Promocja

Jesień 2024, nr 3

Zamów

Przedwojenna gwiazda i powojenne zapomnienie. Dwa życia Iny Benity

Ina Benita, lata 30. Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe

Przez dziesięciolecia myślano, że zginęła w powstaniu. Prawda – odkryta przez Marka Telera – okazała się ciekawsza od legendy.

To życie jest materiałem na nigdy nienapisany scenariusz sensacyjnego filmu. Olśniewająca kariera artystyczna, dwie równoległe biografie wojenne, nagłe zniknięcie, powojenna tułaczka – i drugi rozdział tego życia, jakby nożem odcięty od przeszłości. Ina Benita, wielka przedwojenna gwiazda warszawskich teatrzyków i filmu. Miniony rok przyniósł niespodziankę. Mamy wreszcie jej rzetelną biografię.

Uśmiech Iny

Była przepiękna. Filmowe kadry i pozowane atelierowe fotografie wykonane przez najwybitniejszych portrecistów przedwojnia pokazują dziewczynę o figurze modelki i urodzie, która nawet dziś – w czasie, gdy tak bardzo zmienił się kanon urody – przyćmiłaby niejedną modną piękność.

W chwili, gdy II Rzeczpospolita dożywała swoich ostatnich chwil, Inna Florow-Bułhak (bo tak brzmiało jej prawdziwe nazwisko) miała zaledwie 27 lat. Zdążyła już zagrać w kilku filmach, występowała na scenach najbardziej renomowanych warszawskich teatrzyków, w Cyruliku Warszawskim, Ali-Babie, ale grała także w renomowanym prywatnym Teatrze Malickiej. Utalentowana aktorsko, utaneczniona, śpiewająca – w ciągu kilku zaledwie lat stała się jedną z pierwszych gwiazd lżejszej Muzy. Bez większej przesady i pomyłki można powiedzieć, że ostatnie lata przedwrześniowej Polski miały uśmiech Iny Benity.

A potem przyszła wojna, Powstanie Warszawskie i zapadło milczenie o Inie Benicie. Trwało siedem długich dziesięcioleci. Wydawało się, że ta biografia jest ostatecznie zamknięta i nie da się do niej dodać nic nowego. 

Bomba

Niesłychanie zawsze rzetelna redakcja „Słownika biograficznego teatru polskiego” w opublikowanym kilka lat temu III tomie tego wydawnictwa zamieściła wreszcie biogram Iny Benity. Wreszcie – bo w poprzednich jeszcze go nie było – choć przyjmowano za datę jej śmierci rok 1944, a więc jej biogram powinien był znaleźć się w poprzednich tomach. Można sądzić, że skrupulatni redaktorzy w poczuciu odpowiedzialności za rzetelność podawanych informacji zwlekali z zamieszczeniem jej osobowego hasła w pierwszych edycjach (1965 i 1993). Biogram Benity opublikowano dopiero w roku 2017. Czytamy w nim, że w czasie okupacji występowała w jawnych teatrach Komedia i Miniatury, a także, że „zginęła wraz z dzieckiem w kanałach w pierwszych dniach Powstania Warszawskiego”. To była powszechna wiedza, piszący te słowa przekazał ją dekadę temu w sporządzonej kronice warszawskich scen lat 1944 i 1945.

Niech mi będzie wybaczony wątek osobisty i – częściowo tylko – naruszona tajemnica korespondencji. W kwietniu 2019 roku na popularnym społecznościowym portalu znalazłem przesłaną mi wiadomość od Marka Telera. Autor pytał, czy znane są mi losy Iny Benity. Zgodnie ze swoją najlepszą wiedzą odpowiedziałem, że zginęła w czasie Powstania Warszawskiego. Mój korespondent miał dla mnie jednak „bombę”: Benita przeżyła długie lata, do końca życia mieszkała w Ameryce.

