Przed złożeniem rezygnacji przez metropolitę Monachium pojawiały się poważne zarzuty, dotyczące głównie jego zaniedbań w poprzedniej diecezji – Trewirze.
Kiedy 4 czerwca 2021 r. kard. Reinhard Marx ujawnił, że przedstawił papieżowi Franciszkowi rezygnację z urzędu arcybiskupa Monachium i Fryzyngi (dziś już wiemy, że przez papieża nieprzyjętą), ruszyła medialna lawina pochwał i krytyki. „Wreszcie!” – oświadczyło wielu komentatorów.
Niektórzy twierdzili, że to najwyższy czas, by katoliccy hierarchowie sami ustępowali z urzędu w związku z niewyjaśnionymi przypadkami przemocy seksualnej w Kościele. Większość komentatorów, chwaląc decyzję Marxa, podkreślała symboliczny wręcz charakter tego gestu, a przewodniczący Centralnego Komitetu Katolików Niemieckich Thomas Sternberg ubolewał nawet, że „odchodzi nie ten, co powinien”, zwiększając w ten sposób presję na arcybiskupa Kolonii kard. Rainera Marię Woelkiego (o nim w dalszej części tekstu).
W mediach polskich i zagranicznych można było przeczytać nawet, że do dymisji podaje się kościelny hierarcha, któremu nie można zarzucić tuszowania przestępstw seksualnych. Czy na pewno tak jest? Możliwy jest też inny, mniej szlachetny scenariusz.
Ucieczka do przodu?
Decyzję kard. Marxa ostro skrytykowała Rada Osób Pokrzywdzonych w archidiecezji kolońskiej. Członek tego gremium Peter Bringmann-Henselder wielokrotnie powtarzał, że arcybiskup Monachium i Fryzyngi do tej pory nie wykonał żadnej prawdziwej pracy wyjaśniającej bolesne przypadki pedofilii wśród duchownych.
W przeciwieństwie do wielu innych niemieckich diecezji, które opublikowały całościowy lub częściowy raport o przemocy seksualnej wśród duchownych, w Monachium środowiska osób pokrzywdzonych wciąż czekają na jego publikację. Pierwotnie była ona zapowiedziana przez kard. Marxa na początek 2021 roku. Teraz mówi się o lecie bądź nawet jesieni.
Herrmann Schell, rzecznik stowarzyszenia osób pokrzywdzonych w diecezji w Trewirze, uważa, że „rezygnacja Marxa jest posunięciem strategicznym”
W międzyczasie z pięcioosobowej monachijskiej archidiecezjalnej Rady Osób Pokrzywdzonych wystąpiła Agnes Wich. Była ona jedyną kobietą w tym gremium. Krytykowała, że w radzie – powołanej przez arcybiskupa – zasiada także ksiądz, który sam padł ofiarą pedofila, stwarzając w ten sposób konflikt lojalności (podlega wszak kardynałowi). Jeszcze większym problemem okazała się słaba komunikacja wewnątrz struktur archidiecezjalnych.
Braki śladów skutecznej walki z pedofilią w bawarskiej archidiecezji to jednak nie wszystko. Kard. Marxa dosięgnął także cień przeszłości, kiedy to w latach 2002–2008 był ordynariuszem najstarszej niemieckiej diecezji w Trewirze. Herrmann Schell, rzecznik tamtejszego stowarzyszenia osób pokrzywdzonych MissBit, na antenie radia Saarländischer Rundfunk stwierdził, że „rezygnacja Marxa jest posunięciem strategicznym”.
Przed wspomnianym 4 czerwca, kiedy opinia publiczna dowiedziała się o rezygnacji kardynała, mieliśmy do czynienia z trzema wydarzeniami, które mogły mieć znaczący wpływ na jego decyzję – a jeśli tak, to można by interpretować ją jako „ucieczkę do przodu”:
a) w lutym 2021 r. w niemieckim radiu Deutschlandfunk wyemitowany został reportaż, w którym pod pseudonimem Karin Weißenfels wypowiada się kobieta wielokrotnie zgwałcona przez duchownego diecezji Trewiru;
b) w kwietniu 2021 r. „Christ&Welt”, chrześcijański dodatek do tygodnika „Die Zeit”, opublikował zarzuty wobec Marxa jako biskupa Trewiru dotyczące tuszowania przypadków pedofilii w tej diecezji;
c) 27 kwietnia kard. Marx – po wielu naciskach środowisk osób pokrzywdzonych – zrezygnował z przyjęcia Orderu Zasługi Republiki Federalnej Niemiec.
Ale wszystko po kolei.
Bezczynność?
„Jeśli zastosować nowe standardy ekspertyzy z Kolonii, Marx jako biskup Trewiru mógł w 2006 roku w wielu przypadkach naruszyć swoje obowiązki” – napisał wspomniany już „Christ&Welt”. O co chodzi?
