To puste stwierdzenie, bo czego niby ma się trzymać ktoś siedzący w piwnicy i uspokajający swoje dzieci w czasie nalotu?
Dwadzieścia lat temu pisałem pierwszy polski przewodnik po Ukrainie. Wcześniej, w latach 90., ukazywały się, owszem, katalogi zabytków, historie miast itp., ale pierwszy przewodnik – tzw. przewodnik praktyczny, jak to się wówczas mówiło – przypadł akurat mi, debiutującemu autorowi wydawnictwa Pascal.
Zjeździłem wtedy, co mogłem: Kresy, wiadomo, Karpaty, piękny Krym, Kijów, ale także wiele innych, anonimowych zakątków. Często były to pionierskie przedsięwzięcia. Trafiałem do beztreściowych, zakurzonych miasteczek, do których jechało się siedem godzin, a u celu nie było żadnego hotelu, mapy i trzeba było ratować się zamawianiem „międzymiastowej” na poczcie.
Pamiętam Izmaił w Besarabii, gdzie po wyjściu z dworca nagle zgasły wszystkie światła i otoczyła mnie kompletna, absolutna czerń, w której trzeba było dosłownie macać kierunek. Albo wyspę Chortycę na Dnieprze, z rozgrzanymi trawami pełnymi małych żmij czy węży. Najbardziej ciągnęły tereny północne i wschodnie, zupełnie dla mnie egzotyczne, wabiące tajemniczymi nazwami typu „Nowogród Siewierski”, „obwód sumski” czy „Ławra Świętogórska”.
Państwo rosyjskie w obecnej formie i z obecnym kierownictwem stało się niestety nowotworem normalnego świata, który nieleczony będzie atakował kolejne jego elementy
Podczas jednej z takich wędrówek trafiłem do Czernihowa. Pamiętam, jak siedziałem na wieży czy tarasie któregoś z tamtejszych klasztorów. Niemal letni, ciepły majowy dzień, poniżej rozciągał się sad cerkiewny, w którym brzęczały pszczoły i pachniało miodem z uli, a drzewa uginały się pod ciężarem ogromnych, słodkich czereśni, nieznanej u nas odmiany, pochodzącej z Kubania. W dole, w dali, płynęła niebieską wstążką rzeka Desna, za którą ciągnęły się bezkresne, rozświetlone słońcem równiny. Pamiętam swoje ówczesne wrażenie, że takie cudne, rajskie krajobrazy możliwe są chyba tylko na wschodnich krańcach Europy.
Dziś okazuje się jednak, że owe jaśniejące równiny to także miejsce, skąd nadciągają barbarzyńcy pod flagą Federacji Rosyjskiej. Powiedziano i mówi się o tym kraju już wiele złego, dlatego tylko chcę zwrócić uwagę na cechy nowotworowe w zakresie komunikacji, języka, który jest tam bezustannie przeinaczany, dewaluowany, deformowany. Istnieje system pojęć, w którym się poruszamy – mniej więcej wszyscy tak samo rozumiemy terminy, takie jak „traktat”, „umowa”, „gwarancje”, „konsultacje”, „rokowania”, „prezydent”, „parlament”, „referendum” itd., wszystkie zresztą wywodzące się z łaciny i klasycznego systemu myślenia, w którym pacta sunt servanda.
We współczesnej Rosji jednak jest inaczej. Te same terminy niosą ze sobą zróżnicowane znaczenia, całkowicie zresztą zmienne, stanowiąc tylko doraźny element gry pozorów. Posługujący się nimi używa ich tylko instrumentalnie, dążąc do innego, tajonego celu. Tak jak przy chorobie nowotworowej – na pierwszy rzut oka wszystko wydaje się wyglądać normalnie, nawet funkcjonować normalnie (instytucje, postanowienia, ustawy, programy telewizyjne), ale w środku, pod spodem, przenosi w sobie inny, ukryty komunikat, którego treścią jest ostatecznie śmierć i zniszczenie. Państwo rosyjskie w obecnej formie i z obecnym kierownictwem stało się niestety nowotworem normalnego świata, który nieleczony będzie atakował kolejne jego elementy.
