Wystawa „Ziemscy – Niebiescy” w Grudziądzu to nie tylko doskonała okazja do przyjrzenia się dawnej sztuce dewocyjnej, ale przede wszystkim możliwość zajrzenia do świata, który pozornie przeminął.
Wysokie na kilkanaście metrów Spichrza dziś już zapewne nie pamiętają dźwięku kupieckich monet czy zapachu zbóż, za to w ich wnętrzach połączyło się niemożliwe, po raz kolejny za sprawą kuratora wystawy Łukasza Ciemińskiego, historyka sztuki i etnografa w Muzeum im. ks. dr. Władysława Łęgi w Grudziądzu.
Niespełna dwa lata temu sztuka ludowa sprzęgła się z gotykiem. Dziś wystawa „Ziemscy – Niebiescy. Wizerunki świętych patronów w twórczości Jerzego Soremskiego i w dawnej grafice dewocyjnej” jest swoistą drabiną między niebem i ziemią, do której zaprasza odwiedzających Muzeum w Grudziądzu. Witają ich – jeszcze przed wejściem do Spichlerza, w którym mieści się sala wystawowa – wizerunki świętych, komponujące się doskonale z grafiką wystawy zaprojektowaną przez Emilię Markot-Borkowską, kustosz Działu Sztuki w grudziądzkim Muzeum.
Zgromadzone na wystawie przedstawienia na co dzień skrywa prywatny zbiór jej kuratora, nie lada zatem gratką jest zobaczyć choćby część tego niedostępnego dla postronnego odbiorcy fragmentu kolekcji. W prostocie majestatu – określenia tego użył w wierszu „Samotność” ludowy poeta Jan Pocek – artefaktów dawnej sztuki dewocyjnej spotykamy znamienitą część panteonu świętych, którzy dawniej aktywnie uczestniczyli w życiu mieszkańców wsi.
Na wystawie zobaczymy chromolitografie bardziej znanych świętych, spotykanych jeszcze być może w domach babć – Józefa, Krzysztofa, Antoniego czy św. Barbary i św. Mikołaja w dwóch przedstawieniach. Oraz te rzadziej spotykane – św. Rajmunda Nonnata, patrona wszystkiego, co związane z rodzicielstwem, czy św. Donata, który chronił od burz i piorunów. Zobaczymy też liczne żywoty świętych, z których wyczytamy kalejdoskop scen z życia np. św. Łucji, św. Franciszka czy św. Antoniego Padewskiego.
Zwracają ponadto uwagę zamknięte w szklanej szkatule niewielkie obrazki ozdobione aplikacjami, i te największe, zachowane w doskonałym stanie przedstawienia żywo patrzących świętych Piotra i Pawła z 1880 roku. W sumie ponad sto oleodruków różnej wielkości z najlepszych konsorcjów wydawniczych – Wydawnictwa Braci May z Frankfurtu nad Menem czy drezdeńskiego DAML. Większość wystawionych obrazów datuje się przed rokiem 1900.
Opisy poszczególnych przedstawień świętych zaopatrzone zostały w wyśmienite historie składające się w opowieść o ich żywotach. Odwiedzający wystawę dowiedzą się z nich między innym, dlaczego święty Michał kapustę w beczki wpychał i komu gryka pięknie zakwita, czym jest ogień świętego Antoniego i co to są kryspinady. Poznają również opowieść o różach św. Elżbiety Węgierskiej i świętej, która dnia przyrzuca. To tylko nieliczne przykłady z życia świętych męczenników, z których układa się narracja na cały rok obrzędowy.
Założeniem wystawy była chęć znalezienia wspólnego mianownika dla wyznawców chrześcijaństwa. Potwierdzają to dwa święte kąty zaaranżowane z pietyzmem. Prawosławny „piękny kąt”, gdzie ikona ślubna ubrana w złocistą sukienkę i haftowany ręcznik symbolizujący początek i koniec życia. Oraz „święty kąt” katolicki, gdzie Maryja z Jezusem ozdobieni barwnymi kwietnymi koronami. Nie można też pominąć swoistego Schlafzimmerbild – skrytego za mięsistym aksamitem zasłony oleodruku pokutującej Marii-Magdaleny, przywodzącego na myśl małżeńską alkowę.
Tych samych świętych przedstawionych na grafikach i oleodrukach znajdujemy, choć w mniejszej ilości, wśród współczesnych rzeźb Jerzego Soremskiego. Tych samych, które były przyczynkiem do cyklu gawęd „Muzealnego Kalendarza Adwentowego”, jakie mogliśmy usłyszeć podczas pandemicznych spotkań online w grudziądzkim Muzeum.
Jerzy Soremski to artysta ludowy pochodzący z Tarnowskich Gór, z Grudziądzem związany poprzez plenery rzeźbiarskie Danuty i Waldemara Styperków z pobliskiej Rudy. W swoich pracach przedstawia on ludową pobożność zgodną z tradycją wsi. Jego rzeźby zwracają uwagę wyrazistą polichromią i dynamicznością. Twórczym, ukierunkowanym współcześnie podejściem do tematu estetyki ludowej, Soremski odważnie podejmuje dialog z dawną plastyką chłopską. Stajemy przed szczególnie barwnym wizerunkiem św. Jerzego pokonującego smoka czy św. Zofią trzymającą w ramionach swoje córki. Ponadto wśród rzeźb zwracają uwagę św. Anna w dwóch przytomnościach i przedstawienia świętych współczesnych, np. św. Brata Alberta czy św. Małgorzaty Alacoque.
O tym, że dzieła są wielkie, nie świadczy ich rozmach i rozmiar. Na wystawie „Ziemscy – Niebiescy” miarą wielkości jest opowieść, jaką niosą zgromadzone przedmioty. Często złożoną, burzliwą; bywa, że nie do końca znaną. Sama wystawa to pokazanie odchodzącego świata. A tam, gdzie tłem dla lipowych przedstawień świętych miały być chromolitografie, spięły się obydwa wyrazy wrażliwości ludowej estetyki, stanowiąc dla siebie najlepsze uzupełnienie.
Plenerowy wernisaż wystawy, jaki odbył się pod murami Spichlerzy, otworzył minirecital Sylwii Kosowicz, podczas którego mogliśmy usłyszeć „Pieśń Gruzińską” czy „Modlitwę końca mojego wieku”. Muzyka wprowadziła zebranych w odpowiedni nastrój, całości dopełniła prelekcja kuratora Łukasza Ciemińskiego o pasji, która doprowadziła do tego wydarzenia.
Odwiedziny wystawy są nie tylko doskonałą okazją do przyjrzenia się dawnej sztuce dewocyjnej, ale przede wszystkim możliwością zajrzenia niejako do świata niebieskiego, zamieszkiwanego przez dawnych mieszkańców ziemskich, którzy nadal funkcjonują w życiu wsi.
Takich wystaw życzylibyśmy sobie więcej, bo tam, gdzie próżno liczyć na powiększenie liczby dzieł (artystów ludowych już garstka), warto wspominać to, co ocalało.
Z chaty chłopskiej, na jaką zaaranżowano na czas wystawy salę muzealną, unoszą się dźwięki pieśni ku czci świętych w wykonaniu Kapeli Fedaków. Z tej chaty wychodzi się niechętnie, mając wrażenie, że opuszcza się ciekawe spotkanie z kimś bliskim, ma się wręcz poczucie konieczności powrotu. Wracać można do 5 września.
Przeczytaj też: Ludolubek