Jesień 2024, nr 3

Zamów

Myśliwski: Każdy nosi w sobie kosmos

Wiesław Myśliwski podczas spotkania autorskiego w Wojewódzkiej Bibliotece Publicznej w Kielcach 28 listopada 2013. Fot. Paweł Małecki / Agencja Gazeta

Świat opowiedziany jest prawdziwszy niż świat doświadczany. W gruncie rzeczy świat istnieje tylko jako opowieść. Świat jest fikcją – mówi Wiesław Myśliwski.

Tomasz Bocheński: W Pańskiej powieści „Kamień na kamieniu” znajduje się scena, która dla mnie jest metaforą lektury. (…) Chodzi o scenę łuskania słonecznika, nieistniejącego słonecznika, wymyślonego słonecznika. Dwóch bohaterów kryje się w grobie. Ucieka przed Niemcami. To scena wojenna. W grobie gryzą ich wszy. Jeden z nich jest bardziej odporny, drugi mniej, bo jest z miasta. I ten z miasta potrzebuje ulgi. Wtedy jego przyjaciel każe mu sobie wyobrażać łuskanie słonecznika, które pozwoli zapomnieć o owym dotkliwym strasznie i okropnym cierpieniu. O tym, że nie można się nie drapać. Właściwie to fizyczna metafora istnienia. I tamten łuska nieistniejący słonecznik, a potem tak łuska, że ten słonecznik staje się rzeczywisty, rzeczywisty staje się ogród i dziewczyna, która dla niego ścina słonecznik – i on wybiega w tę rzeczywistość wyobrażoną. Ten bieg kończy Pan jednym zdaniem właściwie: „Pochowałem go na tym samym cmentarzu, w gołej ziemi, bez trumny, bez pogrzebu”. I koniec. Parę słów.

Ta scena uzmysławia, co się dzieje, kiedy wierzymy w zmyślone, i kiedy to zmyślone staje się bardziej wyraziste niż realne. Znowu stawiam sobie pewien problem do rozważania, zamiast zadać pytanie. To zagadka, która pojawia się w wielu Pana tekstach, że zmyślone jest bliżej tego, co moglibyśmy nazwać przeżyciem bezpośrednim istnienia, nawet przeżyciem głębokim. Dzięki opowiedzianemu jesteśmy bliżej istnienia, niż dzięki przeżywanemu?

– O co to jest pytanie? O co mnie Pan pyta?

Pytanie? Mówię o paradoksie. Muszę opowiedzieć o innym wątku w „Kamieniu na kamieniu”. To wątek miłosny. Szymon Pietruszka, główny bohater i narrator tej książki, to taki wiejski zabijaka. W czasie wojny był partyzantem, bywa wiejskim kochankiem. Miłości Szymka pożądają kobiety. Przypomnę scenę u rodziców Małgorzaty, którą Pietruszka uwieść chce w urzędzie gminy. Muszę Pana pochwalić, miłość w urzędzie gminy udała się Panu genialnie. Byłem w wielu urzędach gminy, tam nie ma miłości. Panu udał się subtelny, pełen delikatności wątek miłości zza biurka. To prawdziwa sztuka znaleźć miłość za biurkami! Bohater idzie do rodziców dziewczyny, jej ojciec opowiada o nim samym, przy nim samym. Trochę tak zaczęliśmy dzisiaj.

Nasz narrator streszcza tak to opowiadanie: „Przegadaliśmy cały wieczór, a i nocyśmy trochę zarwali. Ale co się podnosiłem, żeby iść, to siedź pan, jeszcze nie tak późno. Spotkać takiego człowieka i go nie wysłuchać, grzech byłby. Choć właściwie to ja słuchałem, a on o mnie opowiadał. Tu «Orzeł» rozbroił, tam napadł, tam zrobił zasadzkę, tam go okrążyli, ale im się wymknął. I tylko od czasu do czasu sprawdzał, czy tak było. Tak było, mój panie, prawdę mówię? A choć nieraz było całkiem inaczej, ale mu przytakiwałem, bo prawdziwiej opowiadał, niż było”[1]. Jak Pan może takie niemoralne rzeczy pisać?

– Co ja powiem na to, że prawdziwiej opowiadał niż było? Bo tak jest w rzeczywistości. Świat opowiedziany jest prawdziwszy niż świat doświadczany. W gruncie rzeczy świat istnieje tylko jako opowieść. A prowadząc do jeszcze bardziej radykalnego wniosku, powiedziałbym, że świat jest fikcją. Coś, co nie jest opowiedziane, nie istnieje. Dlatego każdy człowiek chce się opowiedzieć. To jest pragnienie, które dotyczy wszystkich. Wszystkich. Co mam Panu udowadniać! Ilu ludzi, którzy się nie opowiedzieli, nie istnieje?!

