Często ludzie myślą, że wydalenie sprawców przestępstw seksualnych z kapłaństwa rozwiąże problem. Nie rozumieją, że tylko go zwiększy – mówi Katolickiej Agencji Informacyjnej o. Hans Zollner, dyrektor Centrum Ochrony Dziecka na Papieskim Uniwersytecie Gregoriańskim.
Piotr Dziubak (KAI): Jak Ojciec ocenia okres lockdownu i jego wpływu na dzieci? Przeprowadzał Ojciec badania w tym temacie.
Hans Zollner SJ: Pandemia bardzo źle wpłynęła na kwestię ochrony małoletnich i osób podatnych na zranienie w ogóle, ale szczególnie należy podkreślić dwie sfery. Osoby małoletnie, niepełnosprawne, osoby starsze, pary małżeńskie narażone na przemoc, nie mogły wychodzić z domu, nie miały normalnego kontaktu z innymi w pracy, w szkole, z biurami Caritas albo z jakąś inną organizacją pomocy. Często zdarzało się, że osoby w okresie lockdownu nie miały z nikim normalnego kontaktu poza współlokatorami, z osobami, z którymi przebywały w mieszkaniu. Dla wielu było to coś w rodzaju więzienia i to nie tylko uwięzienia psychicznego, ale wręcz fizycznego. To stanowiło ryzyko narażenia się na formy złego traktowania, wykorzystania psychicznego, fizycznego i seksualnego.
Już od początku pandemii było bardzo dużo podejrzeń, że liczba przemocy fizycznej wzrośnie i wiele danych, które poznaliśmy, to potwierdza. Na przykład pojawiło się więcej osób w szpitalach z uszkodzonymi nogami, ze zranieniami na twarzy i na ciele, co wskazuje, że atmosfera była bardziej naznaczona przemocą z powodu faktu, że ludzie musieli bliżej ze sobą przebywać w ograniczonej przestrzeni, osoby zagrożone nie mogły wychodzić swobodnie na zewnątrz, a osoby agresywne były też dużo bardziej zestresowane i brakowało im możliwości znalezienia ujścia złych emocji.
W ostatnich latach musiałem się przekonać, że piękno i dobro to nie wszystko, co zrobił Kościół
Inną charakterystyką tej pandemii jest fakt, że na pierwszym planie stawia się ochronę zdrowia, gospodarkę, natomiast ochrona małoletnich została umieszczona na trzecim, czwartym miejscu listy priorytetów. Zauważyliśmy to w wielu częściach świata. Na przykład w Azji albo w Afryce ludzie umierają z głodu, przez wojny, brakuje odpowiedniego systemu ochrony zdrowia i wystarczającego systemu edukacji. Tam ochrona małoletnich jest jeszcze słabsza. Ludzie z tych regionów mówią nam: najpierw musimy dać jeść naszym dzieciom, aby przeżyły. Cała kwestia przemocy fizycznej czy nadużyć seksualnych jest dla nas ważna, ale nie jest najważniejsza. Najważniejsze jest przeżyć.
Myślę, że coś podobnego wydarzyło się także w Europie. Wielka uwaga była zwrócona na zdrowie osoby i społeczności. Uwaga mediów z kolei była skierowana na liczbę zakażeń, na lockdown, na ograniczenia, na obowiązujące normy postępowania. Niekończący się lockdown, obostrzenia, stres psychiczny sprawił, że ludzie przestali rozmawiać, publikować, a politycy zaczęli mówić jeszcze mniej o kwestii ochrony małoletnich.
Czy można powiedzieć, że skala pedofilii zwiększa się?
– Tego nie możemy powiedzieć, ponieważ brakuje nam danych sprzed pandemii i z bieżącej sytuacji. Podejrzewam, że liczba wykorzystań zwiększyła się czy to w odniesieniu do bezpośrednich wykorzystań seksualnych, czy do wykorzystania online. Ale chyba liczba ofiar nie zwiększyła się, ponieważ w tej sytuacji agresorzy nie mogli się swobodnie poruszać.
