Zima 2024, nr 4

Zamów

Jak nazwać zbrodnię nad zbrodniami

Rafał Lemkin. Fot. Center for Jewish History, NYC

Bohater tej książki to postać w Polsce wciąż mało znana. A jest to jeden z najwybitniejszych prawników w dziejach, człowiek, którego słuchali przywódcy mocarstw. Człowiek startujący z samego dołu, który wspiął się na szczyt drabiny społecznej, by następnie spektakularnie z niego spaść.

Ryszard Szawłowski, Rafał Lemkin. Biografia intelektualna, Wydawnictwo Akademickie Sedno, Warszawa 2020, 652 s.

Postać prawnika rzadko utożsamiana jest w naszej przestrzeni kulturowej z bohaterstwem. Stawiany za wzór i rozpalający wyobraźnię bywa u nas zazwyczaj konspirator, żołnierz, czasem pisarz czy poeta, niekiedy wybitny polityk lub mąż stanu. Wyobrażenie o życiu jurysty – choć wygodnym i pozbawionym trosk materialnych – utożsamiane bywa raczej z egzystencją dość prozaiczną, by nie powiedzieć nudną. Biografia Rafała Lemkina pióra Ryszarda Szawłowskiego przeczy tym stereotypom. Autor przywraca naszej pamięci zbiorowej jednego z najwybitniejszych prawników w dziejach, człowieka, którego słuchali przywódcy mocarstw i który – startując z samego dołu – wspiął się na szczyt drabiny społecznej, by następnie spektakularnie z niego spaść.

Rafał Lemkin to postać w Polsce wciąż mało znana. Dopiero w ostatnich kilku latach jego dokonania są na nowo odkrywane i odpowiednio doceniane, a nazwisko Lemkina pojawia się coraz częściej w publikacjach i dyskursie publicznym. W 2018 r. została wydana jego niedokończona autobiografia pt. Nieoficjalny. Autobiografia Rafała Lemkina pod redakcją Donny-Lee Frieze, w tym też roku pojawiła się na polskim rynku wydawniczym znakomita książka Powrót do Lwowa. O genezie ludobójstwa i zbrodni przeciwko ludzkości, której autorem jest znany profesor prawa międzynarodowego Philippe Sands. Publikacje te – choć bardzo interesujące – można potraktować jako przyczynek do książki Szawłowskiego, który intelektualną i zawodową drogę Rafała Lemkina prześwietlił na wylot, z zadziwiającą i godną szacunku pedanterią wyjaśniając wszelkie wątpliwości i prostując liczne mity, którymi obrosła ta postać na przestrzeni kilkudziesięciu lat. Szkoda tylko, że biograf niemal całkowicie pominął prywatną sferę życia swojego bohatera, chociaż – trzeba przyznać – uczciwie zaznaczył to już w podtytule.

Z prowincji na światowe salony

Rafał Lemkin urodził się w 1900 r. na głębokiej prowincji (okolice Wołkowyska w dzisiejszej Białorusi) w ubogiej żydowskiej rodzinie. Ojciec, mówiący w jidysz prosty Żyd, dzierżawił niewielkie gospodarstwo rolne, matka – przejawiająca podobno nieco większe aspiracje kulturalne – zajmowała się domem i wychowaniem dzieci. Nic nie wskazywało na to, że ich syn Rafał stanie się jednym z najsłynniejszych i najbardziej wpływowych prawników w dziejach tego zawodu, posługującym się biegle kilkoma językami (podobno czytał aż w dwunastu), zaznajomionym z najbardziej wpływowymi ludźmi na świecie, nominowanym do Pokojowej Nagrody Nobla.

Początki jego kariery nie należały do obiecujących. Rafał zdał maturę w Białymstoku w wolnej już Polsce, po czym udało mu się dostać na studia prawnicze na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Już sam ten fakt był wielkim osiągnięciem w życiu ubogiego żydowskiego młodzieńca spod Wołkowyska. O mały włos Lemkin nie stracił jednak wszystkiego – po roku został wyrzucony z uczelni z powodu posługiwania się podrobionym dokumentem (zdobył lewe zaświadczenie o służbie w wojsku w czasie wojny polsko-bolszewickiej, do której to służby zobowiązywały go uchwały samorządu studenckiego).

Ludzi od zwierząt różni właśnie kwestia „genocydu” – jedynie bowiem homo sapiens są zdolni do popełnienia zbrodni nad zbrodniami, mordując całe grupy bliźnich ze względu na ich odmienną rasę, religię, kulturę czy narodowość

Rafał Jaśkowski

Udostępnij tekst

Życiowy dramat okazał się jednak szczęśliwym trafem. Lemkin przeprowadził się do Lwowa, gdzie udało mu się zapisać na Wydział Prawa Uniwersytetu Jana Kazimierza, słynący ze znakomitej szkoły prawa międzynarodowego. Młody student prawa wprost nie mógł trafić lepiej. Szybko zwrócił tu na siebie uwagę wybitnych profesorów, którzy wspierali go podczas studiów, a po ich ukończeniu ułatwili mu staż i uzyskanie pracy na stanowisku wiceprokuratora w Warszawie.