Każdy, kto opowiada swoje życie, na dobrą sprawę szuka w tym życiu sensu. Poszukiwanie sensu w swoim życiu, poprzez opowieść, staje się losem

Wiesław Myśliwski

Udostępnij tekst

Prowadzi nas Pan do tego rozróżnienia, którego Pan czasem używa. I które różnicuje opowiadających. Opowiadają siebie, opowiadają innych. To rozróżnienie między biografią a losem, które pojawia się w „Ostatnim rozdaniu”. Rozumiem tę różnicę następująco: wszyscy mają biografie, a mało kto ma los. Zastanawiam się, czy trzeba nauczyć się tak opowiadać, żeby zrozumieć, ach, źle powiedziałem: „zrozumieć”… Powinienem użyć innego słowa. Nie można „zrozumieć” losu… Czy mieć los to warunek istnienia? Czy należy uczyć się opowiadać, czyli przeglądać własną biografię, żeby odczuć istnienie?

Przekonuje nas Pan do najważniejszej roli opowieści. Pan przekonuje nas, że literatura jest obroną przed nieistnieniem. Trywialne biografie często znikają nieopowiedziane i tyle. Chyba że zostaną podniesione przez opowieść na wysokość losu? Co trzeba zrobić, żeby biografia przeobraziła się w los albo, żeby lekkie się przeobraziło w to, co ma swój ciężar i wagę, żeby gadanina stała się literaturą poważną? Krótko mówiąc – co sprawia, że ludzie mogą opowiedzieć swoją biografię i przejrzeć jej znaczenia mityczne, ostateczne?

– Rzeczywiście w „Ostatnim rozdaniu” jest taki fragment, w którym Maria mówi, że każdemu jest dane życie. My często utożsamiamy życie z losem, a to nie jest prawda. Każdemu jest dane życie, a los jest wiedzą o tym życiu. Świadomością tego życia, konstrukcją tego życia dopiero. A konstrukcją staje się wtedy, kiedy my swoje życie opowiadamy.

Kiedy się Pan przysłuchuje, jak ludzie opowiadają, to przecież nikt nie opowiada linearnie. Właściwie wszystkie opowieści są gwiaździste, prawda? Wszystkie opowieści mają formę rozgwiazd. I nie trzymają się czasu. Ciągłe nawroty się robi. I tak dalej. Można powiedzieć, że opowieści są chaotyczne. Ale ten chaos ma swoją logikę, ten chaos jest czymś powodowany. Ten chaos zmierza ku jakiejś konstrukcji, ponieważ każdy, kto opowiada swoje życie, na dobrą sprawę szuka w tym życiu sensu. Poszukiwanie sensu w swoim życiu, poprzez opowieść, staje się losem. Przecież nikt nie opowiada, nawet jak ktoś mówi o swoich cierpieniach, o swoich nieszczęściach, o swoich tragediach. To pod skórą tych strasznych opowieści jest przecież pochwała własnego życia polegająca na tym, że: „oto tyle zniosłem”. Jeśli tyle zniosłem, to życie moje ma sens, prawda? Jest pochwałą właściwie, pochwałą własnego losu.

Rozmowy istotne
Wiesław Myśliwski, Tomasz Bocheński, „Myśliwski – Bocheński. Rozmowy istotne”, Wydawnictwo Uniwersytetu Łódzkiego, Łódź 2021

Muszę się ponownie powołać na Tomasza Manna, co prawda Mann definiuje w ten sposób talent, ale można sobie słowo talent darować. Ale w każdym razie to, co napisał nie dotyczy tylko talentu, dotyczy także pisania czy opowiadania. Otóż Mann w jednym z esejów mówi, co to jest pisanie. Jest to zdolność posiadania własnego losu. Nic więcej Mann nie mówi. Intrygowała mnie ta zdolność posiadania własnego losu. Jeśli ktoś jest zdolny do posiadania własnego losu, to jak się wyraża ta jego zdolność do posiadania własnego losu? I kto jest niezdolny do posiadania własnego losu? Otóż zdolność do posiadania własnego losu wyraża się w tej umiejętności – nazwijmy to umiejętnością, bo mi lepsze słowo nie przychodzi do głowy – wyraża się w umiejętności konstruktywnego opowiadania swojego życia, więc opowiedzenia swojego życia w taki sposób, żeby wychynął z tej opowieści sens tego życia, prawda?

Idąc dalej można powiedzieć: jeśli w opowiedzeniu siebie ujawnić się ma sens naszego życia, to tym samym opowiadanie jest jakimś rodzajem samopocieszenia, także pochwały życia, żeby ono nawet było najgorsze. Tak powiedziałem.

Ale tak przemawia głos wielkiej modernistycznej literatury.

– Ja nie wiem, co to jest naprawdę ta modernistyczna literatura. Niech Pan mnie pouczy.

O tym porozmawiamy dopiero w maju. Musi Pan zaczekać. Powiedziałem to przewrotnie, bo współcześni czytelnicy niekoniecznie są z tego świata, powiedzmy – ze świata modernizmu, dlatego zapewne nie chcą tej mądrości. Czytają książki nie tylko dla przepatrywania losu, znaczeń i ciężaru. Mało tego, wielu z nich przed tym „modernistycznym” przepatrywaniem biografii ucieka dziś za wszelką cenę. Chyba nie chcą, żeby ich biografie były opowiedziane przez innych, żeby w ogóle były opowiedziane. Chyba chcą, żeby ich biografie były zszyte z kawałeczków dowolnych, żeby nic nie zawierały. Jakaś część na pewno współczesnych czytelników mówi nam: „– Nie chcę tych mądrości”. Może mówią nawet: „– W ogóle nie chcę mądrości. Nie chcę mądrości, nie chcę losu i nie chcę tych ostatecznych wyborów, nie chcę wiedzy o tym, czym jest istnienie!”.

