi ofiarami wojen, agresji, wypędzeń i… nie zniechęcali się jednostkową bezradnością?
Inaczej postąpił belgijski prekursor ekspresjonizmu James Ensor, który schował Jezusa siedzącego na osiołku w gęstym tłumie paradującym szeroką miejską aleją. Naprawdę trudno znaleźć małą postać Zbawiciela zasłoniętą karnawałowym korowodem postaci w maskach i od razu zrozumieć tytuł dzieła: „Wjazd Chrystusa do Brukseli”.
Na pierwszy rzut oka widać wielki chaos, rozbawioną ciżbę. Skojarzenie z biblijnym motywem Niedzieli Palmowej pojawia się później, po bacznej analizie drugiego planu. Nie jest to prosta ilustracja ewangelicznej sceny. Intencją artysty była raczej gorzka, ironiczna recenzja stanu społeczeństwa europejskiego schyłku XIX wieku. Dzieło ukończone w roku 1889 musiało czekać na pierwszy publiczny pokaz aż cztery dekady. Wcześniej odrzucano je jako zbyt krytyczne, niewygodne dla establishmentu politycznego i artystycznego.
Bezkształtna masa
Obraz przedstawia zatłoczoną scenę z barwną procesją, rzekomo odprawianą dla uczczenia przybycia Chrystusa, ale żadna z licznych postaci nie zwraca uwagi na zagubioną w tłumie małą figurkę z żółtą aureolą. Dopiero wnikliwe poszukiwanie pozwala dostrzec niepozorną postać w czerwonym płaszczu z ręką uniesioną na powitanie lub błogosławieństwo. Dzieje się to wśród groteskowych klaunów, orkiestry maszerującej bulwarem i gromady postaci noszących karnawałowe maski.
Przez ulicę przepływa ogromny, pstrokaty tłum. Na pierwszym planie widać duże, wykrzywione twarze, dalej karykaturalne oblicza stają się mniejsze. Nad kolorowym korowodem powiewają flagi. Wieki transparent zdaje się krzyczeć czerwienią: „Niech żyje socjalizm”, inny głosi „Niech żyje Jezus, król Brukseli”.
Reprezentowane są wszystkie ideologie i grupy, od socjalistów do konserwatywnych katolików z ich propaństwowym sztandarem „Fanfare Doctrinaire”. Wszystkie światopoglądy mieszają się w kolorowej rozmaitości. Nie widać żadnej ludzkiej twarzy, mężczyźni i kobiety chowają się za maskami. To zajęta sobą, karnawałowa ciżba.
Społeczeństwo według Ensora to tłum, który grozi zadeptaniem widza – surowe, brzydkie, chaotyczne, odhumanizowane morze masek, oszustów, błaznów i karykatur. Można wśród nich rozpoznać postacie publiczne, historyczne, alegoryczne a nawet znajomych artysty. Chrystus w całym tym zamieszaniu jest ignorowanym, niepewnym, odizolowanym wizjonerem pośród bezkształtnej masy współczesnego społeczeństwa. Jezus Ensora funkcjonuje jako rzecznik biednych i uciśnionych – skromny przywódca prawdziwej religii, w przeciwieństwie do ateistycznego działacza społecznego, ukazanego w stroju biskupa trzymającego pałeczkę do gry na bębnie, kierującego podochoconą, bezmyślną zbieraniną.
Odrzucony
Ten hałaśliwy tłum jest zresztą w zamyśle autora artystyczną aktualizacją biblijnego wjazdu Chrystusa do Jerozolimy. Wydarzenie odbywa się w Brukseli, gdzie Ensor został całkowicie odrzucony przez publiczność i krytyków. W tym ekspresyjnym obrazie wyraża się lęk artysty przed anonimową masą, przed hałaśliwym światem, wobec którego czuje się on całkowicie bezbronny. Jednostka pada ofiarą bezdusznej gromady.
W monumentalnym malowidle, które często określane jest jako dzieło życia Ensora, artysta flirtuje z postacią Odkupiciela. W rysach twarzy Nazarejczyka widać podobieństwo do autora obrazu. Mając na względzie kontekst osobistych doświadczeń malarza, można śmiało powiedzieć, że James Ensor utożsamia swoje trudne przeżycia z losem Chrystusa.
Jak zrozumieć ten osobisty eksperyment? Jaka droga prowadziła do niego? Twórca dorastał w nadmorskim mieście Ostenda i wiele czasu spędzał w istnym gabinecie osobliwości. Jego dziadkowie mieli sklep pełen kolonialnych drobiazgów, kolorowych kostiumów i masek. Klientami Ensorów podczas letnich wakacji byli nawet dworscy arystokraci, od późniejszego cesarza Wilhelma do Leopolda, pierwszego króla Belgów.
James Ensor poznał świat jako gabinet osobliwości nie tylko w sklepie swoich dziadków, ale także na ulicy. Tradycyjny flamandzki karnawał w jego rodzinnym mieście, strajki i gwałtowne protesty robotników, nieporadne systemy państwowe – wszystko to musiało mu się wydawać społecznym chaosem, który tylko sztuka może poskładać w całość.
Obraz został odrzucony przez oficjalne gremia artystyczne i był przechowywany w domu malarza w Ostendzie. Dla wtajemniczonych pozostawał dostępny w pracowni. Po raz pierwszy wystawiono go publicznie w Centrum Sztuk Pięknych w Brukseli w 1929 roku. Podczas II wojny światowej uszkodziły go odłamki bomby. Symbolicznie można odczytać fakt, że namalowana w lewym dolnym rogu figura śmierci z maską czaszki została okaleczona w wyniku pobliskiego wybuchu.
