Międzynarodowy Trybunał Karny w Hadze bada już zbrodnie wojenne popełniane przez Rosję na terytorium Ukrainy. Tyle że tego typu postępowania zazwyczaj trwają długo, nawet przez dekady.
Komentatorzy konfliktów zbrojnych oraz związanych z nimi zbrodni często powtarzają stwierdzenie Cycerona inter arma silent leges (w czasie wojny prawa milczą). Jednak powiedzenie to jest nieaktualne co najmniej od XIX wieku, kiedy państwa przyjęły pierwsze traktatowe ograniczenia dotyczące sposobu prowadzenia działań zbrojnych.
Ich celem początkowo była ochrona rannych i chorych oraz personelu medycznego, a także wprowadzenie specjalnego znaku ochronnego, czyli znaku czerwonego krzyża, na oznaczenie m.in. szpitali oraz transportu i personelu medycznego. W kolejnych latach rozwijano tzw. międzynarodowe prawo humanitarne konfliktów zbrojnych (MPH, innymi słowy: prawo wojenne), przyjmowano coraz bardziej szczegółowe konwencje o ochronie jeńców wojennych, osób cywilnych oraz ograniczeń co do możliwości stosowania danych metod i środków walki, opracowywano kolejne katalogi zbrodni wojennych, za które odpowiedzialność ponosić miały nie tylko państwa, ale i osoby indywidualne.
Nie wystarczy udowodnić, że np. został zniszczony cywilny dom. W sądzie trzeba jeszcze dowieść, że sprawca ataku był w pełni świadomy, iż atakuje obiekt cywilny i chciał tego ataku dokonać, albo godził się z jego zbrodniczymi skutkami
Gdy kilka tygodni temu Rosja dokonała kolejnej agresji wobec Ukrainy, odpowiednie normy prawne były od dawna przyjęte i powszechnie akceptowane, także przez Rosję.
Cywile mają być chronieni, dopóki są cywilami
W konflikcie, jaki rozgrywa się obecnie na terytorium Ukrainy, czyli międzynarodowym konflikcie zbrojnym, zastosowanie znajdują m.in. cztery konwencje genewskie z 1949 r. o ochronie ofiar wojny oraz pierwszy protokół dodatkowy do nich z 1977 r., a także prawo zwyczajowe i szereg umów dotyczących zakazu użycia nieludzkich broni.
Normy zawarte we wspomnianych traktatach oraz w prawie zwyczajowym wiążą obie strony (czyli Ukrainę i Rosję) w takim samym stopniu. Fakt, że dane państwo broni się przed nielegalną agresją, nie zwalnia go z obowiązku przestrzegania międzynarodowego prawa humanitarnego, gdyż nie rozdziela się praw od obowiązków.
Przykładem jest zakres ochrony osoby cywilnej przed atakami. Cywile mają być chronieni tak długo, jak długo nie biorą bezpośredniego udziału w działaniach zbrojnych. Jeśli na bezpośredni udział się zdecydują (strzelają do wroga, rzucają koktajlem Mołotowa, przeszkadzają w ruchu pojazdów wojskowych, przekazują strategiczne informacje, pełnią rolę strażnika magazynu broni), to podczas takiego zbrojnego zaangażowania nie podlegają ochronie i mogą być legalnie zaatakowani.
Państwa nie mogą odwoływać się do represaliów, do działalności odwetowej, aby usprawiedliwić naruszenia międzynarodowego prawa humanitarnego, to znaczy nie mogą same łamać prawa w odpowiedzi na naruszenia drugiej strony. Represalia bowiem zostały wykluczone, jeśli chodzi o osoby i obiekty chronione, ich stosowanie prowadzi tylko do rozkręcenia spirali dalszych naruszeń.
Z międzynarodowego prawa humanitarnego wynika m.in. zakaz atakowania ludności cywilnej i obiektów cywilnych; nakaz opieki nad rannymi i chorymi, nakaz przyznania kombatantom (czyli, co do zasady, członkom sił zbrojnych strony konfliktu) statusu jeńca wojennego, a jeniec wojenny nie może być karany za udział w działaniach zbrojnych i oczywiście korzysta z ochrony godności (dlatego nie można go upokarzać i publikować jego wizerunku, należy go chronić przed ciekawością publiczną). Prawo zabrania również brania zakładników czy wcielania cywilów lub jeńców do sił zbrojnych wroga.