W 2006 r. prokuratura prowadziła dochodzenie w sprawie księdza M. z miejscowości Freisen w Kraju Saary, podejrzanego o przemoc seksualną wobec osób małoletnich. Postępowanie umorzono z powodu przedawnienia. Bp Marx został o tym poinformowany, ale – mimo wymagających tego wytycznych niemieckiego episkopatu – nie zażądał akt prokuratury, nie rozmawiał ani z pokrzywdzonymi, ani ze sprawcą, który miał nadal kontakt z dziećmi i młodzieżą.
Sprawca pracował jako ksiądz aż do roku 2015 (od 1982 r. aż osiem razy oskarżany był o akty pedofilskie). Diecezja aktywnie zaczęła współpracować w wyjaśnianiu tych przypadków dopiero po kolejnych doniesieniach i śledztwach prokuratury, a w 2017 r. przekazała wszystkie akta do Kongregacji Nauki Wiary w Rzymie. Od 2018 r. sprawę bada sąd kościelny w archidiecezji kolońskiej, ponieważ Trewir należy do tamtejszej metropolii.
Osoby pokrzywdzone z diecezji Trewiru oskarżają kard. Marxa o osobiste poważne zaniedbania w tej sprawie. Jako ordynariusz miał się on przyczynić do ochrony sprawców, odmowy rozmów ze skrzywdzonymi, zastraszania ludzi i bagatelizowania nadużyć – twierdzi trewirskie stowarzyszenie MissBit, spodziewając się wypłynięcia kolejnych przypadków z czasów Marxa.
Swojej odpowiedzialności w tej sprawie nie wyjaśnili też dwaj inni biskupi: dzisiejszy ordynariusz Trewiru i jednocześnie pełnomocnik niemieckiego episkopatu ds. wyjaśniania przypadków pedofilii Stephan Ackermann (do dziś nie zlecił żadnej kancelarii adwokackiej sporządzenia raportu we własnej diecezji) oraz dzisiejszy przewodniczący episkopatu Georg Bätzing, który od 1996 r. był rektorem seminarium duchownego w Trewirze, a w latach 2012–2016 pełnił tam funkcję wikariusza generalnego.
To właśnie ta trójka: Marx, Ackermann i Bätzing – dosłownie kilka godzin po publikacji zarzutów w „Christ&Welt” – wydała wspólne oświadczenie, w którym przyznała się do błędów. Kilka tygodni wcześniej kard. Marx w rozmowie z gazetą żałował swojego zachowania, przyznając, że jako biskup Trewiru powinien był zażądać akt od prokuratury.
Łatwa dyspensa?
Wspomnianym biskupom – a w szczególności Marxowi – zarzuca się też brak odpowiednich reakcji w tzw. sprawie „Karin Weißenfels”. Pod tym pseudonimem wystąpiła w reportażu Deutschlandfunk kobieta, która jako osoba dorosła i zatrudniona w strukturach kościelnych od lat 80. przez kilkanaście lat wykorzystywana była seksualnie przez swojego przełożonego, o 20 lat starszego księdza (o tych zarzutach pisał już na łamach Więź.pl w marcu br. Dariusz Bruncz).
Kiedy kobieta zaszła w ciążę, duchowny namawiał ją do aborcji. Według jej relacji presję zwiększył zaprzyjaźniony ze sprawcą inny ksiądz, który podczas spowiedzi także namawiał ją do aborcji. Do wymuszonych kontaktów seksualnych z przełożonym kapłanem miało dochodzić regularnie także po dokonanej aborcji.
W 1999 r. Karin Weißenfels zwróciła się do ówczesnego ordynariusza Trewiru Hermanna Spitala, w 2001 r. poinformowała ówczesnego szefa personalnego diecezji, w 2003 r. przedstawiła sprawę nowemu ordynariuszowi, czyli biskupowi Marxowi, a w 2009 r. – biskupowi Ackermannowi. Marx zareagował, wszczynając postępowanie przeciwko sprawcy, ale już nie przeciwko jego przyjacielowi, który namawiał kobietę do aborcji podczas spowiedzi. Akta sprawy przekazał Stolicy Apostolskiej, ale jednocześnie poinformował samego księdza-sprawcę o możliwości uzyskania w tej sprawie dyspensy, którą ten rzeczywiście otrzymał.
