Jesień 2024, nr 3

Zamów

Tradycjonaliści. „Nadzwyczajna forma” katolicyzmu czy jego odłam?

Msza w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego. Fot. James Bradley

W różnorodnym Kościele powszechnym jest miejsce dla konserwatystów, liberałów, wspólnot charyzmatycznych, neokatechumenalnych i innych. Jest też „nawa” dla tzw. tradycjonalistów.

Uczestniczą we Mszy odprawianej po łacinie, tyłem do wiernych. Mają odrębny kalendarz liturgiczny. Bywają sceptyczni wobec postanowień II Soboru Watykańskiego. Przypina im się łatkę konserwatystów zamkniętych na współczesność i dialog. Dla jednych są symbolem wierności prawdziwie katolickiego tradycyjnego nauczania. Wedle innych tworzą osobny odłam przedsoborowego katolicyzmu. W ich wspólnotach dość dynamicznie przybywa powołań kapłańskich i wiernych. Jaka jest sytuacja środowisk Tradycji w Kościele?

Miejsce na różnorodność

Kościół składa się z wielu naw. Niektórzy wierni gromadzą się w tej głównej, inni w bocznej. Każdy może jednak znaleźć w nim miejsce dla siebie. Dokument Benedykta XVI z 2007 r. („Summorum Pontificum”) przypomniał i potwierdził, że katolicy o różnej duchowości i wrażliwości liturgicznej mogą i powinni współistnieć w jednym Kościele. Odprawianie tzw. starej mszy przestało wymagać pozwoleń ordynariusza. „Więź” w wielu kwestiach spierała się z tradycjonalistami. Jednak już ponad dwadzieścia lat temu na jej łamach Zbigniew Nosowski i Józef Majewski przekonywali, że ograniczanie czy tym bardziej zakazywanie liturgii trydenckiej jest nieuzasadnione.

Drugi z autorów „Więzi” podkreślał jednak, że aby Kościół trwał w jedności, należy oczekiwać postawy otwartości z obu stron. „Klasyczna liturgia łacińska jest integralnym składnikiem bogactwa Kościoła. Każdy, kto pragnie uczestniczyć w tej liturgii, ma do tego – można by powiedzieć – niezbywalne prawo. (…) Kościół jednak ze swojej strony ma również prawo domagać się od tradycjonalistów wyraźnego uznania prawomocności odnowionego rytu Mszy świętej, nie mówiąc o obowiązku przyjęcia przez tych, którzy uważają się za katolików, całej doktryny wiary – co współcześnie szczególnie odnosi się do nauczania o ekumenizmie i wolności religijnej” – pisał Józef Majewski w tekście „Dwa tradycjonalizmy a Kościół” (1998 r.).

Biskupi zdali sobie sprawę, że środowisko tradycji warto zauważyć i docenić, aby nie szukało pocieszenia u lefebrystów

Michał Jóźwiak

Udostępnij tekst

Uwolnienie starej mszy to dowód na to, że także ci, którzy nie zgadzają się z reformą liturgii, mogą czuć się w Kościele dobrze. A tych ciągle przybywa. Młodzi katolicy coraz częściej fascynują się liturgią trydencką i nie jest to tylko podążanie za zewnętrznymi formami pobożności. Idzie za tym konkretna duchowość.

– Nie dziwi mnie, że młodzi ludzie odnajdują się na Mszy celebrowanej w dawnym rycie. Zwłaszcza jeśli jest celebrowana tak, jak trzeba. Nie ma w niej za dużo miejsca na wydziwienia celebransów. Ryt jest spójny i całkiem intuicyjny w naszej kulturze, a dobrze wykonana muzyka liturgiczna pomaga wejść w przeżywane podczas Mszy tajemnice. To też element odkrywania katolickiej tożsamości. Dla mnie istotne jest też to, że ta liturgia świetnie wyraża katolicką doktrynę o Eucharystii i jest ekumeniczna – blisko jej do rytów wschodnich oraz dawniejszych zwyczajów liturgii protestanckiej, dziś zwłaszcza kalendarza liturgicznego. Cenię w niej logikę i ciszę. Dużo mniej rzeczy mnie na niej rozprasza, zwłaszcza odkąd przestałem przejmować się rubrycystycznymi niedociągnięciami – mówi Dawid Gospodarek, dziennikarz i zwolennik nadzwyczajnej formy rytu rzymskiego.

