Jesień 2024, nr 3

Zamów

Światłość w ciemności świeci

Święta Góra Grabarka. Fot. Gintaras Rumšas / CC BY-NC-ND 2.0

Aby ta przerażająca noc Kościoła, którą dziś przeżywamy, mogła ustąpić, wierni – a zwłaszcza duchowni – muszą zdobyć się na odwagę zstąpienia na dno grzechu w Kościele. Skonfrontować się z bólem zadanym niewinnym, by autentycznie zacząć proces oczyszczenia i odnowienia w Chrystusie. 

„Widzieliśmy światłość prawdziwą, przyjęliśmy Ducha z niebios, znaleźliśmy wiarę prawdziwą, kłaniamy się niepodzielnej Trójcy, albowiem Ona nas zbawiła” (z liturgii wschodniej na Przemienienie Pańskie).

W ostatnią niedzielę lipca udałem się na Świętą Górę Grabarkę, do najważniejszego duchowo miejsca polskiego prawosławia, którym opiekują mniszki monastyru św. Marty i Marii. Główna cerkiew jest pod wezwaniem Przemienienia Pańskiego i co roku 19 sierpnia (zgodnie z kalendarzem juliańskim) odbywają się na Grabarce uroczystości związane z tajemnicą z Góry Tabor. Święto Przemienienia Pańskiego powszechnie zwane jest przez ludność prawosławną na Białostocczyźnie świętem Spasa, co uważa się za pochodną istniejącego w okolicach Grabarki (bądź na samej Grabarce) wcześniejszego kultu ikony Spasa (Zbawiciela).

Nawet wobec zgorszenia skandalami w Kościele perspektywa Ewangelii jest jedna dla tych, którzy są zgorszeni, i tych, którzy obawiają się ujawniania nadużyć, opacznie rozumiejąc „chwałę Kościoła”

Maciej Biskup OP

Udostępnij tekst

Na Grabarce byłem nie po raz pierwszy. Za każdym razem ogromne wrażenie robi (pewnie nie tylko na mnie) liczba wotywnych krzyży wokół cerkwi. W tym roku szczególnie intensywnie rozmyślałem nad tym, że w miejscu poświęconym Światłu z Góry Tabor dzięki pątnikom wyrósł tak ogromny las krzyży. „Utrudzeni i obciążeni” przynoszą swoje cierpienia, by nie ulec zgorszeniu krzyża, o którym wspominają ewangelie synoptyczne. Pielgrzymi docierają tu z wiarą i ufnością, że na drodze przemieniającej miłości dotrą szczęśliwie do ukojenia, które znajdą w jaśniejącym obliczu Chrystusa. 

Niosący Ducha, ale najpierw krzyż

„Twarz Chrystusa wyłania się ze światła inokopu [złota lub srebrna folia naklejana na ikonę] i sama jest Światłem. Rysy Jezusa, delikatne jak tchnienie, promieniują (…) spokojem i pięknem. Twarz wysmukła i pełna życzliwości. W oczach nie ma cienia gniewu, nawet surowości, jest za to tylko jakiś nie do wysłowienia smutek, który można wszak rozumieć także jako zachętę do zwierzeń, spowiedzi, do może nawet rozmowy. Emanująca łagodność postaci Zbawiciela nie odcina się od spraw człowieczych… brat, w każdej chwili gotowy do podania ręki, uzdrowienia duszy i ciała, współczujący, ale też nie naiwny… Drobne płatki warg zawsze gotowe rozchylić się przed słowami wybaczenia i pojednania”. 

Krzyże pielgrzymów pozostają przed świątynią, jakby w przedsionku, w oczekiwaniu na to aż światło Przemieniania rozświetli kryjącą się za nimi ciemność, która w różny sposób towarzyszy udręczonym wiernym. Krzyż jest przecież duchowym oczekiwaniem na ostateczne nadejście poranka zmartwychwstania. W liturgii bizantyjskiej znajdujemy słowa: „Chryste Boże, przemieniłeś się na Górze i uczniowie ujrzeli Twoją chwałę: aby, gdy zostaniesz ukrzyżowany, wierzyli, że dobrowolnie wydałeś siebie: aby zwiastowali światu, że naprawdę jesteś odbiciem chwały Ojca”.