Dzięki tytanicznej pracy i szczęśliwym zbiegom okoliczności udało mu się wejść do wąskiego grona polskich uczonych, którzy brali udział w pracy nad międzynarodową unifikacją prawa karnego. Wiązało się to z wyjazdami na zagraniczne konferencje oraz licznymi spotkaniami z elitą prawniczą Europy i świata. Rozwijającą się błyskotliwie karierę młodego prawnika przerwał dopiero wybuch II wojny światowej. Odpowiadając na radiowe wezwanie skierowane do mężczyzn zdolnych do noszenia broni, Lemkin wsiadł w Warszawie w pierwszych dniach września 1939 r. do pociągu zmierzającego wprost na Wschód, gdzie miały się formować kolejne oddziały do walki z hitlerowskimi Niemcami. Atak sowiecki w dniu 17 września – jak wiadomo – zniweczył te plany.

Po licznych i niebezpiecznych perturbacjach (zbombardowanie pociągu, aresztowanie i przypadkowe zwolnienie przez NKWD, tułaczka po zniszczonym kraju), wykorzystując swoje kontakty, Lemkin zdołał przedostać się do Szwecji, a stamtąd po niedługim czasie wyjechał do Stanów Zjednoczonych. Dzięki ustosunkowaniu i wielu znajomościom wśród wybitnych prawników otrzymał tu propozycję poprowadzenia wykładów na Uniwersytecie Yale, co było znakomitą afiliacją, pozwalającą na rozpoczęcie starań o wprowadzenie w życie jego naczelnej idée fixe.

Od zbrodni barbarzyństwa do genocydu

Już w latach dwudziestych podczas studiów we Lwowie Rafała Lemkina trapiła nieustępliwa myśl – jak to możliwe, że sprawcy powtarzających się na przestrzeni dziejów masowych rzezi pozostają bezkarni i że ludzkość do tej pory nie wypracowała żadnych mechanizmów prawnych, by z jednej strony zapobiegać masowym zbrodniom, a z drugiej za nie karać. Co niezwykłe, Lemkin zwrócił uwagę na tę kwestię jeszcze przed hekatombą Holokaustu, a bezpośrednią przyczyną głębszego zainteresowania tym tematem były echa rzezi Ormian w Turcji podczas I wojny światowej.

Lemkin uporczywie szukał jakiegoś wspólnego określenia dla wszystkich „zbrodni nad zbrodniami”, które mogłoby zostać wykorzystane w języku prawniczym. Początkowo mówił o zbrodni barbarzyństwa, lecz dopiero określenie „genocyd” (ludobójstwo) w pełni oddało myśl, która nie opuszczała go od wielu lat. We wstępie do autobiografii pisał: „Odkąd uznałem, że niszczenie grup ludności jest zbrodnią, nie mogłem zaznać spokoju. Nie mogłem też przestać o tym myśleć. Gdy później ukułem termin genocide (ludobójstwo), odnalazłem sformułowanie na własny użytek, ale byłem jednocześnie gotowy podjąć energiczne działania, żeby to pojęcie stało się podstawą umowy międzynarodowej”.

Działania te, zakrojone – jak na jednego człowieka – na niezwykle szeroką skalę, zostały ukoronowane przyjęciem przez Zgromadzenie Ogólne Narodów Zjednoczonych w dniu 9 grudnia 1948 r. słynnej Konwencji w sprawie zapobiegania i karania zbrodni ludobójstwa. Szok, jaki przyniosły wieści o Szoah (Lemkin stracił w Holokauście niemal całą rodzinę), sprzyjał wówczas radykalnym rozwiązaniom, więc otworzył serca i umysły na pomysł polskiego prawnika.

Lemkin nie spoczął na laurach nawet po tym nieprawdopodobnym wręcz sukcesie. Rozwinął energiczną, praktycznie jednoosobową kampanię na rzecz ratyfikacji tej konwencji przez państwa zrzeszone w ONZ, bez oglądania się na własny interes, a nawet zdrowie. Ciesząc się początkowo ogromnym uznaniem i autorytetem (nominacje do Pokojowej Nagrody Nobla), zaczął stopniowo tracić przyjaciół i protektorów, konfliktując się ze środowiskiem naukowym i prawniczym, napędzany tylko jedną obsesyjną ideą – objęciem konwencją możliwie jak największej liczby krajów. Umarł nagle na atak serca w skrajnej niemal nędzy, opuszczony i zapomniany w wieku zaledwie 59 lat.

