Tadeusz Różewicz nie lubił, kiedy nazywano go reprezentantem „pokolenia zarażonego śmiercią”. Uważał się za człowieka „zarażonego życiem”, choć splecione ono było ze śmiercią w niemożliwy do rozwiązania węzeł. Miał świadomość naturalnego sąsiedztwa, nierozerwalnej jedności „doli” i „dołu” – jeszcze tu, na ziemi.
Wiersz Do Tadeusza Różewicza, poety Czesława Miłosza jest jednym z piękniejszych poetyckich gestów w historii polskiej literatury. Oto twórca uznany, ale jeszcze młody, podziwiany, lecz sam oszczędny w zachwytach, raczej wciąż „kudłaty” niż już „przylizany” (wedle wymyślonego przezeń estetyczno-pokoleniowego podziału) odzywa się do literackiego debiutanta, witając w nim nadchodzącą przyszłość poezji. Nie tylko polskiej – poezji jako gatunku.
Kilkadziesiąt lat później adresat wiersza nazwie ten utwór „szlachetną (w dobrym tego słowa znaczeniu) odą”1. I tak też on się zaczyna – podniosłą abstrakcyjną metaforą i jednocześnie obrazem, w którym zawiera się jego treść i wizja świata. Obraz jest synestezyjny – symfoniczny, pełen zapachów i kolorów. „Zgodne w radości są wszystkie instrumenty / Kiedy poeta wkracza w ogród ziemi”2. Kształty mieszkańców ziemskiego ogrodu „uformowały się z myślą o nim”3. Pojawienie się poety (czy właściwiej mówiąc: Poety – Orfeusza) jest końcowym etapem ich rozwoju. Świat powstał bowiem po to, by osiągnąć doskonałość i zostać przez niego zauważony, obdarzony słowem. By w nazywającym istoty, rzeczy i pojęcia „Adamie”, „w mówiącym człowieku” znaleźć spełnienie4. Niczym literacki Jan Chrzciciel Miłosz obwieszcza, że w naznaczonym przez historię kraju, w obciążonym wojenną i powojenną traumą momencie jego dziejów narodziła się postać, z którą można wiązać nadzieje o absolutnym wymiarze.
Zejdźmy jednak na ziemię – tę ziemię. Autor Ocalenia, przebywający wówczas na placówce w Waszyngtonie, otrzymał książkę debiutanta opatrzoną dedykacją: „Czesławowi Miłoszowi z pozdrowieniem z Polski, Tadeusz Różewicz”. I to największy kłopot jego wiersza. „Poeta” jest w nim obdarzony konkretnym imieniem i nazwiskiem. Mieszka w Krakowie. Znajduje się – jakby powiedziano w Waszyngtonie – w Polsce, czyli nigdzie. Nazywa się Tadeusz Różewicz, czyli nikt. Ma dwadzieścia sześć lat. Przed rokiem ukazała się jego debiutancka książka, wydana przez efemeryczną oficynę wydawniczą o nazwie – nomen omen – „Przełom”, której logo profetycznie zdobi okładkę z tytułem Niepokój. Kilkaset egzemplarzy zbioru wystarczyło, by zrewolucjonizować język powojennej polskiej poezji, a kilka spośród pięćdziesięciu siedmiu umieszczonych w nim wierszy, aby uczynić z debiutanta klasyka. Formuła tytułowa tomu, powtarzana później kilkakrotnie w coraz obszerniejszych wyborach utworów Różewicza, okazała się uniwersalnym ujęciem istotnej treści jego poezji. Od chwili debiutu adresat wiersza pozostał tym samym poetą niepokoju.
