Zima 2024, nr 4

Zamów

Nowoczesny lider nie lubi splendoru. Potrzebujemy nowego paradygmatu przywództwa w Kościele

Księża podczas święceń diakonatu dla diecezji Westminster, czerwiec 2021. Fot. Mazur / cbcew.org.uk

Współczesne przywództwo to wielka praca – głównie nad sobą. Ale kompetencji przywódczych można i trzeba się uczyć. Dotyczy to również księży i biskupów.

Jesteśmy pracownikami naukowymi na Wydziale Zarządzania Uniwersytetu Łódzkiego. Oboje też, od wielu lat, pozostajemy praktykującymi katolikami i kochamy Kościół. Nie oznacza to, że nie widzimy jego wad, problemów, bolących miejsc. Nie ignorując ich i jednocześnie nie umiejąc żyć w bezczynności, staraliśmy się uczestniczyć w jego życiu na tyle, na ile pozwalały możliwości: czy to w Domowym Kościele, czy w parafii, czy w Ekumenicznej Szkole Biblijnej.

Wiosną 2020 roku metropolita łódzki abp Grzegorz Ryś zaproponował nam współprowadzenie warsztatów dla księży. Mamy doświadczenie w prowadzeniu badań na temat przywództwa oraz kursów i szkoleń dla różnorodnych klientów. Niedawno ukazała się książka jednego z nas na temat wartości sprawiedliwości w przywództwie organizacyjnym.

Tytuł warsztatów, który wybraliśmy – „Od potestas do ministerium – miał pokazać drogę, w której chcemy towarzyszyć uczestnikom. Zajęcia skierowane były do wszystkich księży, bo zgodnie z definicją Kena Blancharda „zawsze gdy próbujemy wpływać na myślenie, zachowanie czy rozwój innych osób, zarówno w ich życiu prywatnym, jak i zawodowym, podejmujemy się roli lidera”, jednak odbywały się one w podziale na grupy, w zależności od pełnionych przez duchownych funkcji w Kościele.

Głównym przesłaniem, które przyjęliśmy dla warsztatów, było zdanie z Ewangelii wg. św. Mateusza: „Kto by między wami chciał stać się wielkim, niech będzie waszym sługą” (21,25-28). Opieraliśmy się również na słowach Ricka Warrena, twierdzącego, że „aby poprowadzić Kościół we wzroście, potrzeba czegoś więcej niż tylko oddania – potrzeba umiejętności”. Dla nas oznacza to tyle, że przy niezmiennym przesłaniu Kościoła metody ewangelizacyjne powinny być elastycznie zmieniane, dostosowywane do nowych pokoleń, tak, by jak najskuteczniej do nich dotrzeć.

Wysoki koszt braku odpowiedzi na zmiany

Część współczesnych organizacji odrobiła już lekcję ze zmian paradygmatu przywództwa. Wdrażają one nowe rozwiązania i koncepcje, szkolą pracowników, a wszystko po to, aby dostosować się do turbulentnych zmian, jakim podlega świat, w którym przyszło im funkcjonować. Zmiany te są dostrzegalne na różnych poziomach: od społecznych (nowe pokolenia, które wchodzą w etap dorosłości) poprzez technologiczne (nowe technologie i ich wykorzystywanie) i demograficzne (starzejące się społeczeństwo) aż po organizacyjne (spłaszczenie struktur organizacyjnych).

Wciąż istnieją jednak organizacje, które próbują te zmiany ignorować. Niestety, na takim podejściu tracą wszyscy: począwszy od klientów, poprzez pracowników, a skończywszy na kadrze zarządzającej.

Współcześnie wiele organizacji inwestuje w szkolenia swoich pracowników. Wydaje się, że Kościół w Polsce ma tę drogę jeszcze przed sobą

Maria Czajkowska, Maciej Malarski

Udostępnij tekst

Kościół katolicki można uznać za jedną z wielu organizacji, gdyż spełnia wszystkie jej definicyjne wymogi. Rodzi się więc pytanie: na jakim jest etapie? Czy chce wejść w „nowe”, nie tracąc nic ze swojej tradycji, a na niej budując? Czy też – jak wiele organizacji, które obawiają się zmian – coraz bardziej okopuje się w tym, co znane, sprawdzone, lecz nieprzystające do współczesnych czasów?