– Na pewno jakaś część współczesnych czytelników mówi. Pardon! Ale czego chcą zatem, jak niczego nie chcą?

No właśnie, chcą owej przypadkowości i chcą istnienia, które nigdy nie zostanie ocenione, wyważone i które…

– Ale ja w to nie wierzę. Mogą nie mieć świadomości tego, czego chcą, ale to nieważne, czy mają świadomość, ale co czują. Ważne jest, co czują!

Czyli poszukują literatury mądrościowej, prawda? Mądrości i powagi poszukują. W „Ostatnim rozdaniu” dużo jest mądrości, która się przy okazji pojawia w narracji. To, co Pan nazwał mówieniem expressis verbis, czego wcześniej nie uprawiał Pan za często.

– Uważam, że każdy człowiek jest filozofem. Jak słucham ludzi… A słucham, chociaż moja żona mnie często posądza, że nie słucham, co kto mówi. Słucham. Tylko nie słucham tego, co kto mówi, bo mnie się wydaje, że ja to wiem. Tylko ja słucham tego, jak to mówi, ponieważ to jest fascynujące – jak ktoś mówi.

Powiem Panu na czym rzecz polega, żeby nie „przefajnować”. Nie przeciągnąć czegoś, nie poddać się narracji. Mianowicie, jak napiszę pierwszą wersję, to ja okrutnie tnę książkę. Wszystko, co mi się wydaje przeciągnięte, za długie, to wyrzucam. Nawet jeśli coś zostanie po tych cięciach dwuznacznego, nie do końca jasnego, to wolę, żeby czytelnik to uzupełnił sobie, niż żebym ja podawał kawę na ławę. A refleksji jest w tej książce sporo, powiada Pan. Właściwie nie ma narracji bez refleksji. Nawet w takich najbardziej pospolitych, prostych rzeczach: ktoś opowiada komuś coś, i ten ktoś odpowiada: „– No tak, takie jest życie”. To „takie jest życie” jest już refleksją. My nie zdajemy sobie sprawy, jak często uprawiamy, przy okazji opowiadania o czymś, refleksję.

Narracja jest nierozerwalnie związana z refleksją. Z jakimś podsumowaniem, z jakimś uogólnieniem, z jakąś maksymą. W tej książce to, o czym opowiada narrator, jeśli opowiada o rzeczach wydawałoby się banalnych, oczywistych, na takim elementarnym poziomie, nawet te rzeczy budzą refleksje. Nawet gra w karty na grobie Matei. Nawet scena nad grobem zmusza do refleksji. Bo w gruncie rzeczy narrator tę refleksję uprawia wobec samego siebie. On w ten sposób poznaje siebie. On w ten sposób zastanawia się nad sobą. Nic nie jest jednoznaczne dla niego. W całej tej książce toczy się proces autopoznania. On chciałby przede wszystkim nie świat poznać, tylko siebie, i świat w sobie. Bo to jest istotne, świat w sobie, nie świat na zewnątrz. O nim możemy sobie przeczytać w gazecie, oglądać go w telewizji. Najtrudniejszy do poznania jest świat w nas, ten cały wszechświat, kosmos w nas. Bo każdy człowiek nosi w sobie kosmos. I to jest istotne, to jest najważniejsze, to mnie najbardziej interesuje.

Wesprzyj Więź

Fragment książki „Myśliwski – Bocheński. Rozmowy istotne”, Wydawnictwo Uniwersytetu Łódzkiego, Łódź 2021. Tytuł od redakcji

Przeczytaj też: Moc talentu Wiesława Myśliwskiego


[1] „Narrator mityzuje nie tyle czas i przestrzeń własnej młodości, co ich wykreowany wizerunek. Kiedy ojciec Małgosi snuje opowieść o Orle (partyzancki pseudonim narratora), słuchający jej Szymon opatrzy ją takim komentarzem: Tak było, mój panie, prawdę mówię? A choć nieraz było całkiem inaczej, ale mu przytakiwałem, bo prawdziwiej opowiadał, niż było. Narrator został, wbrew swoim oczywistym intencjom, przedstawiony jako człowiek, który nie potrafi odnaleźć się w realnym świecie dlatego prawdziwsze jest dla niego to, co sam tworzy. Mityzacji zatem podlega tylko czasoprzestrzeń psychologiczna, a nie całość świata przedstawionego dlatego narrator poruszający się w świecie wewnętrznym i bohater z realnej rzeczywistości nie mogą być zgodni”. B. Kaniewska: „O sposobach i funkcjach mityzacji: Nowak – Myśliwski – Redliński”. „Pamiętnik Literacki” 1990, nr 81, s. 103.

Podziel się

8
1
Wiadomość