W Żużlu Doroty Kędzierzawskiej pada genialne zdanie. Wypowiada je ksiądz: „Nie trzeba być wierzącym, żeby grzeszyć”. Przecież nikt – niezależnie od tego, czy jest wierzący, czy niewierzący – nie może stanąć poza wyborem między dobrem a złem.
Kobieta Nie wiem, jak Ty, Andrzeju, ale ja od czasu, kiedy zobaczyłam Wrony Doroty Kędzierzawskiej, bardzo czekam na każdy jej kolejny film. Głównymi bohaterami większości dzieł reżyserki są dzieci – dzieci zdradzone przez dorosłych. Swoich dziecięcych bohaterów artystka traktuje z czułością, w jej filmach nie znajdziemy jednak cienia czułostkowości. Opowiada o ich losach w sposób przejmujący i nadaje tym opowieściom oryginalną, trudną do podrobienia formę.
Ksiądz Filmy Kędzierzawskiej na pewno nie należą do tych, które gromadziłyby ogromną publiczność, ale zawsze miały swoją wierną widownię kochającą kino, w którym nie tylko czuć, ale widać upływający (stracony?) czas. Ktoś mógłby powiedzieć, że są to filmy nudne, ale to jest błogosławiona nuda.
Kobieta Nudne?! Nigdy nie przyszłoby mi do głowy, żeby filmy Kędzierzawskiej sklasyfikować w ten sposób. Owszem, mają niespieszny rytm, poetycką formę, ale przecież opowiadają o niecodziennych zdarzeniach – trójka bezdomnych chłopców najprawdopodobniej z Białorusi nielegalnie przekracza granicę z Polską, mając nadzieję, że tu znajdzie lepsze życie (Jutro będzie lepiej); dziewięcioletnia dziewczynka porywa trzylatkę, bo jest tak samotna, że w ten desperacki sposób próbuje doświadczyć bliskości (Wrony); porzucony przez matkę chłopiec ucieka z domu dziecka i zamieszkuje na starej barce (Jestem) – ostatnia historia została zresztą oparta na faktach. A jak te filmy są zagrane! Kędzierzawska potrafi genialnie prowadzić swoich dziecięcych bohaterów, zachowują oni na ekranie niezwykłą naturalność i swobodę, wypadają jak najbardziej profesjonalni aktorzy. Już samo to jest w tych filmach fascynujące.
Ksiądz Absolutnie się z Tobą, Kasiu, zgadzam, jej dziecięcy aktorzy grają zazwyczaj wirtuozersko. Kędzierzawska sama robi castingi do swoich filmów i jest tu prawdziwą mistrzynią.
Być może to zainteresowanie dziecięcymi bohaterami odziedziczyła po swojej matce Jadwidze Kędzierzawskiej, reżyserce filmów dla dzieci. W jednym z nich, Ucieczce-wycieczce, nastoletnia Dorota nawet wystąpiła. Od dziecka obyta była z planem filmowym, a doświadczenie zawodowe zdobywała, podejmując się współpracy reżyserskiej i funkcji II reżyserki w filmach matki.
Kobieta Zaznaczmy jednak stanowczo, że filmy Doroty Kędzierzawskiej to opowieści o traumatycznych losach dzieci adresowane do dorosłych. Ich dziecięcy bohaterowie mierzyć się muszą z takimi sytuacjami, jakie nigdy nie powinny być udziałem żadnego dziecka. Porzucenie przez rodziców, rozpaczliwa samotność, bezdomność, brak zrozumienia i elementarnej empatii ze strony dorosłych – chciałoby się dzieci uchronić już przed samą wiedzą, że niektóre z nich mają takie doświadczenia.
O dojmującej samotności dziecka Kędzierzawska opowiadała już w jednej ze studenckich etiud – zrealizowanym pod opieką samego Wojciecha Jerzego Hasa Jajku. Film ten nominowany był w 1982 r. do studenckiego Oscara. Zapowiadał autorski styl artystki, w której filmach niewiele jest dialogów, ogromne znaczenie ma strona wizualna, zazwyczaj wysmakowana, impresyjnie poetycka.
