Broniąc interesu finansowego instytucji kościelnych, ich przedstawiciele posługują się wszelkimi argumentami, nawet prowadzącymi do wtórnej wiktymizacji osoby pokrzywdzonej, do niszczenia godności człowieka – mówi o. Tarsycjusz Krasucki.
Zbigniew Nosowski: Jak zareagował Ojciec na informacje Onetu o tym, że prawniczka reprezentująca diecezję bielsko-żywiecką oczekuje przedstawienia „dowodu z opinii biegłego seksuologa na okoliczność ustalenia preferencji seksualnych” mężczyzny wykorzystanego seksualnie w dzieciństwie przez duchownego tej diecezji? Według niej „relacja ta była oparta na dobrowolności i wzajemnych korzyściach”. A wszystko zaczęło się, gdy pokrzywdzony miał 12 lat.
Tarsycjusz Krasucki OFM: Natychmiast przypomniały mi się wydarzenia z procesu kanonicznego w mojej sprawie. Stanęły mi przed oczami sceny, w których trybunał kościelny w Gdańsku – na życzenie adwokata oskarżonego, ks. Andrzeja Dymera – nagle przeprowadza badanie seksuologiczne wobec mnie, osoby wykorzystanej seksualnie.
Odbywało się to natychmiast po wyczerpującym przesłuchaniu, na którym musiałem odpowiadać na pytania adwokata ks. Dymera. Jest on księdzem archidiecezji szczecińskiej*. Naiwny byłem, bo nie wyobrażałem sobie, jakie kalumnie mogą wypisywać na mój temat adwokaci-duchowni…
Rozumiem obowiązki adwokata, ale diecezja jest klientem szczególnym, który sam powinien zabiegać o najwyższy standard troski wobec osoby wielokrotnie skrzywdzonej w dzieciństwie przez duchownego
Jego pytania zmierzały jednoznacznie w kierunku dyskredytacji mojej osoby i podważenia mojej wiarygodności. W analogiczny sposób przedstawiał w swoich pismach dominikanina Marcina Mogielskiego, który nagłośnił sprawę oskarżeń wobec ks. Dymera – tyle że on nie miał nawet możliwości się bronić, bo trybunał nigdy go nie wezwał na świadka.
W moim przypadku to koszmarne przesłuchanie odbywało się w obecności pani psycholog, która miała zbadać moją wiarygodność. I nagle, bez zapowiedzi, okazało się, że bezpośrednio po przesłuchaniu mam przejść z nią do innego pomieszczenia, gdzie ona ma przeprowadzić na mnie test seksuologiczny. Zaprotestowałem, bo co to ma do rzeczy. Ponadto byłem już zmęczony, wręcz wyczerpany, a nie zapowiadano mi żadnego dodatkowego badania.
Nawet sama ta psycholożka wyraźnie była zażenowana całą sytuacją i przepraszała mnie. Ale cóż, wykonywała swoje obowiązki – takie zadanie jej zleciła instytucja kościelna.
Podobnie może odpowiedzieć mec. Anna Englert, reprezentująca diecezję bielsko-żywiecką w sprawie cywilnej przeciwko Januszowi Szymikowi, wielokrotnie wykorzystanemu przez ks. Jana W. Jej profesjonalnym zadaniem jest przecież jak najskuteczniejsze reprezentowanie swojego klienta i przedstawianie wszelkich, niekiedy nawet absurdalnych, argumentów przemawiających na korzyść diecezji. Ona jedynie wykonuje zlecone jej zadania. Skąd więc oburzenie?
– Stąd, że doskonale wiemy, iż diecezja nie jest (a raczej: nie powinna być) klientem takim jak inni. Rozumiem obowiązki zawodowe adwokata – ale diecezja jest klientem szczególnym, który sam powinien zabiegać w takiej sprawie o najwyższy standard troski wobec osoby wielokrotnie skrzywdzonej w dzieciństwie przez duchownego.
Pierwotną troską biskupa nie powinien być interes materialny diecezji, lecz „zbawienie dusz”. Ostatni punkt Kodeksu prawa kanonicznego podkreśla, że jego przepisy należy realizować, „mając przed oczyma zbawienie dusz, które zawsze musi być w Kościele najwyższym prawem”. A mówiąc językiem II Soboru Watykańskiego, Kościół przede wszystkim ma być dla świata czytelnym i skutecznym sakramentem zbawienia.