Środowisko Tradycji ma też swoje problemy, o których wprost mówią wierni z nim związani. Przekonanie, że „tradycjonalista równa się antysoborowiec” jest dzisiaj nieuprawnione, choć przynajmniej w jakiejś części środowisko Tradycji – stając po stronie starej liturgii – otwarcie zgłasza również swoje wątpliwości co do niektórych fragmentów pism przyjętych przez Vaticanum II. Czasem wykracza to poza granice „krytycznej wierności”.

– Problemem środowisk związanych z dawną liturgią jest ich autogettoizacja, czyli próba lękliwego zamknięcia się na rzeczywistość posoborową: liturgiczną, teologiczną i pastoralną. To niepokojące tendencje, blokujące rozwój i uderzające w jedność Kościoła. Sam często doświadczam od przedstawicieli tych środowisk, nawet duchownych, agresywnego hejtu za to, że uwzględniam nauczanie ostatniego soboru np. o dialogu międzyreligijnym czy ekumenicznym – podkreśla Gospodarek. – Są na szczęście na polskiej mapie tradycjonalizmu środowiska, duszpasterze i wierni próbujący na różne sposoby przeciwstawiać się takiej mentalności. I chociaż obserwując otaczającą rzeczywistość, ciężko dostrzec skuteczność tych działań, to wciąż ważne wyzwanie, zwłaszcza dla biskupów i duszpasterzy. W czasie pandemii najbardziej rzucił się w oczy obecny w tych środowiskach sprzeciw wobec obostrzeń sanitarnych, negowanie samej pandemii, ignorowanie zaleceń papieża, biskupów i rządu. Niestety takie zachowania widoczne były również u duszpasterzy. Biskupi na duszpasterzy takich środowisk powinni wyznaczać kapłanów z dużym doświadczeniem i ponadprzeciętną wiedzą teologiczną. Przyda się również wysoka asertywność – dodaje publicysta.

Benedykt XVI „uwolnił” starą liturgię

Przywiązanie do starej liturgii przez jednych odbierane jest jako fanaberia. Dla innych jest natomiast istotną częścią duchowości. Benedykt XVI, aby ułatwić katolikom udział w tzw. starej mszy, wydał w 2007 r. dokument „Summorum Pontificum”. Postanawia w nim, że Msza św. w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego może być odprawiana bez specjalnych pozwoleń (indultów). Dla tradycjonalistów był to gest niezwykle istotny, bo przywracał znaczenie liturgii przedsoborowej. Papież uznał, że nie można ograniczać wiernym dostępu do tej formy sprawowania liturgii, mimo że została ona po II Soborze Watykańskim zreformowana, bo nowa i stara msza są „dwiema formami tego samego Rytu Rzymskiego”.

Decyzja Benedykta XVI miała jednak jeszcze inny, być może nawet ważniejszy, kontekst. Wydanie „Summorum Pontificum” miało przyczynić się do porozumienia Stolicy Apostolskiej z Bractwem Kapłańskim św. Piusa X (FSSPX), które od czasów swojego powstania (1970) domaga się całkowitego przywrócenia tzw. Mszy trydenckiej i odejścia od przynajmniej niektórych postanowień II Soboru Watykańskiego. Kilka lat później, w 2009 r., papież zdjął ekskomunikę nałożoną na czterech biskupów Bractwa przez Jana Pawła II w 1988 r.

Postanowienia Benedykta XVI miały więc służyć przywróceniu jedności Bractwa z Watykanem. Środowisko Tradycji pozostało jednak podzielone. Piusowcy nadal nie mają uregulowanej sytuacji kanonicznej i nie są w łączności z Rzymem. Jednak tradycjonaliści chcący pozostać przy starej liturgii przy zachowaniu posłuszeństwa Stolicy Apostolskiej mogą realizować swoją duchowość w zgodzie z prawem kanonicznym pełniej i swobodniej właśnie dzięki dokumentowi wydanemu przez Benedykta XVI. Przynajmniej teoretycznie. Wcześniej było to możliwe tylko dzięki indultom, do których „hojnego korzystania” zachęcał biskupów w motu proprio „Ecclesia Dei” Jan Paweł II.