Zmiana paradygmatu przywództwa – od modelu hierarchicznego, skupionego na osobie sprawującej władzę, do przywództwa służebnego, współdzielonego, skierowanego na innych, będącego jednym z zasobów organizacji – staje się niezbędna. Przywództwo tradycyjne, często oparte na emocjonalnych źródłach władzy, otwiera możliwości nadużyć i manipulacji. Przywództwo współczesne to przywództwo racjonalne, w którym nie ma splendorów i insygniów władzy ani korzyści, wynikających z bycia „na świeczniku”. Może ono stanowić odpowiedź na zmiany, z którymi Kościół musi się konfrontować.

Piszemy: „musi”. A trzeba dodać: jeśli nie chce ponieść zbyt wysokich kosztów. Nie myślimy tu o kosztach finansowych czy nawet o cenie utraty wiernych, a o pewnym postrzeganiu Kościoła jako ciała „odklejonego” od Ewangelii i niereprezentującego Chrystusa. W naszym odczuciu to największy ból i koszt, jaki Kościół może ponieść.

Oczywisty wydaje się fakt, że Kościół, w tym Kościół w Polsce, nie jest i nigdy nie będzie tworem jednorodnym. Odbieramy ten fakt jako szansę i widzimy w nim nowe możliwości. Gdzie bowiem szukać inspiracji, uczenia się akceptacji i miłości bliźniego, jeśli nie w różnorodności?

Przywództwo służebne i włączające

Kościół nie jest doskonały, tak jak nikt z nas nie jest doskonały. Ostatnio mieliśmy okazję uczestniczyć w wielu spotkaniach online, które „wypączkowały” z powodu pandemii. Dzięki nim zauważamy, że to, z czym jako ludzie miewamy problem, to puste krytykanctwo, które staje się modelem życia. Zdecydowanie widzimy potrzebę dostrzegania problemów, nazwania ich i rozmawiania o sposobie ich rozwiązywania. Tak czyni wiele osób, których podziwiamy i szanujemy. Niestety, ostatnio z pewnym niepokojem obserwujemy wzrost postaw skupiających się jedynie na krytyce, za którą nie idzie żadne konstruktywne działanie ani modlitwa. Dlatego właśnie zdecydowaliśmy się przyjąć propozycję metropolity łódzkiego i zaangażować w to, w co wierzymy, wykorzystując do tego zdobytą przez nas wiedzę i kompetencje.

Nigdy nie chcieliśmy i nie chcemy robić rewolucji, nie pretendujemy też do wyznaczania nowych szlaków w „życiu zawodowym” księży. Co więcej, jesteśmy przekonani, że Ewangelia pozostaje podstawą wszelkich zachowań, działań, aktywności. Wierzymy, że tylko prawidłowe rozumienie Ewangelii i wdrażanie ewangelicznych zasad jest jedyną, właściwą drogą postępowania. Możemy zaproponować pomoc tylko w tym aspekcie, na którym się znamy, czyli w zarządzaniu, a w tym konkretnym przypadku – w szeroko pojętym budowaniu relacji opartych na władzy. Staramy się odnosić treści ewangeliczne do świeckich zasad zarządzania ludźmi: powoływania i kierowania zespołami ludzkimi, właściwego budowania relacji międzyludzkich i angażowania innych do aktywności, odczytywania potrzeb innych i udzielania pomocy w ich rozwoju.

Pomysł warsztatów oparliśmy na koncepcji przywództwa służebnego i przywództwa włączającego. Przygotowując się do stworzenia programu warsztatów, prześledziliśmy literaturę i godzinami rozmawialiśmy o naszych doświadczeniach, aby na każdy napotkany przez nas problem można było znaleźć adekwatne rozwiązanie. Na podstawie badań, uzyskanych ze źródeł wtórnych, prowadzonych na świecie, ustaliliśmy listę kompetencji koniecznych dla współczesnego lidera.

