Zima 2024, nr 4

Zamów

Jan Baron i łaska wyostrzenia

Jan Baron podczas gali wręczenie Nagrody Kościelskich 16 grudnia 2021 w Warszawie. W tle: Małgorzata Rejmer. Fot. Biblioteka Narodowa

Przestrzeń i czas tych wierszy oscylują między codziennością i wiecznością, między świeckim i sakralnym.

Laudacja wygłoszona 16 grudnia 2021 w Bibliotece Narodowej podczas uroczystości wręczenia Nagród Kościelskich za rok 2020 i 2021:

Z portretu spogląda wprost na widza poważny, posiwiały mężczyzna. Ujęty jest niemal frontalnie, z odkrytą głową […], osadzoną na krótkiej szyi przysłoniętej elegancką, hiszpańską brodą. Mężczyzna nosi czarny strój, dyskretnie rozświetlony bielą wąskiego kołnierza. Wyrazista twarz jest owalna, model ma regularne, choć ciężkie rysy: spokojne, szerokie czoło, pod lekko ściągniętymi brwiami duże, ciemne, podkreślone silnym modelunkiem oczy, masywny nos, usta o zdecydowanym wyrazie.

Tyle potrafiła wyczytać z małego medalionu – zdobiącego dyplom nobilitacyjny Jana Łazarzowica Januszowskiego – Justyna Kiliańczyk-Zięba, autorka monografii tego renesansowego wydawcy krakowskiego i przyjaciela Kochanowskiego. Jej śladem poszedł Jan Baron, otwierając swoją monografię barokowego kaznodziei Jacka Liberiusza zdaniem: „Pełen powagi mężczyzna w zaawansowanym wieku obejmujący patrzącego przenikliwym spojrzeniem”.

Wiersze Barona, nawet w najbardziej prowokacyjnych deklaracjach, odznaczają się niezwykłą spójnością światopoglądową

Jan Zieliński

Udostępnij tekst

Dopatrzył się w obliczu duchownego „znamion surowości, spotęgowanej skromnością stroju”. Potem przeszedł do wizerunku poprzednika Liberiusza, szczegółowo opisując jego wyszukany strój i zwracając uwagę na hiszpańską bródkę, wzmagającą wrażenie wykwintności postaci; wreszcie wrócił do swego bohatera, pisząc krótko: „Twórca konterfektu Jacka Liberiusza odmalował tylko fragment almutium lub mucetu i dyskretny, niewielki biały kołnierz wokół szyi modela”.

Pragnienie poświadczenia sobą

Pełen powagi, przenikliwy, surowy, skromny, dyskretny – słowa użyte w tym zwięzłym opisie portretu zdają się dziwnie pasować także do osoby autora, do zajmującego się książką barokową pracownika Biblioteki Śląskiej, a równocześnie poety, Jana Barona. 

Portret kaznodziei Liberiusza, znaleziony i sfotografowany na ścianie prezbiterium kościoła Bożego Ciała na krakowskim Kazimierzu, był Baronowi potrzebny do odtworzenia autoportretu bohatera monografii, który wyłonił się jako mówca, sławiący „uczciwość objawiającą się w postępowaniu zgodnie z głoszoną nauką”.

To pragnienie poświadczenia sobą głoszonego słowa przewija się też przez quasi-modlitewne zakończenie książki, w którym autor, nawiązując do słów swego bohatera o tym, że Maryja wyostrza kaznodziejom „ich rozumy, i języki, i piora”, sam wyraża nadzieję, że łaska tego wyostrzenia „może zostać udzielona nie tylko oratorom, ale również badaczom prozy kaznodziejskiej (w tym piszącemu te słowa)”.

Nadzieja łaski wyostrzenia. Nią ożywieni, sięgamy po trzy niewielkie tomiki poetyckie Jana Barona, ukazujące się z rzadka, ale z intrygującą regularnością, aż by się chciało daty publikacji wyrazić dawnym sposobem, rzymskim szyfrem: „Korekta” (MMX), „Układ scalony” (MMXV), „Psińco” (MMXX).