Ina Benita, choć przeżyła wojnę, duchowo zginęła w płonącej Warszawie w sierpniu 1944 roku

Tomasz Mościcki

Udostępnij tekst

Przyznam się, że czytając tę sensację – nauczony ostrożności posuniętej do sceptycyzmu – myślałem zrazu, że to nie bomba, a petarda. Dużo huku, po którym niewiele zostanie. Mój internetowy interlokutor przesłał mi jednak fotografię domniemanej Iny Benity. Tak, to był ktoś bardzo do niej podobny, choć upływ czasu zmienił i sylwetkę, i rysy twarzy. Ale to mogła być ona. Potem zapoznałem się z nadesłanymi materiałami pod internetowymi linkami, za które pragnę teraz Autorowi serdecznie podziękować – i przeprosić za moją początkową rezerwę. Od czasu tamtej korespondencji minęły dwa lata – i w drugiej połowie 2021 roku na moim biurku spoczywała wydana przez Bellonę książka Marka Telera „Zagadka Iny Benity. AK-torzy kontra kolaboranci”.

Świat ożywiony

Książka jest sensacją. Na dobrą sprawę zmusza do dokonania znaczących uzupełnień czy wręcz rewizji wiele dotychczasowych ustaleń: pochodzącej z 1967 roku książki Stanisława Marczaka-Oborskiego „Teatr czasu wojny 1939-1945”, a nawet dwóch „wojennych” zeszytów „Pamiętnika Teatralnego” z 1964 i 1987 roku (tyczy się to także badań prowadzonych swego czasu przez piszącego te słowa).

Otrzymaliśmy bowiem książkę niezwykłą. Ina Benita jest oczywiście jej bohaterką, lecz Marek Teler – bodaj jako pierwszy – rzetelnie i przekonująco opisał realia okupacyjnego życia teatralnego, ich koloryt, atmosferę, ludzi teatru Warszawy okresu wojny. To obraz fascynujący, stąd i to skojarzenie z nienapisanym nigdy filmowym scenariuszem, który uzupełniłby słynną nowelę Brandysa „Jak być kochaną” i oparty na niej film Wojciecha Hasa. 

Marek Teler, „Zagadka Iny Benity. AK-torzy kontra kolaboranci”, Wydawnictwo Bellona, Warszawa 2021

Na kartach tej książki spotykamy postaci znane z opublikowanych już historycznych opracowań: otoczonych najgorszą sławą Artura Horwtha, dyrektora okupacyjnej Komedii, tancerza Stanisława Heinricha (rzekomo zgładzonego przez Niemców – nasz autor ustalił jednak, że Heinrich przeżył – to kolejna sensacja!).

Dzięki Telerowi znamy wreszcie do końca rolę i znaczenie Romana Niewiarowicza, głównego reżysera i aktora Komedii, Andrzeja Szalawskiego, Marii Malickiej – potraktowanych w najbardziej niesprawiedliwy sposób po zakończeniu wojny, w czym wyjątkową rolę odegrał Bohdan Korzeniewski, który – jak się zdaje – znał całą prawdę, choć do końca życia wzdragał się przed jej ujawnieniem. U Marczaka-Oborskiego epizodycznie i właściwie tylko w przypisie pojawia się zastrzelona przez Podziemie suflerka Komedii Barbara Ankudowicz, której sprawa według badacza „nadaje się raczej do Pitavala” – Teler poświęca jej sporo miejsca jako jednej z najciemniejszych figur tamtego czasu. Cały ten świat ożywa w swoim nieznanym do tej pory kolorycie, ale i grozie tamtego czasu.

Miłość do życia

Jest w tym wszystkim Benita – współpracująca z Podziemiem, występująca na scenach dwóch najlepszych jawnych teatrzyków, a równocześnie prowadząca ryzykowne gry, których celem jest przede wszystkim przeżycie. Tym, co nią kieruje, jest według autora książki przede wszystkim wielka miłość do życia – we wszystkich przejawach: artystycznej kariery, kolejnych mężczyzn, którzy w tym życiu się pojawiają, a tych było przecież wielu. Spośród nich w okresie okupacji najważniejszy okazał się Niemiec Hans Pasch, przedsiębiorca, zdeklarowany antyfaszysta. To z nim Benita się zwiąże, to jego dziecko urodzi w ostatnich dniach lipca 1944 roku uwięziona na Pawiaku. I to właśnie ta miłość, pewnie najsilniejsza, ściągnie na nią powojenną anatemę i opinię domniemanej kolaborantki. 

