Gdy przebywamy w ciszy, dopiero wtedy ujawnia się to, jacy jesteśmy, z całym bogactwem, naszymi niechcianymi uczuciami, chaosem, uprzedzeniami wobec innych.
„Jezus (…) wszedł na górę i tam siedział. (…) «Żal Mi tego tłumu! Już trzy dni trwają przy Mnie, a nie mają co jeść. Nie chcę ich puścić zgłodniałych, żeby ktoś nie zasłabł w drodze»”.
Anthony de Mello SJ pisze, że fundamentalnym wymiarem miłości nie jest czyn, ale spojrzenie. Najpierw należy siebie i drugiego zobaczyć takim, jakim on jest, a nie takim, jakim ja chciałbym go widzieć, jakim chciałoby go widzieć państwo, Kościół, moralność, partia czy sąsiad. Dopiero z tego rodzi się wrażliwość, współczucie i aktywna miłość.
Początkiem współczucia i dostrzegania potrzeb drugiego jest uważność. Zanim tłumy przyszły do Jezusa, On siedział na górze. Nic nie robił, może nawet nie myślał za bardzo. Siedział i patrzył. Jezus był kontemplatykiem. Gdy przebywa się w ciszy i w patrzeniu, wtedy dopiero ujawnia się to, jacy jesteśmy, z całym bogactwem, naszymi niechcianymi uczuciami, chaosem, uprzedzeniami wobec innych. Zazwyczaj maskujemy je ciągłą aktywnością i przebodźcowaniem.
Papież Franciszek mówił na początku pandemii podczas nabożeństwa na placu św. Piotra o „ogłuszającej ciszy”. Dla coraz większej grupy ludzi cisza staje się hałasem nie do zniesienia. To nie cisza jest problemem, ale to, co się dzięki niej w nas ujawnia. I tego unikamy. Razi nas to i dlatego uciekamy od ciszy w zagłuszanie, w powiększanie wewnętrznego chaosu. Potem patrzymy na drugich przez pryzmat wewnętrznego hałasu.
Jezus najpierw patrzy w ciszy. I dlatego potem potrafi dostrzec, że są przy Nim ludzie, którzy nie mają już jedzenia. Można bowiem patrzeć na drugiego i tego nie dostrzec. Same oczy to za mało. A nawet jeśli zauważę potrzebę, to jeszcze nie znaczy, że pomogę. Wyobraźnia miłosierdzia – wspaniały termin ukuty przez Jana Pawła II – zakłada też uważność. Mogę iść przez życie, patrzeć oczami i nie zauważać. Wyobraźnia miłosierdzia domyśla się. Wie, jaki jest nasz świat. Wcale od niego nie ucieka. Wyobraźnia rodząca się ze współczucia jest patrzeniem Boga na świat. Tego nabywa się w ciszy.
Z ciszy, współczucia, wyobraźni miłosierdzia rodzi się odpowiedzialność za innych. „Nie mogę ich puścić zgłodniałych, bo zasłabną w drodze”. Jezusa obchodzi to, co się stanie z innymi. Ucieczka od ciszy i patrzenia powoduje nieustanne i pełne niepokoju kręcenie się tylko wokół siebie i swoich spraw. To bardzo zaślepia.
Cisza oczyszcza nas z niepokoju i martwienia się. Pozwala zobaczyć więcej. Bo patrzenie w ciszy jest równocześnie słuchaniem. Trwaniem w słuchaniu pomimo pojawiającego się wewnętrznego hałasu. Ta cisza nas zmienia i czyni ludźmi wyobraźni miłosierdzia.
Tekst ukazał się wczoraj na Facebooku. Tytuł od redakcji Więź.pl
Czytam rozważania księdza Dariusza Piórkowskiego i bardzo mi się one podobają.Cieszy mnie to,że są tacy mąrzy i otwarci księża, potrafiący mówić odważnie o wierze oraz o błędach kościoła też.Mam podobne myślenie na temat wiary ,religii katolickiej itp.,,Jestem osobą wierząca i głębiej praktykujacą.Od ponad 30 lat prowadzę,pogłębione życie wewnętrzne, i duchowe,wiele w swym ziemskim życiu już doświadczyłam na tyle dużo, bardzo trudnych doświadczeń,że musiałam zwrócić się jako,młoda osoba o konkretną pomoc do Boga i tak zaczęła się moja droga,nie łatwa, momentami bardzo trudna ale piękna zarazem,której nie zamieniłabym na lekką tylko, ścieżkę mlekiem i midem płynącą a także, tylko przyjemną tutaj na ziemi.Moja droga, to nie kończąca się przygoda z Bogiem i światem duchowym,namacalne duchowe doświadczenie Boga żywego na modlitwie i w moim co dziennym życiu ,doswiadczenie jego miłości bezinteresownej oraz troski o człowieka(o mnie),ale nie tylko o mnie.Kościół kocham i jako osoba wierząca potrzebuję Go,tylko,że to co głosi kosciół jest zbyt sztywne szablonowe i zbyt dużo w Nim straszenia ludzi karą lub zasługiwania na łaskę lub na miłość Boga, itp. wiele spraw ,po prostu zbyt dużo sztuczności i sztywnosci.Cały Kościół ,również ten składających się z osób duchownych ,musi przejść przemiany wewnętrzne i oczyszczające Go,żeby stał sie prawdziwy, autentyczny i żeby mógł istnieć ,musi nauczyć się prawdziwej pokory.Pokora ta powinna zacząć się od hierarhów kościelnych od tych którzy ten kościół prowadzą a od których nierzadko na kazaniach ,słyszy się najczęściej o nakazach i zakazach,wywołując lęk i poczucie winny w bardzo wielu wiernych ,natomiast tak mało mówi się o miłości bezinteresownej Boga do człowieka o Jego miłosierdziu o Jego darze wzgledem człowieka,żeby go do siebie przybliżyć ,przyciagnąć ,dlatego, tak mocne doświadczenia ostatnio Kościół przechodzi, to jest Jego oczyszczenie,tak to widzę.Pozdrawiam.