Zdaniem prof. Pfeiffera kard. Marx jako przewodniczący niemieckiego episkopatu wykorzystał całą swoją władzę, aby uniemożliwić prowadzenie badań nad przeszłością archidiecezji
Rok później bp Marx stwierdził nieprawidłowości u spowiednika, informując go jednocześnie o możliwości złożenia wniosku o dyspensę w Stolicy Apostolskiej. Jak relacjonuje Karin Weißenfels, kapłan ten przekazał taki wniosek do Rzymu wraz z pozytywną opinią Marxa, przy czym ksiądz nie przyznał się wcześniej przed nią do winy i nie okazał skruchy. Dyspensa została udzielona, a spowiadający ją ksiądz mógł wznowić swoją posługę kapłańską po upływie niecałych pięciu miesięcy.
W 2005 r. Marx napisał do Karin Weißenfels, że wyczerpał już wszelkie możliwości prawne. „W świetle tej sytuacji prawnej chciałbym jeszcze raz (…) wezwać Panią, by w końcu oderwała się od przeszłości i emocjonalnych przywiązań do tego kapłana […] i spojrzała wprzód” – pisał w cytowanym przez Deutschlandfunk liście. W 2006 r. Weißenfels – jak wynika z protokołów diecezjalnych – przebaczyła swojemu gwałcicielowi i sprawa została zamknięta.
Kończąc sprawę, kuria diecezjalna w liście do skrzywdzonej odżegnała się od wszelkiej winy, a kapłan, który namawiał ją podczas spowiedzi do aborcji, zrobił później w diecezji teologiczną karierę.
„Czysty show”?
Dwa powyższe przypadki – zaniedbania w sprawie księdza z Freisen oraz sposób potraktowania Karin Weißenfels – to tylko część zarzutów stawianych dziś kard. Marxowi. Po publikacji w 2018 r. raportu MHG (autorstwa naukowców z Mannheim, Heidelbergu i Giessen, którzy zbadali kościelne akta personalne z lat 1946–2014) z krytyką wobec hierarchy wystąpił profesor kryminologii Christian Pfeiffer. To on pierwotnie miał być autorem raportu. Jego zdaniem Marx – zmieniając metodologię raportu – uniemożliwił uczciwe i przejrzyste wyjaśnienie przypadków pedofilii.
W wywiadzie dla bawarskiego „Merkur” w lutym 2020 r. kryminolog stwierdził, że raport MHG był „czystym show”. Kiedy w 2011 r. jemu zlecano sporządzenie raportu, episkopat zapewniał, że „byli sędziowie i prokuratorzy będą mogli zbierać dane z akt kościelnych dla każdej diecezji z osobna”. „Bylibyśmy w stanie wykazać dla każdej diecezji, czy księża, którzy dopuścili się nadużyć, byli nadal zatrudniani. Zbadalibyśmy też, ile akt zostało zniszczonych. Koledzy, którzy po nas sporządzili raport MHG, nie mogli tego wszystkiego wyjaśnić, ponieważ otrzymali od Kościoła gotowy zestaw danych, który nie pozwalał na jakiekolwiek rozróżnienie według diecezji. Oznaczało to, że żaden biskup nie mógł być pociągnięty do odpowiedzialności za to, że winni i nadal zatrudniani księża stawali się recydywistami, a ofiary były częściowo fatalnie traktowane” – tłumaczył.
Zdaniem Pfeiffera kard. Marx jako przewodniczący niemieckiego episkopatu wykorzystał całą swoją władzę, aby uniemożliwić prowadzenie badań, mimo że biskupi zagwarantowali w umowie jego zespołowi swobodę badań. „Ale wtedy, na zlecenie Marxa, kancelaria prawna z Monachium sporządziła nowy projekt umowy dla Konferencji Episkopatu, co oznaczałoby cenzurę. Nie mogliśmy zaakceptować tego roszczenia do władzy ze strony Kościoła. Dlatego też jego diecezja Monachium-Fryzyngi jako pierwsza wycofała się ze współpracy” – relacjonował.
Pfeiffer zasugerował wręcz, że głównym celem Marxa była ochrona papieża Benedykta XVI jako byłego ordynariusza w Monachium, a także ochrona innych członków niemieckiego episkopatu. „Najlepiej byłoby, gdyby kard. Marx zrezygnował z funkcji przewodniczącego episkopatu i przyznał się do tego, co się stało – podobnie jak biskup Ackermann jako pełnomocnik episkopatu ds. nadużyć. Obaj okazali się całkowicie niegodni zaufania” – stwierdził profesor kryminologii.
3 marca 2020 r. kard. Marx zrezygnował z przewodniczenia niemieckiemu episkopatowi. Tak to wówczas tłumaczył: „Pod koniec ewentualnej drugiej kadencji będę miał 72 lata, a wtedy koniec mojego zadania jako arcybiskupa Monachium i Fryzyngi będzie bliski. Uważam, że teraz powinna przyjść kolej na młode pokolenie”.