Jeśli zastanowimy się nad wykorzystaniem małoletnich w sporcie, w szkole, to w pandemii nie było okazji do takich bezpośrednich kontaktów. W tym sensie ofiary z okresu sprzed pandemii w rodzinie czy w jakiejś zamkniętej instytucji, na przykład w domach dziecka, były wcześniej narażone na większe niebezpieczeństwo, na wykorzystanie. Być może, chociaż tego nie wiemy, liczba ofiar wykorzystania nie zwiększyła się bardzo, jeśli chodzi o bezpośrednie spotkania. Natomiast wszystkie dane mówią o bardzo dużym zwiększeniu przypadków wykorzystania w internecie. Ich liczba wzrosła w sposób wręcz przerażający.
Niedawno policja holenderska zamknęła platformę internetową, na której wymieniano się materiałami pornograficznymi. Pedofilia to także wielki biznes?
– To wielki biznes, o wiele bardziej powszechny niż byśmy sobie to w społeczeństwie wyobrażali. W czerwcu ubiegłego roku taka platforma została zamknięta w Niemczech. Było do niej zapisanych 40 tysięcy użytkowników. Tylko na tej jednej platformie.
Kiedy dowiadujemy się o takich platformach, liczby są bardzo duże, i nie są to tylko Niemcy, ale ludzie z całego świata. Te liczby są tak duże, że jest bardzo trudno dotrzeć do każdego poszczególnego użytkownika i postawić mu akt oskarżenia. Z kolei w darknecie, w sieci, która jest poza radarem służb, trudno odkryć adresy sprawców. Ten rodzaj wykorzystania jest o wiele bardziej powszechny, niż ludzie, politycy, organizacje pozarządowe mogą to sobie wyobrazić.
Czego owocem jest pedofilia? Niektórzy twierdzą, że początków pedofilii można upatrywać w starożytnej Grecji, gdzie starsi mężczyźni wprowadzali w życie seksualne młodych chłopców.
– Przemoc seksualna, przemoc wobec osób młodszych, słabszych jest zjawiskiem, w którym wzięła udział cała ludzkość. To bardzo brutalne zjawisko. Całkiem niedawno oglądałem rysunki sprzed 90 tysięcy lat w jaskiniach na terenie Francji. Tam są ewidentne symbole genitaliów, żeby przestraszyć wrogów. Jeśli wróg tu przyjdzie, to musi wiedzieć, że go zgwałcimy. Przemoc seksualna była zawsze obecna w historii ludzkości.
Pedofilia w ścisłym znaczeniu nie jest zjawiskiem bardzo częstym. Mówi się o 1 procencie wśród mężczyzn i 0,5 procenta wśród kobiet na całym świecie. Chodzi tu osoby o preferencji pedofilskiej. Niestety w języku potocznym, także jak o tym mówią media, określenie „pedofilia”, „pedofilski” nie jest używane w znaczeniu psychiatrycznym. Według diagnozy psychiatrycznej zaburzenie pedofilskie można odnieść do osób, które przez przynajmniej sześć miesięcy mają fantazje seksualne albo odbywają stosunki z dziećmi przed okresem dojrzewania. Czyn pedofilski to czyn popełniony wobec osoby przed okresem dojrzewania. To zjawisko relatywnie rzadkie, bardzo poważna patologia.
Psychiatrzy mówią, że osoby, które odczuwają popęd płciowy wyłącznie do dzieci, nie mogą być wyleczone. Zdecydowana większość wykorzystania seksualnego małoletnich nie została popełniona wobec dzieci, ale wobec nastolatków do osiemnastego roku życia. Nie mamy teraz czasu, żeby zgłębić temat starożytnej Grecji, ale tam istniały inne pojęcia kulturowe, osobowe, historyczne, etyczne, religijne, polityczne, które sprawiły, że efebofilia, to znaczy wykorzystanie nastolatków, w niektórych miejscach i okresach historycznych, w niektórych sektorach polityki, były (lub są jeszcze) promowane.
W Berlinie mieliśmy przypadek znanego profesora, który promował efebofilię i pedofilię jako pomoc dzieciom w wejściu w świat seksualności w relacji przyjaźni z dorosłym. Działo się to w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Był to owoc próby liberalizacji seksualności w oparciu o ideologię socjalistyczną, liberalistyczną.