W jego świecie próżno szukać jedwabnika, łubinu i sosny, choć niedawno ukończył trzyletni staż konspiracji i partyzantki, więc miał z sosnami bliski kontakt. W świecie Niepokoju są ofiary i kaci. Jest kobieta i jest on. „Ocalony”, „okaleczony”, „ranny”, „oszukany”, „ścigany”, „połykacz płomieni z pożogi”, „ślepe szczenię”. Próbujący pisać poezję bez metafor, „pozbawioną piękności”. Wiersze te – w których brakuje formuły „my”, bo panuje w nich ogarniające wszystko „ja” – nieoczekiwanie okazywały się opisywać świat wewnętrzny wielu ludzi. Poecie się wierzyło, każdy znał kogoś takiego, a wielu przedstawicieli jego generacji uważało, że pisze on ich własne wiersze.
W świecie „Niepokoju” najlepiej schronić się pod ziemię, w miejscu, gdzie płynie źródło czyste, w którym jeszcze „nie umył rąk morderca”
Nie lubił, kiedy nazywano go reprezentantem „pokolenia zarażonego śmiercią”. Uważał się za człowieka „zarażonego życiem”, choć splecione ono było ze śmiercią w niemożliwy do rozwiązania węzeł. Pierwsze powojenne lata były dlań miodowymi latami miłości. Wiesława Kozłowska, przyszła żona, służyła jako łączniczka w tym samym oddziale partyzanckim i była narzeczoną jego starszego brata, Janusza, zamordowanego przez Gestapo porucznika wywiadu AK, utalentowanego poety5. Przepisała na maszynie tom wojennych tekstów Tadeusza, który ukazał się w konspiracji pod inspirowanym twórczością Żeromskiego tytułem Echa leśne. Autor podpisał go partyzanckim pseudonimem „Satyr”. W liście do Ryszarda Przybylskiego napisze o tym okresie później: „byłem Satyrem – w polskich lasach”6.
Z oddziałem, w którym służył od połowy sierpnia 1943 r., dowodzonym przez Warszyca, przyszłego „żołnierza wyklętego”, rozstał się w aurze utarczek polsko-polskich. Ostrzeżony przez komendanta, że przełożeni uważają go za kryptokomunistę, kapral Satyr opuścił oddział. W szeregi Armii Ludowej nie wstąpił, gdyż nie chciał złożyć wymaganej krytyki niedawnych towarzyszy broni. Wydarzenia te rozgrywały się jesienią 1944 r. i rozwiązaniu sytuacji pomogło nadejście frontu.
Wspominał: „Wyszedłem z głową i na tyle normalny, żeby zaraz, bo w 1945 r., robić maturę, a potem «wstąpić» na uniwersytet. […] Przede wszystkim trzeba się było przyzwyczaić do życia, do normalnych stosunków z ludźmi. Znów uwierzyć w to, że człowiek jest jednak ciągle człowiekiem. A po nocach krzyki i łzy: śnili się pomordowani, których było więcej dookoła mnie niż żywych. Prawie wszyscy przyjaciele z młodości – okresu konspiracji – umarli, zostali pomordowani, zaginęli bez wieści…”7.
Za dnia odbywał podróże do Gliwic, gdzie w trzypokojowym mieszkaniu uzyskanym od Czerwonego Krzyża mieszkała Wiesława, jej matka i dwoje rodzeństwa. Pokonywał tę trasę do 1949 r., kiedy po ślubie wprowadził się tam jako piąty lokator. Wizytę w Urzędzie Stanu Cywilnego nowożeńcy uczcili „podróżą poślubną” do Sławięcic koło Kędzierzyna-Koźla. Ukryte w sosnowym lesie znajdowały się tam pozostałości jednej z filii obozu w Oświęcimiu. W filmie dokumentalnym Gliwickie lata Tadeusza Różewicza (2009, reż. Krzysztof Korwin Piotrowski) małżonkowie wspominają tę podróż. „Oglądaliśmy takie resztki po obozie koncentracyjnym” – mówi pani Wiesława. „Błądziliśmy po tym lesie, chodziliśmy…” – dodaje poeta. Kiedy mówią o tym, dokąd się w „podróż poślubną” udali, Różewicz wtrąca: „ale tylko na kilka godzin”.
