Jesień 2024, nr 3

Zamów

Skąd ta powściągliwość Watykanu wobec rosyjskiej agresji? W imię mniemanego „większego dobra”?

Papież Franciszek podczas spotkania z premierem Grecji Kiriakosem Mitsotakisem. Ateny, 4 grudnia 2021 r. Fot. Kiriakos Mitsotakis / Facebook

Ktoś może powiedzieć – papież Franciszek nie zna Europy, nie rozumie subtelności europejskiej historii. Niewielu jednak wie, że Jorge Bergoglio miał liczne i bliskie kontakty z przedstawicielami Cerkwi greckokatolickiej.

Drugiego dnia rosyjskiej inwazji na Ukrainę, z właściwą sobie jednoznacznością, napisał na tych łamach Tomasz Terlikowski: „Papież milczy. Watykańskie media cytują słowa, by «wszystkie zaangażowane strony» powstrzymały się przed działaniami, które wywołają «jeszcze większe cierpienie ludności». Watykański sekretarz stanu kard. Pietro Parolin używa wręcz języka putinowskiej propagandy, gdy mówi o «operacji wojskowej» Rosji na terytorium Ukrainy, a nie o agresji jednego narodu przeciwko drugiemu. Dojmujące jest milczenie papieża… Polityka jest ważniejsza od moralności, dyplomacja od Ewangelii? Na to wygląda”.

Terlikowski, cokolwiek sądzić o jego ewolucji, jest szczerym i pozbawionym konformizmu głosem polskiego katolicyzmu. Można się na niego oburzać, gdy bez kompromisów przełamuje stereotypowe podziały, drażni i irytuje, ale nie sposób mu odmówić autentyczności i szczerości. On nie zważa na tytuły, zaszczyty, cały ten kościelny, hierarchiczny rytuał, „kurz nawarstwiony od czasów Konstantyna”. Nie można mu zarzucić nieortodoksyjności ani kościelnego liberalizmu, jest konsekwentnym obrońcą życia. Nie mieści się jednak w spektrum polskiej wojny plemiennej, nie pasuje do stereotypowych podziałów. Nikt nie może go uznać do końca za swego, a to nadaje jego tekstom szczególną wartość i niezwykłą wiarygodność. Dziś krytykuje stanowisko Stolicy Apostolskiej i osobiście papieża Franciszka wobec ukraińskiej tragedii. Nie sposób zbyć jego zastrzeżeń.

Ulotna nadzieja „nawrócenia Rosji” kazała watykańskim dostojnikom zapominać o losie, ofiarach i martyrologii unitów, odwracać się tyłem do niepodległościowych dążeń Polaków, wszystko w imię niedrażnienia „cara północy”

Paweł Stachowiak

Udostępnij tekst

Zacznijmy od historii. Polityka Watykanu wobec Rosji, a później wobec ZSRR i krajów bloku sowieckiego, była daleka od jednoznaczności. Zawsze ciążyła nad nią nadzieja „nawrócenia Rosji” na katolicyzm, powrotu do jedności chrześcijaństwa, przezwyciężenia schizmy wschodniej z 1054 r. Moskwa natomiast postrzegała się jako „trzeci Rzym”, jedyny prawdziwy spadkobierca chrześcijaństwa wschodniego, kontynuujący tradycję bizantyjskiego cezaropapizmu.

Ta wizja Moskwy – „trzeciego Rzymu” – rozpowszechniona pod koniec XV stulecia, stała się fundamentem caratu, idei władzy wielkich książąt moskiewskich nad całością „ziem ruskich”. Psychopatyczny okrutnik i ludobójca Iwan IV Groźny przyjął w 1547 r. tytuł „cara Wszechrusi” i zaczął sobie rościć prawo do zwierzchnictwa nad całym dziedzictwem Rusi kijowskiej. Jako żywo nie miał do tego prawa, był przecież kontynuatorem najbardziej prowincjonalnej i zacofanej tradycji Rusi włodzimierskiej, najdłużej podporządkowanej wpływom mongolskim, odległej od wielkiej spuścizny Kijowa.