„To pytanie też chodzi mi po głowie”
A o co chodzi z Orderem Zasługi Republiki Federalnej Niemiec? 30 kwietnia 2021 r. na zamku Bellevue w Berlinie kard. Marx miał otrzymać to najwyższe cywilne niemieckie odznaczenie z rąk prezydenta Franka-Waltera Steinmeiera. Choć uzasadnienie decyzji zawierało głównie zasługi Marxa w ratowaniu uchodźców i przyczynieniu się do dialogu społecznego, środowiska osób pokrzywdzonych ostro oprotestowały zapowiedzianą uroczystość.
Zarówno stowarzyszenie MissBit z Trewiru, jak i Rada Pokrzywdzonych w archidiecezji kolońskiej, wystosowały listy do prezydenta Steinmeiera z prośbą, aby zrezygnował z wręczania Marxowi tego odznaczenia, argumentując, że wciąż nie zostały wyjaśnione podnoszone wobec hierarchy zarzuty tuszowania pedofilii w diecezji Trewiru. Pokrzywdzeni zarzucili też Marxowi, że od 2010 r. trzyma pod kluczem raport o przypadkach przemocy seksualnej w archidiecezji Monachium i Fryzyngi.
Kard. Marx nie tylko uciął publiczną dyskusję o swoich niewyjaśnionych zaniedbaniach, ale też obrócił nieprzychylne mu komentarze w pełne uznania reakcje
Przez kilka dni kardynał był wtedy jednym z najważniejszych tematów niemieckich mediów, aż wreszcie 27 kwietnia poinformował w oświadczeniu prasowym, że rezygnuje z przyjęcia orderu, ponieważ „bardzo poważnie traktuje krytykę wyrażaną obecnie przez osoby, które zostały dotknięte nadużyciami seksualnymi w Kościele, niezależnie od prawdziwości poszczególnych wypowiedzi zawartych w listach otwartych i w nagłośnieniu medialnym”. Tym sposobem kard. Marx nie tylko uciął publiczną dyskusję o swoich niewyjaśnionych zaniedbaniach, ale też obrócił nieprzychylne mu komentarze w pełne uznania reakcje.
Warto również wspomnieć o liście, który 3 maja br. do metropolity Monachium napisał Timo Ranzenberger, ofiara przemocy seksualnej z czasów Trewiru. „To ja w 2006 r. zgłosiłem na policję księdza M. z Freisen” – pisze Ranzenberger, który w długim i bardzo emocjonalnym liście wyraził swój gniew i niezrozumienie. W rozmowie z „Saarbrücker Zeitung” powiedział, że do monachijskiego kardynała wysłał list polecony, ale nigdy nie otrzymał od niego osobiście odpowiedzi, za to dział komunikacji archidiecezji umieścił zimny biurokratyczny komentarz pod jego postem na Facebooku.
Czy zatem powyższe sprawy – przypomniane opinii publicznej między lutym a majem bieżącego roku – sprawiły, że kard. Marx zaczął myśleć o rezygnacji z urzędu? Nie wiadomo. On sam mówi o procesie, w którym wiele się nauczył. W swoim liście do papieża wspomina ogólnikowo o własnych błędach: „dostrzegam moją osobistą winę i współodpowiedzialność w milczeniu, zaniedbaniach i zbyt silnym koncentrowaniu się na reputacji instytucji”. Zapytany przez „Christ&Welt”, czy mógł zapobiec w Trewirze temu, co się stało, Marx odpowiedział: „To pytanie też chodzi mi po głowie”.
Można więc przypuszczać, że – widząc ilość niewyjaśnionych spraw i ciężar własnej odpowiedzialności – kardynał chciał uniknąć podobnej presji, jaką niemieckie media oraz różne gremia wywierają obecnie na kard. Woelkim, domagając się jego dymisji. Tym bardziej, że, jak już zauważyłem, cytując „Christ&Welt” – stosując standardy ekspertyzy z Kolonii (przedstawiam je w przypisie)[1] – Marx w wielu przypadkach mógł zaniedbać swoje obowiązki.
Błędy – ale jakie?
Wyjaśniając kulisy rezygnacji kard. Marxa, warto poznać szerszy kontekst dotyczący także sprawy kard. Rainera Woelkiego. Kolońskiemu arcybiskupowi zarzuca się bowiem tuszowanie przypadków pedofilii wśród duchownych i wymienia się go często w opozycji do rzekomo chętnie współpracującego w tej dziedzinie Marxa (temat ten omawiał tu cytowany już Dariusz Bruncz).
Głównie chodzi o zapowiedziany przez Woelkiego raport, który miała sporządzić kancelaria adwokacka Westphal-Spilker-Wastl (WSW). Jesienią 2020 r. Woelki zablokował go jednak, tłumacząc ten krok błędami metodologicznymi w raporcie. Od tego momentu arcybiskupowi kolońskiemu można zarzucić szereg fatalnych błędów komunikacyjnych. Ale czy aż tuszowanie?
