Jesień 2024, nr 3

Zamów

Zachować się po ludzku. Szybki kurs na temat migracji

Milczący protest pamięci ofiar na polsko-białoruskiej granicy. Warszawa, 6 października 2021. Fot. Katarzyna Bartosik

Świat nie jest zdolny do tego, by wyeliminować wojny, choroby, biedę, zagrożenia ekologiczne czy fanatyzm, czyli główne przyczyny masowych migracji. Nie zwalnia nas to jednak od obowiązku pomocy.

Znam bardzo wiele osób zajmujących się profesjonalnie migracjami i przyjaźnię się z nimi. Są wśród nich m.in. naukowcy, urzędnicy, funkcjonariusze, członkowie organizacji społecznych. Sam naukowo zajmuję się migracjami już 25 lat. Gdy więc na granicy polsko-białoruskiej zaczęli pojawiać się coraz częściej migranci wysłani tam przez reżim Aleksandra Łukaszenki, moją pierwszą myślą było, że powinienem pojechać na granicę. Wiele osób powiedziało mi jednak: „Tam się nie przydasz. Pisz, mów i tłumacz to, co się dzieje na granicy polsko-białoruskiej. To twoja rola i zadanie”. Piszę więc ten tekst, mając nadzieję, że będzie on przyspieszonym kursem wiedzy na temat migracji.

Bo tak między ludźmi wypada

W perspektywie historycznej to, co się dzieje na granicy polsko-białoruskiej, nie jest wydarzeniem wyjątkowym. Od początku cywilizacji ludzie przemieszczają się, starając znaleźć dla siebie lepsze miejsce do życia. Szukają pożywienia, uciekają przed wojnami czy klęskami żywiołowymi.

Jest alternatywa dla budowy muru granicznego. Można te pieniądze wydać na stworzenie systemu wsparcia migrantów – systemu z prawdziwego zdarzenia w miejsce chaotycznych działań

Maciej Duszczyk

Udostępnij tekst

Zdarza się, że wędrując, przekraczają granice terytoriów, które są kontrolowane przez inne, obce grupy. Czasem dochodzi wtedy do konfliktów, ale w innych sytuacjach okazuje się, że możliwe jest życie w symbiozie z dotychczasowymi mieszkańcami. Czerpiąc z doświadczeń „przybyszów”, lokalne społeczności o wiele szybciej się rozwijają i ostatecznie wypierają tych, którzy zamykali się na imigrantów.

Wielokrotnie w historii emigrantami byliśmy my, Polacy. Przyjmowaliśmy też uchodźców, którzy z różnych powodów uciekali ze swoich ojczyzn. Wśród polskich rodzin praktycznie nie ma takich, których członkowie nie mieszkają za granicą. Ktoś kiedyś ich tam przyjął, wyciągnął do nich pomocną dłoń, udzielił schronienia – bo po prostu tak między ludźmi wypada, ale w dłuższej perspektywie także się opłaca (o tym w kolejnym punkcie). Mądrością narodów jest ich historia. Dzisiaj zapominamy o migracyjnym wątku naszej przeszłości. To źle. Czas sobie to przypomnieć.

Bo tak się opłaca

Wśród państw, które szybko się rozwijają i osiągają wysoki poziom życia obywateli, nie ma w dzisiejszym świecie – poza Japonią i Koreą Południową – krajów, które zamykały się na imigrantów. W pewnych momentach napływ cudzoziemców był konieczny dla rozwoju.

Tak dzieje się także i obecnie w Polsce. Przez ostatnie trzy lata liczba cudzoziemców zamieszkujących nasza ojczyznę wzrosła trzykrotnie, a liczba imigrantów płacących podatki i składki ubezpieczeniowe wzrosła pięciokrotnie. Z ostatnich obliczeń ekonomistów z Narodowego Banku Polskiego wynika, że imigranci w latach 2013-2018 wytworzyli 13 proc. wzrostu naszego produktu krajowego brutto, będącego miarą bogactwa danego państwa. Po statystykach migracyjnych możemy się domyślać, że z biegiem lat ta wartość tylko rośnie. Po prostu bez imigrantów bylibyśmy znacząco biedniejsi niż jesteśmy obecnie.

Przez te ostatnie trzy lata byliśmy w stanie, bez większych problemów, przyjąć 1,5 mln Ukraińców, Białorusinów, Gruzinów czy Mołdawian, ale także kilkadziesiąt tysięcy Hindusów, Wietnamczyków, Uzbeków, Pakistańczyków, Syryjczyków czy Afgańczyków. Przykładowo w 2020 r. wydano ponad 7 tys. zezwoleń na pracę dla Filipińczyków, ponad tysiąc dla Etiopczyków czy ponad sto dla obywateli Demokratycznej Republiki Konga. Do Polski co roku przyjeżdża coraz więcej cudzoziemców, nawet z najodleglejszych zakątków świata, odnajdując dla siebie u nas miejsce do życia i pracy. Ich celem podróży nie są Niemcy – jest nim Polska. To pokazuje, jak pozytywnie zmieniliśmy się w ostatnich latach. Obyśmy tego nie zaprzepaścili.