Brutalna twarz prawa
Idźmy dalej. Ataki muszą być ograniczone wyłącznie do celów wojskowych, którymi są walczący (kombatanci oraz osoby biorące bezpośredni udział w działaniach zbrojnych), a także dobra, które ze względu na swą naturę, rozmieszczenie, przeznaczenie lub wykorzystanie wnoszą istotny wkład do działalności wojskowej i których całkowite lub częściowe zniszczenie, zajęcie lub zneutralizowanie daje określoną korzyść w danej sytuacji.
A definicja celu wojskowego jest bardzo pojemna. Przykładowo wykorzystanie wojskowe (np. na magazyn, na miejsce obserwacyjne, schronienie dla żołnierzy) choćby szkoły czy prywatnego mieszkania zmienia te obiekty w cele wojskowe. Co więcej, nawet położenie danego dobra (prywatnego domu) i fakt osłaniania przez nie ważnego celu wojskowego może być traktowane jako przesłanka do zniszczenia tegoż obiektu. Ponadto, jeśli atak na cel wojskowy wiązałby się ze stratami cywilnymi, to dowódca może taki atak przeprowadzić, o ile korzyść wojskowa – jego zdaniem – jest wyższa niż owe cywilne straty.
To pokazuje brutalną twarz międzynarodowego prawa humanitarnego, które z jednej strony podkreśla zakaz ataków bez rozróżnienia (czyli takich, w których nie odróżnia się dóbr cywilnych od celów wojskowych); a z drugiej strony akceptuje fakt, że cywile zostaną zabici, tylko dlatego, że znaleźli się blisko celu wojskowego, czego nawet nie muszą być świadomi.
Międzynarodowe prawo humanitarne wskazuje jednak, że obie strony powinny podjąć pewne środki ostrożności, jak weryfikacja statusu osoby czy obiektu, oddalenie celów wojskowych od osób cywilnych, ostrzeżenia przed atakiem, itp. Wszystkie te ograniczenia stworzyły same państwa, w tym Rosja, rezygnując tylko z tego, co konieczne, co nie przeszkodzi im w wygraniu konfliktu.
Rosja ignoruje konwencje
W obecnym konflikcie obserwujemy atakowanie na ogromną skalę obiektów cywilnych (bloki mieszkalne, szkoły), w tym szczególnie chronionych jak szpitale, elektrownie jądrowe. W przytłaczającej większości przypadków nie ma żadnych przesłanek do przyjęcia, że były one wykorzystywane w celach wojskowych, czy żeby w odległości choćby kilkuset metrów od nich znajdowały się jakiekolwiek cele wojskowe, co mogłoby być wykorzystane do uzasadnienia legalności tego typu ataków.
Dodatkowo rosyjskie siły zbrojne używają broni kasetowej i min przeciwpiechotnych. Choć Rosja nie jest stroną odpowiednich konwencji zakazujących użycia tego typu broni, to wykorzystanie jej w miastach, gdzie mamy gęstą zabudowę i ofiarami stają się głównie osoby cywilne, jest zakazane. Powód: to ataki bez rozróżnienia przy pomocy broni uznanej przez większość państw za niehumanitarną.
Rosja łamie zresztą konwencje, których nawet jest stroną, jak protokół III do konwencji z 1980 r. o nieludzkich broniach zakazujących użycia broni zapalającej w pobliżu ludności cywilnej (vide: doniesienia o użyciu bomb termobarycznych, próżniowych). Zabijani są cywile (w tym dzieci), gwałcone kobiety, niszczone domy, szkoły, szpitale, cywile są wcielani do sił zbrojnych Rosji. Nie dziwi więc podnoszenie kwestii osądzenia tego typu zbrodni wojennych oraz zbrodni przeciwko ludzkości (tj. zbrodni na ludności cywilnej popełnionych na szeroką skalę lub w sposób systematyczny).
