Są dwie możliwości: albo nasze krótkie życie kończy się wraz ze śmiercią i wtedy jest skazane na jakiś marazm, albo tak silna niezgoda na jego koniec ma sens – mówi „Tygodnikowi Powszechnemu” ks. Grzegorz Strzelczyk.
Za kilka dni przypada uroczystość Wszystkich Świętych i dzień później Wspomnienie wszystkich wiernych zmarłych. O świętych obcowaniu i naszym stosunku do śmierci z teologiem ks. Grzegorzem Strzelczykiem w najnowszym „Tygodniku Powszechnym” rozmawia Artur Sporniak.
Zdaniem ks. Strzelczyka, „jeżeli się traktuje na serio ideę świętych obcowania, to myśli się w kategoriach rozszerzonej wspólnoty. Oprócz tej rzeczywistości, która jest dla nas dostępna zmysłowo, jest jeszcze rzeczywistość szerszej wspólnoty Kościoła, duchowej – tych, którzy już doszli do celu”.
Jednocześnie duchowny zaznacza: „Mam świadomość, że żywoty – zwłaszcza starsze – są mocno przemieszane z legendami. Poza tym nie da się przyłożyć jednego życiorysu do innego i skopiować zachowań. Dla mnie bycie wzorem życia to jednak sposób myślenia. Jeżeli próbuję myśleć z jednym czy drugim teologiem, to przekłada mi się to na sposób życia. Nigdy nie próbowałem np. naśladować Jana od Krzyża w radykalności pokuty, i nie mam najmniejszego zamiaru tego robić. Natomiast jego pisma radykalnie wpłynęły na moje życie, np. na mój sposób modlitwy”.
Teolog podkreśla, że gdy dochodzimy do kwestii skuteczności danego świętego, to „wchodzimy w przestrzeń magiczną i opuszczamy katolickie nauczanie o wstawiennictwie”.
W jego ocenie „nie mamy problemu z obcowaniem ze świętymi. Mamy problem z obcowaniem ze śmiercią, z rozkładającym się ciałem”. Ks. Strzelczyk wyjaśnia, że „tym, co przechodzi dalej”, jest dusza – „czyli tak naprawdę przechodzi dalej osoba, z którą można mieć nadal relacje, tyle że nie jest ona już obecna cieleśnie”. „Metaforą duszy może być kopia danych w chmurze. Elektroniczne urządzenie ulega nieodwracalnemu zniszczeniu, tak jak ciało po śmierci. Natomiast dane trwają w Bogu, który jest gwarantem ich istnienia w chmurze. Zmartwychwstanie to uruchomienie tych danych na nowym urządzeniu” – stwierdza.
„Są dwie możliwości: albo nasze krótkie życie kończy się wraz ze śmiercią i wtedy jest skazane na jakiś marazm, albo tak silna niezgoda na jego koniec ma sens. Nikt nam nie udowodni, że nasz akt wiary jest słuszny czy niesłuszny. To jest nie do udowodnienia – tu robimy krok w wierze. Albo ufam świadectwu apostolskiemu i wierzę, że Chrystus zmartwychwstał, i w związku z tym uważam, że moja nadzieja nie jest próżna, albo nadzieja jest próżna. Kropka. Ten dylemat jest nierozwiązywalny – z nim trzeba żyć” – zaznacza duchowny.
„Co sprawia, że ważniejsi są dla nas bliscy zmarli od świętych Kościoła?” – pyta Artur Sporniak. „To pytanie do antropologa kultury. Nie mam teologicznej odpowiedzi. Wbrew temu, co się powszechnie sądzi, w objawieniu nie ma na temat Polski ani słowa” – odpowiada ks. Grzegorz Strzelczyk.
Przeczytaj też: Niech aniołowie zawiodą nas do raju
DJ
Faktycznie nikt nie udowodni, czy wiara w życie po śmierci jest słuszna czy nie, natomiast wiara jako taka jest antyintelektualna. Ciekawe, że tylko w kwestiach związanych z religią wiara jest gloryfikowana – w każdym innym kontekście jest uważana za naiwność.
Absolutnie nie zgadzam się z Łukaszem. Wiara nie jest naiwna. Wiara to zawierzenie, ufność – bez wiary tak pojmowanej nie byłaby możliwa miłość, relacja z drugą osobą, która jest najwyższym aktem człowieczeństwa i nadaje sens naszemu życiu.