Bo jesteśmy Europejczykami

Polska należy do Unii Europejskiej (choć coraz więcej wskazuje na to, że obecny rząd chciałby nas z niej wyprowadzić). Jednym z najważniejszych obszarów integracji unijnej jest strefa Schengen, powstała na podstawie układu zawartego właśnie w tym pięknym holenderskim mieście. Polska jest jej członkiem od 2007 r. Dzięki niej przekraczamy granice bez kontroli. Doceni to każdy, kto ma doświadczenie oczekiwania długich godzin w kolejce do przejścia granicznego.

Jedną z zasad strefy Schengen jest ustalenie, że zewnętrzna granica strefy staje się niejako wspólna dla wszystkich państw członkowskich. Tak jak aktualnie na naszej wschodniej granicy – jest ona granicą Polski, ale też i strefy Schengen. W dużym uproszczeniu jest to także granica dla Hiszpanów czy Greków. Nie powinno zatem dziwić, że tak jak my niepokoiliśmy się wydarzeniami na granicach włoskiej czy greckiej, tak teraz obywatele tamtych państw z niepokojem obserwują, co się dzieje u nas.

Jest jednak zasadnicza różnica. Tamte państwa, stając przed wyzwaniem migracyjnym, natychmiast zaangażowały instytucje unijne i m.in. dzięki temu nie musiały wprowadzać stanu wyjątkowego, który przecież ogranicza prawa obywatelskie i powinien być wprowadzany w sytuacji absolutnie ekstraordynaryjnej. Ponadto trzeba zdawać sobie sprawę, że napływ imigrantów, z jakim mieliśmy do czynienia na południu Europy kilka lat temu, był dziesięciokrotnie, a nawet w pewnym momencie piętnastokrotnie większy niż ten, z którym mamy do czynienia obecnie na naszej granicy.

Unia Europejska poradziła sobie jednak z tym wyzwaniem. Wspólnie daliśmy radę, choć Polska wówczas raczej odwracała się plecami do problemów Greków, Hiszpanów czy nawet Węgrów. Obecnie natychmiast powinniśmy skorzystać z mechanizmów i instrumentów, jakie Unia Europejska wypracowywała latami i które po prostu sprawdziły się w przeszłości. We Wspólnocie siła. Kto tego nie rozumie, naraża swój kraj i naród na olbrzymie ryzyko.

Bo jesteśmy ludźmi

Migracje mają niezmiernie ważny aspekt humanitarny. W naszej tradycji judeochrześcijańskiej stajemy się w pełni człowiekiem, kiedy pomagamy innym. Odwracając się czy udając, że nie widzimy problemów innego człowieka, tracimy część naszego ja. Tak już po prostu jest w naszej wspólnocie. Dotyczy to zarówno osób wierzących, jak i ateistów. W tym przypadku wiara nie ma żadnego znaczenia.

Oczywiste jest, że nie mamy potencjału i możliwości, aby pomóc wszystkim. To nierealne. Po prostu nas to przerasta. I to nie tylko nas, tutaj w Polsce. Świat jako taki nie jest zdolny do tego, by wyeliminować wojny, choroby, biedę, zagrożenia ekologiczne czy fanatyzm, czyli główne przyczyny masowych migracji. Nie zwalnia nas to jednak od obowiązku pomocy, tak jak możemy czy potrafimy.

Obligują nas do tego także podpisane w dobrej wierze umowy międzynarodowe określające jak, komu i na jakich zasadach powinniśmy pomóc. Zdecydowanie na początku tej listy są dzieci i kobiety. To jest zasada niezmienna od lat. Pierwszeństwo dla dzieci i kobiet jest tak oczywiste, że z pewnością nie trzeba tego tłumaczyć.

Tymczasem polskie władze zadecydowały o wydaleniu „na linię granicy” właśnie kobiet i dzieci szukających u nas pomocy. Żadne tłumaczenia nie mogą być tutaj przyjęte. To po prostu nieludzkie. Jeżeli to robimy, to czym tak naprawdę różnimy się od reżimu Łukaszenki? Jeżeli nawet już taka decyzja zapadła, to czy naprawdę nie można było ich „odstawić” na przejście graniczne?

Z tych powodów pytanie „Gdzie są dzieci?” jest jak najbardziej zasadne.

Czy mur będzie konieczny?

Na zakończenie spróbuję odpowiedzieć na pytanie, co powinniśmy zrobić w najbliższej przyszłości.