Na chrześcijańskim Wschodzie monastycyzm, obok liturgii, stanowi centrum duchowości emanującej na wszystkich ochrzczonych. Prawosławny teolog Paul Evdomikow pisze o tym, że każdy chrześcijanin może w świecie praktykować „uwewnętrzniony monastycyzm”, by stać się świadkiem – kimś, kto jaśnieje światłem Ducha przed ludźmi (por. Mt 5,16). Takiego człowieka określa się pneumatofor (gr. pneumatophóroi), czyli niosący Ducha. 

Zanim jednak ochrzczony narodzi się z Ducha (por. J 3) we wszystkich aspektach swojego życia, musi się stać stać staroforosem (gr. staurophóroi), czyli niosącym krzyż – jarzmo swych ran, słabości i zmagania. Ekumeniczny Patriarcha Konstantynopola Bartłomiej I w mowie wygłoszonej w czasie przyjęcia swej posługi 2 listopada 1991 r. podkreślił, że przyjmuje z rąk swojego poprzednika Dymitriosa I „krzyż Andrzeja, pierwszego powołanego, by kontynuować wchodzenie na Golgotę, by zostać ukrzyżowanym w Panu naszym i w Jego Kościele, by utrwalać światłość Zmartwychwstania […]. Nie mając innego schronienia, jak tylko miłosierdzie Pana naszego, o łaskę którego błagamy, aby pozwolił nam rozwinąć naszą siłę pośród naszej słabości”. 

Pokusa własnych rozwiązań i pokusa rozpaczy

Wobec perspektywy krzyża i utraty życia, którą „zgorszeni” są uczniowie, Chrystus zabrał Piotra wraz z Janem i Jakubem „na wysoką górę, na miejsce odosobnione”. Tam „w ich obecności został przemieniony” (Mt 17,1–13), by umocnić ich wiarę i pokazać jej ostateczny cel: my wszyscy, którzy „z odsłoniętą twarzą odzwierciedlamy chwałę Pana, za sprawą Pana, którym jest Duch, przekształcamy się od chwały ku chwale w ten sam obraz. […] Bóg bowiem, który powiedział: Z ciemności zabłyśnie światło, jest Tym, który zabłysnął w naszych sercach, aby zajaśniało poznanie chwały Bożej na obliczu Chrystusa” (2 Kor 3,18; 4,6).

Także wobec zgorszenia skandalami w Kościele perspektywa Ewangelii jest jedna dla tych, którzy są zgorszeni, i tych, którzy obawiają się ujawniania nadużyć, opacznie rozumiejąc „chwałę Kościoła”: udać się na górę Tabor i tam – w ciemnościach – pozwolić, by zajaśniało światło Chrystusa. W Jego spojrzeniu, które dociera do głębi każdego istnienia, można znaleźć wytchnienie od pokusy własnych rozwiązań podpowiadanych przez lęk oraz oddalić pokusę rozpaczy, którą w samym środku Kościoła uderza zły. 

Osłonięty świetlistym obłokiem i umocniony rozlegającym się głosem: „Ten jest mój Syn umiłowany”, Piotr wyznał: „Panie, dobrze, że tu jesteśmy” (Mt 17,4–5). Tak doświadczył ukojenia – „Panie, moje serce się nie wywyższa, nie patrzą wyniośle moje oczy. Nie gonię za wielkimi rzeczami, zbyt niezwykłymi dla mnie. Przeciwnie, swoją duszę uspokoiłem i uciszyłem. Jak niemowlę przy piersi matki, tak spokojna jest moja dusza” (Ps 131) – oraz zadatku odpoczynku „nowego nieba i nowej ziemi”. Światło Taboru to zapowiedź eschatologicznego odpoczynku szabatu, który zaczął się wraz ze zmartwychwstaniem. 

Tak, w świetle oblicza Chrystusa można odpocząć od pokus, a zwłaszcza od tej najbardziej diabelskiej i przerażającej, a ukrytej w rozpaczy, że Bóg może zostawić człowieka. Chrystus – od Pustyni Judzkiej po pustynię krzyża – był dręczony pokusą opuszczenia, która uderza w Jego Synostwo i zrodzenie z Ojca. Zstępując aż do otchłani, synowską ufnością przełamał lęk świata przed nieobecnością Boga. Na Taborze, umocniony światłem Ducha Ojca, doświadcza, „jak niemowlę u swej matki”, że nic nie może Go wyrwać z łona Ojca, i zstępuje do ziemskiego łona otchłani, by nawet tam ogłosić, że nie ma ostatecznej nieobecności Boga.