Postawa instytucji kościelnych w takich sprawach jak casus bielsko-żywiecki pokazuje jednak, że realne priorytety są odmienne. Broniąc interesu finansowego instytucji kościelnych, oficjalni ich przedstawiciele posługują się wszelkimi argumentami, nawet prowadzącymi do wtórnej wiktymizacji osoby pokrzywdzonej, do niszczenia godności tego człowieka.
Mówiąc krótko, okazuje się, że w takich sytuacjach dla wielu instytucji kościelnych interesy zawieszają moralność. Liczy się przede wszystkim skuteczna obrona swojego statusu materialnego, a nie jakieś tam bycie sakramentem zbawienia…
Może taki mamy świat, że interesy zawieszają moralność?
– Nawet jeśli tak jest w świecie, to nie powinno tak być w Kościele. Adwokat instytucji kościelnej może być niewierzący, ale biskup, którego adwokat reprezentuje, powinien być wierzący. I powinien rozumieć, jakie konsekwencje – dla całego Kościoła w naszym kraju – ma wystosowanie pisma próbującego przerzucać na pokrzywdzonego 12-latka współodpowiedzialność za przemoc seksualną. Przecież tego typu informacje czyta młodzież, która później – czasem złośliwie, czasem przekornie, czasem z troską – pyta o to katechetów czy rodziców. Co oni mają odpowiadać?
Trzeba też pomyśleć, przed kim się tu diecezja broni. Przed człowiekiem, któremu życie złamał duchowny należący do tej diecezji. Ileż razy słyszeliśmy kościelne zapewnienia, że dobro osób pokrzywdzonych ma być stawiane na pierwszym miejscu… Ważniejszy od moralności okazuje się jednak interes materialny.
Adwokaci ks. Dymera twierdzili, że Ojciec jest homoseksualistą, co miało jakoby zmniejszać winę ich klienta. Tu też pojawia się podobieństwo do sytuacji pana Szymika.
– Owszem, ale jest też kolosalna różnica. Ja w momencie wykorzystania przez Dymera miałem 17 lat, a pan Szymik był 12-letnim ministrantem, gdy zaczął się jego koszmar z księdzem W. W moim przypadku można by więc już mówić o jakimś uświadomieniu sobie własnej seksualności (choć moja rzekoma orientacja homoseksualna, po pierwsze, nie ma nic do rzeczy, a po drugie, jest wytworem wyobraźni kościelnych adwokatów).
Natomiast wobec 12-latka jakiekolwiek czynności seksualne zawsze są przestępstwem. I kropka! Dziecko nigdy nie jest współodpowiedzialne za przemoc, której doświadcza. Nie ma żadnego znaczenia jego orientacja seksualna, ani jakikolwiek „czerpanie korzyści”, ani przyszłość takiego chłopca. Nawet gdyby takie wykorzystane dziecko później się np. prostytuowało, to prawna ocena samego czynu seksualnego wobec młodego nastolatka się nie zmienia. Znam zresztą sytuacje mężczyzn, dla których pierwszym przeżyciem własnej seksualności było wykorzystanie przez duchownego. Wyraźnie w konsekwencji otworzyło im to drogę doświadczeń homoseksualnych, którą później poszli.
Wkrótce minie rok od wydania wyroku w sprawie ks. Andrzeja Dymera – i wciąż nie został on ogłoszony. Podczas wrześniowej konferencji o ochronie małoletnich w Kościele, zorganizowanej w Warszawie, przekazał Ojciec swój list do papieża Franciszka, z prośbą o publikację wyroku. Miał go dostarczyć do adresata przewodniczący Papieskiej Komisji ds. Ochrony Małoletnich, amerykański kardynał Sean Patrick O’Malley. Czy jest może jakaś odpowiedź?
– Otrzymałem pismo od kardynała O’Malleya, że mój list został przekazany adresatowi. I to wszystko. Kardynał dziękował mi też za moje zaangażowanie. Wiem jeszcze tylko, że moje świadectwo, wygłoszone na tej konferencji, było uważnie analizowane przez Papieską Komisję ds. Ochrony Małoletnich. Dobitnie wskazywało ono bowiem na brak podmiotowości osoby pokrzywdzonej w postępowaniach kanonicznych i inne słabości kościelnego prawodawstwa, np. brak elementarnego obowiązku informowania osób pokrzywdzonych o przebiegu sprawy.