Rosja, wcześniej Wielkie Księstwo Moskiewskie, nie miała żadnego tytułu, aby rościć sobie prawo do bycia jedyną spadkobierczynią dawnej Rusi Włodzimierza Wielkiego i Jarosława Mądrego. Historia nie jest sprawiedliwa, to prowincjonalna Moskwa stała się mocarstwem, imperium, zdobyła sobie niezasłużony status stolicy prawosławia. Na nieszczęście związała chrześcijański wschód z ideą samodzierżawia, cezaropapizmu, uczyniła z Cerkwi służkę państwa. Gdy słuchamy dziś haniebnych słów patriarchy moskiewskiego Cyryla, wspierającego rosyjską napaść na Ukrainę, widzimy zgubne konsekwencje wprzęgnięcia sacrum w służbę profanum.

Rzym, zafascynowany ideą przezwyciężenia schizmy wschodniej, „nawrócenia Rosji”, był skłonny wiele poświęcić, aby zyskać zaufanie kremlowskich despotów i ich duchownych sprzymierzeńców. Tak się działo, nieraz za cenę potrzeb katolików polskich i Kościoła unickiego, greckokatolickiego, którego moskiewskie prawosławie nie uznawało i obdarzało szczerą nienawiścią.

Ulotna nadzieja „nawrócenia Rosji” kazała watykańskim dostojnikom zapominać o losie, ofiarach i martyrologii unitów, odwracać się tyłem do niepodległościowych dążeń Polaków, wszystko w imię niedrażnienia „cara północy”. „Polsko, Twoja zguba w Rzymie” – pisał Słowacki, „Niech się Polaki modlą, czczą cara i wierzą” – takie słowa wkładał w usta papieża Mickiewicz. Rzym zdradzał katolickich Polaków w imię mrzonek o „nawróceniu Rosji”.

Dziś trudno uciec od historycznych analogii. Ukraina i jej narodowy Kościół katolicki obrządku bizantyjsko-ukraińskiego, niegdyś zwany greckokatolickim, broni suwerenności Ukrainy, potępia rosyjską agresję, mówi i działa zupełnie inaczej niż prawosławna Cerkiew patriarchatu moskiewskiego będącego w istocie putinowską agenturą  

Zwierzchnik Cerkwi greckokatolickiej abp Światosław Szewczuk (dlaczego, inaczej niż jego poprzednicy, wciąż nie został kreowany kardynałem?), jednoznacznie stoi po stronie ukraińskiej niepodległości, mówiąc: „Nikt nie ma prawa milczeć, ponieważ mowa może ocalić życie. Milczenie może zabić. Dziś proszę wszystkich, którzy nas słuchają, wszystkich, którzy usłyszą nasz głos z krwawiącego Kijowa: walczcie o pokój, chrońcie tych, którzy potrzebują waszej pomocy; zróbcie wszystko, żeby agresor się zatrzymał i wycofał z ukraińskiej ziemi. Kimkolwiek jesteście: szefami państw czy parlamentów, politykami, wojskowymi, przedstawicielami Kościoła; zróbcie to, co do was należy, opowiedzcie się za Ukrainą. Ukraina żyje, Ukraina walczy, ale dziś prosimy świat, by był solidarny z nami, by nie milczał, bo słowo ratuje, słowo buduje świat”. Słowa pełne emocji, szczere i prawdziwe, dalekie od konwencjonalnej ostrożności, która cechuje niestety dyplomację watykańską.

Ktoś może powiedzieć – Franciszek nie zna Europy, nie rozumie subtelności europejskiej historii. A przecież niewielu wie, że Jorge Bergoglio miał liczne i bliskie kontakty z przedstawicielami Cerkwi greckokatolickiej. Przyszły papież był poza tym wychowankiem Ukraińca, ojca Stepana Czmila, o którym tak mówił już po swoim wyborze: „Nie mogę zakończyć bez wspomnienia osoby, która mi wyświadczyła wiele dobra, kiedy byłem w ostatniej klasie szkoły podstawowej w roku 1949. To ksiądz Stefan Czmil. Tam, gdzie odprawiał Mszę św., nie było w pobliżu ukraińskiej wspólnoty. Nauczyłem się służyć do Mszy św. w obrządku ukraińskim. Wszystkiego mnie nauczył. Dwa razy w tygodniu mu usługiwałem. Dobrze mi to zrobiło, ponieważ opowiadał on o prześladowaniach, o cierpieniach, ideologiach, w imię których prześladowano chrześcijan. Potem pomógł mi otworzyć się na inny język, który zawsze pielęgnuję w swoim sercu ze względu na jego piękno”.