Ksiądz Skoro wspomniałaś, Kasiu, o studenckiej etiudzie reżyserki, to dopowiedzmy, że studia reżyserskie ukończyła w WSFTviT w Łodzi w 1981 r. Wcześniej przez dwa lata studiowała reżyserię we Wszechrosyjskim Państwowym Uniwersytecie Kinematografii w Moskwie.
Chociaż każdy z filmów Kędzierzawskiej dotyka ważnego problemu społecznego, to nie ma tu najmniejszych nawet śladów publicystyki. Reżyserka stroni od jakichkolwiek uproszczeń, obce są jej manifesty, wszelka indoktrynacja. Wyznacznikiem jej twórczości jest personalizm, wniknięcie w dramat konkretnego człowieka.
Starannie buduje każde ujęcie, widać tu wpływ jej stałego współpracownika, znakomitego operatora Artura Reinharta. Wszystko jest dopracowane do ostatniego szczegółu: scenografia, kostium, światło, kolor.
Kobieta Ta dbałość o stronę wizualną może wydawać się dosyć zaskakująca, zważywszy na opowiadane historie. Reżyserka w żadnym razie nie ucieka od prawdy o rzeczywistych, niegodziwych wręcz warunkach życia swoich małych bohaterów. Nie upiększa ich samych, nie próbuje też osładzać przeżywanych przez nich dramatów.
Weźmy taki obraz: wołająca całą sobą o uwagę matki bohaterka Wron przykucnęła na brzegu morza. Właśnie zachodzi słońce, na plaży jest tylko ona. To nie tylko pięknie skomponowany kadr. Wypełniając go wielkimi płaszczyznami piasku, nieba i bezmiaru morza, udało się uchwycić ten szczególny rodzaj nieobecności, raniący małą bohaterkę. Bo Wrona – tak ją nazywam, ponieważ bywa jak ten ptak krzykliwa i raczej nie budzi sympatii otoczenia – jest dla matki niemal przezroczysta. Ta zaledwie dziewięcioletnia dziewczynka sama wyprawia się do szkoły, sama je obiad, samotnie spędza popołudnia i wieczory, samotnie zasypia. Nawet kiedy matka fizycznie jest obok, ona pozostaje samotna, niezauważona. Niepotrzebna? A za jednym z okien widzi kobietę cierpliwie uspokajającą płaczące dziecko, z oddaniem na nim skupioną.
Ksiądz Ten obraz matki troskliwie kołyszącej płaczące dziecko pojawia się również w Jutro będzie lepiej. Widząc to, ośmioletni bezdomny Waśka, który na co dzień drze koty ze swoim pięcioletnim bratem Pietią, zaczyna naśladować czułą matkę – niezdarnie tuli więc śpiącego brata, głaszcze go po włosach i całuje.
Kobieta Jak bardzo takich czułych gestów mały Pietia potrzebuje, świadczy scena z polskim policjantem, do którego wyciąga ręce, jak każde dziecko pragnące, żeby rodzic czy budzący zaufanie dorosły wziął je w ramiona.
Ksiądz Policjant odpowie na gest chłopca i weźmie go na ręce, poczuje jednak straszny smród brudnych ubrań i ciała chłopca, co sprawi, że – mimo szczerych chęci – nie będzie w stanie przytulić spragnionego rodzicielskich ramion dziecka.
Kobieta I my, widzowie, niemal ten odór czujemy. Pietia i dwaj pozostali bohaterowie Jutro będzie lepiej muszą śmierdzieć, bo żyją w brudzie, nie mają możliwości, żeby się myć, zmieniać czy prać ubrania. Ich życie toczy się w obskurnych warunkach – co doskonale oddają scenografia, kostiumy, wnętrza, w których dzieje się akcja. Ale oni sami zachowują przecież ten właściwy dzieciom rodzaj zdziwienia i zachwytu światem, który potrafi być piękny. Zachwycają się choćby z tego powodu, że świeci słońce i odbija się w rzece czy kałuży, magicznie oświetla łany zbóż, bo można przytulić szczeniaka, bo jest pełnia księżyca, bo dym z peta układa się w chmurki i kółka. Brudni, zasmarkani, dłubiący w nosach chłopcy są w tym zachwycie i umiejętności odnajdywania radości w drobiazgach nie tylko wzruszający, ale też piękni. I o tym ich nieoczywistym pięknie wiarygodnie i bez sentymentalizmu opowiadają właśnie poetyckie zdjęcia Artura Reinharta.