Powtórzę: z punktu widzenia psychiatrii nie wiemy skąd pochodzi to zaburzenie. Przedstawiane teorie nie są przekonujące. Mówi się, że pedofilia w ścisłym znaczeniu tego słowa, o czym mówiłem wcześniej, zatrzymuje rozwój psychoseksualny człowieka na poziomie wieku 15-16 lat. Pedofil pozostaje na poziomie rozwoju seksualnego i swoich preferencji chłopca w tym wieku. Nie odczuwa popędu seksualnego do osób w swoim wieku.
Czy pedofil zdaje sobie sprawę z krzywdy, jaką sprawia, czy kieruje się tylko jakimś impulsem, jakby był pod wpływem narkotyków? Co wynika w tej kwestii z badań klinicznych?
– Są osoby, które zdają sobie z tego sprawę, że są kryminalistami, że wykorzystują dzieci, że dopuszczają się przemocy wobec nich. Są osoby, które zdają sobie sprawę z tego, że ich popęd seksualny nie jest normalny i że chciałyby się powstrzymać. Niektórym to się udaje.
Często przedstawiciele Kościoła nie zdają sobie sprawy, że ukrywając przestępstwa seksualne księży, nie przyznając się do nich, tworzą skandale jeszcze większe
Są osoby, które chcą się powstrzymać i nie udaje się im to, to znaczy wykorzystują seksualnie. Zdarzają się osoby, dla których to coś zupełnie normalnego i zdrowego dla nich i dla dzieci. Dlatego ciągle są aktywne grupy, które na poziomie polityki promują takie zachowania.
Czy według Ojca kastracja chemiczna jest dopuszczalna? Można ją zaakceptować moralnie?
– Nie można jej zrobić na siłę. Dyskusja na ten temat jest otwarta. Co zrobić, żeby potwierdzony pedofil nie wykorzystywał nigdy więcej? Nie można wtargnąć w mechanizm autodeterminacji i wolności człowieka. Jeśli on sam jest do tego przekonany, może poddać się kastracji chemicznej. W takim wypadku bez wątpienia powinien się jej poddać.
Duchowny przeniesiony do stanu świeckiego z powodu pedofilii musi pozostawić dom zakonny, plebanię, diecezję – miejsce, w którym mieszkał. Jeśli nikt nie będzie sprawował nad nim opieki, a on już jako osoba świecka będzie podobny do niewybuchu na placu zabaw, po którym biegają dzieci, ale nikt o tym niewybuchu nie wie. Będzie mógł się uaktywnić i zrobić komuś ponownie krzywdę?
– Oczywiście, że tak. To jest wielki problem. Jestem za tym, żeby przenosić takie osoby do stanu świeckiego. Ale osoba, która wykorzystała dziecko nie może w przyszłości pracować z dziećmi. Jeśli jest przeniesiona do stanu świeckiego, Kościół nie ma już żadnej kompetencji, żeby taką osobę nadzorować, albo żeby ją powstrzymywać.
Często ludzie myślą, że wydalenie rozwiąże wszystko. Nie rozumieją, że problem robi się o wiele bardziej poważny. Jestem zwolennikiem wydalania takich osób, ale musi się to odbywać z jakimś planem bezpieczeństwa. Tak postępują w USA. Postanawia się, że sprawca co tydzień przychodzi do osoby, która go nadzoruje. Mówi z kim był, z kim rozmawiał, co zrobił, jakie strony internetowe odwiedzał. Taka osoba nigdy nie powinna mieć dostępu do małoletnich.
Czy taka osoba powinna przebywać w miejscu, gdzie można kontrolować jej każdy dzień?
– Nie mamy wystarczająco dużo takich struktur. Mówimy o księżach, ale przykładowo: trener sportowy, który był w więzieniu pięć lat i był dwa lata na terapii. Po odbyciu kary jedzie do innego miasta. Kto go kontroluje? Nikt. Społeczeństwo i Kościół nie zdają sobie sprawy, że ciągła kontrola jest konieczna, żeby osoby, które naprawdę są niebezpieczne (nie są nimi wszystkie, ale pewien procent tak) powinny pozostać na zawsze pod kontrolą.