Wytrwałość mimo wszystko
Wróćmy jednak do Jerozolimy. Każdy chrześcijanin, śledząc ewangeliczne relacje, może przeżywać dramat ostatnich dni życia Jezusa. Osobliwy, triumfalny wjazd na osiołku do Świętego Miasta zderza się na kartach Biblii z mroczną godziną zdrady, opuszczenia, ostatecznej samotności. Trudno nam zrozumieć ten radykalny zwrot akcji, choć sami wiemy, że tak działają mechanizmy psychologii tłumu. Zazwyczaj przybieramy perspektywę zbiorowej odpowiedzialności. Na pierwszy plan wysuwa się niestabilność nastrojów społecznych – łatwy łup populistów, speców od propagandy i socjotechniki. Takie wyjaśnienie pozostaje jednak zaledwie na powierzchni Tajemnicy Odkupienia. Żeby wejść głębiej, warto spróbować dotrzeć do osobistego doświadczenia Jezusa.
W jednej ze starożytnych interpretacji dramatu rozpiętego między Niedzielą Palmową a Wielkim Piątkiem odnalazłem niezwykle subtelny, nieco mistyczny trop. Chrystus porównany jest do oblubieńca przybywającego na zaślubiny do ukochanej. Zmierza w radosnym orszaku na spotkanie tej, z którą ma złączyć swoje losy na zawsze. I oto po uroczystym wjeździe w progi jej domu – zostaje odrzucony. Spotyka go straszny afront ze strony oblubienicy. Ale mimo to nie zniechęca się, nie traci wytrwałości. Chce ofiarować swoją miłość bezwarunkowo, wbrew racjonalnym przesłankom. To znaczy – umiłować do końca, aż do śmierci.
Taka postawa z jednej strony budzi podziw i poruszenie. Ale też może zniechęcać swoją nieosiągalną dla nas heroicznością. Trudno nam sobie nawet wyobrazić podobną reakcję w chwili odrzucenia czy zlekceważenia. A przecież Jezus zostawił nam w testamencie nowe, radykalne przykazanie określające tożsamość Jego uczniów: „miłujcie się wzajemnie, jak ja was umiłowałem”. Czy nie jest to zbyt idealistyczne? Szczególnie w czasie skrajnych napięć społecznych, kryzysów ekonomicznych, pandemicznych, ekologicznych! Jak rozumieć taką postawę w sytuacji koszmaru wojny?
Wydaje mi się, że artystyczny pomysł Ensora sprzed ponad stu lat może nam pomóc również dziś przybliżyć się do Wydarzenia Jezusa. A gdybyśmy tak spróbowali utożsamić się z Nim w Jego doświadczeniu odrzucenia, opuszczenia, wyszydzenia i… trwania mimo wszystko? A gdybyśmy utożsamili się z pokrzywdzonymi ofiarami wojen, agresji, wypędzeń i… nie zniechęcali się jednostkową bezradnością?
Uobecnienie tajemnicy
Na koniec podzielę się własnym przeżyciem pokrewnym z wizjami aktorów, którzy próbowali się wcielać w postać Chrystusa na potrzeby filmu lub teatru. Wielu z nich przeżyło emocjonalny i duchowy wstrząs w konfrontacji z tym zadaniem. Ja nie odważyłem się na to nawet w staropolskim dramacie pasyjnym, który wystawialiśmy w teatrze studenckim. Ale spotkała mnie inna przygoda o podobnej intensywności.
Wiele lat temu w dalekiej Portugalii modliłem się w czasie niedzielnej mszy w bocznej nawie mrocznego kościoła. W pewnej chwili poczułem na sobie czyjś wzrok. Nie chciałem się rozglądać, ale był on na tyle silny, że odwróciłem głowę na bok, nieco ku górze. Czułem, że to natarczywe spojrzenie dotyka mnie stamtąd. I zobaczyłem drewniany krucyfiks wiszący w niszy. Jakież było moje zdumienie, gdy odkryłem w rysach twarzy Ukrzyżowanego moje własne oblicze!
Trudno mi jeszcze teraz otrząsnąć się z myśli, jakie gwałtownie przetoczyły się wówczas przez moją poruszoną do głębi wyobraźnię. Całą noc nie mogłem zasnąć po tym, gdy scenariusz utożsamienia się z Jezusem rozedrgał we mnie wszystko: od emocji po sumienie.
Chciałbym to podpowiedzieć tym, którzy chcą głęboko przeżyć Wielki Tydzień i życzyć, aby nie był on tylko kolejnym rytuałem wspominania, ale uobecnieniem tajemnicy przebóstwienia.
Przeczytaj wcześniejsze wielkopostne rozważania ks. Krzysztofa Niedałtowskiego:
I. Niedziela Wielkiego Postu: Siła i bezradność. Jezus na pustyni
II. Niedziela Wielkiego Postu: Przemienienie – Boskie i nasze
III. Niedziela Wielkiego Postu: Być jak gorejący krzew
IV. Niedziela Wielkiego Postu: Bo Bóg wierzy w człowieka bezwarunkowo
V. Niedziela Wielkiego Postu: Jawnogrzesznica, czyli pytanie o istotę chrześcijaństwa