Śmierć to nie korektorka

Tytułowa „Korekta” już w inicjalnym wersie zdaje się nawiązywać do zawodu bibliotekarza i historyka literatury: „Poprawiam biogramy zmarłych”. Wyobrażamy sobie sumiennego pracownika katalogu, który co jakiś czas dokonuje przeglądu kart i w przypadku autorów zmarłych dopisuje datę śmierci, aktualizując przy tym także notki biograficzne: „Poprawiam biogramy zmarłych, / usuwam zdania w czasie teraźniejszym”.

Całość wiersza podważa jednak taką próbę lektury biograficznej. Przypomina się Norwid, który pisał w poetyckim liście „Do Walentego Pomiana Z…”: „Współczesność minie niestateczna, / Lecz nie ominie przyszłość: Korektorka-Wieczna!…”. Także Różewicz,  z początkiem wiersza „Korekta”: „Śmierć nie poprawi / w zwrotce ani jednej linijki / to nie korektorka / to nie życzliwa pani / redaktorka”.

U Barona perspektywa też jest znacznie szersza niż praca skromnego bibliotekarza. „Błędy nieliczne a dotkliwe”, o których mowa w wierszu, to błędy istnienia. Wyrównuje je korektorka-śmierć, skutecznie i uniwersalnie. Przekraczając granice pojemności informacyjnej i przekraczając granice poezji. „Nekrologi nie mieszczą się już w gazetach, / nekrologi nie mieszczą się w poezji, / muszą mieścić się w głowie”.

Gorzkie i słodkie

Przestrzeń i czas tych wierszy oscylują między codziennością i wiecznością, między świeckim i sakralnym. W utworze pod znamiennym tytułem „Dni zwyczajne, dni święte” czytamy: „Powtarzalność czynności i pytań: / kawa czy herbata, gorczyca czy miód / mama czy tata”.

Środkowe przeciwstawienie („gorczyca czy miód”) jest w pewnym sensie równie prozaiczne, jak pozostałe, można je rozumieć jako wybór między tym, co gorzkie, a tym, co słodkie. Jednak te dwa słowa, ‘gorczyca’ i ‘miód’, mają inny ciężar gatunkowy, literacki i teologiczny. Wystarczy sięgnąć po traktat siedemnastowiecznego dominikanina, Gabriela Leopolity (Zawieszki), zatytułowany „Przysmaki duchowne, gorczyca i kwas”, w nim przeczytać takie lamentacje:

„Biada wam którzy się naiadacie / abowiem będziecie łaknoć. Które słowa gdy słyszysz rozumieyże roskośniku / iż roskosz twoia jest podobna do iadowitey pszczoły / która na noszkach swoich ma trochę miodu / ale na końcu iadowite żądło. Podobna iest roskosz twoia obłudnemu niedźwiadkowi / który ma na sobie sierć miękuchną iakoby iedwabną / ięzyczek ma iakoby z nagładszego atłasu / głaszcze i liże łagodnością swoią zabawiając człowieka / szuka y maca nasposobnieyszego miecza / ktorymby naszkodliwiey mogł wpuścić nievleczoną truciznę swoie”.

Zaciera się racja pozornego wyboru, przypominamy sobie (z Ewangelii św. Mateusza) wypisane na frontyspisie traktatu Leopolity słowa „PODOBNE IEST KROLESTWO NIEBIEKIE ZIARNV GORCZYCNEMV”, miód zaś odsłania swoje złowrogie oblicze pokusy i przynęty.  

Ponad prywatność

Pierwszy wiersz „Korekty”, zatytułowany „Królewski gest, cesarskie cięcie”, ma ramy prywatne – zdaje się opowiadać o narodzinach siostrzeńca, o odwiedzeniu siostry w szpitalu położniczym.

Ale tytuł wprowadza perspektywę uwzniośloną. W smsie od szwagra („Wody odeszły”) zaczynamy słyszeć niemal cytat z biblijnego opisu drugiego i trzeciego dnia stworzenia, rozdzielenia wody i nieba oraz rozdzielenia morza i ziemi, albo z opisu przejścia Izraelitów przez Morze Czerwone.