Papież Franciszek zrobił ogromny krok naprzód w kwestii ochrony małoletnich, ale przede wszystkim zaczął konkretnie działać wobec pedofilii. Pojawiły się zmiany w prawie kanonicznym. Przypadkom wykorzystania seksualnego ma być poświęcony oddzielny kanon. W zarysie zmian pedofilia jest porównana do zabójstwa.
– W ostatnich latach, powiedziałbym od 2010 roku, miało miejsce wiele zmian. Za pontyfikatu papieża Franciszka widać podjęcie zdecydowanych restrykcji wobec problemu wykorzystania.
Cieszymy się z elementów już wprowadzonych. W grudniu 2019 roku papież podniósł granicę wieku dzieci na zdjęciach pornograficznych z 14 na 18 lat. Zniósł tajemnicę papieską w odniesieniu do przypadków wykorzystania seksualnego. Wprowadził odpowiedzialność biskupów, jeśli nie zachowują przyjętych norm w tej kwestii.
Do tej pory przypadki wykorzystania były interpretowane jako złamanie szóstego przykazania. To bardzo denerwuje wiele ofiar wykorzystania, a dla ludzi spoza Kościoła jest zupełnie niezrozumiałe. Myślę, że lepiej będzie naśladować państwowe prawo karne w tej materii.
Co według Ojca powinno być przeniesione do prawa kanonicznego z prawa państwowego?
– W dalszym ciągu nie mamy w prawie kanonicznym zdefiniowanej roli ofiar w procesie kanonicznym. Na razie są osobami na zewnątrz procesu. Powinny mieć prawo bycia wysłuchanym i powinny mieć prawo do informacji, na jakim etapie znajduje się proces. Na razie nie mają takiego prawa.
Powinno się zdefiniować rodzaje wykorzystania i jakie za to są kary. Obecnie wszystko jest pozostawione do uznania sędziego, który prowadzi proces. Jeśli sędzia jest surowy, surowa będzie i kara. Jeśli sędzia będzie miłosierny w złym znaczeniu tego słowa, kara również będzie miłosierna.
W prawie karnym państwowym gwałt na dziecku dziesięcioletnim jest zagrożony karą nie mniejszą niż pięć lat. Coś podobnego należałoby wprowadzić do prawa kanonicznego.
Według Ojca Kościoły lokalne idą równym krokiem z papieżem w kwestii wykorzystania seksualnego? Nie zamiatają spraw pod dywan?
– Kościół katolicki nie jest monolitem. Odkryłem to w ciągu wielu lat. Obraz jednego i zjednoczonego Kościoła jest bardzo daleki od rzeczywistości. Dużo zależy od sytuacji w danym kraju, dużo zależy od wrażliwości społeczeństwa. Na przykład w Afryce są kraje, które są bardzo do przodu, ponieważ mają żywe kontakty międzynarodowe, na przykład RPA. Są też kraje bardzo z tyłu, które nie prowadzą żadnej dyskusji. Choćby Demokratyczna Republika Konga, które ma katastrofalną sytuację polityczną z wojną domową w tle. Tam się bardzo mało dyskutuje.
Myśleliśmy, że w Kościele, naszym budynku, żaden pokój nie wymaga remontu. Niestety tak nie jest
Tam gdzie panuje harmonia, są warunki do rozumowania, do myślenia. W Kościele, który jest obecny w 190 krajach, sytuacja zmienia się praktycznie z państwa na państwo.
A kiedy Ojciec Zollner patrzy na Polskę, to co widzi? Widzi Ojciec odwagę działania?
– Pierwszy raz pojechałem na konferencję do Krakowa i do Warszawy osiem lat temu. Wiele osób mówiło mi: „Wy mówicie o wykorzystaniach na Zachodzie, co oznacza społeczeństwo chore, zsekularyzowane. My w Polsce w czasie komunizmu nie mieliśmy takich przypadków. W przeciwnym razie komuniści mogliby uprawiać swoją propagandę”. Wysłuchałem tego.