Czyli warto było tam stać na drżących nogach i opowiadać swoją historię?
– Warto było. To było dla mnie bardzo ważne wydarzenie, bo przecież współorganizatorem tego międzynarodowego spotkania była – obok Papieskiej Komisji – Konferencja Episkopatu Polski. Ta sama KEP, do której należą biskupi ochraniający mojego krzywdziciela, których wymieniałem z nazwiska w tamtej wypowiedzi. Niestety przewodniczący tejże KEP nie wziął udziału w nabożeństwie, podczas którego wygłaszałem moje świadectwo, choć chwilę wcześniej sam wygłosił przemówienie pełne zapewnień na temat troski o osoby pokrzywdzone. Bardzo mnie to zabolało, bo mówiąc, byłem przekonany, że jest on w gronie słuchaczy.
Mimo to powtórzę, że warto było. Ale na realne konsekwencje tego wystąpienia wciąż czekam. Ani nie ogłoszono wyroku, o co apelowałem, ani zmian w prawie kanonicznym. Wiadomo, że w Kościele pewne zmiany muszą zajmować sporo czasu, ale czasem cierpliwości już brakuje.
* W pierwotnie opublikowanej wersji wywiadu omyłkowo była mowa o dwóch duchownych adwokatach. Po sprawdzeniu okazało się, że podczas tamtego przesłuchania w lipcu 2019 r. oskarżony był reprezentowany jeszcze przez jednego obrońcę. Drugi adwokat dołączył do sprawy na późniejszym etapie postępowania.
Przeczytaj też: Myślenie kurii jak myślenie pedofila. Cztery pytania do bp. Pindla
Ojcze, kłaniam się nisko!
Jedynym wytłumaczeniem postawy hierarchy bielskiego jest to, że on w żadnego Boga nie wierzy, bo jakiejkolwiek kary za swoje czyny się nie obawia. I chyba tak jest z większością Episkopatu. A właśnie dzisiaj czytałem sprawozdanie z konferencji w KAI o masowym odchodzeniu młodzieży od Kościoła i wielkie zdziwienie dlaczego to tak nagle przyspieszyło…
~Bertrand: popieram Pana zdanie – połowa Episkopatu w drodze na wyżyny zgubiła gdzieś Boga. Oni po prostu już nie wierzą, inaczej baliby się kary. A nas straszą i „nawracają” bo jesteśmy potrzebni by ich utrzymywać w dobrobycie. Jak wielu takich leni korzysta z nas, naiwnych?
A jak wielu leni korzysta z dorobku komunałów wyhodowanych przez aktyw polskiego Komsomolca? 😉
„… diecezja nie jest (a raczej: nie powinna być) klientem takim jak inni. Rozumiem obowiązki zawodowe adwokata – ale diecezja jest klientem szczególnym, który sam powinien zabiegać w takiej sprawie o najwyższy standard troski wobec osoby wielokrotnie skrzywdzonej w dzieciństwie przez duchownego.”
Tu zgoda, ale jeżeli diecezja nie chce trzymać wysokiego standardu obrony, ma do tego prawo i nie powinno się jej za to krytykować do czasu prawomocnego wyroku, bo inaczej to jest próba wpływania na orzeczenie przez utrudnianie obrony.
Po drugie, czy rozmówcy zajęliby takie samo stanowisko, gdyby roszczenie opiewało nie na 3 mln. zł. a na 30? A na 300? 3 mld zł?
Rozmówcy, nie pierwszy raz po stronie walczących o oczyszczenie Kościoła z nadużyć popełniają poważny błąd etyczny i „taktyczny” próbując nadać immunitet ofiarom przed zadawaniem przykrych, inwazyjnych a nawet być może insynuacyjnych pytań. Długofalowo ucierpi na tym sprawa. Ja dla Pawła M. mam podpowiedź, jaką w złej wierze przyjąć obronę. Mianowicie spośród kilkudziesięciu ofiar znaleźć jednego oszusta, który chce wyłudzić odszkodowanie. Skoro był oszust Lisiewicz, czy to jest nieprawdopodobne, że pośród ofiar może się znaleźć jedna łże-ofiara. Może. I to o niczym nie powinno świadczyć. Ale Paweł M. może wtedy spróbować zdyskredytować pracę całej komisji i wszystkie jej rezultaty. Przeczytałem raport i nie pamiętam ani jednego zdania, z którego by wynikało, że komisja była ostrożna. Raczej kierowała się fatalną zasadą wyartykułowaną na tutejszych łamach przez p.red.Nosowskiego którego zasługi są nieocenione i niedocenione, ale nie w tym przypadku przy zastosowaniu jej en bloc:
„Kobietom skrzywdzonym przez dominikanina chcę powiedzieć jasno: Nie pozwolimy, żeby ktokolwiek – czy to władze dominikańskie, czy ich cenieni prawnicy – traktowali Was jak histeryczki i naciągary. Wy nie jesteście winne! Wy jesteście bohaterkami.”