Co ma wiara do miłości? Przecież to, czy druga osoba mnie kocha, jest widoczne w zachowaniu, w słowach…
Widoczne jest t, co jest teraz, ale nie mam żadnej gwarancji, że będzie tak zawsze. Kocham i wierzę, że ten drugi też będzie mnie kochać, że mnie nie zrani. Miłość bez wiary jest wyrachowaniem.
Zdecydowanie wiara nie „jest uważana za naiwność w każdym innym kontekście”. Jestem matematykiem pracującym na uniwersytecie, pracuję również z fizykami i np. dla mnie i wielu współpracowników patrzących „ze strony nauki” wiara nie jest żadną naiwnością, tylko wyborem zestawu założeń/światopoglądu, który w szczególności nie stoi w żadnej sprzeczności z nauką.
Szczególnie nie stoi w żadnej sprzeczności z nauką zmartwychwstanie, chodzenie po wodzie, uzdrawianie ślepych śliną pomieszaną z błotem. Faktycznie „ze strony nauki ” nie jest to żadną naiwnością. „Wybór zestawu założeń/światopoglądu” bez żadnego dowodu – gratuluję stosowania metody naukowej w praktyce…Jaką to naukę praktykuje się na tym uniwersytecie i to w naukach ścisłych…
Osobiście uważam, że życie po śmierci istnieje i są na to dowody – wnioski z badan nad NDE, chyba że ktoś kwestionuje metodę badawczą, ale to oznacza odrzucenie ustaleń kilku dyscyplin nauki.
Wiara jako taka nie jest antyintelektualna tylko wiara (bardziej potrzeba wiary) jest mechanizmem funkcjonowania mózgu człowieka. Modny temat badawczy, na marginesie, jest sporo ciekawych pozycji.
NDE to zaburzenia mózgu osoby bliskiej śmierci, zostały one już dawno wyjaśnione na gruncie naukowym i niczego nie podważają.
A ja jestem chemikiem. I nikt na wiarę mi nie przyjmie, że np. zsyntetyzowalem jakiś związek. Pokaż widma NMR, to będzie dowód. Wiara to utrzymywanie jakiś poglądów bez dowodów, a to nie jest rozsądne…
Panie Łukaszu.
Wiara nie ogranicza się tylko do religii, ale jest absolutnie konieczna do funkcjonowania jako człowiek i społeczeństwo. Bez przyjęcia aksjomatów (na wiarę oczywiście) nie można uprawiać nauki, ani mieć jakiegokolwiek światopoglądu. Wierzymy, że istnieje świat zewnętrzny, że nie żyjemy w jakiejś formie matrix’u itd.
Wierzymy, że posiadamy wolną wolę, bez której nie moralność nie miałaby sensu.
No właśnie moralność, kategorie dobra i zła moralnego nie istnieją w świecie fizyki czy chemii (skoro jest Pan chemikiem), a wierzy Pan albo przynajmniej żyje Pan tą „iluzją” moralną, jakby dobro i zło były obiektywne. Być może rzeczywiście są to wartości obiektywne, ale w to pozostaje nam tylko wierzyć, bo udowodnić się nie da.
Nie wiadomo, czy świat zewnętrzny istnieje naprawdę – hipoteza symulacji może być prawdziwa. To nic nie zmienia, skoro i tak nie jesteśmy w stanie tego wykazać. A w dodatku niektórzy, np. Nick Bostrom, dość przekonująco dowodzą, że jest bardziej prawdopodobne, że żyjemy w symulacji. Tak więc nie wszyscy przyjmują na wiarę realność świata.
Natomiast wolna wola, dobro i zło to tylko idee. One oczywiście istnieją, tak jak istnieje idea boga czy bogów. Natomiast to nie znaczy, że bóg lub bogowie istnieją.
Absolutnie, racja.
Tylko jak zrozumiałem Pana wypowiedź, ma Pan problem z wiarą tylko w odniesieniu do religii, a nie do świata zewnętrznego, wolnej woli, czy moralności.
Bądźmy zatem konsekwentni.
Wiara jest zawsze antyintelektualna. I w większości przypadków prawie wszyscy tak ja traktują. Jedynie wiara religijna jest traktowana zupełnie inaczej, bardzo poważnie. Nawet istnieje dziedzina pseudonauki tym się zajmująca, czyli teologia. Ale przecież i w przypadku boga wiara jest tylko zbiorem przekonań bez jakichkolwiek podstaw.