Ksiądz Artur Reinhart jest także współmontażystą i scenografem tego filmu. Jest to kino zrealizowane w konwencji klasycznego filmu drogi, opowiedziane w charakterystyczny dla obojga twórców stylu – impresyjne, wyczulone na detale. Portretujące nie tylko zewnętrzną rzeczywistości bohaterów, ale też ich wewnętrzne światy.
Kobieta Rzeczywiście, Dorota Kędzierzawska ma niezwykłą umiejętność wnikania w dziecięce światy, opowiada o nich niejako od środka. Pozwala dzięki temu i nam, widzom, w ten sposób spotykać swoich bohaterów. Nawet kiedy są nieznośni czy robią niemądre rzeczy, traktujemy ich jeśli nie z czułością, to ze zrozumieniem, bo wiemy, że noszą ciężary ponad siły nawet dorosłego człowieka – głęboko zranieni są przez tych, którzy ich urodzili. Ale, co szczególnie dojmujące, nieustannie za rodzicami tęsknią, niezrażeni ich zdradą wciąż szukają z nimi kontaktu, wciąż dają im nową szansę. Zadziwiająca jest ta dziecięca lojalność i wierność. Wrona nie pozwoli przytulić się nauczycielce, bo to jest gest zarezerwowany wyłącznie dla mamy, złości się też, kiedy matka kolegi nazywa ją „córeczką”. A Pietia, który najprawdopodobniej nigdy nie poznał rodziców, odgrywa wzruszającą rozmowę z tatą. Mówi do telefonicznej słuchawki: „Tęsknię za tobą, tato. Niedługo się zobaczymy. Kocham cię”.
Ksiądz W wielu opiniach o kinie Kędzierzawskiej powtarza się pogląd, że reżyserka perfekcyjnie łączy dwie sprzeczności: dojrzałość i bezbronność małych bohaterów.
Kobieta Oczywiście! I tu znowu dzieci przewyższają w swoim człowieczeństwie dorosłych – kiedy dorośli nie chcą im pomóc, potrafią się odsłonić, ujawnić swoją rozpacz, powierzyć im swoją bezbronność. A kiedy i to nie pomaga, próbują wspierać siebie nawzajem. Jak bohaterowie Jestem – dla Kuleczki i Kundla nie ma znaczenia, że pochodzą z dwóch odrębnych światów, bo ona ma bogatą rodzinę, a on właśnie uciekł z domu dziecka. Są tak samo samotni i tęsknią za tym, żeby być dla kogoś ważnym, chcianym, niezbędnym. Więź, która się między nimi narodzi, jest życiodajna.
A Wrona, która porywa trzyletnią dziewczynkę, bo skoro nie doświadcza bliskości jako dziecko, to może doświadczy jej, kiedy wejdzie w rolę matki, ostatecznie zwraca małą jej rodzicom. Nie tylko dlatego, że nie umie być matką, robi to przede wszystkim ze względu na małą, rozumie, że tak będzie dla niej lepiej. Chociaż czas spędzony z Wroną nie zawsze był dla małej przyjemny, trzylatka potraktuje go jako przygodę. Miłość, jaką otaczają ją na co dzień rodzice, czyni ją ufną wobec innych. Kiedy Wrona oświadcza jej: „Teraz ja jestem twoją mamą”, ta wcale nie jest tą sytuacją przerażona. Spokojnie odpowiada: „Moja mama też nazywa się mama”. Dostała tyle uwagi i miłości od rodziców, że w naturalny sposób potrafi obdarzać nimi innych. Również wygłodniałą jej Wronę.