Udało się jej przeżyć Powstanie, udało się odnaleźć i ocalić syna. Udało jej się uciec z Polski – nie miała złudzeń co do przyszłości czekającej kraj. Komunizmu nienawidziła. Tuż po wojnie, już na terenie Niemiec, utraciła ukochanego męża, zamordowanego – właściwie przypadkiem – przez trzech polskich bandziorów (ludzkie życie niewiele wówczas było warte). Przeżyła i to. Zwyciężyło zapewne właśnie ukochanie życia – czy raczej wola przeżycia. Ta śliczna dziewczyna, wydawałoby się tak krucha – okazała się człowiekiem niesłychanej psychiczne siły.

Ina Benita
Ina Benita jako Anna w filmie „Ludzie Wisły”, reż. Aleksander Ford, Jerzy Zarzycki, 1938

Znalazła się w Ameryce. Zmarła w 1984 roku, zatarła za sobą wszystkie ślady. W amerykańskim okresie życia autor książki nie odnotowuje żadnego epizodu teatralnego. Nie ma żadnych polonijnych kółek, które wystawiłby jakieś „Śluby panieńskie” czy „Moralność pani Dulskiej”. Zdumiewający jest ten brak teatru w jej powojennym życiu, brak śladu jakichkolwiek usiłowań do jeśli nie powrotu na scenę, to choćby tworzenia namiastki artystycznego życia.

Teler w swojej książce opisuje zdumienie wnuczki Benity, która zupełnym przypadkiem, podczas internetowych poszukiwań genealogicznych, odkryła kim była jej babcia. I dopiero wtedy zapewne zrozumiała skąd u tej kobiety, w Ameryce będącej zwykłą housewife, ta gracja poruszania się, zawsze staranna fryzura, papieros w szklanej fifce. To jest wzięcie przedwojennej aktorki…

Teler nie odpowiada do końca na pytanie o to, czemu Inna Florow-Bułhak, czyli Ina Benita, po wojnie odkreśliła grubą kreską najpiękniejszy czas swego życia, czemu wygumkowała go starannie z biografii. Zapewne nie wiemy jeszcze wielu rzeczy i nie dowiemy się już nigdy. Można tylko domyślić się wojennej traumy, piekła, przez które musiała przejść ta kobieta, przedwojenna gwiazda mająca świat u swych stóp, nagle zdetronizowana i skazana na tułaczkę.

Co by było, gdyby…

Lektura książki Telera każe też pomyśleć o alternatywnej historii Iny Benity. Co byłoby, gdyby przeżywszy Powstanie zmuszona była okolicznościami do pozostania w Polsce? Powojenne losy Malickiej, Niewiarowicza, Szalawskiego i wielu innych każą myśleć o takim wariancie wydarzeń z przerażeniem. Z pewnością czekałaby ją aktorska komisja weryfikacyjna, przesłuchiwanie przez Woszczerowicza, Korzeniewskiego, publiczne rozgrzebywanie najbardziej intymnych chwil z przeszłości, podejrzenia, oskarżenia, upokarzające kary organizacyjne poprzedzone równie upokarzającą sentencją wyroku aktorskiego sądu. W najlepszym razie zakaz grania w Warszawie – to los Malickiej. Być może czekałoby ją więzienie po pokazowym procesie „kolaborantki” opisanym przez całą prasę. Potem angaże do zespołów w jakimś Grudziądzu, Gnieźnie, w najlepszym razie w Krakowie czy Wrocławiu. To spotkało wiele aktorek występujących w czasie okupacji na jawnych scenach.

