Wiszenie u klamki, czy to władzy, czy opozycji, nie ma sensu. Kościoła nie zbawi ani Tusk, ani Kaczyński, a procesów laicyzacji też żaden z nich nie spowolni.
Nie będę komentował powrotu Donalda Tuska, jego szans ani słabości. Jest w tym wielu lepszych ode mnie. Trudno jednak ominąć wypowiedzi nowego/starego lidera Platformy Obywatelskiej o Kościele, i to nie dlatego, że są one szczególnie odkrywcze czy nowe, ale dlatego, że świetnie pokazują one zarówno sytuację Kościoła, jak i diagnozę Tuska na temat polskiej wersji laicyzacji. Sam jestem ciekawy, na ile jego wyczucie i obserwacje się potwierdzą, a na ile rozmija się on już emocjami zwłaszcza młodszej części społeczeństwa.
W sprawie Kościoła i wiary Tusk mówi lekko zmodyfikowanym Michnikiem i odmiennie retorycznie, ale co do istoty tak samo jak Kaczyński
1. Zacznę od refleksji ogólnej. To, jak politycy grają z Kościołem, jak Go rozgrywają, jest efektem Jego słabnącej roli. To już nie jest wielki Kościół, który rzeczywiście rozmawiał z politykami jak równy z równym, o którego względy musiała się ubiegać nawet polska lewica. Teraz to często ludzie Kościoła uwieszają się na klamce u polityków, a ci sprawnie rozgrywają emocje religijne, które jednak – niestety – często nie są autonomiczne, a zakorzenione w ważniejszych emocjonalnie poglądach politycznych. Tusk doskonale to wyczuwa, ale i Jarosław Kaczyński ma tego pełną świadomość. Dziś to – wbrew pozorom – oni są władcami dusz dla sporej części swojego elektoratu. I to jest jeden ze smutniejszych efektów plemiennej wojny, jaka się toczy od lat.
2. W sprawie Kościoła i wiary Tusk mówi lekko zmodyfikowanym Michnikiem i odmiennie retorycznie, ale co do istoty tak samo jak Kaczyński. „Nie uważam, żeby świat bez Boga był lepszy […] dokładnie odwrotnie” – oznajmił. I trudno nie dostrzec, że jest to teza spójna z tym, co o laicyzacji czy globalnym ateizmie mówią i Michnik, i w nieco innej retoryce, ale także Kaczyński. Odmienność tkwi w innym politycznym wektorze, w odmiennym, czysto partyjnym, wykorzystaniu wniosków płynącej z tej tezy. „Uważam, że dzieje się coś strasznego i obowiązkiem każdego jest w jakimś sensie ochrona Kościoła przed nim samym, a już na pewno ochrona przed partią, która go zawłaszczyła i uczyniła narzędziem politycznym w swoim ręku” – dodaje Tusk.
3. Ten sposób prowadzenia narracji oznacza, że Tusk uważa, że polski model laicyzacji pozostaje, przynajmniej na tym etapie, raczej modelem postkatolickim, zakorzenionym głęboko w języku i emocjach religijnych, i nie będzie wytwarzał wciąż świeckich modeli myślenia, obojętne – utylitarnych, pragmatycznych czy ortodoksyjnie liberalnych, ale pozostanie związany (czasem już tylko nostalgią czy wspomnieniem) z religijnością. Kościół zatem, także dla niewierzących, będzie nadal wartością.
4. I tu – moim zdaniem – zaczyna się bardzo ciekawa przestrzeń problematyczna związana z pytaniem, czy rzeczywiście tak jest. Polska, co z ubolewaniem pokazał inny klasyk polskiej myśli politycznej, a przy okazji poeta Jarosław Marek Rymkiewicz, niechętnie wiesza, niechętnie przeprowadza wielkie rewolucje, a woli symbolicznie ostrożne działania. I wydaje się, że polski model laicyzacji jest podobny. To nie jest ani hiszpański zapateryzm, ani nawet irlandzka fala, ale motywowane głównie antyklerykalizmem chłodnięcie starszych i związane z tym realne już zerwanie z wiarą, a nie tylko antyklerykalizm młodszych.
Tusk przez lata sprawnie odczytywał tę polską specyfikę, ciekawe jednak – i sam nie znam odpowiedzi – czy nadal odczytuje ją trafnie? Niewątpliwie agresywny antyklerykalizm i antykatolicyzm nie są dobrymi narzędziami polityki, ale nie wiem, czy lekko tylko zmodyfikowany model sprzed lat rzeczywiście pomaga trafnie odczytywać emocje społeczne młodszego (i do pewnego stopnia średniego także) pokolenia wyborców.
5. Niewątpliwie jednak ciepłe słowa o Kościele, jaki podziwia i zna, są – i to także trzeba odnotować – gestem w kierunku marginalizowanej w KO i PO części katolickich wyborców. Tusk wie, że trudno tworzyć szeroką partię centrum (czy może teraz lepiej powiedzieć: szeroką opozycję anty-PiS) bez uwzględnienia tej grupy wyborców, którzy nawet jeśli są niekiedy wściekli na część hierarchii, to pozostają i pozostaną w Kościele. I Tusk mając świadomość istotnego znaczenia emocji antyklerykalnej czy niekiedy laickiej u jednej grupy wyborców, nie może lekceważyć innych. Mistrzem gry na wielu fortepianach jest on od dawna.
6. Trudno też nie dostrzec braku odniesienia do szczególnie kontrowersyjnych, przynajmniej na terenie Polski, projektów zmian. Tusk w tej sprawie, moim zdaniem, jeszcze bada teren i nie będzie w żaden sposób wysuwał się przed szereg. W dziedzinie obyczajowej nie jest on rewolucjonistą ani reformatorem.
I na koniec słów kilka o rozsądnej reakcji Kościoła zarówno na wejście nowego gracza, jak i na nieustanne bycie rozgrywanym. Słaby Kościół (a takim, w porównaniu z tym, jakim byliśmy lat temu kilkanaście, on właśnie jest) jeszcze mocniej powinien odseparować się od bieżącej polityki. Wiszenie u klamki, czy to władzy, czy opozycji, nie ma sensu. Kościoła nie zbawi ani Tusk, ani Kaczyński, a procesów laicyzacji też żaden z nich nie spowolni.
Zamiast więc emocjonować się pojedynkiem dwóch rozgrywających (a wcale nie jest pewne, czy Tusk rzeczywiście coś zmieni), zamiast szukać „zbawienia” w polityce i politykach, warto przemyśleć proces głębokich zmian, jaki zachodzi na naszych oczach, dokonać niełatwego procesu oczyszczenia, szukać nowych metod głoszenia Ewangelii i dotarcia do szczególnie młodszych wiernych. I wreszcie uświadomić sobie, że nasz ratunek nie jest w książętach, ale jedynie w Bogu.
Przeczytaj także: Po sprawie dominikanów zacznijmy budować bezpieczniejszy Kościół