Jest coś jeszcze: dzisiejszy zwierzchnik Kościoła unickiego, wspominany już arcybiskup większy Światosław Szewczuk , od 1991 do 1992 roku uczył się w Centrum Studiów Filozoficzno-Teologicznych „Don Bosco” w Buenos Aires w Argentynie, a później, w roku 2009, został mianowany przez Benedykta XVI biskupem pomocniczym diecezji Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego w Buenos Aires. W następnym roku był już administratorem apostolskim tej diecezji. To ze stolicy Argentyny poszedł do Lwowa i do Kijowa, jako zwierzchnik Cerkwi unickiej. Niewątpliwie musiał się wtedy spotykać z kard. Bergogliem, metropolitą Buenos Aires. Ukraina i jej tragiczna historia nie mogą być zatem dla papieża „z końca świata” terra incognita.

Tym bardziej warto postawić pytanie o ostrożność papieża, o ezopowość jego wypowiedzi. Problem nie jest nowy. Już w roku 2016, wkrótce po aneksji Krymu, wobec wspólnej deklaracji Franciszka i patriarchy Moskwy Cyryla, podpisanej w Hawanie (!), arcybiskup Światosław mówił o „głębokim rozczarowaniu” i o tym, że „uznający zwierzchność papieża ukraińscy grekokatolicy czują się zdradzeni przez Watykan”.

Papież i patriarcha moskiewski ogłosili we wspólnym dokumencie: „Wyrażamy ubolewanie z powodu konfliktu na Ukrainie, który już spowodował wiele ofiar, niezliczone rany zadane pokojowo nastawionym mieszkańcom i pogrążył społeczeństwo w ciężkim kryzysie ekonomicznym i humanitarnym”. Tymczasem, jak podkreślił zwierzchnik ukraińskiego Kościoła greckokatolickiego, rosyjska Cerkiew jest de facto stroną konfliktu, bo aktywnie wspiera agresywną politykę Federacji Rosyjskiej.

Arcybiskup Światosław zwrócił uwagę, że samo słowo konflikt użyte w deklaracji jest niewłaściwe, bo na wschodzie Ukrainy mamy do czynienia z rosyjską agresją. Te słowa jako żywo pasują do tego, co dzieje się dziś, choć zostały wypowiedziane przed sześciu laty. Nie wydaje się, aby watykańska dyplomacja wyciągnęła z nich właściwe wnioski. To daje się jakoś zrozumieć, dlaczego jednak nie wyciągnął ich Franciszek, pojąć jest trudniej.

Wesprzyj Więź

Historia zapewne się nie powtarza, chyba że jako farsa, trudno jednak nie dostrzec analogii pomiędzy dyplomatycznie ostrożną postawą Piusa XII wobec Zagłady Żydów a dzisiejszą powściągliwością Franciszka. Tak, tak, wiem, że to porównanie nieco naciągane, ale czy nie działa tu jednak ten sam mechanizm: jak najdłużej pozostać neutralnym w imię mniemanego „większego dobra”? Niegdyś było nim ustrzeżenie Kościoła przed większymi prześladowaniami, dziś zapewne stary mit „nawrócenia Rosji”, niepalenia mostów. Pragmatyzm ponad świadectwo, jakie to krótkowzroczne i naiwne.

W roku 1938, gdy Chamberlain i Daladier w Monachium zdradzali czeskich sojuszników w imię mniemanego „pokoju”, Winston Churchill powiedział: „Mieli do wyboru wojnę lub hańbę, wybrali hańbę, a wojnę będą mieli i tak”. Oby te słowa nie znalazły zastosowania do współczesnej polityki Watykanu wobec Ukrainy.

