Czy pobożni biskupi i księża nie włączali struktur zaprzeczania i unieważniania tylko po to, by chronić wiernych przez grzechem śmiertelnym, jakim miałoby być opuszczenie Kościoła? – pyta Agnieszka Piskozub-Piwosz w „Kontakcie”.
Na stronie magazynu „Kontakt” ukazał się esej Agnieszki Piskozub-Piwosz „Teologia po gwałtach. Refleksje wokół «sprawy Benedykta XVI»”. Teolożka i religioznawczyni zastanawia się w nim, jak „teologia drugiej połowy XX wieku mogła pominąć coraz powszechniej ujawniany skandal wykorzystywania seksualnego i ukrywania tegoż w Kościele?”.
W swoim tekście Piskozub-Piwosz próbuje zarysować kilka pytań teologiczno-fundamentalnych, które mogłyby wejść w obszar zainteresowania teologii pokrzywdzonych. Są to m.in.: „jak praktyka życia kościelnego może przyczyniać się do występowania przypadków przemocy seksualnej, zwłaszcza względem osób nieletnich i zależnych?”; „co w strukturze działania Kościoła – także po stronie teologii – może przyczyniać się czy to do zbrodni, czy przynajmniej do zaniedbań?”.
„Czy ciągle obecna w oficjalnym nauczaniu Kościoła doktryna o konieczności przynależności do Kościoła dla zbawienia (nawet jeśli reinterpretowana na różne sposoby) nie stanowi karty przetargowej, która pozwoli zatuszować czy unieważnić dowolne zło, w imię «troski o dusze wiernych»? Czy ci, którzy przymykali oczu na zło, aby uniknąć «zgorszenia» i tego, że zmalałaby na przykład liczba kandydatów do święceń, nie kierowali się właśnie lękiem przed tym, że obniżenie autorytetu Kościoła może skutkować odejściem wiernych od niego, a co za tym idzie – w ich przekonaniu – śmiercią wieczną?” – pyta teolożka. „Czy przyzwoici i pobożni biskupi, księża, katechetki i katecheci nie włączali całych struktur zaprzeczania i unieważniania tylko po to, by chronić wiernych przez grzechem śmiertelnym, jakim miałoby być opuszczenie Kościoła?” – dodaje.
Stawia również pytanie o to, „czy ciągłość sprawowania sakramentów na skalę masową jest wartością większą niż przywracanie sprawiedliwości”. „Wydaje się, że na to pytanie będzie wciąż padała odpowiedź pozytywna, jeśli Kościół ciągle będzie nauczać o możliwości skazania się na śmierć wieczną poprzez brak udziału w sakramentach. Jak długo przedstawia się piekło, czyli wieczne cierpienie, wieczne bycie z dala od Boga, jako realną możliwość, która czeka nawet za brak udziału w niedzielnej mszy – tak długo trudno wziąć się za poważną reformę naszego rozumienia szafowania sakramentami, władzy w Kościele, wspólnoty” – zaznacza.
O teologicznych konsekwencjach wykorzystywania seksualnego osób małoletnich pisał w zimowym numerze kwartalnika „Więź” ks. Grzegorz Strzelczyk. „Trudno nie pytać o wiarygodność orędzia chrześcijańskiego, gdy oficjalni przedstawiciele Kościoła używają swej instytucjonalnej pozycji do straszliwych przestępstw, wykorzystując zaufanie, jakim są obdarzani” – przyznawał.
Przeczytaj też: Nie załamujmy rąk nad tym, że wiele konfesjonałów jest pustych
DJ
„To zaś należało czynić, a tamtego nie opuszczać.”
Biada wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze, obłudnicy! Bo dajecie dziesięcinę z mięty, kopru i kminku, lecz pomijacie to, co ważniejsze jest w Prawie: sprawiedliwość, miłosierdzie i wiarę. To zaś należało czynić, a tamtego nie opuszczać. (Mt 23:23)
„Szantaż sakramentalny”. Te Pani słowa z komentarza w pewnej debacie mocno mnie poruszyły. https://wiez.pl/2020/10/17/nie-damy-sie-wyrzucic-z-kosciola-dyskusja-wiezi/
Kościół nie ma potrzeby się zmieniać jako organizacja. Dociera to do mnie. Jest skuteczny.
To my musimy do Niego przychodzić i księża o tym wiedzą.
Tak mówi święta teologia. Jak i widać mówi też wiele innych rzeczy.
Polecam pod rozwagę. Fragment z komentarza z 22 października 2020 roku_
„Szantaż sakramentalny. Tak tu jest duży nasz problem tzw. świeckich i księża o tym wiedzą.
Możemy się złościć, zżymać, denerwować –kolejna afera, kolejny głupi wywiad na przykład ten z kardynałem Dziwiszem (nie mam siły komentować) ale kornie do konfesjonału czy po Eucharystię przyjdziemy.”
„Pohuczymy, pogadamy a nazajutrz przyjdziemy grzecznie do kościoła dal Boga wiem, też tak sobie tłumaczę
– ale – zobaczą nas księża, policzą i będą spokojni.”
Niedługo zacznę komentować metodą kopiuj – wklej. Już tyle powiedziałam. Nic więcej nie trzeba dodawać i nic się nie zmieni.
Pani Joanno ze smutkiem podzielam Pani opinię wyrażoną w zakończeniu komentarza. Mam ten sam dylemat, co do skuteczności mówienia, pisania, jak się jest szarym uczestnikiem życia kościelnego. Pisałem na „Stacji 7” i na „Deonie”. Wywalili i z jednego, i z drugiego, wprawdzie w „białych rękawiczkach”, ale co to zmienia. Może kopanie się z koniem, pomijając wzniosłe motywacje, rzeczywiście jest bez sensu?
Sakramenty nie mogą być protezą, by się usprawiedliwiać. Są poręczą. Opieramy się na nich by iść dalej. Sakrament może działać bezowocnie. Prawda.
https://prasa.wiara.pl/doc/559930.Szkola-pojednania
Szantaż sakramentalny… W punkt.
Pani Agnieszko, dziękuję za ten tekst. Im dłużej o tym myślę, tym bliżej mi do tez, które Pani stawia, tudzież Pani wrażliwości.
Pozdrawiam z Poznania.
Od tego punktu w kościołach protestanckich zaczyna się tworzenie nowego Kościoła, który lepiej odpowie na potrzeby i uczucia wiernych.
Protestanci mają łatwiej. Nie muszą byc tak pokorni wobec Instytucji reprezentowanej czesto przez ani świętych, ani mądrych, ani uczciwych.