Spacer z nowo poślubioną żoną, która wyszła z nim z „polskich lasów”, ku pozostałościom hitlerowskiego obozu w rachitycznym lasku, mówi wiele o świecie „Ocalonego”, jak Różewicz nazwał podmiot jednego z monologów Niepokoju. Panowała w nim cisza. Nie było „instrumentów zamkniętych w pudłach i dzbanach zieleni” z Miłoszowskiego wiersza Do Tadeusza Różewicza, poety8. Nie było jedwabnika, zaś „pysk motyla” i „korsarskie skrzydło muchy”9 przywołane w tym utworze nabierały niepokojących znaczeń, związanych z tajemniczym życiem owadów i ich udziałem w rozkładzie ciała.
„Leżał nagi partyzant / śpiewały ptaki / i mrówki wędrowały / po woskowych dłoniach”10 – rozpoczyna się w Niepokoju wiersz Dola, poświęcony „pamięci kaprala «Smukłego»”11. Wiersz-pomnik na bezimiennym grobie żołnierza, którego pochówku okolicznej ludności zakazano, narażając na hańbiące już w czasach Antygony wystawienie na publiczny widok martwego ciała wroga. „Dół” stanowi więc pożądane schronienie przed złem świata. Połączony tu dźwiękowo z wyrazem „dola” z partyzanckiej piosenki („Poszedł żołnierz na wojenkę / Poprzez lasy, góry, pola, / Z śmiercią nieraz szedł pod rękę, / Taka to żołnierska dola”) – jest kresem marszu pod rękę ze śmiercią12. Schronieniem w miejscu, gdzie płynie źródło czyste, w którym jeszcze nie „umył rąk morderca”13. W świecie Niepokoju najlepiej bowiem schronić się pod ziemię. Tam znajdowała się sfera etyczna, w której Różewicz dostrzegł czyste źródło poezji.
Czego państwo Różewiczowie szukali w lasku w Święcicach? Postępowali wzorem wielu powojennych par, które symbolicznie schodziły pod ziemię, zanosząc na groby ofiar wojny wiązanki ślubnych kwiatów. Była w tym potrzeba rozgrzeszenia życia na powierzchni. Akt przebłagania tych, którzy tam zostali – jak były narzeczony Wiesławy i brat Tadeusza, jak dwudziestoletni kapral Smukły – Mieczysław Doktorowicz, poległy 17 kwietnia 1944 r. podczas ataku na Antoniów. Wola uśmierzenia niepokoju, który w Różewiczowskim wierszu Do umarłego przybiera konkretne wymiary: „mój niepokój / pamięć o Tobie”14. Ale też prowadziła ich tam świadomość naturalnego sąsiedztwa, nierozerwalnej jedności „doli” i „dołu” – jeszcze tu, na ziemi. Jedności przypominanej w akcie poszukiwania ciał, w ich odkrywaniu, przenoszeniu, składaniu i rekonstruowaniu. Ryszard Przybylski niemal pół wieku później przenikliwie zauważał, że dolą Różewicza miało być „rozkopywanie dołów w małych miasteczkach”15. Zaświadczanie o jedności żywych i umarłych – tych zwłaszcza, którzy nie wiadomo, gdzie są, nie tylko w znaczeniu metafizycznym, ale najściślej realnym, bo nie mieli grobów. Czy raczej – ich grobem było wnętrze ziemi. „Po cóż jeszcze chodzimy na cmentarze: cała ziemia jest cmentarzem” – mówi bohater jednego z opowiadań Jarosława Iwaszkiewicza16.