To prawda, ale nie w przypadku niedopuszczalności żadnych wyjątków. W swoim skutku, bo wierzę że nie w intencji, to jest zastraszanie zadających pytanie odium, które na nich spadnie ze strony tych, co stawiają znak równości między oskarżeniem a prawdą. Z pół roku temu sugerowałem, by Państwo przygotowali najdelikatniejszy sposób weryfikacji wiarygodności oskarżeń i metody postępowania w przypadku oskarżeń fałszywych. Ponieważ nie przygotowaliście się Państwo według mojej wiedzy na takie przypadki, jesteście wobec nich bezradni ze szkodą dla waszej misji. Ale cały czas można to nadrobić.
A ja już wielokrotnie Panu odpowiadałem w sprawie weryfikacji wiarygodności oskarżeń, a Pan wciąż rozmawia ze swoimi myślami, tak jakby odpowiedzi nie było.
Wcale nie jesteśmy bezradni. Skutecznie potrafiliśmy w takich sprawach działać.
Z szacunkiem każdy z nas pozostaje przy swoim.
Ja się nie dziwię, że Pan obstaje przy swoim. Dziwię się, że choć wielokrotnie w tej sprawie odpowiadałem, podawałem argumenty i przykłady, to Pan wciąż nie dał znaku, że choćby usłyszał Pan te argumenty.
@Piotr
Panie Piotrze, na litość (!), ja rozumiem prawo do obrony i zadawania pytań ale piszemy tu o fakcie, że ktoś próbuje „bronić” „księdza” (w cudzysłowie bo to nie żaden ksiądz tylko degenerat w przebraniu księdza), który rzekomo gwałcił w swoim czasie wolnym (czyli nie był wtedy księdzem ??) w taki sposób, że próbuje sprawdzać czy przypadkiem 12 latek nie miał przyjemności z seksu z tym degeneratem !
Proszę wyobrazić sobie taką sytuację: pański 12 letni syn został wielokrotnie wykorzystany / zgwałcony przez dajmy na to woźnego. Pan wściekły, nie wie gdzie się udać aby sprawcę przykładnie ukarać, nagle dowiaduje się, że woźny złożył wniosek aby sprawdzić czy pańskie dziecko nie jest przypadkiem homoseksualne… i czy oby na pewno nie czerpało przyjemności z kontaktów z woźnym…
I odwrotnie… a co gdyby to pańska córka została zgwałcona ? Czy sprawdzanoby czy aby na pewno jest heteroseksualna ? i czy w związku z tym odczuwała przyjemność ? gdyby była homoseksualna to nie odczuwałaby ?
Wiek legalny w Polsce jeśli chodzi o kontakty seksualne to 15 lat i nie ma żadnego tłumaczenia że osoba poniżej tego wieku chciała czy nie chciała – nie ma takiej prawnej możliwości aby wyraziła zgodę a osoba dorosła jest w każdym wypadku winna.
Samo takie pytanie w stosunku do dziecka (sic!) to hańba i wstyd dla kogokolwiek (!) a tu mówimy o osobach duchownych, które rzekomo wierzą w Boga i czytali wielokrotnie , że kto byłby zgorszeniem dla tych najmniejszych lepiej aby sobie kamień do szyi uwiązał…
Trzeba było odpowiednio reagować jak była możliwość odsunięcia degenerata od posługi / wydalenia i potem gdy była możliwość ugody – teraz niech idą z torbami (przede wszystkim biskupi !)
Jeszcze parę lat a duchowni będą razem ze swoimi kolegami degeneratami odprawiać msze do pustych ławek, może jak głód im zacznie doskwierać to się jeden z drugim obudzi z tego paranoicznego letargu.