Mimo że samo kierowanie ataków przeciwko osobom cywilnym czy dobrom cywilnym już jest zbrodnią, nawet jeśli nikt nie zginie, nie zostanie zraniony, budynek nie zostanie zniszczony, prokuratorzy często traktują osądzenie zbrodni wojennych jako misję nie do wykonania. Nie wystarczy bowiem udowodnić, że np. został zniszczony cywilny dom; w sądzie trzeba jeszcze dowieść, że sprawca ataku był w pełni świadomy, iż atakuje obiekt cywilny i chciał tego ataku dokonać, albo godził się z jego zbrodniczymi skutkami. Trzeba zebrać więc dowody w warunkach bojowych nie tylko co do zakresu zniszczeń, ale też dokładnych ich okoliczności. O ile bowiem międzynarodowe prawo humanitarne w razie wątpliwości każe przyjąć, że dana osoba jest cywilem, a dany budynek dobrem cywilnym, to w procesie karnym dowody winy ma przedstawić prokuratura, która musi jeszcze obalić domniemanie niewinności.
Co może trybunał w Hadze
W przypadku Ukrainy jurysdykcję nad sprawcami zbrodni wojennych, zbrodni przeciwko ludzkości, zbrodni ludobójstwa, na podstawie złożonej w 2015 r. przez Ukrainę deklaracji, ma Międzynarodowy Trybunał Karny z siedzibą w Hadze. Ponieważ kilkadziesiąt państw, w tym Polska, przekazała sytuację w Ukrainie do MTK, prokurator mógł rozpocząć dochodzenie bez pytania o zgodę Izby Przygotowawczej, co zawsze przyspiesza całe postępowanie.
Jednak tego typu postępowania są – co pokazuje dotychczasowa praktyka – długotrwałe, liczone wręcz w dekadach. Jednocześnie trybunał w Hadze ma tę przewagę nad sądami krajowymi, że żadne stanowisko nie uchroni nikogo przed odpowiedzialnością dochodzoną przed nim (choć oczywiście jest kwestia praktyczna – wydania oskarżonego).
Międzynarodowe prawo humanitarne z jednej strony podkreśla zakaz ataków bez rozróżnienia (czyli takich, w których nie odróżnia się dóbr cywilnych od celów wojskowych); a z drugiej strony akceptuje fakt, że cywile zostaną zabici, tylko dlatego, że znaleźli się blisko celu wojskowego, czego nawet nie muszą być świadomi
Inna sprawa, że Międzynarodowy Trybunał Karny skupi się na zidentyfikowaniu kilku najbardziej odpowiedzialnych osób za obecne zbrodnie (rozkazodawców), ale nie jest w stanie osądzić wszystkich winnych (czyli też poszczególnych bezpośrednich sprawców naruszeń). Dlatego tak ważna jest współpraca sądów krajowych, które mogą, a nawet mają prawny obowiązek, pomóc w walce z bezkarnością, bez względu na obywatelstwo sprawcy, ofiary czy miejsce popełnienia zbrodni.
Natomiast co do odpowiedzialności samej Federacji Rosyjskiej, Ukraina już uruchomiła procedury przed Międzynarodowym Trybunałem Sprawiedliwości na podstawie klauzuli sądowej z konwencji w sprawie zapobiegania i karania zbrodni ludobójstwa. Przedwczoraj MTS podjął decyzję o zastosowaniu środków tymczasowych, zgodnie z którymi Federacja Rosyjska ma zawiesić operację wojskową prowadzoną od 24 lutego 2022 r. na terytorium Ukrainy.
Dodatkowo Ukraina oraz inne państwa przygotowują kolejne skargi do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Ich rozstrzygnięcie stoi jednak pod znakiem zapytania, biorąc pod uwagę decyzję o wykluczeniu Federacji Rosyjskiej z Rady Europy.
Batalie sądowe potrwają najpewniej lata, ale mogą wyeksponować zbrodniczość prowadzonych działań zbrojnych.
Przeczytaj też: Moja bezradność z M.