Wiosna 2024, nr 1

Zamów

Pełczyńska-Nałęcz: Reakcja Zachodu na rosyjską agresję jest znacząca, ale potrzeba kolejnych sankcji

Podobizna Władimira Putina na demonstracji w Moskwie, marzec 2021. Fot. Valery Tenevoy / Unsplash

Należy ograniczyć wszystkie kanały, które pozwalają Rosji na zdobywanie funduszy do prowadzenia wojny – mówi Magazynowi „Kontakt” Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz.

O ataku Rosji na Ukrainę i jego skutkach na stronie Magazynu „Kontakt” Szymon Rębowski rozmawia z Katarzyną Pełczyńska-Nałęcz politolog, specjalistką w sprawach polityki międzynarodowej, byłą ambasador RP w Federacji Rosyjskiej, obecnie dyrektorką Instytutu Strategie2050.

Zdaniem Pełczyńskiej-Nałęcz reakcja Zachodu na agresję Rosji jest „znacząca”, choć „powinna być jeszcze bardziej zdecydowana”. „Celem Zachodu powinno być odejście od importu z Rosji i w tym względzie do dziś nie zrobiono wiele, a system SWIFT jest odłączony selektywnie między innymi po to, żeby można było regulować płatności za import rosyjskich surowców. Oczywiście, rezygnacja z importu surowców byłaby najbardziej kosztowną sankcją z perspektywy zarówno całego Zachodu, jak i Polski. Pytanie brzmi, jak to zrobić, żeby utrzymać ekonomiczną stabilność naszej części świata. Jednocześnie ograniczenie importu surowców byłoby też najbardziej bolesną sankcją dla Rosji, bo za surowce na bieżąco płynie gotówka i to jest dziś główne źródło dochodu dla rosyjskiego budżetu” – tłumaczy. „Należy ograniczyć wszystkie kanały, które pozwalają Rosji na zdobywanie funduszy wykorzystywanych do prowadzenia wojny i do utrzymywania stabilności społeczno-ekonomicznej Rosji” – dodaje.

Politolożka przekonuje, że stawka tej wojny jest „bardzo wysoka”. „Można powiedzieć, że Zachód położył na szalę tej wojny siebie samego, swoją wiarygodność i zdecydowaną większość ze swoich instrumentów oddziaływania międzynarodowego. Jeżeli się okaże, że te instrumenty nie spowodują realizacji celów Zachodu, to będzie to miało ogromne negatywne konsekwencje dla pozycji Stanów Zjednoczonych i całego świata atlantyckiego na arenie globalnej” – mówi.

Zwraca też uwagę, że inwazja na Ukrainę uruchomiła w samych Rosjanach „bardzo mocną strunę ich tożsamości”. „Nam często wydaje się, że Rosjanie są militarystycznym narodem, który kocha wojować, co nie jest prawdą. Rosjanom wbijano do głowy, że oni cały czas się bronią, że są w oblężonej twierdzy. To pomagało zachowywać im mit szlachetnych zwycięzców wielkiej wojny ojczyźnianej. (…) Dziś uruchamia się pamięć pokoleniowa, obraz koszmaru, jakim była dla społeczeństwa radzieckiego i rosyjskiego II wojna światowa, która budzi poczucie lęku”.

Wesprzyj Więź

Jak w tym wszystkim radzi sobie Polska? „Dużo robimy w kwestii wsparcia Ukrainy i przyjmowania uchodźców, co jest bardzo ważne, aczkolwiek przygotowanie proceduralno-instytucjonalne do tego drugiego zadania było zdecydowanie za słabe. Od miesięcy, a przynajmniej od tygodni powinniśmy szykować się na kryzys humanitarny, a nie uczyniono wiele, by to zrobić. Dzisiaj mamy do czynienia z pełnym dobrej woli pospolitym ruszeniem, zarówno władzy, jak i zwykłych ludzi, co należy docenić. Niemniej pospolite ruszenie pozostaje pospolitym ruszeniem i już niedługo dostrzeżemy konsekwencje braku przygotowania polskiego państwa w różnych obszarach, chociażby ochrony zdrowia” – stwierdza .

Przeczytaj też: Może dojść do największego od drugiej wojny kryzysu humanitarnego w Europie

DJ

Podziel się

Wiadomość