~Jerzy2: Lepiej bym tego nie napisała! wielkie dzięki
~ Jerzy2: Jerzy, dziekuje Ci i powtarzam za Monikaa: „Lepiej bym tego nie ujal”!
Nie wiem, co mam odpowiedzieć, bo z wieloma zdaniami się zgadzam. Może odpowiem pytaniem – dlaczego duża część opinii społecznej uważa liberalny system wymiaru sprawiedliwości za niesprawiedliwy? Jeszcze się Państwo obudzicie jako zwolennicy kary śmierci „w uzasadnionych” przypadkach, skoro odmawiacie oskarżonym prawa do kłamania i „mataczenia” w swojej obronie. Oba z pozoru odległe poglądy są zakorzenione w tym samym systemie wartości.
O Piotrze Natchniony! Dzięki za Twoje proroctwa! Jaka to ulga dowiedzieć w jakim stanie świadomości pewnego dnia się obudzę, ja nędznik, niechętnie patrzący na kłamstwa i matactwa! […]
Liberalny Wymiar sprwiedliwosci to traktowanie duchownych jak cywilów .Prawo kanonicze nie może w takimi systemi funkjownować ponad prawem systemowym .KK nie może sie czuć się zoobowiązany wyjaśniać cięzkie przęstępstwa poza obowiązującym prawem (za J.P II molestowanie czyt. gwałty zostały wymazane z grzechów cięzkich )
Bo taka praktyka na całym świecie działa (działała) od wieków ,że przęstepstwa należy prać u siebie .Taka menatlnośc do dzis istnieje .
Do tego za zgądą Watykanu można ujawnić dokumenty cięzkich przęstepstw ,za które grozi spora kara .Jakim cudem w takim systemie można odmawiać wydawania owych dokumentów .Sam fakt ich zatajania i nie wydawania powinno być już przestępstwem .Prokuratura w liberalnym systemie niezwłocznie pod grozbą karną powinna domagać sie wydania b.ważnych dowadach .Każdy dzień zwłoki wydawania dok. w takim procesie to już można uznać za próby mataczania ,zacierania śladów .Do tego dochodzi ,że nawet prawa kanonicznego i wyroków z samego Watykanu sie nie szanuje i nie przestrzega . Jest to państwo w państwie . A przy obecnej władzy i nowi „sedziami ” przychylne Kosciołowi ,możżna mieć spore wątpliwosci jak może przebiegać domaganie się przez prokurature dostepu do ważnych dowodów . Nie mówić o systemowym bezkarnym wobec prawa państwowego ukrywaniu przęstepców w samej Kurii .Mataczanie i ukrywanie sprawców w samym kosciele obejmuje ogromną i wyjątkową skalę ,gdzie prawo działą inaczej niż dla innych .Można spokojnie nazwać państwo w państwie .Wiec takie przypadki w kosciele są wyjątkowe pod każdym względem .Szczególnie znamym na całym swiecie systemie ukrywania i zamiatania wszystkiego pod dywan .Ofiary z góy powinny mieć wiekszą wiarygonośc niż oskarzeni .I to na „cieżko” zapracowali .Najbardziej niesprawiedliwe jest to ,ze sie bagatelizuje gwałty zrównując z molestowaniem .Ze tak młode ofiary są najabrdziej bezbronne .To ,że trzeba mieć odwage ,aby o tym kiedykolwiek mówić .Z tego powodu skala musi być niewyobrazalnie wieksza .A ogromna częsc spraców nigdy nie zostanie osądzona ,chyba ,że przez samego Boga .Nie zapomijmy ,że Koisciół jako rzekomy Moralizator powinien szczególnie wytępic wszelkie takie praktyki ,które wszelkie praktyki ukrywania ,aby zapobiec stworzenie srodowiska ,które stwarza idealne warunki dla takich ciezkich przestepstw ,poniewaz systemowo są krycie .A przenoszenie to jest kpina nie tylko z ofiar ,ale z samego Boga .Więc nic dziwnego ,że Kosciól zasłuzł sobie sam na to ,że coraz wiećej ludzi odchodzi i odwraca sie od niego .Jest to winna i przestepców i tych ,którzy ich ukrywali/ukrywają .