Jeśli ktoś ze współczesnych Różewiczowi poetów mógł zrozumieć ambiwalentną fascynację wnętrzem ziemi, etyczny stosunek doń – był to właśnie Miłosz. Jednym z pamiętnych obrazów wiersza Biedny chrześcijanin patrzy na getto jest wizja „strażnika-kreta”, który „z małą czerwoną latarką przypiętą na czole. / Dotyka ciał pogrzebanych, liczy, przedziera się dalej”17. Kret zbliża się. Wiemy, że osoba mówiąca w wierszu odczuwa siebie jako jedno z leżących w getcie ciał. Ale całe podziemie jest gettem i wiersz ten opowiada o Zagładzie pisanej wielką literą – Holokauście żydowskiego narodu – ale również o zagładzie, którą możemy rozumieć jako wygraną zniszczenia nad istnieniem. Nie przypadkiem Miłosz wylicza w nim fenomeny, które podlegają destrukcji innej niż ludzkie ciało – o którym można powiedzieć, że natura odbiera właśnie to, co było w nim z jej tworzywa, i formuje z organicznej materii nowe kształty. Tymczasem szkło, filiżanka, blaszana trąbka i kryształowy kieliszek faktycznie pogrążają się w nieistnieniu lub lepiej mówiąc – w podziemnym czyśćcu trwającym nie wiadomo jak długo, bo w perspektywie czasowej, którą dysponuje nasz gatunek, okres ich biodegradacji zazwyczaj potrafimy wyznaczyć tylko szacunkowo.
Jeżeli rzeczywistość bywa piekłem – mówił w swoim wierszu Miłosz – pod ziemią skrywa się jeszcze większa groza. Trwa tam w stanie upadku wszystko, co świat ozdabiało, co pomagało żyć, cieszyło oczy. Wszystko, co musi być afirmowane, póki trwa w świetle – na „Bożym świecie”, jak się dawniej mówiło. Tylko w ten sposób można szukać ocalenia i Miłosz – autor legendarnego poetyckiego tomu pod takim tytułem – dokonał tej operacji w cyklu Świat (poema naiwne), tworzonym w czasie, gdy kapral Satyr wchodził do „polskiego lasu”. „Świat to jest wiersz o tym, jaki świat powinien być” – mówił w rozmowie z Renatą Gorczyńską: „Utwór był napisany w okropnych okolicznościach. Warszawa 1943 r. to było dno. Ale wystarczyło aktu magicznego, ażeby opisywać właśnie na przekór. Ponieważ świat jest taki, że właściwie powiedzieć o nim cokolwiek, to trzeba byłoby krzyczeć, a nie mówić. Więc właśnie na przekór postanowiłem napisać o świecie, jaki powinien być. Jest to operacja raczej ironiczna”18.
Ocalenia – tłumaczył Miłosz – należy szukać w próbach „powrotu do raju” i „odzyskania niewinności”. W pięciu zmysłach, które – jeśli potrafią być niewinne – wchłaniają świat w jego prawdziwym pięknie. Zafascynowany myślą angielskiego metafizycznego poety Thomasa Traherne’a, usiłował uwierzyć w możliwość „niewinności powtórzonej” – pokonania w sobie zła i na ten moment dostrzeżenia rajskiego pierwiastka rzeczywistości. Próbą taką miały być naiwne wiersze.
Świat Miłosza bronił świata i taką samą funkcję ma pokrewny mu stylistycznie wiersz Do Tadeusza Różewicza, poety. Tylko w drugim przypadku wyglądało to jak obrona świata przed poetą. Próba wyjaśnienia spoczywającego nań obowiązku afirmacji rzeczywistości, zadania wyjęcia z oka szkła, które sprawia, że widzi ją skażoną, pozbawioną niewinności. Poeta – mówił Miłosz – powinien zwrócić się ku światu, istnieniu, nie ku sprawiedliwości i umarłym. Winien być Orfeuszem – jednakowym w piekle i w ogrodzie świata, w pięknie i w piekle – nie zaś wymierzającym sprawiedliwość kretem „z małą czerwoną lampką przypiętą na czole”19. Nie takiego poety-kreta zdaniem autora Ocalenia potrzebuje świat.