Archidiecezja kolońska trzykrotnie upominała kancelarię WSW, by zmieniła metodę badań. Profesorowie prawa karnego Matthias Jahn iBjörn Gercke sygnalizowali bowiem, że raport zawiera „obarczanie winą za pomocą mocnych słów, bez przedstawienia jakichkolwiek dowodów”. Zarzucili oni kancelarii WSW, że ze 189 ocenianych akt osobowych wyodrębniła 15 rzekomo poważnych przypadków, nie podając ku temu powodów. Ponadto nie dołożyła starań, aby wyjaśnić autorstwo nieczytelnych podpisów w aktach. Zdaniem karnistów taki raport nie mógł być dokumentem w procesach sądowych. Dlatego archidiecezja zdecydowała o jego zablokowaniu i zleciła sporządzenie raportu kancelarii Gercke&Wollschläger.
Co ciekawe, od samego początku – zarówno w trakcie sporządzania raportu przez kancelarię WSW, jak i Gercke&Wollschläger – wszystkie akta otrzymywała równocześnie prokuratura w Kolonii. Potwierdził to w marcu br. na antenie Domradio prokurator naczelny Ulf Willuhn, który zdradził, że działo się tak na wyraźne polecenie kard. Woelkiego. W tej samej rozmowie przyznał, że kolońska prokuratura musiała sprawdzić ponad dziesięć doniesień o popełnionym przez kardynała przestępstwie. Najczęstszy zarzut: utrudnianie postępowania karnego. Ze wszystkich tych zarzutów metropolita Kolonii został oczyszczony.
18 marca 2021 r. kancelaria adwokacka Gercke&Wollschläger przedstawiła liczący 900 stron raport. To pierwszy tego typu dokument sporządzony na zlecenie niemieckiej diecezji, który podaje do wiadomości również nazwiska sprawców i osób odpowiedzialnych w strukturach diecezji. Do tej pory publikowano raporty bez nazwisk (archidiecezja berlińska utajniła 400 stron raportu). Już podczas publikacji raportu kard. Woelki zapowiedział zwolnienie ze stanowisk kilku osób, w tym m.in. swoich biskupów pomocniczych, którzy oddali się do dyspozycji papieża.
Z dokumentu wynika, że również ówczesny wikariusz generalny, a dziś arcybiskup Hamburga, Stefan Heße, aż w jedenastu przypadkach musi się zmierzyć z zarzutem niedopełnienia obowiązku. Dlatego i on oddał się do dyspozycji papieża. U kard. Woelkiego prawnicy nie stwierdzili żadnych naruszeń obowiązków. Co ciekawe, również niepublikowany raport WSW nie zarzuca Woelkiemu naruszenia obowiązków, o czym mogą się przekonać dziennikarze po złożeniu wniosku o wgląd w ten dokument.
Musiał? Nie musiał?
Nie wiedząc, jak wypadnie nowy raport, kard. Woelki już w grudniu 2020 r. oddał się do dyspozycji papieża. Media zarzucały mu, że w 2015 r. nie zgłosił do Watykanu przypadku wykorzystywania seksualnego przez księdza swojej archidiecezji. Z raportu wynika jednak, że zachował się zgodnie z przepisami i nie zareagował ze względu na krytyczny stan zdrowia kapłana, który był wtedy po drugim udarze i miał zaawansowaną demencję. Mimo tego atmosfera w archidiecezji pozostała napięta, część gremiów manifestuje nieufność wobec swojego arcybiskupa.
Trzeba dodać, że – jak podawała katolicka agencja prasowa KNA – na początku lutego 2021 r. Kongregacja Nauki Wiary poinformowała Kongregację ds. Biskupów, że Woelki w 2015 r. zgodnie z obowiązującym wówczas prawem nie musiał zgłaszać podejrzanego przypadku do Rzymu. Kongregacja argumentowała, że w tym czasie nie obowiązywał ścisły obowiązek składania sprawozdań, który jest przewidziany od 2020 roku. To bardzo zaskakujące stwierdzenie, ponieważ art. 16 listu Kongregacji Nauki Wiary „De delictis gravioribus” z 2001 r. mówi wyraźnie, że „za każdym razem, gdy ordynariusz lub hierarcha otrzymuje wiadomość, przynajmniej prawdopodobną, o najcięższym przestępstwie, po przeprowadzeniu wstępnego dochodzenia powiadamia o tym Kongregację Nauki Wiary”.