Dwa, trzy lata później byłem ponownie w Polsce, kiedy wybuchł skandal z nuncjuszem Józefem Wesołowskim, który wykorzystywał małoletnich w kontaktach bezpośrednich i online. Później pojawiły się jeszcze inne przypadki. I powiedziano mi: „Tak, w czasach komunizmu były przypadki wykorzystania, komuniści wiedzieli o tym”. Kiedy dowiadywali się o takim księdzu, wzywali go do siebie i mówili: „Wiemy o tobie. Pewnie nie chciałbyś, żeby ludzie się o tym dowiedzieli. Będziesz pracował z nami albo wybuchnie skandal”.
Starałem się śledzić uważnie sytuację w Polsce. Obejrzałem obydwa filmy braci Sekielskich. Śledzę sprawy dotyczące zaniedbań biskupów.
Pochodzę z Ratyzbony w pobliżu granicy z Czechami. To jedno z bardziej katolickich miejsc Bawarii. Też nie mogłem sobie wyobrazić, że w Kościele zdarzają się takie przypadki. Pochodzę z miasta, w którym papież Benedykt XVI był profesorem, gdzie mieszkał i myślał, że tu umrze.
Utożsamiam się z ludźmi z Polski, dla których Kościół był wszystkim. W ostatnich latach musiałem się przekonać, że piękno i dobro to nie wszystko, co zrobił Kościół, choć sam nigdy nie doświadczyłem czegoś podobnego do wykorzystania. Nic takiego mnie nie spotkało. Niestety, część naszego Kościoła nie jest taka. Utrata obrazu Kościoła walczącego z komunizmem, który sprawił, że wróciła demokracja, że jest wolność słowa, że mamy tak wielu bohaterów, także i w czasach „Solidarności”. Mogę to wszystko zrozumieć.
Niestety, w tamtym okresie i dzisiaj są osoby, które nie zrobiły tego, co chce Jezus jako Kościół, jako kapłani, jako biskupi. Są osoby, które postawiły na pierwszym miejscu własne pragnienia. To się zdarza w każdym społeczeństwie i lokalnym Kościele. Rozumiem, że jeśli ktoś zawdzięcza Kościołowi wszystko, tak jak ja, tak jak wielu księży i biskupów w Polsce, ponieważ dzięki Kościołowi mogli studiować, mieli przestrzeń wolności, zaufania, przyjaźni, utrata – powiedziałbym – idola przykładnego społeczeństwa jest trudna.
W Kościele są święci i grzesznicy. Każda osoba nosi w sobie aspekty świętego i grzesznika. Trzeba zwrócić uwagę na konieczność zbawienia. Myślę, że na niektóre wyobrażenia o Kościele perfekcyjnym, który zawsze umie stanąć na wysokości zadania, nakładają się i takie obrazy, które zupełnie nie odzwierciedlają rzeczywistości, do której przyszedł Jezus.
Wiele sytuacji związanych z wykorzystaniem seksualnym małoletnich w Kościele ujrzało światło dzienne dzięki pracy dziennikarzy, ale też ich wytrwałości. Na początku oskarżano ich, że kłamią, że manipulują rzeczywistość. Mówiono nawet: „Jesteście przeciwko Kościołowi”. Były też dwa filmy dokumentalne na ten temat w Polsce.
– Zaskakująco ta rzecz powtarza się wszędzie. Niestety przedstawiciele Kościoła boją się, żeby potwierdzić prawdę ze względu na racje, o których wspomniałem wcześniej. Potwierdzenie skandalu oznacza przyznanie się do tego, że są sprawcy, że są jacyś kryminaliści. Nie zdają sobie zupełnie sprawy, że ukrywając te sytuacje, nie przyznając się do nich, tworzą skandale jeszcze większe.
W dzisiejszym społeczeństwie jeśli powiem publicznie, że popełniłem zbrodnię, jeśli to potwierdzę i poniosę konsekwencje, ludzie są bardziej skłonni mi przebaczyć. Natomiast jeśli będę kontynuował negowanie, będę ukrywał wszystko, jeśli podejmę jakieś negocjacje, żeby zmniejszyć moją odpowiedzialność, ludzie się wkurzają i mówią: „Oni nie umieją spojrzeć na rzeczywistość taką, jaką ona jest, nie umieją powiedzieć prawdy”. Odczytuję słowa Jezusa w Ewangelii św. Jana (8, 32): „Prawda was wyzwoli”. Jeśli będziemy ciągle negować, jeśli będziemy tłumić rzeczywistość, pewnego dnia wszystko wyjdzie na jaw. Na tym polega praca dziennikarzy, żeby mówić o rzeczywistości takiej, jaka ona jest.