Ksiądz A kiedy zrozpaczeni Pietia, Waśka i Liopa bezdusznie deportowani są z Polski, nie oskarżają tych, którzy to robią. Kiedy zagniewany Pietia oznajmia: „Boga nie ma”, bo przecież modlili się do Niego, żeby pomógł im przedostać się pod kolczastym, podłączonym pod prąd drutem na polską stronę granicy, Wasia staje w obronie Boga i kontruje brata: „Durnie, źle się modliliśmy”.
Kobieta Jest w tych bezbronnych dzieciach – myślę tu o bohaterach wszystkich trzech przywoływanych przez nas filmów – pewien rodzaj niemożliwej do podeptania przez innych godności i męstwa. Chociaż trudno pogodzić się z tym, czego muszą doświadczać, to trudno też się z nimi rozstać.
Ksiądz Reżyserka wyznała w jednym z wywiadów: „Kończąc każdy kolejny film, obiecuję sobie, że w następnym opowiem o ludziach dorosłych – i nic z tego nie wychodzi. Tęsknota do dzieciństwa? Wtedy wystarczyło chłonąć życie, przyszłość czekała nienaruszona. A może po prostu robię filmy o dzieciach, bo lubię z nimi pracować? Są prawdziwe, otwarte”. Przed Kędzierzawską tylko Janusz Nasfeter i Stanisław Jędryka potrafili tak znakomicie i konsekwentnie pracować z dziećmi, wydobywając z nich autentyczność, prostotę, naiwność. Kilkanaście lat temu do tej trójki dołączył Andrzej Maleszka. Zdarzały się znakomite role dziecięce u innych reżyserów, np. u Wojciecha Marczewskiego w Dreszczach czy Zmorach, u Tomasza Wiszniewskiego we Wszystko będzie dobrze, ale czwórka: Kędzierzawska, Nasfeter, Jędryka i Maleszka to klasyka, prawdziwe mistrzostwo.
Kobieta A jednak reżyserka zrealizowała film, i to znakomity, którego bohaterką jest osoba dorosła, właściwie sędziwa – ponad 90-letnia Aniela. Wspaniale zagrała ją Danuta Szaflarska.
Ksiądz Pora umierać, bo o tym legendarnym filmie, Kasiu, mówisz, to dzieło powstałe ze względu na Danutę Szaflarską – ukochaną aktorkę Kędzierzawskiej. Piękna, nostalgiczna opowieść o przemijaniu – Aniela rozmawia ze swoimi wspomnieniami, podchodzi z dystansem do niespełnień. W realnym świecie ma tylko dwa bliskie jej stworzenia: małego urwisa, podkradającego owoce z sadu Anieli i twierdzącego, że nazywa się Fiodor Dostojewski, oraz psa – to jedna z najwspanialszych psich ról w historii polskiego kina.
Z miłości do Szaflarskiej reżyserka zrealizuje jeszcze dokument Inny świat. Blisko 100-letnia aktorka siedzi przed kamerą i po prostu opowiada o swoim życiu, w którym odbija się cały dramat XX wieku.
Kobieta Ale Inny świat to też opowieść o pięknym życiu i wdzięczności za nie. Przy okazji Pora umierać warto też wspomnieć o poczuciu humoru obecnym w filmach Kędzierzawskiej. W tym filmie wprost uwielbiam scenę z lekarką, która zwraca się do Anieli w bezosobowy sposób. Reakcja starszej pani jest przezabawna, niezbyt licująca może z jej wiekiem, ale absolutnie adekwatna i w punkt.
Ksiądz Tak, ta scena to cudo. Lekarka zajęta papierami właściwie nie widzi swojej pacjentki: „Niech wejdzie”, „Niech się rozbierze” – komenderuje. Na co zirytowana Aniela odpowiada: „A niech się w dupę pocałuje”. I wychodzi.