Woelki argumentował, że nie można było przeprowadzić wstępnego dochodzenia ze względu na zaawansowaną demencję pozwanego kapłana i brak możliwości konfrontacji. Kanonista prof. Norbert Lüdecke nie dopuszcza takiej interpretacji, twierdząc na łamach „Bonner General-Anzeiger”, że gdyby ją przyjąć, wówczas starania Jana Pawła II i Benedykta XVI w sprawie wyjaśniania przypadków pedofilii okazałyby się czystą fikcją.
Do dziś Watykan nie opublikował żadnej decyzji w tej sprawie. Niedawno z wizytacją apostolską do Kolonii przybyli papiescy delegaci: kard. Anders Arborelius ze Sztokholmu i bp Hans van den Hende z Rotterdamu. Mieli oni okazję do rozmów z przedstawicielami pokrzywdzonych, z gremiami archidiecezjalnymi i z samym arcybiskupem. Decyzja o dalszych losach kard. Woelkiego należy teraz do papieża Franciszka.
Kolonia jest pierwszą w Niemczech diecezją, w której przedstawiono pełny prawny raport o zaniedbaniach osób odpowiedzialnych. Jest też pierwszą diecezją, w której – po wspólnych ustaleniach rządu federalnego i niemieckiego episkopatu – powstała komisja ds. wyjaśniania przypadków pedofilii oraz diecezjalna Rada Osób Pokrzywdzonych.
Wobec powyższych faktów co najmniej dziwnie brzmią zarzuty stawiane kard. Woelkiemu i jednoczesne uszlachetnianie kard. Marxa. Nie twierdzę, że koloński kardynał nie ma nic do wyjaśnienia. Tak samo nie kwestionuję dobrych intencji kardynała z Monachium ogłaszającego rezygnację z urzędu. Opisane powyżej sprawy każą mi jednak być ostrożnym z euforyczną oceną jego decyzji.
Przeczytaj też: Kościół wobec pedofilii – doświadczenie niemieckie
[1] Nowe standardy ekspertyzy kolońskiej kancelarii prawnej Gercke&Wollschläger:
1. Obowiązki w zakresie wyjaśniania
Czy osoby odpowiedzialne w diecezji przeprowadziły wobec duchownego dochodzenie w sprawie podejrzeń o nadużycia? Jeśli to konieczne, czy wszczęto wstępne dochodzenie zgodnie z prawem kanonicznym?
2. Doniesienie i obowiązek informowania
Czy osoby odpowiedzialne zgłosiły podejrzenie nadużyć do watykańskiej Kongregacji Nauki Wiary? Czy poinformowano inne potrzebne urzędy w diecezji? Czy sprawa została zgłoszona do prokuratury?
3. Obowiązek nakładania sankcji
Czy osoby odpowiedzialne nałożyły sankcje na sprawcę, gdy zostało stwierdzone, że popełnił on przestępstwo według prawa kanonicznego?
4. Obowiązek zapobiegania
Czy osoby odpowiedzialne zrobiły to, co jest właściwe i konieczne, aby zapobiec popełnieniu przestępstwa w przyszłości?
5. Obowiązek opieki nad pokrzywdzonymi
Czy osoby odpowiedzialne zajęły się odpowiednio każdą osobą pokrzywdzoną? Czy wysłuchały go lub ją, zaoferowały pomoc medyczną, psychologiczną lub duszpasterską? Czy pokryły koszty terapii lub wypłaciły odpowiedni zasiłek jako gest uznania poniesionych krzywd?
Zapewne fani tego widowiska mieli nadzieję po przeczytaniu tytułu, że kulisy dostarczą nowych wzruszeń.
“Przez kilkanaście lat wykorzystywana była seksualnie przez swojego przełożonego, o 20 lat starszego księdza W 2006 r. (…) Weißenfels – jak wynika z protokołów diecezjalnych – przebaczyła swojemu gwałcicielowi i sprawa została zamknięta.”
Gwałt do tej pory oznaczał zastosowanie fizycznej przemocy. Przy takiej ewolucji znaczenia słowa gwałt, za jakiś czas będzie nim zbliżenie osób o każdej dużej różnicy partnerów – wiekowej, materialnej, edukacyjnej, psychologicznej, fizycznej. Będą prawie same gwałty. Więcej, okaże się że były same tylko gwałty.