Więc tak uwzazam ,że obecny system WS jest zbyt mało libaralny i zbyt łagodny pod b.wieloma względami (lub nie istniejący )
Za karą smierci jest za i przeciw .Przeciw tylko z tego powodu ,że zawsze istnieje ryzyko ,ze ktoś mógłbyc niewinny .Ale czy 25 lat czy dozywocie to nie jest zmarnowane życie ?Szczególnie tyle lat się męczyc kiedy wiesz ,że jesteś niewinny ?
@Piotr Ciompa, „… ale jeżeli diecezja nie chce trzymać wysokiego standardu obrony, ma do tego prawo i nie powinno się jej za to krytykować do czasu prawomocnego wyroku, bo inaczej to jest próba wpływania na orzeczenie przez utrudnianie obrony.”
Żart? Upokarzanie ofiary to nie linia obrony lecz totalna kpina z resztek przyzwoitości przełożonych duchownych, którzy seksualniw wykorzystywali dzieci. Takie stanowisko biskupa nie tylko można ale i należy głośno krytkować w sytuacji gdy jest tak kulawe moralnie by przestrzec innych ewentualnych naśladowców. A jak wszyscy wiemy takich spraw może być więcej bo ofiary księży coraz głośniej mówią o swoich prawach.
A co do 3 milionów odszkodowania to jest to wynik beznadziejnej polityki Kurii, która od początku stała na stanowisku, że żadnego odszkowania nie wypłaci. Gdyby Kuria chciała ugody odszkodowanie było niższe i nie było by tego wstydu dla biskupa, który szeroko się teraz rozlał.
Aż szkoda czytać co wypisujesz…
U tego pana brednia brednię brednią pogania. Ma dużo czasu i uparł się, by torturować nimi wiez pl
„Gorszy pieniądz wypiera lepszy”.
,, Człowiek (Pieniądz)* jest pierwszą i podstawową drogą Kościoła, drogą jego codziennego życia i doświadczenia” (*niepotrzebne skreślić)
Bywa tak, że jakaś formacja religijna czy też „religijna” kieruje się niepokojąco w stronę sekciarstwa. To „kieruje” oznacza, że jeszcze sektą nie jest, ale ma już znamiona sekty. Staram się uważnie i to od kilkudziesięciu lat, obserwować działalność instytucjonalną Kościoła w Polsce reprezentowanego przez biskupów i ważną część duchowieństwa, i jak to się popularnie mówi, coś mi się „nie styka”. Liczba tak zwanych przypadków narasta lawinowo, towarzyszy temu głębokie milczenie ludzi odpowiedzialnych, czy jak to mówi O. Oszajca, starszych Kościoła w Polsce. Milczenie przerywane jest jedynie w sprawie „wrogów Kościoła” i współpracy tegoż Kościoła z władzą państwową. Byłoby rzeczą niesprawiedliwą nazwać tego typu zachowanie, zachowaniem mafijnym, natomiast z pewnością tego typu zachowanie ma CECHY zachowania mafijnego. Takie zachowanie powinno być, nie dzwonkiem alarmowym, ale dzwonem alarmowym i co ciekawe takie dzwony słychać. Wywiad P. red. Nosowskiego z O. Tarsycjuszem jest niewątpliwie potężnym sygnałem, aby te quasi mafijne zachowania powstrzymać. W baśniach i legendach diabeł na widok krzyża kulił się i uciekał. Może więc nawiązując do komentarza P. Bertranda, trzeba wielu polskich biskupów zapytać czy są wierzący. Bycie nie wierzącym nie przekreśla ich jako ludzi, przekreśla ich jako biskupów. Mogą się świetnie realizować w innej rzeczywistości. To nie jest tak jak śpiewał J. Stuhr:” Śpiewać każdy może/ Trochę lepiej lub trochę gorzej/ Ale nie o to chodzi/Jak co komu wychodzi/Czasem człowiek musi/Inaczej się udusi”. Wyrażam nadzieję, że żaden biskup nie musi i z pewnością się nie udusi.
Dziękuję Redakcji „Więzi” i o. Krasuckiemu za całą tę trudną pracę.
Tak długo jak ofiary będą stawać się księżmi, zakonnikami/zakonnicami nic się nie zmieni.
Żądania odszkodowań tylko powodują degenerację moralną biskupów broniących swoich mieszków wszelkimi metodami.
Czy otrzeźwienie przyjdzie dopiero gdy zamiast prosić ofiary zaczną podpalać kościoły i klasztory? Aż do tego musi dojść?
A propos stanowiska innych biskupów.