Utwór przywołuje znów Norwida, jego wiersz „Człowiek”, napisany na wiadomość o narodzinach siostrzenicy lub siostrzeńca poety. Tam też punkty odniesienia wielce były uwznioślone, z aluzjami – a to do znalezienia „małego nad Nilem Mojżesza”, a to do Stajenki.

Nawet gesty niemowlęcia są podobne. U Cypriana Norwida: „zwierz mu domowy / Pod ciosy piąstki nachyla rad głowy”, u Jana Barona: „Obudziłeś się, krzyczysz i twoja twarz / przypomina zaciśniętą piąstkę. Tyle masz przeciw światu”.

Tradycja spleciona z codziennością

W następnym tomie, „Układ scalony”, pojawiają się aż trzy wiersze pod łacińskimi tytułami. Przypomina to zabieg Marzanny Kielar, która pierwsze swe tomiki lubiła opatrywać włosko-łacińskimi tytułami: „Sacra conversazione”,„Materia prima”; tam jednak przywoływane konteksty były malarskie bądź alchemiczne. U Barona takie tytuły jak „Epitalamium”,„Exodus” czy „Compassio” odwołują do literatury staropolskiej (lub nawet antycznej), aczkolwiek ich realia są jak najbardziej współczesne.

Pierwszy to migawka ze ślubu, na której w tle widać odjeżdżający, jak memento mori, kondukt pogrzebowy. Ministrant z krzyżem kroczy uważnie, „zajęty myślą, / że nie wolno mu się roześmiać”. Drugi to migawka z dzieciństwa, wspomnienie niechcianych wyjazdów z ojcem w góry: gest wyjścia, ucieczki z narzuconego kieratu staje się powtórzeniem biblijnej opowieści o buncie syna przeciw ojcu. Trzeci wreszcie jest esencją współczucia, posuniętego do utożsamienia się z chorą bliską osobą:

Zwykle strzygłem się krótko;
Teraz chcę, by ogolono mi głowę.
nie powinienem mieć więcej włosów
niż ty, siostro.

Do tej samej grupy można też zaliczyć wiersz „Galeria Arkadia”. Medytacja na temat nazwy śląskiego centrum handlowego, identycznej z nazwą wergiliuszowego raju, prowadzi do utożsamienia „dziada”, co przyszedł do centrum „za potrzebą”, z dwudziestowiecznymi poetami-abnegatami: 

[…] To ty, Allenie Ginsbergu? Tadeuszu Peiperze! 
rezydujesz na Placu Poetów w Silesia City Center, 
przechadzasz się alejami, podśpiewując et in Arcadia ego. 

W katowickim centrum rzeczywiście obok Placu Zimowego i Tropikalnego jest też Plac Muzyków i Plac Poetów. W wierszach Barona tradycja wciąż splata się z codziennością.

Niebo i nicość

Tytuł trzeciego tomiku – „Psińco” – nie jest słowem łacińskim, to jasne, ani nawet specjalnie nobliwym. Ma jednak znaczenie filozoficzne. To śląskie słowo znajduje zastosowanie w sytuacjach niepewnych, kiedy nie wiadomo, co odpowiedzieć. Albo kiedy się ma dość rozmówcy. Kiedy się ma dość rozmowy. „Co?” – „Psińco!”. ‘Psińco’ może być coś, co nie jest nic warte, albo – wszystko. Jak napisał na okładce tomiku dobry znawca spraw śląskich, autor „Lajermana”, Aleksander Nawarecki: „Psińco to może najpiękniejsze śląskie słowo, wykręcone jak psi figiel – tu ‘coś; i ‘nic’ w jednym stoją domu”.

W tomiku słowo pojawia się dwa razy. Raz w zakończeniu wiersza bez tytułu, który znów jest wierszem o narodzinach, tym razem wuja narratora, a zarazem brata-bliźniaka jego matki, o tragicznie nieudanych narodzinach, choć też z uwznioślającymi, mojżeszowymi podtekstami:

[…] Był styczeń,
dziadek Jerzy położył syna na parapecie za oknem
w pudełku po butach jak w wiklinowym koszu, łódce
spływającej do dołu w zmarzłej ziemi, gdzie kryje się
szola, opadająca szybem głęboko w otchłań, czyli psińco.