Abstrahując od powyższego, Autor pokazuje, jak różne grupy interesów instrumentalnie traktują nadużycia seksualne duchownych. Kard. Marx jako postępowiec ma przychylniejszą prasę, niż konserwatysta Woelki. W takim klimacie łatwo o pomówienia. W USA (powtarzam z pamięci) ok. 45% pozwów cywilnych o odszkodowania od Kościoła jest oddalanych. Zrobił się cały przemysł prawniczy w dochodzeniu odszkodowań. W Polsce mieliśmy prezesa fundacji “Nie lękajcie się”, którego Franciszek jako jakoby ofiarę pocałował w rękę. Czas, by zastanowić się nad metodami weryfikacji oskarżeń, a nie dawać wiarę każdemu, kto zakrzyknie, że jakiś ksiądz go zgwałcił, na czym żeruje m.in. Gazeta Wyborcza. Oczywiście, że nie można wymagać twardych dowodów, gdyż nieprzejrzystość Kościoła, a także uwarunkowania nadużyć utrudniają ich przedstawienie ofiarom. Jedną z poszlak mogą być powtarzające się wobec danego księdza zarzuty ze strony 2 lub więcej osób, zwłaszcza takich, które nie miały okazji siebie poznać. Osoby mające wiedzę z tego obszaru (“Zranieni w Kościele”? Tomasz Terlikowski?) niech zestawią nie zamkniętą listę takich poszlak. Jeżeli ich nie ma, każda sprawa powinna być badana niepublicznie, bez wysuwania oskarżeń do momentu poważnego uprawdopodobnienia winy. Ale podjęcie się próby wprowadzenia kryteriów weryfikacji prawdomówności ofiar lub rzekomych ofiar spotka się z atakiem za obronę pedofilii i braku współczucia dla skrzywdzonych. No więc dobrze, wy niesłusznie oskarżeni księża, potraktujcie to jako ofiarę, że nikt nie chce was bronić. Bo, że tacy też są, w tym klimacie nagonki, to więcej niż pewne. Zastrzec tylko należy, że jedną z przyczyn tej nagonki jest zmowa milczenia struktur kościelnych wobec prawdziwych krzywdzicieli, co red.Nosowski na przykładzie ks.Dymera tak porażająco udokumentował.
Panie Piotrze,
Pan jednak strasznie “leci stereotypami”. Tylko do jednego wątku się odniosę przykładowo.
Przed miesiącem “GW” ogłosiła niewinność pewnego księdza oskarżonego o molestowanie. Moim zdaniem, bezpodstawnie ogłosiła niewinność. Żadna kościelna ani katolicka gazeta, inne medium czy instytucja tego księdza nie broniła.
Naprawdę świat jest bardziej skomplikowany…
Niech Pan tam zajrzy:
https://bielskobiala.wyborcza.pl/bielskobiala/7,88025,27103602,ksiadz-oczyszczony-z-zarzutu-pedofilii-parafianie-walcza-z.html
No, jeszcze jedno. Znam kilka zarzutów niewiarygodnych, których nikt nie ogłosił publicznie. Więc Pan o nich nie słyszy. Itd. itp.
Panie Redaktorze,
Większość stereotypów jest prawdziwa i dobrze ugruntowana. Z czasem niektóre się dezaktualizują, dlatego trzeba podchodzić do nich krytycznie, ale przed odrzuceniem poważnie należy się zastanowić. Rzeczywiście, zalinkowany artykuł zupełnie nie pasuje do mojego stereotypu Wyborczej, ale jeden taki tekst wobec ogromnej liczby materiałów o przeciwnym wydźwięku nie zmieni mojej oceny. Zwłaszcza, że został dzień później “zrównoważony” długim listem jakoby ofiary, której to szansy Wyborcza nie daje oskarżonym księżom. Proszę zauważyć, że ten artykuł z lokalnego dodatku nie był “zajawiony” na stronie głównej GW, gdy mnóstwo przeciwważnych artykułów lokalnych jest tam umieszczana. Jednak po części wyciągam z zalinkowanego artykułu wniosek dla siebie, by nie oceniać osób na podstawie instytucji, z którą są związani. W tym może za bardzo się rozpędzałem.
Chyba Pan Nosowski chciał tu udowodnić, że wilka nie poznaje się po wyglądzie, ale po ugryzieniu;)
@Piotr
“Gwałt do tej pory oznaczał zastosowanie fizycznej przemocy”
Chyba nie do końca to się zgadza ze stanem faktycznym.
Wykorzystanie zależności służbowej i w taki sposób zmanipulowanie ofiary aby ją wykorzystać to nadal gwałt !
Manipulacja podszyta duchowością i wykorzystanie seksualne to… nadal wykorzystanie seksualne, nawet jeśli ofiara uważa, że… jest “darem od Boga” dla degenerata… Jak się zorientuje że nie była to jej się oczy otworzą…
“W USA (powtarzam z pamięci) ok. 45% pozwów cywilnych o odszkodowania od Kościoła jest oddalanych”
Ale to wcale nie świadczy o tym, że 45% skarżących kłamało… tylko, że nie było wystarczających dowodów na popełnienie czynu !
Część z tego to będą faktycznie mitomani a spora część osoby nie mające możliwości udowodnienia winy. Zdaje się, że ofiary nie robią sobie pamiątkowych filmików ani selfie z oprawcami w trakcie popełniania przez nich czynów zabronionych ?