Sukces wymaga legendy

Oszałamiająca kariera Rafała Lemkina w kręgach międzynarodowych luminarzy prawa wydawała się tak niewiarygodna, że nie wystarczało proste skądinąd wytłumaczenie, że swój sukces ubogi prawnik z zapadłej polskiej prowincji zawdzięczał wyjątkowej inteligencji, ciężkiej pracy, żelaznej konsekwencji i odrobinie szczęścia. Jego życiorys obrósł więc w liczne przekłamania oraz legendy, dzięki którym osiągnięcia Lemkina stawały się w snobistycznym środowisku prawniczym bardziej zrozumiałe. A sam Lemkin nie starał się ich prostować, utrudniając zadanie swoim potencjalnym biografom.

Ryszard Szawłowski postawił sobie za cel weryfikację oraz wyjaśnienie wszystkich tych nieporozumień i jawnych kłamstw w biografii polskiego prawnika. A tych jest wręcz nieprawdopodobna liczba. Już sama data urodzenia Rafała Lemkina wymagała ponownego ustalenia, bo funkcjonujący w obiegu rok 1901 okazał się datą błędną. Autorzy licznych not biograficznych Lemkina wskazywali m.in. na rzekomy intelektualizm jego matki (po prostu przeczytała kilka rosyjskich książek), na udział Lemkina w walkach w czasie wojny polsko-bolszewickiej (nie miało to miejsca), na jego rzekome gruntowne studia zagraniczne (nic o tym nie wiadomo), na jego wysokie stanowisko w strukturach wymiaru sprawiedliwości II RP (był jedynie wiceprokuratorem w Warszawie), na udział w walkach z hitlerowskimi Niemcami (miał takie zamiary, ale nic z tego nie wyszło), na zburzenie przez Luftwaffe warszawskiej kamienicy, w której mieszkał (stoi do dziś) oraz na niezliczoną liczbę drobnych przekłamań i zafałszowań, które zaciemniały obraz drogi intelektualnej Lemkina prowadzącej go na prawniczy Olimp.

Prawdziwy respekt budzi pasja, z jaką Szawłowski rozprawia się z każdą nieprawdziwą informacją z życia swojego bohatera – jest w tym coś z dziennikarstwa śledczego, niemal wyczuwa się satysfakcję autora, gdy opisuje krok po kroku, w jakich okolicznościach zdobył konkretną informację. Jest też bezlitosny dla swoich poprzedników – autorów biogramów Lemkina, którzy nie byli, jego zdaniem, wystarczająco dociekliwi i bezrefleksyjnie utrwalali w powszechnej świadomości kłamstwa na temat wybitnego polskiego prawnika.

Szawłowski stara się lokować swoje dzieło jak najdalej od tych rodzajów biografii, które przypominają bardziej powieści niż oparte wyłącznie na faktach (mających swoje odzwierciedlenie w źródłach) rzetelne prace naukowe. Nie interesuje go uatrakcyjnianie opisu życia swojego bohatera. Motorem jego pisarstwa wydaje się czysta, pozbawiona kwiecistości prawda. Ma to jednak swoje konsekwencje.

Bohater ważniejszy od czytelnika

Biografia Rafała Lemkina pióra Ryszarda Szawłowskiego – trzeba to powiedzieć wprost – nie jest lekturą łatwą. Autor tak bardzo skupił się na swoim bohaterze, że wydaje się trochę zapominać o czytelniku.

Już pierwsze linijki biografii dają obraz tego, co czeka nas na pozostałych ponad pięciuset stronicach. Szawłowski bez zbędnych wstępów z pasją rozprawia się z błędem w dacie urodzin swojego bohatera, przybliżając szczegółowo konteksty, w jakich ją zafałszowano. Czytelnik zostaje nagle skonfrontowany z garścią kontrowersji wokół okoliczności niemającej w sumie większego znaczenia dla dalszych losów bohatera (zaledwie rok różnicy). Ustalanie faktów jest oczywiście podstawową rolą każdego biografa, jednak pedanteria, z jaką czyni to autor – choć budzi podziw – bywa czasami nużąca.

W tego typu sytuacji naturalnym rozwiązaniem może być umieszczenie szczegółowych wyjaśnień w przypisach, jednak w przypadku książki Szawłowskiego przypisy te i tak należą do niezwykle rozbudowanych. Wartość naukowa tej publikacji (oprócz przypisów książka opatrzona jest obszernymi aneksami, bibliografią, indeksem nazwisk, angielskim tłumaczeniem rozbudowanych tytułów podrozdziałów) jest zatem imponująca, co budzi tym większy szacunek, gdy uzmysłowimy sobie, że Szawłowski historią zajmował się amatorsko.