I drugi raz w puencie innego wiersza bez tytułu, w którym wyrażone zostało życzenie, by każdy otrzymał takie niebo, jakiego zechce. Narrator, na etapie buntu przeciw religii, życzy sobie: „[…] a mnie słodycz na h, hnic, czyli psińco”. 

Słowa śląskie, dyskretne i czułe, są tej poezji ozdobą. Jak w wierszu Poszetka w brustaszy, gdzie występuje kościelny, pojawiający się na porannej mszy „prosto z nocnego klubu, gdzie grał / na kontrabasie. W garniturze, z poszetką w brustaszy”. Albo jak ulubione słodycze babki Marty:

Nie było rzeczy zdolnej ucieszyć babkę Martę.
Może poza maszkytami. Cyckała żelki Haribo,
A jej bezzębne usta układały się w uśmiech.

Koncepcja nieba, w którym króluje nicość – ‘psińco’ – wyrażona na okładce tomiku wizerunkiem psa w aureoli, ujmuje pewien bardzo istotny aspekt poezji Jana Barona, może najistotniejszy. Otóż wiersze te, nawet w najbardziej prowokacyjnych deklaracjach, odznaczają się niezwykłą spójnością światopoglądową. Nie określając pozycji autora i nie domagając się deklaracji wiary od czytelnika, mówią o rzeczywistości podwójnej, zarazem świeckiej i sakralnej. Klucz do tej podwójności tkwi, zgodnie z formułą wyostrzenia rozumu, języka i pióra, w operowaniu równocześnie oboma znaczeniami słów o podwójnym znaczeniu. Ojciec jest rodzonym ojcem chłopca i Ojcem niebieskim, Pan Zastępów może być zarazem panem robotnikiem. 

Tak dzieje się na przykład w wierszu „Kryjówka” z tomu „Korekta”:

Obok kościoła
Dziewczyna rozgląda się niespokojnie,
Mówi: „Nie tutaj, bo pan widzi z wysokości”.
Robotnik reperuje dach.

Podobnie było w cytowanym już wierszu „Dni zwyczajne, dni święte”: „Coraz częściej, kiedy wracam do domu, wracam do ojca, / w którego nie wierzę”. Albo w przejmującym wierszu „Z domu ojca”, który swym wyliczeniem domowych przedmiotów przywodzi na myśl słynny wiersz *** (Non omnis moriar) Zuzanny Ginczanki.

„A jakie są twoje wspomnienia obozowe?”

Ten ostatni trop, holokaustowy, porusza jeszcze jedną strunę poezji Jana Barona. Podwójność takich słów jak ‘dom’, ‘ojciec’ czy ‘pan’ w równej mierze odnosi się do słowa ‘obóz’. Tak dzieje się, w jednym aspekcie, w wierszu „Dopełnienie”, gdzie „pani z Polski” dowiedziawszy się, że dziadek narratora, Ślązak, był w obozie, pyta automatycznie: „Jako kto?”.

W innych miejscach i innych aspektach obóz koncentracyjny miesza się z obozem harcerskim, a kolonia karna z koloniami letnimi. W wierszu „Buty” opowieść o szewcu, który nie umiał rozstać się z powierzonymi mu butami kończy się wspomnieniem zwiedzania obozu koncentracyjnego: „Więcej butów zobaczyłem dopiero na wycieczce pod koniec podstawówki”. Wiersz bez tytułu (Inc. „Napisał dwa wiersze o zwiedzaniu obozu”) kończy się opowieścią o parze młodych Niemców, która na torowisku Auschwitz kręci amatorski filmik pt. „Życie nocne w miejscach kaźni”. Komentarz: „Nic nie jest niewinne”.

W wierszu „Prysznice” sprawa jeszcze bardziej się komplikuje. Posłuchajmy:

Cóż może sobie wyobrażać kleryk, któremu kazali dozorować w łaźni
Kilkunastu chłopców – nagich, gdy on pod koloratką, w pełnym umundurowaniu?
Wprowadzono nas i czekamy, aż tryśnie z metalowych sitek.
A jakie są twoje wspomnienia obozowe?