Film? Gdyby nawet pozostała w zawodzie aktorki – przed kamerą raczej by już nie stanęła. W socrealistycznym kinie nie było miejsca na aktorki jej typu. A w robotnicę czy chłopkę raczej by się nie przeistoczyła. Być może to była także jedna z przyczyn jej powojennego milczenia, zatarcia za sobą śladów, odcięcia przeszłości. „Granny Scudder”, „babcia Scudder” – tak nazywano ją w amerykańskiej rodzinie – wiedziała chyba dobrze, że nie ma już na nią miejsca w nowym świecie. W tym sensie „Słownik biograficzny teatru polskiego” ma rację. Ina Benita, choć przeżyła wojnę, duchowo zginęła w płonącej Warszawie w sierpniu 1944 roku.

Wesprzyj Więź

Jej biografia, zasłużenie uhonorowana nagrodą Klio w kategorii varsavianów, imponująca warsztatem badawczym i pasją autora nie stawia żadnych tez – konfrontuje za to dwuznaczną do niedawna legendę wielkiej przedwojennej gwiazdy z ciekawszą od tej legendy prawdą.

Każe też z większym dystansem podchodzić do powszechnie znanych prawd i ustaleń. Te bowiem korygują wciąż odkrywane dokumenty i świadectwa epoki. Od wspomnianej już publikacji Marczaka-Oborskiego minęło 55 lat. Przez ten czas obraz epoki zmienił się diametralnie. Jest bogatszy, więcej w nim kolorów. Ale i więcej pytań – nie diagnoz! – o moralne wybory, których dokonuje się w chwilach dziejowych prób.

Przeczytaj też: Bóg i teatr na antypodach…

Podziel się

13
4
Wiadomość

Fascynujaca historia! Dziekuje! Podobnie wstrzasnela mna historia zwiazana z jednym z pierwowzorow „Kolumbow” Romana Bratnego. Por. Krzysztof Sobieszczanski ps. „Kolumb” mial oficjalnie zaginac na Morzu Srodziemnym w 1950r. Ale istnieja bardzo prawdopodobne wskazowki, ze to byla tylko zmylka. „Kolumb” uciekl do Ameryki i tam umarl w wiezieniu w latach 80-tych. Czasami sobie probuje wyobrazic, jakie byly jego ostatnie mysli…

Ciekawe. Ale …
„Jej biografia (…) każe też z większym dystansem podchodzić do powszechnie znanych prawd i ustaleń.”
Zauważmy, że ten dystans nie jest neutralny, bo absolutyzowany sam sprzyja ustaleniu, że nie ma czarnego i białego, a wszystko jest szare. Pod pozorem nie-oceny ukrywa się ocena. Wydaje się, że sam Autor ostrożności nie zachowuje, że cieszy się z ostatecznie odkrytej prawdy. Tymczasem większości faktów nadal nie znamy, a czas niektóre odkrywa, niektóre zakrywa na zawsze. Czy ktoś był czy nie był kolaborantem powinniśmy ustalać wg. standardów ówczesnych czy współczesnych? Występowanie w niemieckich teatrach dla Polaków przypomina łamanie przez niektórych bojkotu Telewizji komunistycznej przez środowisko aktorskie w stanie wojennym. Może i niektóre przypadki były dramatyczne, ale jak zawsze, z dużym prawdopodobieństwem można założyć, że niewielka mniejszość. To na łamiącym opór społeczeństwa ciąży przeprowadzenie dowodu, że jego przypadek był właśnie dramatyczny, że trudno mu było inaczej postąpić. Uprawnioną interpretacją odcięcia się aktorki od przeszłości i jak zrozumiałem polskości może być też krytyczna ocena jej samej swojej przeszłości. Owszem, a może brak wiary w to, że zostanie przez żądny zemsty tłum zrozumiana? A może dlatego, że w swojej opinii niewiele miała na swoją obronę?
Nie interesuję się historią teatru, ale Autor zachęcił mnie do książki jako – nawet jeżeli niezamierzonego – moralitetu. Akurat człowiek potrzebuje w takich przypadkach dzielenia włosa na czworo. Jeżeli taką intencją kierował się Autor, to moje powyższe zastrzeżenia nie są kierowane do niego.