W efekcie powstał program dwóch bardzo napiętych dni warsztatowych. Poza codziennymi Mszami, jutrznią i nieszporami, czas przeznaczony był głównie na zajęcia w grupach. Abp Ryś poprowadził jeden wykład oraz medytację na zakończenie warsztatów. Ponieważ do udziału w pierwszej edycji zgłosili się księża z całej Polski, bardzo istotnym elementem warsztatów stała się wymiana doświadczeń oraz konfrontacja różnorodnych podejść i spojrzeń na podobne problemy w różnych parafiach.

Intuicja nie wystarczy

W czasie, który minął od przeprowadzonych warsztatów, spotkaliśmy się z różnymi reakcjami duchownych i świeckich na informacje o tym spotkaniu. Dodajmy, reakcjami skrajnie różnymi: od entuzjazmu do negowania potrzeby organizowania tego typu spotkań. Dziwi nas fakt, że tak wiele z nich było emocjonalnych, przecież nie o emocje tu chodzi. Raczej o przygotowanie innych do zwykłego, realnego, rzetelnego wypełniania powierzonych obowiązków.

Warsztaty są miejscem nabywania konkretnych umiejętności przywódczych, nie tradycjonalistycznych, i nie liberalnych, a neutralnych, tak pod kątem politycznym, jak i ideologicznym. Bardzo o to dbamy. Staramy się kształtować ważne z punktu widzenia przywódców kompetencje profesjonalne. Właściwie sprawowana władza pozwala organizacjom wzrastać i realizować misję.

Warsztaty nie mają też na celu kreowania księdza-celebryty, ani zrobienie z Kościoła korporacji, bo i z takimi zarzutami się spotkaliśmy. Warsztaty służą przygotowaniu osób do pełnienia roli przywódcy w konkretnej wspólnocie, mają pomóc w sprostaniu temu zadaniu w sposób rzetelny, uczciwy i z pokorą, a także ułatwić pełnienie tych funkcji przez nabycie konkretnych umiejętności.

Współcześnie wiele organizacji inwestuje w szkolenia swoich pracowników. Wydaje się, że Kościół w Polsce ma tę drogę jeszcze przed sobą. Dlatego tak bardzo potrzebne są szkolenia i warsztaty, które już odbywają się w różnych miejscach na świecie. Jeśli ktoś chce sprawować władzę (a każdy duchowny w pewnym momencie swojej kapłańskiej drogi się z tym mierzy), lecz nie przygotowuje się do tej roli (nie chce się rozwijać, edukować czy korzystać z dorobku nauki, tylko opiera się na intuicji i samowystarczalności), szybko pojawiają się wątpliwości dotyczące jakości wykonywanej posługi.

Jesteśmy przekonani, że obecne zmiany w świadomości ludzi – kulturowe i społeczne – wymagają nowych sposobów dotarcia do wiernych. Niepokojące są zwłaszcza sygnały pochodzące od samych duszpasterzy, którym coraz trudniej odnaleźć się w dzisiejszej rzeczywistości. Naszym zdaniem, brakuje im m.in. właśnie umiejętności przywódczych, które pozwoliłyby na otwarcie się na obecne zmiany i przyciągnięcie osób poszukujących prawdy oraz tych, którym trudno się dziś odnaleźć w Kościele i świecie.

Wesprzyj Więź

Współczesne przywództwo to wielka praca – głównie nad sobą. Kompetencji przywódczych można i trzeba się uczyć, gdy podchodzi się do powierzonych obowiązków profesjonalnie i uczciwie, gdy czuje się odpowiedzialność za ludzi, nad którymi sprawuje się władzę – czy to duchową, czy administracyjną. Temu właśnie służą warsztaty. Mają one kształtować kompetencje, które pomogą w tworzeniu międzyludzkich relacji i będą wsparciem w rozwiązywaniu pojawiających się problemów. Współczesne pojęcie władzy nierozerwalnie związane jest z jej oddawaniem, z przygotowywaniem następców, z wycofaniem się, jeśli tylko zachodzi taka potrzeba.