Kobieta Warto też dodać, że niemal wszystkie filmy Doroty Kędzierzawskiej były nagradzane, i to nie tylko przez festiwalowe jury czy krytyków, ale np. Wrony uhonorowane były na gdyńskim festiwalu nagrodą publiczności.
Na Żużel, najnowszy film artystki, czekać trzeba było długo. Historia sympatycznego żużlowca Lowy, który w dzieciństwie doświadczył pewnie wiele z tego, co spotkało dziecięcych bohaterów Kędzierzawskiej, nie ma, niestety, tej siły ani wiarygodności, co poprzednie jej filmy.
Ksiądz Rzeczywiscie, coś tu nie zagrało. Rozumiem intencje reżyserki. Żużel to sport prowincji i miast średniej wielkości, to tam przychodzą tłumy na stadiony. Żużlowcy pochodzą często z biednych rodzin. Temat, wydawałoby się, w sam raz dla Kędzierzawskiej. Tymczasem powstał obraz, który raczej nie zadowoli ani kibiców żużla, ani wiernych widzów reżyserki.
To nie jest film o żużlu, o adrenalinie sportowców. Ten szalony „męski” sport jest dla Kędzierzawskiej tylko pretekstem, żeby zrealizować kolejny film o „swoich” tematach: odrzuceniu, samotności, biedzie, poszukiwaniu sensu życia, tęsknocie za uczuciem, za przyjaźnią. I momentami ta opowieść wciąga, przede wszystkim dzięki aktorom Tomaszowi Ziętkowi czy Pawłowi Wilczakowi. No i, jak zawsze u Kędzierzawskiej, współodczuwamy z reżyserką sympatię dla jej bohaterów. Jednak wyszedłem z kina rozczarowany.
Kobieta Dziecięcy bohaterowie Kędzierzawskiej, mimo strasznych doświadczeń, podejmują walkę ze złym losem, najczęściej nierówną i z góry skazaną na niepowodzenie, ale też, paradoksalnie, dodającą im siły. Bohater Żużla tkwi w miejscu. Jest w zdecydowanie lepszej sytuacji niż tamci, a jednak nie stać go, żeby jakoś zawalczyć o życie, jakiego pragnie. Właściwie nie bardzo wiadomo, czego pragnie. Domyślamy się jedynie, że to, co ma i jak żyje, mu nie wystarcza. Z drugiej strony może się wydawać, że tak jest mu wygodnie. Ta inercja Lowy jest denerwująca i niewiarygodna. A jeśli miała to być opowieść o niemożności wyrwania się z pewnych uwewnętrznionych schematów, to również i to się nie powiodło. Kino nie lubi tego rodzaju statyczności i strojenia póz, chyba że akurat to one są tematem filmu. A w tym wypadku nie są. Piszę to z żalem, bo kino autorki Wron jest mi bardzo bliskie. Tym razem bohaterowie nie mają w sobie tej wewnętrznej prawdy, która sprawia, że jesteśmy w stanie uwierzyć w ich historię.
Ksiądz Pasja, miłość, emocje, rywalizacja – tak reklamowany jest Żużel. Twórcy starali się o nich opowiedzieć, ale zabrakło wiarygodności i intensywności, które są w stanie pociągnąć widza. W Żużlu pada jednak pewne genialne zdanie. Wypowiada je ksiądz, grany przez Jacka Hugo-Badera, opiekun duchowy Lowy: „Nie trzeba być wierzącym, żeby grzeszyć”. Przecież nikt – niezależnie od tego, czy jest wierzący, czy niewierzący – nie może stanąć poza wyborem między dobrem a złem.
Kobieta Żużel się nie udał, ale większość z pozostałych filmów Kędzierzawskiej to dzieła sztuki i kino, które ma wymiar uniwersalny. Te układane z detali opowieści są jak witraże. A wspaniałe zdjęcia Artura Reinharta nie tylko dodają temu kinu urody, ale w pewnym sensie ocalają świat, w którym dziecko skazane jest na niemiłość.
Tekst ukazał się w kwartalniku „Więź” jesień 2021.