Na górze Tabor Piotr, Jakub i Jan stają się świadkami ukojenia w świetle biorącego w obronę Ducha Obrońcy (z gr. Parakletos ) i rozlegającego się głosu o ukochaniu. To zapowiedź nieskończonego miłosierdzia, które – jako szczególny filar popaschalnej wspólnoty pierwszych chrześcijan – zostanie ogłoszone światu.

Zstąpić na dno grzechu w Kościele

Dziś, gdy Kościół zasłonięty jest całunem nocy ciemniej, zaciągniętym przez wykorzystywanie „tych najmniejszych”, chrześcijanie są zaproszeni przez Ducha, aby w tym doświadczeniu nocy na pustyni, szukać i odnajdywać – jak nasi ojcowie w wierze, którzy szli przez pustynię w kierunku obietnicy – „duchową skałę”, z której popłyną strumienie wody żywej. „A powiedział to o Duchu, którego mieli otrzymać ci, którzy uwierzyli w Niego. Duch bowiem dotychczas nie był dany, gdyż Jezus nie został jeszcze uwielbiony” (J 7,39). 

Aby zostać osłoniętym przez świetlisty obłok (Mt 17,5) i zajaśnieć jak Chrystus mocą Ducha, trzeba zejść z góry Tabor i odważnie przejść z Jezusem przez Paschę, bo to właśnie znaczy wypowiedziane przez Jana słowo: „uwielbiony”. Tylko w ten sposób głoszenie dobrej nowiny o rozświetlającym świetle Boga będzie przekonujące. I aby ta przerażająca noc Kościoła, którą dziś przeżywamy, mogła ustąpić, wierni – a zwłaszcza duchowni – muszą zdobyć się na odwagę zstąpienia na dno grzechu w Kościele, tak aby skonfrontować się z bólem zadanym niewinnym oraz autentycznie zacząć proces oczyszczenia i odnowienia wszystkiego w Chrystusie. 

Choć Chrystus nie popełnił grzechu, odpowiedział na wołanie Izraela i dzisiejsze wołanie Ludu Bożego: „Choćbym wstąpił do niebios, tam jesteś, choćbym legł w Szeolu – i tam będziesz. […] Gdybym powiedział: Niech mnie ogarnie ciemność, niech światło wokół mnie stanie się nocą, to nawet ciemność nie skryje mnie przed Tobą, noc zaś zajaśnieje, bo ciemność jest dla Ciebie jak światło” (Ps 139,8.11-12).

Lizać rany człowieka pokaleczonego

W wigilię niedzieli, w którą dotarłem na Grabarkę, uczestniczyłem w rozmowie online z moimi współbraćmi, która dotyczyła sposobu komunikowania się z kobietami skrzywdzonymi przez naszego współbrata Pawła M. Była to trudna rozmowa, ujawniająca to, jak trudno jest nam zstąpić na najgłębszy poziom bólu skrzywdzonych i tam autentycznie współodczuwać. 

Współczucie było początkiem postawy apostolskiej św. Dominika, którego 800-letnia rocznica śmierci przypada właśnie w katolickie święto Przemienienia Pańskiego, 6 sierpnia. Dominik, zdając sobie sprawę z powagi kryzysu jego czasów, ze smutkiem obserwował jałową troskę o to, by Kościół nie utracił wpływów, a Jego wizerunek nie uległ uszczerbkowi. Sam postanowił zgromadzić wokół siebie braci, którzy – aby głosić Ewangelię – będą wpierw potrzebowali, jak pisał Timothy Radcliffe OP, „formacji we współczuciu, wychowania serca i umysłu, które rozbije nasze kamienne serca, naszą zarozumiałość, arogancję…”. 