Niech puentą będą słowa prof. Władysława Stróżewskiego: „Musimy poddać się władzy rozumu, który sam podporządkuje się tylko i wyłącznie dobru. Musimy nauczyć się odkrywać to, co naprawdę najlepsze i tylko temu dać się powodować. A władzy używać tylko tyle, ile to naprawdę potrzebne, by na świecie zatriumfować mogło skromne, elementarne, ale prawdziwe i dostępne dla każdego dobro”. 

Przeczytaj też: Ksiądz – od monarchii do demokracji

Podziel się

2
2
Wiadomość

Jak miło prowadzić szkolenia że spraw oczywistych i wielokrotnie powtarzanych w ciągu ostatnich co najmniej 1500 lat ubranych tylko dla niepoznaki w sztafarz współczesnych terminów z epoki korpo….
I jak tam że skutecznością tych zajęć? Taka sama jak przez wieki?

Przez wieki? Dawna wiedza nie równa się dziwiejszej. Więc nie wiem co według pana jest takie oczywiste. Zwłaszcza, że 20 lat temu była inna rzeczywistość, a pan mówi ” o wiekach”.
Może chodziło o wieka od trumny?

No po co cokolwiek robić? Przecież to powinni znać już z domu, od rodziców. Człowiek się uczy całe życie. Jakie ma dla mnie znaczenie co działo się przez 1500 lat jeśli ja mam swoje ograniczenia i braki?

Z całej Polski? Dobrze sobie przypominam, że na warsztaty w zeszłym roku przyjechało 14 księży? Ttle się narobiliście z biskupem i olali was.
Szkoda, bo jak zobaczyłem informacje o tym wydarzeniu to pomyślałem, że właśnie takimi sprawami powinni się zajmować biskupi – praca G. Rysia jest pracą u podstaw, szkoda tylko, że księża pod jego skrzydłami chętniej uczestniczą w rekolekcjach ( dobrze, że uczestniczą) niż próbują coś zmienić i czegoś się nauczyć.
Co do krytykanctwa, zgadzam się całkowicie. Niektórzy księża i zakonnicy robia fantastyczną kariere celebryty na krytykowaniu innych księży. Próżno było szukać informacji o tych warsztatach na ich profilach społecznościowych, a o uczestnictwie w tych warsztatach chyba nawet nie ma co marzyć. Może powinno się im wysyłać specjalne zaproszenia? W jaki sposób chcą zmiany jakości Kościoła jeśli nic nie robią w tym kierunku?

Narobiliscie mi apetytu swoim wprowadzeniem do warsztatow i potem zostawiliscie mnie glodnego… Niech Panstwo napisza cos wiecej o swoich wrazeniach i doswiadczeniach wynikajacych z przeprowadzonych szkolen. Ciekaw jestem np. reakcji i spostrzezen ksiezy, ktorzy wzieli w nich udzial.

Jakie to proste…
I znane od czasów rzymskich.
Tylko nie zawsze stosowane.
Pogrążone w kryzysie instytucje mają z reguły jasne recepty na ponowny rozkwit. Tyle że niestety ci, co powinni je wcielać w życie nie są już w stanie tego zrobić. Wolą żyć przyjemnie, jak zawsze i czekać na cud.
Że samo się naprawi.
A potem: “sztandar wyprowadzić”.