Ostatnie pytanie jest, sądzę, echem końcowej sceny filmu Pasoliniego „Salò, czyli 120 dni Sodomy”,kiedy po ekscesach okrucieństwa i po orgii dwaj młodzi strażnicy tańczą walca i jeden z nich pyta drugiego „What’s the name of your girlfriend?”.

W wierszu „Trzecie pokolenie” związek semantyczny jest jeszcze luźniejszy: wspomnienie dawnego obozu (koncentracyjnego? harcerskiego? – to już nieważne) nasuwa się narratorowi ni stąd ni zowąd na wytwornym przyjęciu: 

Bierz z dna, samo gęste, szepczę
w kolejce do kotła z zupą na bankiecie.

Literatura staropolska lubowała się w alegorycznych personifikacjach. Poezja Jana Barona, na co dzień obcującego z dawnymi księgami, też nie jest od nich wolna. To wszakże, co z tymi personifikacjami się tu dzieje, dalekie jest od staromodnej konwencji.

W wierszu bez tytułu, którego już pierwszy wers jest prowokacją („Dostarczą Zadowolenie i Satysfakcję, już je wiozą”) Zadowolenie jest emerytowanym, może nieco zdziecinniałym znanym profesorem („posiwiałe Zadowolenie sprawdza, kim jest, w Wikipedii”), a Satysfakcja nieco nawiedzoną panią doktor nauk humanistycznych Uniwersytetu Jagiellońskiego („satysfakcja, po trzydziestce, nie boi się ekspedientek, / odkąd światło padło jej do stóp z okien Collegium Novum”). W tym towarzystwie najlepiej bawi się Poezja: „to ministrantka, która do kadzielnicy dosypuje tytoń”.

Tchnienie ducha

Zacząłem od opisu portretu renesansowego typografa Jana Januszowskiego. Zajrzyjmy na koniec do jego przedmowy do pierwszej pośmiertnej edycji pism Kochanowskiego, przedmowy datowanej na dzień 12 grudnia 1585 roku. Chciałbym wyjąć z niej jedno zdanie, które, rozpisane na wersy, wznosi się jak pomnik: 

Ten tedy wielki i zacny Poeta Polski
[…]
zostawił po sobie
choć nie wiele
iednak tyle
ile wszystkim dosyć:
a podobno i rzec mogę
więcej niż owi
co pisali wiele.

Zdanie to, jak wykute w kamieniu, ma potężnego antenata, nawiązuje bowiem bodaj do kazania Jakuba Wujka o Duchu Świętym, opartego na XIV rozdziale Ewangelii św. Jana. Wujek powiada: 

„Jawna rzecz iest / iż Apostołowie wzięli / y nauczyli się wiela rzecży od Ducha świętego po zesłaniu iego / które w Ewangeliey nie są napisane. Abowiem Apostołowie mało pisali i nie wszystkiego pisali: ale mało nie wszystko Kościołom y Namiastkom swoim żywym głosem podawali / co iako przez ręce przyszło aż do nas’. 

Zdanie to stanowi zatem odwołanie do tradycji nie tylko literackiej, ale i duchowej. 

Wesprzyj Więź

Jan Baron stoi dziś przed nami 
jako spadkobierca i kontynuator 
obu tych tradycji, 
duchowej i literackiej, 
który przemawia skromnie, 
odmierzając słowa; 
przemawia głosem żywym, obejmującym 
i prywatne wypowiedzi z rodzinnego kręgu, 
i słowa czy zwroty charakterystyczne dla małej ojczyzny śląskiej, 
i bunt, 
i żart. 

Przede wszystkim jednak w jego wierszach 
rozbrzmiewają dźwięczne, 
często wręcz spiżowe 
słowa poezji – 
słowa, które unosi czyste, 
bo niematerialne, 
tchnienie ducha. 

Śródtytuły od redakcji

Podziel się

Wiadomość