Dużo później Miłosz przetłumaczył midrasz autorstwa rabbiego Leviego poświęcony podobnej kwestii. Brzmi on: „Jeżeli świat jest tym, czego szukasz, nie może być sprawiedliwości. Jeżeli sprawiedliwość jest tym, czego szukasz, nie może być świata. Czemu chwytasz sznur za dwa końce, szukając i świata, i sprawiedliwości? Puść jeden koniec, bo twoja zawziętość doprowadzi świat do zguby”.
To samo w 1948 r. autor Ocalenia chciał powiedzieć Różewiczowi. Poetę z darem nowego słowa świat wita jak wybawcę. Otwiera przed nim „ogród ziemi” i możliwość opiewania go głosem, który nigdy nie umilknie. Poeta niemądry – gubi świat. Gubi samego siebie. „Jest łopatą i zranionym przez łopatę kretem” – jak wiele lat później Miłosz napisał o Różewiczu20. Poetę mądrego pokochają ludzie. Pokocha go świat. Dzięki niemu świat przetrwa i utrwali dzieło poety. „Zegar nie mierzy jego pieśni. Echo / Jak w środku muszli starożytność morza / Nigdy nie milknie. On trwa. I potężny / Jest jego szept wspierający ludzi” – pisał do Tadeusza Różewicza, poety21. W kraju, z którego przychodzi Niepokój, może też mieszkać szczęśliwy naród. Należy o nim myśleć jak o narodzie szczęśliwym. I w ten sposób pisać. Miłosz w swej odzie na przywitanie Różewicza pisze więc: „Szczęśliwy naród który ma poetę / I w trudach swoich nie kroczy w milczeniu”22.
Taki poeta ma jednak wrogów. Określa się ich w tym wierszu mianem „retorów”. To moraliści, szukający sprawiedliwości, odsuwający się od świata, by spojrzeć nań z beznamiętnego dystansu, lub odwrotnie – przysuwający się doń, aby go zobaczyć w oświetleniu „małej czerwonej lampki”. „Siedząc na szklanych krzesłach rozwijają / Długie rulony, metry szlachetności”23. W rulonach tych – co jest zapisane? Zapisane są pewnie „czyny i rozmowy” (to już cytat z innego wiersza24). Imiona umarłych i imiona żywych, którzy muszą być razem. Róża jest tam imieniem umarłej dziewczyny. Księżyc – niemym świadkiem zabójstwa człowieka, który uciekał w jego blasku. Kropla – nie życiodajnym deszczem, doskonałą strukturą życia i światła, lecz ulatującą drobiną życia i krwi.
„Długie rulony, metry szlachetności” nigdy się nie kończą. Ich rozwijanie przypomina trud Syzyfa, bo nie sposób dotrzeć do końca zapisanego zwoju. Być może lamentacje „Ocalonego” („Mam dwadzieścia cztery lata / ocalałem / prowadzony na rzeź…”25), „Ściganego” („Noc / wciąga mnie / w głąb…”26), „Rannego” („Gniłem jak owoc zepsuty…”27), lamentacje autora wiersza Lament Miłosz wziął za niepozbawioną histerii retorykę. Akt pretensji do świata, który jest wszak ogrodem. „Gniewni są. Wiedzą, że ich krzesła pękną / A w miejscu gdzie siedzieli nie wyrośnie / Ani źdźbło trawy. Krąg spalonej siarki, / Rudy, jałowy pył mrówka ominie” – kończy swój waszyngtoński wiersz28.