Jeśli jako chrześcijanie mamy być świadkami niosącymi Ducha Pocieszyciela, musimy odnaleźć w sobie odwagę, by w sposób nieudawany i konsekwentny towarzyszyć skrzywdzonym i zranionym w Kościele, we wszystkich wymiarach, w których potrzebują pomocy. Św. Izaak Syryjczyk zalecał pewnemu mnichowi: „powinien błagać i wzywać w swoim sercu Jezusa tak długo, dopóki nie poczuje w sobie miłosierdzia, jakiego Bóg doświadcza w stosunku do świata”. I zastrzega, że wiąże się to z byciem naznaczonym cierpieniem tych, z którymi chce się współodczuwać: „Powinniśmy modlić się, odczuwając cierpienie. I powinniśmy zanosić błaganie do Boga za wszystkie te sprawy z uczuciem bólu. Taką oto postawę winniśmy przyjmować w stosunku do wszystkich ludzi: modlić się za nich, doznając bólu, jak za samych siebie”.

Wesprzyj Więź

Jako dominikanie polscy – z okazji 800-lecia śmierci św. Dominika i w przededniu 800-lecia istnienia naszej polskiej prowincji – powinniśmy sobie przypomnieć słowa Sługi Bożego kard. Stefana Wyszyńskiego, które skierował do polskich dominikanów kilkadziesiąt lat temu: „dominikanie (Domini canes – Pańskie psy) mają być takimi psami, które używają swego języka, aby lizać rany człowieka pokaleczonego”. 

Jeden z największych rosyjskich przewodników duchowych ubiegłego wieku, ojciec Aleksander Mień tak modlił się: „daj nam, o Boski nauczycielu, (…) moc i wiarę, (…) niezłomną nadzieję i ogień miłości do Ciebie. (…) Kiedy pobłądziwszy na ścieżkach życia, zatrzymamy się, nie wiedząc, dokąd iść dalej, daj nam zobaczyć w ciemnościach Twoje Oblicze. Amen”.

Przeczytaj także: Jak iść przez noc ciemną Kościoła

Podziel się

4
4
Wiadomość

„I aby ta przerażająca noc Kościoła, którą dziś przeżywamy, mogła ustąpić, wierni – a zwłaszcza duchowni – muszą zdobyć się na odwagę zstąpienia na dno grzechu…” Klasyczne klerykalne rozmywanie odpowiedzialnosci. Przepraszam, czy to wierni wykorzystywali dzieci w klasztornych szkolach, i grzebali ich ciala w przyklasztornych ogrodach (Kanada)? Czyli to wierni maja wspolnie niesc krzyy grzechow duchowny plus swoich. Niezle to sobie wymyslili 😉 Odnosze wrazenie, ze wykorzystywanie seksualne doroslych w Kosciele jest uznawane za mniej gorszace, bo przeciez sa dorosli. Nie bierze sie pod uwage psychicznych problemow i uwarunkowan, ktore czynia osoby dorosle poddatnymi na manipulacje i wykorzystanie.
Mam pytanie, ktorego jeszcze nikt nie zadal. Skoro teraz jest ciemna, to kiedy byla ta „jasna noc Kosciola”? W sredniowieczu, kiedy kler zawladnal Europa i przesladowal innowiercow? W okresie renesansu, kiedy palil na stosie naukowcow i myslacych inaczej i brutalnie kolonizowal Nowy Swiat? Czy w wieku XVII kiedy kontrreformacja dociskal petle na szyji myslacych inaczej, albo myslacych w ogole?! Kosciol jako instytucja zawsze zachowywal sie jak „Wielka Nierzadnica” i to udawanie, ze przeciez kiedys bylo lepiej. No kiedy?

Unikałbym robienia z KK wielkiego historycznego potwora. Miał on i swoje zasługi, nawet na polu emancypacji kobiet (zwłaszcza w porównaniu z tradycją pogańskiego antyku) czy nauki i filozofii. Historia nie zawsze jest binarna. Oczywiście ówczesne zasługi KK nie mają dziś żadnego znaczenia, to znaczy – w żaden sposób nie powodują, że współcześnie KK ma do zaoferowania coś pozytywnego, coś, czego nie dawałby świecki humanizm. Najśmieszniej KK radzi sobie w kulturze, tutaj mamy zupełne odwrócenie rzeczywistości średniowiecznej: zero wpływu, zero inspiracji, zero zrozumienia. Chociaż Watykan współfinansuje kasowe produkcje filmowe („more than four million euros (£3.4m; $4.7m) „went to finance the production of films such as the latest 'Men in Black’ and the biography of Elton John, 'Rocketman'”.”) 😉