Niestety ta drobiazgowość odbija się na atrakcyjności narracji, chociaż doskonała polszczyzna, jaką posługuje się autor, wynagradza czytelnikom trud włożony w zapoznanie się z zawiłościami biografii intelektualnej Lemkina. I tu dochodzimy do głównej – w mojej ocenie – wady dzieła Szawłowskiego. Jak autor sygnalizuje w podtytule, jest to biografia intelektualna. Teoretycznie zatem trudno mieć do niego pretensje, że skupia się wyłącznie na życiu umysłowym bohatera – problem jednak w tym, że nie jest konsekwentny.

Z książki dowiemy się bowiem trochę o dzieciństwie Lemkina, o jego rodzicach, o tułaczce po opuszczeniu atakowanej Warszawy, o okolicznościach aresztowania i szczęśliwego zwolnienia przez NKWD, o sytuacji zdrowotnej, o poróżnieniu się z ocalałym z Holokaustu bratem, o trudnych warunkach materialnych w USA itp. Szawłowski nie wspomina natomiast choćby jednym słowem o ewentualnych związkach uczuciowych swojego bohatera, jego stanie cywilnym i w ogóle o jego życiu osobistym – musiało ono przecież mieć znaczący wpływ na jego myślenie, postrzeganie świata czy określone wybory. Temat ten został kompletnie zignorowany, a przecież wystarczy zajrzeć do wspomnianej na wstępie książki Philippe’a Sandsa, by poznać chociażby stosunek Lemkina do kobiet.

Trudno zrozumieć, dlaczego autor postanowił tak demonstracyjnie pominąć ten aspekt życia swojego bohatera – pedanteria w podejściu do innych kwestii wprowadza przez to u czytelnika pewien dysonans poznawczy, narzucając podejrzenia, że Szawłowski próbował coś istotnego na ten temat ukryć.

Spuścizna polskiego prawnika

Jak zaznaczono na wstępie, postać Rafała Lemkina i jego dorobek nie są w Polsce powszechnie znane i automatycznie kojarzone z określeniem „genocyd” (ludobójstwo), które to polski prawnik samodzielnie wymyślił, a potem poświęcił życie, by je rozpropagować oraz zakorzenić w prawodawstwie. Termin ten na stałe jednak wszedł nie tylko do międzynarodowego kodeksu karnego, ale także do wszystkich niemal języków świata.

Wesprzyj Więź

Pozwolę sobie w tym miejscu na osobistą refleksję. Będąc w trakcie lektury książki Szawłowskiego i przymierzając się do napisania tej recenzji, miałem przyjemność uczestniczyć we wrześniu 2021 r. w kolejnej edycji „Igrzysk Wolności” – odbywającego się w Łodzi wyjątkowego interdyscyplinarnego forum kulturalnego i intelektualnego z udziałem osobistości ze świata nauki, kultury i polityki. Jednym z najważniejszych punktów podczas tego wydarzenia była dyskusja wybitnych współczesnych intelektualistów: Yuvala Noaha Harariego – historyka, profesora Uniwersytetu Hebrajskiego w Jerozolimie i autora światowych bestsellerów oraz Fransa de Waala – holendersko-amerykańskiego etologa i biologa, znanego z pracy nad zachowaniem i inteligencją społeczną naczelnych. Rozmówcy doszli do wniosku, że ludzi od zwierząt różni właśnie kwestia „genocydu” – jedynie bowiem homo sapiens są zdolni do popełnienia „zbrodni nad zbrodniami”, mordując całe grupy bliźnich ze względu na ich odmienną rasę, religię, kulturę czy przynależność narodową.

Angielski termin genocide padł w tej pasjonującej dyskusji wielokrotnie. Trudno sobie wyobrazić większe zwycięstwo idei polskiego prawnika niż posługiwanie się jego terminologią przez osobistości należące do elity intelektualnej świata ponad sześćdziesiąt lat po jego śmierci. Rafał Lemkin ze wszech miar zasługuje na pamięć, zwłaszcza w Polsce, która to ubogiemu żydowskiemu młodzieńcowi z prowincji dała możliwość kształcenia się na porządnym uniwersytecie oraz zapewniła warunki pracy i rozwoju intelektualnego. Wydało to owoce w postaci ukucia i wprowadzenia do obiegu prawnego określenia, dzięki któremu ludzkość uzyskała wreszcie narzędzia, by zapobiegać zbrodniom – oraz za nie karać! – które przez stulecia kładły się cieniem na jej kondycji moralnej. Książka zmarłego pod koniec 2020 r. prof. Ryszarda Szawłowskiego, który badaniom nad biografią Lemkina poświęcił dwadzieścia lat życia – mimo wspomnianych, nielicznych mankamentów – z całą pewnością pamięć tę przywraca.

Tekst ukazał się w kwartalniku „Więź” zima 2021.

Podziel się

Wiadomość