Dziennikarz katolicki musi mówić o całej rzeczywistości. Nie tylko o wykorzystywaniu, ale i o zapobieganiu przemocy. Dziennikarze na całym świecie bardzo pomogli spojrzeć na rzeczywistość, która jest bolesna i trudna. Jest o wiele ciemniejsza niż niebiańskie miasto, które może chcielibyśmy mieć. Nie jesteśmy tylko civitas Dei [państwem Bożym – KAI]. Jesteśmy mieszaną rzeczywistością.
Zapytam: dlaczego nie ufamy Bożemu przebaczeniu? W sakramencie pojednania mamy takie punkty istotne dla ważności sakramentu: rachunek sumienia, żal za grzechy, wyznanie grzechów, pokuta i zadośćuczynienie. Jeśli są one fundamentalne dla ważności sakramentu, powinny być jeszcze ważniejsze dla wewnętrznego pojednania w Kościele. Szczera spowiedź. Podczas spowiedzi musimy mieć dane, a nie jakieś ogólne gadanie, że może coś tam kiedyś… Jasno musisz powiedzieć, za co jesteś odpowiedzialny. Proporcjonalnie do uczynionej krzywdy trzeba wynagrodzić, żeby w miarę możliwości uzdrowić sytuację. Dla mnie to też pytanie o wiarę: dlaczego nie ufamy Bożemu Miłosierdziu? A zamiast tego tylko negujemy i próbujemy ukryć trudne sprawy.
Dla niektórych polskich duchownych konferencja o ochronie małoletnich w Kościele, która odbędzie się w Polsce, mogłaby rzucić zły cień na polski Kościół…
– Czy polski Kościół jest święty – zobaczymy. Jeśli nie jest święty, też będzie widać. Dla mnie ta konferencja jest okazją, żeby dokonać trzeźwej oceny: co dobrego się wydarzyło, a co złego. Także w czasie komunizmu Kościół polski miał wielu bohaterów. Darzę polski Kościół za to podziwem, ale z drugiej strony musimy zauważyć, że cała rzeczywistość nie była taka. Czego się bać?
Myśleliśmy, że w naszym budynku żaden pokój nie wymaga remontu. Niestety tak nie jest. Ta konferencja może być okazją dla Kościoła w Polsce, żeby powiedzieć co chcemy zrobić: że chcemy oddać sprawiedliwość ofiarom z przeszłości, że zajmiemy się prewencją wobec nadużyć. Nikt nie ma wątpliwości, nawet najwięksi wrogowie Kościoła, że zaangażowanie Kościoła w prewencję, w ochronę małoletnich jest dużo bardziej rozwinięte, niż to, co oferują rządy państw. Jakże wartościowe są szkolenia, które prowadzi o. Adam Żak w Ignatianum w Krakowie. Nie znam innej podobnej inicjatywy. Niestety to, co dobre, jest przykrywane przez kłótnie, bo nie chcemy przyznać się do rzeczywistości. To jest zupełnie nieracjonalne i niezrozumiałe.
Patrząc w przyszłość: czy kandydaci do kapłaństwa, formacja w seminariach powinna się zmienić? Czy pójście na łatwiznę jest jeszcze możliwe?
– Kongregacja ds. Edukacji Katolickiej i Kongregacja ds. Duchowieństwa opublikowały bardzo ważne dokumenty. Współpracowałem przy dokumencie z 2016 roku. Jestem konsultorem Kongregacji ds. Duchowieństwa. W tym dokumencie są powtórzone wyrażenia z 43. punktu posynodalnej adhortacji apostolskiej z 1992 roku św. Jana Pawła II „Pastores dabo vobis”. Napisał to papież, a nie jakiś psycholog: „Fundamentem formacji kapłańskiej w seminarium jest formacja ludzka. Ludzka to znaczy: relacje, emocje, seksualność, równowaga ludzka, motywacja”. Napisał to św. Jan Paweł II. Będę na to nalegał, aby zasady te były wprowadzane.