Szanowna Pani. Jeśli przeczyta Pani tekst uważnie, dostrzeże Pani dwa wymiary „zstępowania na dno grzechu”. Pierwsze dotyczy skonfrontowania się duchownych z własnym grzechem, przestępstwami i niereagowaniem na niego. Drugi ma wymiar powszechny i wybitnie duchowy oraz dotyczy każdego wiernego. Mówi on o towarzyszeniu Chrystusowi w jego zstępowaniu do ciemności, aby wraz z nim wstąpić mocą uzdrawiającej światłości. To zstępowanie i wstępowanie ma przecież miejsce w czasie każdego chrztu. To paschalny wymiar życia chrześcijańskiego i dotyczy wszystkich ochrzczonych. W żaden sposób nie mam zamiaru rozmywać odpowiedzialności duchownych za zło wyrządzone pod „dachem” Kościoła. Jeśli zapozna się Pani z moją książką wydaną w maju „Nieostatnie kuszenie. Jak przetrwać noc Kościoła” lub prześledzi moje wypowiedzi medialne, przekona się Pani, że nie ma mowy o rozmywaniu odpowiedzialności lub przerzucaniu na wiernych. Niemniej jednak zjawisko klerykalnych wiernych, którzy „nie widzą, nie słyszą i nie mówią” w Polsce też wcale nie jest marginalne.

Nowy Gądecki (w KAI): „Nie dość mamy w Kościele polskim problemów z laicyzacją życia religijnego, dechrystianizacją kultury, postępującym permisywizmem moralnym i ideologią gender, konsumpcjonizmem i podziałami w życiu społecznym, to jeszcze odizolowanie od sakramentów świętych, rozbicie wspólnoty kościelnej i osamotnienie w warunkach kwarantanny spowodowało nagłą i radykalną, niezwykle trudną sytuację duszpasterską, której najważniejszym przejawem jest problem z udziałem we Mszy św. i możliwość bezpiecznego przystępowania do Komunii Świętej”. Gdyby Bóg nie chciał pandemii to by do niej nie dopuścił 🙂 PS. „ideologia gender” 😉

Przynajmniej 20 katolickich parafii wspiera projekt ustawy „STOP LGBT”, który ma zakazać „propagowania” m.in. związków partnerskich czy „innej niż heteroseksualna orientacji płciowej”. Ech, jak wam ten Putin z rozmodlonych głów wyjść nie może.

Na tym samym Podlasiu, całkiem niedaleko – tak to przynajmniej odczuwam, choć to ponad 100 km dalej, jest katolicka Święta Woda. Byłam tam dwa razy, tuż po podróży do Grabarki. Niewiele my, ludzie wychowani w katolicyźmie, wiemy o prawosławiu. Ale tradycja pielgrzymek z krzyżami wotywnymi, teologiczne i duchowe umocowanie tego typu aktów religijnych w człowieku prawosławnym jest, zdaje bardzo głęboko osadzona. W samym jego jestestwie. A czym jest Święta Woda, i, podsycana przez jakiś księży katolickich, świeżutka tradycja kopiująca tę prawosławną ? Czym są te tony krzyży i krzyżyków, wiszących niczym suszące się na sznurach ryby, oczywiście z inskrypcjami, podpisami z imienia i nazwiska, dokładną datą, oraz wszelakich pełnionych funkcji publicznych (wojewoda, starosta, dyrektor, radny, poseł,wójt i sołtys taki i owaki oraz śmaki ) ? Wielki parking, wiele „pielgrzymek”.obszerny „dom pielgrzymkowy” tuż obok kościółka , święte źródełko i możliwość zakupu od właściciela terenu -osoby kościelnej (?) butelki na wodę na miejscu. A także sam zabytkowy kościółek, w sposób tragiczny przebudowany tak, że stał się swoją karykaturą, ale pomieści więcej ludu. Czym TO jest i jak to nazwać ? KTO na to pozwolił ? GDZIE są biskupi ? Więc naprawdę chodzi tylko o pieniądze, nie o Boga ? Tu zakończę, żeby nie obrazić nikogo.