Natomiast odwrotnie się zdarza… vide przypadki wykorzystania w kościele w Hiszpanii i nagrania na video ! Zgroza !
“Jeżeli ich nie ma, każda sprawa powinna być badana niepublicznie, bez wysuwania oskarżeń do momentu poważnego uprawdopodobnienia winy”
Z tym mniej więcej się zgadzam. Ale jest jedno “ale” – rzekomy sprawca musi być natychmiast zawieszony w czynnościach do wyjaśnienia sprawy, sprawa musi być bezzwłocznie zgłoszona do prokuratury, sprawa musi być wyjaśniona w jak najkrótszym czasie a po udowodnieniu winy sprawca musi być automatycznie usunięty z duchowieństwa i ukarany tak samo jak kilkuset innych pedofilów “cywilnych” bez żadnej taryfy ulgowej “na koloratkę”
“Zastrzec tylko należy, że jedną z przyczyn tej nagonki jest zmowa milczenia struktur kościelnych wobec prawdziwych krzywdzicieli (…)”
Absolutnie się z tym zgadzam.
Ktoś kto kłamie notorycznie (piszę tu o wielu duchownych / biskupach zarówno samych sprawcach (o zgrozo nawet biskupach i kardynałach ! – to woła o pomstę do nieba !) oraz o kryjących ich przełożonych) nie ma prawa dziwić się że już nikt mu nie wierzy !
Zaufanie stracić jest bardzo łatwo… na odzyskanie tegoż stracą całe pokolenia jeśli w ogóle kiedykolwiek je odzyskają !
Z powodu takiego postępowanie przez dziesiątki lat ludzie mogą widzieć potencjalnego sprawcę w każdym duchownym ! a to jest niestety już wizerunkowy dramat !
Zasadniczo przyjmuję Pana korekty, w najmniejszym stopniu co do definicji gwałtu, ale w ocenie etycznej chyba się nie różnimy.
Panie Redaktorze, korzystając z okazji, chciałam zapytać, dlaczego nie ma na stronach Więzi żadnego odniesienia do kolejnej odsłony afery pedofilskiej w KK – chodzi o seminarium w Orchard Lake i rolę kardynała Dziwisza. Czekam i czekam, i nic. Bardzo liczyłam na Pana refleksje. Pozdrawiam,
Albowiem istnieją urlopy.
Ten URLOP juz trwa ponad 30 lat…. Panie Zbigniewie. Oboje dobrze o tym wiemy. I nic sie nie zmienia, polska hierarchia milczy jak zakleta od ponad 30 lat własnie.
Ciekawy artykuł. Jako prawnik mam tylko taką wątpliwość .Jak wobec niemożności uchybienia tajemnicy spowiedzi można zweryfikować prawdziwość zarzutu iż jakiś duchowny w trakcie spowiedzi nakłaniał do np aborcji ( tj zabicia dziecka poczętego).Polski kodeks postępowania karnego nie zezwala na jakiekolwiek przesłuchanie duchownego co do faktów jakich dowiedział się na spowiedzi. Wydaje mi się że prawo kanoniczne tajemnicę spowiedzi traktuje równie poważnie. Jak więc mógł kard.Marx lub inny przełożony ustalić czy doszło do “nieprawidłowości ” w związku ze spowiedzią Katrin Weißenfels? Bez przesłuchania spowiednika co do treści jej spowiedzi wydaje się to niemożliwe?
~ Jacek: Ma Pan racje. Ale tu nalezaloby siegnac do tekstu zrodlowego. Bo w Niemczech praktyka spowiedzi zostala prawie zupelnie zarzucona, to raz. A przeciez kobieta w ciazy nie szla by do spowiedzi do kolegi ksiedza, z ktorym miala stosunek to dwa. Tak wiec ja przypuszczam tu normalna rozmowe “duszpasterska”, byc moze pewien rodzaj kierownictwa duchowego, a nie sakramentalna spowiedz.
Autor artykułu posłużył się kednak terminem spowiedź ,a on jako teolog chyba wie jaka jest różnica pomiędzy spowiedzią a rozmową . W tym więc zakresie ( tj dotyczącym “nieprawidłowości “w spowiedzi Katrin W) ów tekst wydaje mi się niewiarygodny. Nie rozumiem też co autor ma na myśli posługując się określeniem dyspensa gdy pisze że Watykan udzielił sprawcy deliktu polegającego na nakłonieniu Katrin W do aborcji? Dyspensa to przecież zwolnienie od obowiązku przestrzegania przykazań koscielnych lub innych przepisów prawa kościelnego ale nie ma czegoś takiego jak ” dyspensa od zabijania dzieci poczętych” !!!