Czy wiedza na temat migracji pozwoli zarysować najbardziej prawdopodobne scenariusze? Tak, jak już wspomniałem, to, co się dzieje na naszej granicy, nie jest niczym nowym. Z podobnymi zdarzeniami mieliśmy do czynienia w przeszłości. Trzeba więc skorzystać z doświadczenia i wiedzy, jaka już została zdobyta.

Pierwszeństwo dla dzieci i kobiet jest tak oczywiste, że nie trzeba tego tłumaczyć. Dlatego pytanie „Gdzie są dzieci?” jest jak najbardziej zasadne

Maciej Duszczyk

Udostępnij tekst

Należy przyjąć, że Łukaszenka – o ile nie zostanie z nim zawarte porozumienie, które pozwoli mu pokazać, że odniósł sukces i wrócił na arenę międzynarodową pomimo zbrodni, których się dopuścił – nie zrezygnuje z organizowania przemytu ludzi przez granice polską, litewską i łotewską. Ze względu na pogodę presja może nawet rosnąć. Rośnie także ryzyko, że coraz więcej ludzi będzie po prostu umierać z zimna czy chorób. Jak wobec tego powinniśmy się zachować?

Kluczowe jest natychmiastowe przygotowanie infrastruktury dla imigrantów, którym będziemy chcieli i umieli pomóc. W szczególności chodzi tu o kobiety z dziećmi. Może nam w tym pomóc Unia Europejska, tak jak pomagała i wciąż pomaga Grekom czy Włochom.

Należy też bezwzględnie uszczelnić naszą granicę. Jeżeli nie będzie innego wyjścia, to budowa muru może być konieczna. To oczywiście nie powstrzyma migracji, ale pozwoli na pewien czas ją ograniczyć. Za pewien czas będzie można zburzyć ten mur jako symbol powrotu Białorusi na łono państw demokratycznych.

Integracja przede wszystkim

Jest jednak alternatywa dla muru, który przecież będzie kosztował bardzo dużo pieniędzy. Należy również zdawać sobie sprawę, że ze względu na ukształtowanie terenu budowa „zapory” będzie niezmiernie trudna. Granica w dużej części przebiega przecież przez lasy (Puszcza Białowieska) oraz bagna.

Można te pieniądze wydać na stworzenie systemu wsparcia migrantów – systemu z prawdziwego zdarzenia w miejsce chaotycznych działań. Pozwoliłoby to wykorzystać istniejące potencjały i pomóc tym, w przypadku których zgodzimy się, aby wjechali i przebywali w naszym kraju.

Kluczowa jest tutaj ich integracja w polskim społeczeństwie, tak aby po pewnym czasie stanowili oni jego część. To byłaby bardzo dobra i potrzebna Polsce inwestycja. Na pewno część z nich wyjedzie do innych krajów, tam gdzie mieszkają ich rodziny. Trudno, to ich prawo. My jednak będziemy mogli powiedzieć: zachowaliśmy się po ludzku, mogliśmy i pomogliśmy.

Wesprzyj Więź

Choć na pierwszy rzut oka migracje wydają się proste do wytłumaczenia, wcale takie nie są. Za każdą migracją stoją bowiem konkretni ludzie ze swymi marzeniami, oczekiwaniami, ale też problemami. Bardzo trudno uogólnia się ich historie. W tym krótkim tekście starałem się to jednak uczynić i dołożyć cegiełkę do rozwiązania wyzwania, przed jakim stanęliśmy.

A jeszcze ważniejsze jest, aby pilnie próbować przeciwdziałać rosnącemu podziałowi w polskim społeczeństwie na tle stosunku do imigrantów. W dłuższej perspektywie podziały te mogą być dla nas jako wspólnoty zabójcze.

Przeczytaj też: „Solidarność” staje się martwym słowem, jeśli odwracamy się od potrzebujących

Podziel się

19
7
Wiadomość

Unia poradzila sobie z migrantami? Gdzie? Co za kłamliwe słowa! Na granicy po stronie BIALORUSKIEJ ! nie ma kobiet ani dzieci! Owszem duzo osób z innych panstw przyjelismy ale w sposób legalny! Przez legalne przejscia graniczne! Nie nielegalnie! A o murze miedzy USA a Meksykiem Pan zapomniał? A jak zachowują sie migranci w krajach unii? Zabójstwa, gwałty, kradzieze, prawo szariatu w wielu dzielnicach miast! Czemu o tym autor ani słowem nie wspomniał? Zamachy na ludzi takze za pomocą ciężarówek, smierc Polaka zamordowanego przez terrorystę wpuszczonego do kraju unii. O tym fakcie tez ani słowa! Póki co granica wschodnia jest takze zewnętrzną granicą unii i to tez polska granica , ktorą SG i wojsko musi bronić. Są juz w Polsce osrodki dla migrantów dobrze wyposażone.
Po drugie ci migranci nie są zainteresowani azylem w Polsce, to ich słowa , oni chcą transportu do Niemiec ale o tym autor tez milczy…….