Niestety znam niewiele seminariów, które nie stosują się do dokumentu z 2016 roku, a tylko nieliczne seminaria robią to, co powinny robić wszystkie. Tu widzę wielki problem na przyszłość, ponieważ dobór kandydatów do kapłaństwa musi być odpowiedni.
Zawsze pytam biskupów: wiem, że chcecie mieć wielu księży, duże liczby, ale ilu zostaje po pięciu latach kapłaństwa z tych, których wyświęciliście? Załóżmy, że było ich dziesięciu, a trzech odchodzi. Po co wam te liczby? Nie chcecie dokonać odważnego i trafnego wyboru? A jeden ksiądz, który wywołuje skandal, kosztuje was miesiące pracy, zabiera wam sen, kosztuje was dużo pieniędzy. Ilu księży odchodzi, bo ma problemy teologiczne albo duchowe? Prawie żaden. Dlaczego odchodzą od kapłaństwa? Zwykle ze względów uczuciowych, relacyjnych, seksualnych. Poważna analiza powinna skłonić do zmiany pracy w tych przestrzeniach.
Kandydaci do kapłaństwa nie spadają nie wiadomo skąd. To owoc społeczeństwa.
– Nie są inni od swoich rówieśników. W tym sensie nie są gorsi. Ale powinniśmy bardziej rozeznawać wybór i zdecydowanie lepiej towarzyszyć im w formacji. Myślę, że w Polsce jest wielu bardzo dobrych formatorów, szczególnie wśród zakonników. W wielu seminariach niestety tak jeszcze nie jest. Niektórzy myślą, że dobry proboszcz będzie dobrym formatorem w seminarium. Nie, to nie to samo.
W przypadku nadużyć w diecezji, w prowincji zakonnej, audyt odnośnie do podjętych działań powinny przeprowadzać osoby z zewnątrz tych instytucji, tak jak to było w przypadku Jeana Vaniera?
– Jeśli uda się znaleźć takie osoby, to jest to jak najbardziej godne polecenia. Można dostać obiektywną ocenę. Nie będzie oskarżeń o manipulacje.
Na co powinni zwracać dzisiaj uwagę rodzice? Co powinno wzbudzić niepokój?
– Jeśli rodzice widzą jakąś nagłą zmianę w zachowaniu dziecka, powinni się tym od razu zainteresować. Kiedy próba kontaktu fizycznego z własnym dzieckiem jest trudna, kiedy bez żadnego oczywistego powodu dziecko płacze, zamyka się w sobie, chociaż to mogą być oczywiście symptomy związane z innymi rzeczami, trzeba zachęcić dzieci do tego, żeby podzieliły się tym, co się w ich życiu dzieje. Czasami jest to trudne dla dziecka, żeby zwierzać się własnym rodzicom. „Chcesz z kimś porozmawiać na ten temat?”. To jest bardzo ważne. Trzeba przekazać dziecku, że może rozmawiać o wszystkim, nawet jeśli sprawa wydaje się ogromnie trudna czy wstydliwa.
Tytuł od redakcji Więź.pl
Przeczytaj też: Wysłuchać, a nie pouczać
Kiedyś księdza, biskupa z definicji traktowało się jako człowieka dobrego, życzliwego, mądrego. Dziś o taki kredyt zaufania bardzo trudno. Raczej księża muszą udowadniać że nie są wielbłądami. Dla bardzo wielu to krzywdzące, ale cóż, zbyt wielu – obdarzonych a priori zaufaniem – zawiodło.
Dziś szacunek dla księdza/biskupa jest jak prawda w nauce: warunkowy, z założeniem że zawsze można go obalić, że może wyjść na jaw prawda zupełnie odmienna.
Która jeszcze z księżowskich gwiazd pójdzie na stos?
Co z ojcem Janem Górą? Nawet na Wiki pojawiają się zarzuty sekciarstwa i otaczania się kobietami. Czy to tylko insynuacje i plotki? Czy też runie kolejny mit?
Pamietam pewien wywiad z abpem Hoserem. To bylo przed kilkoma laty. Dziennikarz go zagadnal o sprawy pedofilii kleru. A abp ze swada i buta go zgasil: “Takie problemy to moze miec Kosciol na Zachodzie! My mamy najlepsze przepisy zapobiegajace pedofilii i dlatego u nas ten problem nie istnieje!”.