Można też ubolewać nad udziałem w tym najeździe Białorusi. Tadeusz Konwicki pisał kiedyś pięknie: „Dlaczego nazywasz się Białoruś, jeśli nie masz w sobie bieli, jeśli bielą twoją są rude rżyska jesienne, jeśli bielą twoją są postawy szarego płótna wyłożone na słońcu, jeśli bielą twoją jest gorący pot umęczonych ludzi. Powinnaś się nazywać Dobroruś, powinnaś się nazywać Dobrą Ziemią Dobrych Ludzi. Nie odbierałaś innym wolności, nie rabowałaś cudzej ziemi, nie mordowałaś ludzi zza sąsiedzkiej miedzy. Miałaś dla obcych szacunek i gościnny kołacz, miałaś dla rabusiów ostatnią krowę i ostatnią kromkę żytniego chleba ze znakiem krzyża, miałaś dla nieszczęśliwych krwawiące serce i biedne niepieszczone życie do oddania. Dlatego mało kto Ciebie pamięta”.
Dziś to już niestety przeszłość, dziś jest hańba, taka sama, jaka spada na Słowację czy Chorwację z lat drugiej wojny światowej. Oczywiście, wiadomo, kto za tym stoi, wiadomo, kto pociąga za sznurki, ale przecież Łukaszenka nie wybrał się sam w 1994 r., i nie sam tworzył swój coraz bardziej rozbudowany aparat przez następne 30 lat – okres całego pokolenia. Słyszałem jeżdżąc po Białorusi w 2019 r. powiedzonko „Biełarusy – mirnyja ludi”, czyli „Białorusini – ludzie pokojowi”. Chyba jednak nie wszyscy, choć nie można zapomnieć o setkach tysięcy demonstrantów z sierpnia 2020 roku.
Powiedzieć dziś Ukraińcom: „Trzymajcie się!”, to stanowczo za mało. Zresztą to puste stwierdzenie, bo czego niby ma się trzymać ktoś siedzący w piwnicy i uspokajający swoje małe dzieci w czasie nalotu?
Można chyba mieć tylko nadzieję, że odpowiedź samych Ukraińców i wspierającego ich świata będzie na tyle stanowcza, że unikną wielkich ofiar, a zniszczenia da się szybko z pomocą sąsiadów naprawić; że ominie ich noc okupacji, realizowanej przez bandytów w mundurach żołdaków, tak jak to miało miejsce w Doniecku i Ługańsku w 2014–2015 roku.
Przede wszystkim, że barbarzyński kolos Rosji okaże się, jak to już niedawno bywało, kolosem na glinianych nogach, który zbudowany na wszechogarniającym kłamstwie, fałszu, obłudzie i demoralizacji, co zawsze jest marnym, krótkotrwałym spoiwem, zawali się szybko pod własnym ciężarem.
Przeczytaj też: Świat, który znaliśmy, staje się wspomnieniem
Może komuś się przyda to info: Polska otworzyła osiem punktów recepcyjnych dla uchodźców (tak, UCHODŹCÓW) przy granicy z Ukrainą, jest też czynna telefoniczna linia informacyjna:
https://www.gov.pl/web/udsc/ukraina—ua
https://www.gov.pl/web/udsc/ukraina-ru
Na dole strony jest krótka ulotka z podstawowymi informacjami, którą można 'podać dalej’.
Przy okazji, chętnie bym przeczytał, co robią w tej sprawie aktywiści z grup Granica, itd.
A, OK, jakieś info jest tutaj:
https://wiez.pl/2021/11/08/grupa-granica-alarmuje-na-granicy-moze-dojsc-do-eskalacji-przemocy-ucierpia-bezbronni-ludzie/