W opublikowanym na łamach „Tygodnika Powszechnego” artykule Różewicz w roku 1996 wspominał, że pod określeniem „retorzy” ukrył ówczesnych marksistowskich naprawiaczy świata, głośnych i obcych młodemu poecie, który swą mowę ściszał do szeptu29. Czy jednak autor Niepokoju był Orfeuszem z Miłoszowskiego wiersza, czy też więcej miał w sobie ze sportretowanego w jego zakończeniu „retora”? Odpowiedzmy, że ujmował oba końce sznurka. Ale mocniej ściskał jeden z nich i tylko jeden trzymał w spoconej dłoni. Przecież wyszedł z lasu, który był „polskim lasem”. Którego „echa” znalazły się w tytule partyzanckiego tomu. Do tego lasu zabrał poślubioną dziewczynę. Oczywiście – były lasy inne. Byli poeci zdolni do śmiechu, o których pisał Miłosz: „A naokoło huczy śmiech poety / I jego życie nie mające kresu”30. Ale to nie był las Różewicza. Tadeusz Różewicz nie był tym poetą.
1 R. Przybylski, T. Różewicz, Listy i rozmowy 1965–2014, oprac. i wstęp K. Czerni, Warszawa 2019, s. 175.
2 C. Miłosz, Do Tadeusza Różewicza, poety, w: tegoż, Poezje, Warszawa 1981, s. 153.
3 Tamże, s. 154.
4 Tegoż, Różewicz w roku 1996, w: tegoż, Życie na wyspach, Kraków 1997, s. 290.
5 Zob. przypis w: R. Przybylski, T. Różewicz, Listy i rozmowy 1965–2014, dz. cyt., s. 275.
6 Tamże, s. 385.
7 T. Różewicz, Kartki wydarte z „dziennika gliwickiego”, w: tegoż, Proza, t. 3, Wrocław 2004, s. 321.
8 C. Miłosz, Do Tadeusza Różewicza, poety, dz. cyt., s. 154.
9 Tamże.
10 T. Różewicz, Dola, w: tegoż, Poezje, t. 1, Kraków 1988, s. 14.
11 Zob. M. Solecki, Tadeusz Różewicz wzywa „Smukłego” do apelu, „Twórczość” 2021, nr 2, s. 152.
12 Cyt. za: tamże, s. 154.
13 T. Różewicz, Do źródeł, w: tegoż, Proza, t. 3, dz. cyt., s. 144.
14 Tegoż, Do umarłego, w: tegoż, Poezja, t. 1, dz. cyt., s. 19.
15 Zob. R. Przybylski, T. Różewicz, Listy i rozmowy 1965–2014, dz. cyt., s. 206.
16 J. Iwaszkiewicz, Voci di Roma, w: tegoż, Opowiadania, t. 2, Warszawa 1979, s. 235.
17 C. Miłosz, Biedny chrześcijanin patrzy na getto, w: tegoż, Poezje, dz. cyt., s. 94.
18 Tegoż, Podróżny świata. Rozmowy z Renatą Gorczyńską, Kraków 2002, s. 64.
19 Tegoż, Biedny chrześcijanin patrzy na getto, dz. cyt., s. 94.
20 Tegoż, Różewicz, w: tegoż, To, Kraków 2002, s. 78.
21 Tegoż, Do Tadeusza Różewicza, poety, dz. cyt., s. 154.
22 Tamże.
23 Tamże.
24 Tegoż, Który skrzywdziłeś, w: tegoż, Poezje, dz. cyt., s. 194.
25 T. Różewicz, Ocalony, w: tegoż, Poezja, t. 1, dz. cyt., s. 21.
26 Tegoż, Ścigany, w: tamże, s. 26.
27 Tegoż, Ranny, w: tamże, s. 11.
28 C. Miłosz, Do Tadeusza Różewicza, poety, dz. cyt., s. 155.
29 Tegoż, Różewicz w roku 1996, dz. cyt., s. 291.
30 Tegoż, Do Tadeusza Różewicza, poety, dz. cyt., s. 154.
Tekst ukazał się w kwartalniku „Więź” jesień 2021.