Pamiętajmy też sławną konferencję prasową wokół sprawy Tarchomina oraz specyficzną diagnozę seksualności dziecka skrzywdzonego, przedstawioną przez arcybiskupa Michalika. Ech, dziedzictwo Jana Pawła.
Skąd ten pomysł o wydalaniu pedofili do stanu świeckiego, pedofilów należy ekskomunikować a nie robić z niego za karę świeckiego chrześcijanina. W Kościele rzymskokatolickim wciąż pielęgnuje się zinstytucjonalizowaną pogardę do świeckich chrześcijan.
@Haggaj
“Skąd ten pomysł o wydalaniu pedofili do stanu świeckiego, pedofilów należy ekskomunikować a nie robić z niego za karę świeckiego chrześcijanina.”
Myli się pan. Jest to rodzaj kary przewidziany w KKK. Potocznie nazwana “utrata stanu duchownego”
Rozumie pan to na opak. To nie bycie świeckim ma być dla niego karą, tylko nie bycie duchownym a że stany są tylko 2 to ciężko wydalić taką osobę ze stanu duchownego żeby w tym samym czasie nie był świeckim.
Może by tak stworzyć jakiś trzeci stan ? Np. “degeneraci” i do niego ich wydalać ? Wtedy byłoby wszystko jasne.
Jako ciekawostkę podam że wyszukałem że w latach 2004 -2014 Watykan przeniósł do stanu świeckiego niemal 850 księży ze względu na oskarżenia o molestowanie seksualne.
Należy po udowodnieniu winy natychmiast ich wydalać ze stanu duchownego i wsadzać do więzień gdzie ich miejsce.
Stan duchowny wiąże się z wieloma przywilejami, np. biskup ma prawo do pochówku w katedrze… Wyobraża pan sobie pochować degenerata we wnętrzu kościoła ??
Choć akurat z tą pogardą to ma pan rację, duchowni uważają się za lepszych, tych “bliżej Boga”, “wybranych”, “namaszczonych”, tych których rąk żaden wirus się nie ima…
Z tym się absolutnie zgadzam i należy to tępić. Na szczęście samo się to zmieni.
No to proponuję świeckich katolików pedofilów wydalać do stanu duchownego. Powtarzam prawo kanoniczne odzwierciedla pogardę wobec świeckich katolików.
@Haggaj
” Powtarzam prawo kanoniczne odzwierciedla pogardę wobec świeckich katolików.”
Świeckim jest każdy od urodzenia… nawet ci późniejsi duchowni. A więc to oni wstępują w stan duchowny “wychodząc” z tego pierwotnego.
Ponadto w KK kapłaństwo jest sakramentem…
Natomiast nie ma sakramentu “świeckości” bo nie każdy przecież świecki to osoba zamężna / żonata (sakrament który można przyjąć będąc świeckim ale nie będąc duchownym).
Sam więc fakt, że kapłaństwo to sakrament sakralizuje więc ten stan. “Wywyższa” ich ponad innych i sprawia że są “bliżej Boga”, mimo, że to tylko wirtualna “rzeczywistość” w umysłach zapatrzonych w nich wiernych.
Bajdurzenie o namaszczonych dłoniach których żaden wirus się nie przyczepi i inne herezje anty-chrześcijańskie to właśnie pokłosie tejże sakralizacji…
Wydaje mi się, że błąd tkwi zupełnie gdzie indziej.
Z ludzkiej przyzwoitości oraz sprawiedliwości żaden degenerat po udowodnieniu winy nie powinien być nawet 5 minut dłużej duchownym.
Tak jak lekarz który po wykorzystaniu pacjentki traci (sic!) prawo wykonywania zawodu tak i duchowny powinien wylecieć moim zdaniem nie tylko ze stanu duchownego ale być ekskomunikowanym.
Bo “komu wiele dano, od tego wiele wymagać się będzie; a komu wiele zlecono, tym więcej od niego żądać będą”
Osoba, która powinna “prowadzić do zbawienia” nie może gwałcić innych !