Bp Libera nie rozumie pewnego wyroku sądu i głośno to objawia
:
„Jest to dla mnie niezrozumiałe. W moim odczuciu oznacza przyzwolenie na profanację symboli religijnych i ranienie uczuć ludzi wierzących. Na takie czyny nigdy nie może być zgody” – powiedział o sądowym wyroku uniewinniającym trzy kobiety, które w 2019 roku rozlepiały wokół kościoła parafii św. Maksymiliana Kolbego w Płocku wizerunek Matki Bożej Częstochowskiej w tęczowej aureoli, miejscowy biskup Piotr Libera.”
https://www.fronda.pl/a/bp-libera-na-takie-czyny-nie-moze-byc-zgody,172177.html
Stanowisko kolegi z Bielska/Żywca nie budzi w nim widać żadnego zdziwienia…
Widać wszystko jasne, zrozumiałe, akceptowalne.
Tu akurat bp. Libera ma rację. To jest profanacja!
A Matka Boża w rękawicach bokserskich to już nie profanacja?
To tez jest profanacja Pani Anno.
Nie takie rzeczy uchodzily w Polsce plazem, mowilo sie o mniejszym zlu, mury nie czuja, ludzie tak, mury mozna a ludzi nie, to ze zginelo ponad 100 ludzi , bylo to w dalszym ciagu mniejsze zlo. To tylko interpretacja.
Ofiary same z siebie nie zostają księzmi, zakonnikami, siostrami zakonnymi. To głos Bożego wołania w ich sercach. I to te osoby decydują same czy na ten Głos odpowiedzą.
” To głos Bożego wołania w ich sercach.”
Zmartwię Cię Tomaszu. Sam byłem w tego typu szkole i powiem wprost:
Spora część osób (nie wszyscy oczywiście) to osoby wyrachowane, które po prostu sobie „kalkulują” że to się „opłaca” albo takie, które nie potrafią sobie w „normalnym” życiu poradzić. Sporo takich znałem, Temat rzeka…
Gorzej jak masz „powołanie” ale samodzielnie myślisz („kopa” wtedy dostaniesz szybciej niż się spodziewasz…)
Np. osoba które posłuchała „Głosu Boga” ale nie zdała egzaminu… hmm cóż tu począć ?… Została rzeźnikiem !( autentyczne !) (nie mówię, że bycie rzeźnikiem to coś złego ale jednak dość daleko od „powołania” duchownego prawda ?)
To tylko drobny przykład.
Tylko że gwałciciele mogą decyzję ofiary o wstąpieniu do seminarium/zakonu interpretować w duchu: „Nic się nie stało” lub snuć różne chore teorie typy: „Natchnąłem go Duchem”.
Nieskończone są możliwości samozakłamywania i samousprawiedliwiania swoich przestępstw.
Tak wiem , że w seminariach dochodzi do patologicznych sytuacji i za nie odpowiadają władze seminariów. Niestety lojalne wobec biskupów miejsca a nie wobec studentów. I w ten sposób niszczy sie być może swięte powołania.
Duchowni już tyle stracili w oczach wielu, a dalej nie widzą,
że wystarczyłoby po prostu postąpić tak, jak czytają w Ewangelii.
Jednak … żaden bp lub apb nie chce zapłacić, udostępnić akt, wychylić się –
bo będzie oskarżony przez kolegów, że oddał pole i dopiero posypią się odszkodowania.
Będą zatem próbować każdego sposobu.
Watykan już im nie grozi, byli tam i przyjechali zadowoleni.
Watykan nie grozi, wierni biernie łykają.
Żeby jeszcze tych pismaków PiS uciszył…..
Mniejsza czy wyrzucając z pracy, czy zamykając w obozach.
Byłby spokój, Naród by nadal kochał swoich Pasterzy.
„Niestety przewodniczący tejże KEP nie wziął udziału w nabożeństwie, podczas którego wygłaszałem moje świadectwo, ”
No i jak ma być dobrze i normalnie, gdy jest potem taka postawa duchownego. Co z tego, że głosi, że uprawia pustosłowie, jak to załują pokrzywdzonych, a potem czyny mówią coś innego.
Nie mamy szczęścia do wielu biskupów, arcybiskupów czy kardynałów, nie mamy.
A o. Krasuckiego bardzo dziękuję, że potrafił dać to świadectwo- kolejny raz.