Przeczytaj też: To, co robi Watykan wobec inwazji Rosji na Ukrainę, jest po prostu złe

Podziel się

5
3
Wiadomość

Ile osób osób ma zginąć za nawrócenie Putina? I Rosji? Ktoś wie? Watykan ma jakieś limity?
Mam taką propozycję.
Jeżeli Watykan tak bardzo chce dać szansę nawrócenia Putinowi i Rosji – to zapraszam zwolenników tej idei w KRK na Ukrainę. Taka zbiorowa pielgrzymka w czasie wojny.

Oddawanie życia Ukraińców w imię wypaczonego miłosierdzia i dawania szansy – jest tchórzostwem.
A Putin raczej nie żałuje tego co zrobił. I to raczej Watykan zabiega o kontakt z nim.

Nuncjusz tam jest w Kijowie. I trudno mi to pisać.
Jego wypowiedź, rozumiem, miała być ważnym przesłaniem Ewangelii – dla mnie miesza pojęcia.

https://www.vaticannews.va/pl/watykan/news/2022-03/nuncjusz-w-kijowie-kilku-wolontariuszy-oddalo-zycie-za-dzieci.html?fbclid=IwAR16afVjrC7207EXuXF2a3N8poxyZwrziAr_uTniIhmHnaTP5xL5MJ2YD2E

W wielkim skrócie mniej więcej: jeśli chrześcijanin nazwie uczynione zło złem – to sobie spali mosty, by dogadać się z bandytą. I go ocalić. Naprawdę? O matko.

„Duchowym sensem naszej misji jest ocalenie każdego” 
Pięknie. Tylko skąd, ktoś ma wiedzieć, że popełnia zło, jeśli nie jest ono nazwane po imieniu.
Jak ma się nawrócić, jakim cudem zrozumie, że robi źle ?
A to pobłażanie sprawcom (w nadziei na nawrócenie) – znamy aż za dobrze z dramatu ukrywanej pedofilii i innych przestępstw wśród duchownych.

Anioł Pański i Franciszek dzisiaj: „proszę was, przerwijcie tę masakrę.”
Was, to znaczy kogo? Podmiot domyślny.
Każda z walczących stron może pomyśleć, że chodzi o tę drugą.

A wysłannicy papiescy już wrócili.

Nie mówię, że papież Franciszek ma rację ale nie przecenialambym nazwania zła po imieniu jako coś co od razu nawróci Putina. Przecież zewsząd ludzie mu mówią, że źle robi i co? Franciszek nic nie zmieni. Może w tym tkwi przyczyna. Po prostu Putin to widzi inaczej bo ma skrzywione poglądy i kto wie co jeszcze z psychiką. Tylko dziwi martwi mnie to, że w takim razie trudno z kimś takim o prawdziwy dialog.

Uderzające jest jedno: ciągle brak nazwania wprost tego, kto czyni zło, kto zabija, kto zaczął wojnę na Ukrainie i morduje niewinnych ludzi. Sekretarz stanu jest jakąś pomyłka kadrową.

A myślałam, że nic więcej dziś mnie nie załamie.
Do kolekcji. Odezwał się drugi „bohater.”
Pewnie za chwilę Białoruś dołączy się do wojny Rosji przeciwko Ukrainie.
No to warto zadbać o wizerunek. Na czas. I wiedzą gdzie …
Watykan też dołączy do listy … kolejnego do nawrócenia. I będzie się modlił za Białoruś.

„Białoruś podziela papieskie wezwanie do budowania braterstwa, z poszanowaniem kultury i tradycji narodów. „ Pisze białoruski tyran. Super.
Czyli przetłumaczę :
„Niektóre kraje mają tradycje dyktatorskie, dziękujemy, że Watykan się nie wtrąca”.

Ach ta Argentyna i Videla.

Idźcie i głoście Ewangelię.
To o czym jest ta Ewangelia, może ja się źle nauczyłam?