Wydaje mi się, że cześć komentarzy dot. warsztatów jest wysoce niesprawiedliwa.
Po pierwsze, należy zauważyć, że większość księży zebrało swoje doświadczenie nt. przywództwa ze środowiska księżowskiego, a więc zhierarchizowanego i dość hermetycznego.
Wierni pracujący w rożnego rodzaju firmach, wspólnotach, organizacjach społecznych spotykają się z rożnymi, ale szybko zmieniającymi się strukturami. Wbrew różnym doświadczeniom czytelników, fakty są takie, ze struktury ulegają spłaszczeniu a to wymaga nowego modelu komunikacji.
Samo zauważenie różnic w myśleniu czy oczekiwaniach ludzi to wielki krok na przód. Albo człowiek sam do tego dojdzie, albo ktoś mu inny mu o tym opowie.
Weźmy przykład: Wymagam od podwładnego pewnego działania, ale moje wskazania nie odnoszą skutku. „Tradycyjnym” podejściem byłoby opieprzyć podwładnego, tak jak to się przez wieki robiło. Jeżeli któryś biskup tak traktował swoich księży, to być może i oni tak traktowali organistę, siostrę w zakrystii, czy na plebanii. Złamanie tego schematu – traktuję innych, jak sam byłem/jestem traktowany – wymaga uświadomienia sobie tego. Dopiero po tym uświadomieniu mogę zadać sobie pytanie, dlaczego moje wskazania nie odnoszą skutku? Może coś jest nie tak z moją komunikacją. Np. moje wskazania nie są wystarczająco konkretne. „Mówię: popraw się! Ale odbiorca nie wie, w czym.”
Dobra wola (np. wynikająca z wiary) to pierwszy krok. Następny to dostrzec własne błędy i złe nawyki. A potem spróbować je naprawić. Szkolenia mogą w tym pomóc.

Zgadzam się, doświadczenie świeckich w organizacjach jest zupełnie różne od doświadczenia księży w ich strukturach. Świeckie korporacje są o wiele dalej jeśli chodzi o komunikację i akurat tego ksieza jeszcze muszą się nauczyć. Niestety nie bardzo chcą jak widać, nie mniej jednak należy docenić Państwa inicjatywę. Trzymam kciuki za powodzenie tej akcji.

Czytanie Pisma nie jest wystarczającym szkoleniem? Tam coś o stosunkach międzyludzkich też jest…..
Jeśli księża nie wyciągnęli wniosków z Biblii to chętniej wyciągną je z korposzkoleń?

Pewnie Biblia mogłaby być wystarczająca przy jej dogłębnym zrozumienu. Ale chyba nie jest to takie proste, żeby wyciągnąć z niej konkretne wnioski w tej tematyce, wiec czemu nie przechodzić dodatkowych szkoleń? Im dłużej żyje tym bardziej się przekonuje, że księżom potrzebne są szkolenia z elementarnych wydawałoby się rzeczy. Niestety wielu z nich jest już tak zmienionych przez ten system, że niedostrzega wielu perspektyw.

I chyba tu tkwi istotą problemu – możliwości i telektualne.
Znam wielu porządnych ksiezy, ale ich możliwości przekraczania samego siebie nie są najczęściej zbyt wielkie. Są to raczej rzemieślnicy ołtarza po technikach. Tylko czy takie szkolenia ich rozbudzą bardziej niż Pismo?

Bo głównym problemem KK w PL i na Świecie, prowadzącym do jego patologii jest styl zarządzania jego przywódców.

Nie fałszywa antropologia, kosmologia, aksjologia, anachroniczne założenia filozoficzne, w szczególności błędna epistemologia dająca prymat objawienia nad poznaniem empirycznym, czy sama idea magisterium KK. Nie. To nie prowadzi do patologii. To styl zarządzania jest problemem. LOL xD.

I Sekretarze KC PZPR też tak rozumowali. Trzeba trochę zmienić działanie kolektywu, ale kolektyw, system monopartyjny i ogólnie komunizm – jest OK.

Hm, styl zarządzania jest problemem o tyle, że współczesne fiasko filozoficzno-etyczne KK powoduje przeciążenie machiny. Nie potafi już zbyt wiele dać, nie dokłada się ani do kultury, ani do postępu (w dobrym sensie rozumianego), pozostaje jej trwanie. Ale jak trwać, kiedy przekaz jest pusty? Takie trwanie wymaga zmiany zarządania: fajnie to robi tzw. “kościół otwarty”, bo przy okazji pokazuje, że zmiana zarządzania, podejścia do relacji kler-świeccy tak naprawdę nic nie zmienia 🙂 Przelewanie z pustego w próżne, tylko bez krzyku i tych śmiesznych dykteryjek od księżowskiego twittera 🙂 Tygodnik Powszechny niewiele by stracił, gdyby pozbył się działu “wiara” i felietoników Rysia – a straciłby wszystko bez działów świat, kraj, nauka i kultura – a te są redagowane zupełnie nie z pozycji konfesyjnych 🙂