Wejdź sobie na stronę oko.press, poczytaj artykuły, pooglądaj relacje z Podlasia, zwróć uwagę na bobaski na filmach które marzną w zimnych, ciemnych podlaskich lasach. A to jest pewnie nic przy tym co się dzieje na terenach objętych tzw. stanem wyjątkowym , terenem który najprawdopodobniej przeobraża się w umieralnię uchodźców, mężczyzn, kobiet i dzieci.

Nie bój się Tomaszu, to ludzie a nie zombie, nie zrobią ci krzywdy. Może gdybyś cokolwiek wiedział o kulturze innej niż polsatowska, to byś zrozumiał, że oni są tacy sami jak ty i tego samego chcą. Pomóż im w potrzebie, a zyskasz przyjaciół na zawsze. Jeśli nie chcesz tego zrobić jako człowiek, zrób jako chrześcijanin. Raz jeszcze powtarzam – nie bój się ich, to tacy sami ludzie jak ty czy ja, a z opresyjnym szariatem mają tyle wspólnego co ty z Talmudem.

Jaki jest cel tego artykułu? Po raz setny powtarza narrację jednej ze stron ignorując kontr-narrację drugiej strony przekonywującą póki co dla istotnej części społeczeństwa. Już mi się nie chce wytykać płycizny i naiwności argumentów. Zresztą podejrzewam, że Autor je zna, tylko jest bezrady, więc postanowił je omijać. A ja czytam Więź i była szansa, by przynajmniej we mnie nadwątlić przekonanie, że rząd lepiej lub gorzej ale jednak postępuje zasadnie.

Jako ludzie wierzący w Jezusa Chrystusa, a zwłaszcza Polacy, którzy przechodzili różne próby i otrzymali też wiele łaski Bożej, mamy obowiązek świadczyć o tym, że jedynie MIŁOŚĆ jest sposobem na wszelkie zło. Nie możemy porównywać się z krajami, które tylko po ludzku chcą rozwiązywać problemy. Nam, oprócz ludzkiego rozumowania ( przestrzegania zasad humanitarnych, umów międzynarodowych, zwykłej gościnności itd.) została objawiona prawda Boża choćby o tym, że każdy człowiek ( ochrzczony lub nie) ma nieśmiertelna duszę i Bóg jest jego Ojcem i upomni się o niego. Zatem grzechem wołającym o pomstę do nieba jest traktowanie człowieka ( zwłaszcza kobiety i dzieci), który stoi na naszej ziemi i błaga o ratunek, by go wypędzić, czy skazać na śmierć. Tego nawet nie robi się z wrogiem, który stał się naszym jeńcem. ..Jako naród, odpokutujemy za każdą niewinną duszę, która na naszej ziemi polskiej została w jakikolwiek sposób sponiewierana, nie mówiąc o doprowadzeniu jej do śmierci z głodu zimna i rozpaczy. Dyskusje jakie się toczą, co i jak jest w innych krajach, które przyjęły emigrantów, są tylko ludzką pustą gadaniną. Szwecja, Niemcy zaspokajają tylko materialnie, a może trzeba jeszcze pomocy duchowej. By coś było owocne liczy się czyn i modlitwa o pomoc Bożą. Udaje się jakoś budować dobro misjonarzom w krajach tzw.”dzikusów”. Jednak misjonarze uzbrojeni są w Bożą moc wiary (modlitwy), nadziei i miłości ( miłosierdzia). Narzekaniem i odpychaniem tego co nam zsyła los, nie naprawimy i nie zbudujemy królestwa Bożego na świecie. Artykuł bardzo mi się podoba, bo zamiast straszenia i narzekania, pokazuje nam obiektywne spojrzenie oraz rozwiązania inne od egoizmu. Może warto by wreszcie nam być „iskrą miłosierdzia” pośród narodów. Bardzo podziwiam i modlę się za osoby pomagające po chrześcijańsku ludziom zagrożonym, niechcianym. To męczennicy o anielskich sercach. To naśladowcy św. Weroniki i innych heroicznych świętych pocieszających Chrystusa.

Szkoda, niczego nowego się nie dowiedziałam :(. Natomiast ciekawi mnie wątek, że UE poradziła sobie z migrantami w poprzednich falach. Czytałam wiele opracowań, jak bardzo sobie nie poradzili i teraz już radzić nie chcą. Gdyby autor to opisał, te modele rozwiązań, koszty i efekty działań, to by poszerzyło horyzonty i przybliżyło realną pomoc.