Ewangelia jest dla prostych duszyczek, a władza i pieniądze dla tych co zarządzają religią. Pius X: „Co do tłumu, nie ma on innych obowiązków, jak dać się prowadzić i jak trzoda posłuszna, iść za swymi pasterzami”

Jak się ma raban Franciszka do rzeczywistości i zejścia z kanapy ? Stara dyplomacja wygrała.
Watykan naprawdę wierzy w to co mówi ? Andrea Tornielli też?

https://deon.pl/kosciol/andrea-tornielli-o-tym-dlaczego-papiez-nie-nazywa-putina-agresorem,1930427

O agresorach.
„Papieże nie wskazują ich nie dlatego, że chcą ich ukrywać, czy z jakiegoś innego powodu dyplomatycznego, ale po prostu dlatego, że nigdy nie chcą zamknąć drzwi do możliwego dialogu.”
Aha. Czyli z powodu dyplomatycznego. Ale nowomowa.

„Celem działania Papieża jest stawanie po stronie ofiar oraz poszukiwanie sposobu,
aby więcej ich nie było.„
Czyli rozumiem tak, że jeśli bandyty nie nazwiemy bandytą – będzie mniej ofiar.
A on będzie chętny negocjować. Wow. Czysta Ewangelia. Nie nazywać grzechu.

I dlatego Kościół ma za sobą w historii udane negocjacje z Hitlerem, Stalinem, Leninem, Pinochetem, Franco, takie pierwsze lepsze nazwiska mi przychodzą do głowy.
Oj, z niektórymi współpracował, pewnie nie wiedział, że robią złe rzeczy. Prawda?

Zaiste ogromną rolę odegrał nie nazywając zła po imieniu. Nawet we własnych szeregach.
Pedofilia. Tchórze.

To jednak źle znajdujecie rozwiązania w tym Watykanie.
Dziękuję za oświecenie. Trudne.
Na co mi Kościół, który nie umie rozpoznać zła. Na nic.

Właśnie przez taką „fajną” dyplomację lawiruje od wieków między despotami. Przetrwa.
Nie bramy piekielne go nie przemogą. Lizusostwo pomoże.

https://www.tygodnikpowszechny.pl/watykan-przeciera-oczy-kiedy-franciszek-wypowie-slowo-rosja-171980

Nawet jak wypowie … jak już pisałam, ja się nie ucieszę. To będzie tylko przyzwoitość.

Putin walczy z ideologią LGBT, sam mówi o paradach gejów na upadającym Zachodzie. Iluż to polskich i nie tylko polskich konserwatystów z łezka w oku spoglądało na Wschód, szukając tam nadziei na odrodzenie Europy.

Adam Wielomski („Putin sojusznikiem prawdziwej prawicy”), Adam Śmiech („Konserwatyzm Putina jest mi bliski, jego krytyka rewolucji jak najbardziej również.”), Obóz Wielkiej Polski, Falanga, jeszcze Braun i jeszcze ten starzec w muszce, który popiera 'lekką pedofilię’.

Nie przepuściło mi wcześniej komentarza z linkiem.

„Konserwatywna europejska prawica definiowała spór z lewicą i liberałami jako konflikt cywilizacji dotyczący przestrzeni obyczajowej (tak robiła przynajmniej jej część, w tym na pewnym etapie także ja sam). To sprzyjało – w Polsce u nielicznych osób, ale już we Francji czy Hiszpanii u wielu – postrzeganiu Rosji jako nadziei na odrodzenie tradycyjnych wartości, a rosyjskiego prezydenta jako katechona, czyli kogoś, kto zatrzyma rozlewanie się zła. Obecna sytuacja wymusza rewizję takiego postrzegania.” https://www.rp.pl/plus-minus/art35883971-wojna-putina-kaze-przemyslec-polski-konserwatyzm

Pisząc precyzyjnie i słusznie: „dla niektórych chrześcijan”, sam Pan przeczy późniejszej tezie, że „chrześcijaństwo jest już tylko projektem politycznym”.
Wszak to oznacza, że jedynie dla niektórych chrześcijan chrześcijaństwo jest już tylko projektem politycznym.

Bo na nią pozwala. Naczytałem się na katolickich stronach, że Bóg nie jest winien wojny i cierpienia, bo to efekt złych wyborów i wolnej woli. Wydaje się jednak ciekawym, że wolną wolę zbrodniarza ma w większym poważaniu niż jego ofiary. Mając ze sobą wszechmoc i wszechwiedzę i pozwalając na zło samemu jest się niegodziwcem.