– Patrząc krótkoterminowo, „Summorum Pontificum” niewiele zmieniło dlatego, że recepcja tego dokumentu przynajmniej przez biskupów w Polsce była bardzo nieprzychylna. Ale mając na uwadze dłuższą perspektywę czasu, trzeba zauważyć, że tzw. starą mszę zaczęło odprawiać wielu księży, którzy nie są bezpośrednio związani z tradycjonalistami. To wpłynęło pozytywnie na sytuację środowisk, bo mają większą szansę na opiekę duszpasterską bez ubiegania się o szczególne pozwolenia, które wcześniej były czysto uznaniowe – mówi Aleksander Barszczewski, ceremoniarz i pasjonat tzw. starej liturgii. – W tym dokumencie istotne jest też „dyplomatyczne” przyznanie, że Msza trydencka nigdy nie została zniesiona i podkreślenie, że nie można zakazywać czegoś, co w Kościele przez setki lat było święte – podkreśla Barszczewski. 

Przeciąganie liny z piusowcami

Czasy indultów były dla tradycjonalistów trudne, bo zezwolenie na sprawowanie Mszy trydenckiej lub jego brak zależało od woli ordynariusza. Nie oznacza to oczywiście, że środowiska Tradycji dzisiaj mają w Kościele drogę usłaną różami. A jeśli już, to często pojawiają się na niej kolce. Przykład środowiska Tradycji katolickiej w archidiecezji poznańskiej, które działało na mocy indultu, pokazuje, że musiało minąć trochę czasu, aby tradycjonaliści otrzymali faktyczną i stałą opiekę duszpasterską. Przez kilkanaście lat osoby świeckie zaangażowane w organizowanie wspólnoty były zdane na łaskę lub niełaskę duchownych, którzy czasem bardzo niechętnie podejmowali się odprawiania Mszy św. w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego.

Dopiero wzmożona aktywność Bractwa Kapłańskiego św. Piusa X na terenie archidiecezji przycisnęła poznańską kurię do działania na rzecz tradycjonalistów. Cała sytuacja przypominała nieco przeciąganie liny z lefebrystami, do których część wiernych przywiązanych do starej liturgii pewnie by odpłynęła, gdyby nie dostała po latach próśb oczekiwanej opieki duszpasterskiej. – Cieszę się, że z Poznańskiego Środowiska Tradycji Katolickiej tworzymy duszpasterstwo. Jest to odpowiedź na apele osób odnajdujących się w celebracji nadzwyczajnej formy rytu rzymskiego – mówił bp Szymon Stułkowski podczas Mszy św. inaugurującej Duszpasterstwo Tradycji Katolickiej w Poznaniu w lutym tego roku.

Polski episkopat puszcza oko do tradycjonalistów

Zdaje się, że nie tylko w Poznaniu biskupi zdali sobie sprawę, że środowisko tradycji warto zauważyć i docenić, aby nie szukało pocieszenia u lefebrystów, którzy są co prawda suspendowani, ale działają wyjątkowo sprawnie. – Wiernych im ciągle przybywa. Zakładają szkoły, fundacje, prowadzą skautów. Ich księża są dyspozycyjni i zaangażowani w starą liturgię. Ich nie trzeba prosić, przekonywać i uczyć odprawiania starej Mszy – mówi mi jedna z osób ze środowiska tradycji.

W liście biskupów na Wielki Czwartek niespodziewanie znalazły się słowa uznania dla miłośników nadzwyczajnej formy rytu rzymskiego. „To poprzez nieustanną dbałość o liturgię, o jej piękno i szlachetność wielu z nas wchodziło na drogę kapłańskiego życia. Dziś także widać to w pewnej fascynacji liturgią sprawowaną w formie nadzwyczajnej. Niezaprzeczalny pozostaje fakt, że wielu młodych ludzi pociąga dziś taka dbałość o piękno celebracji eucharystycznej. Poszukują oni Chrystusa i pragną Go odkrywać w Kościele. To pragnienie musi być na nowo odczytane. Doświadczenia ostatnich lat pokazują, że młodzi potrzebują głębi życia duchowego i formacji zakorzenionej w liturgii. Ta wrażliwość musi być przez nas zauważona i rozwijana” – napisali polscy biskupi w liście do kapłanów na Wielki Czwartek 2021.

Takie puszczenie oka do tradycjonalistów może być sygnałem, że polscy biskupi przekazali Kongregacji Nauki Wiary, która przeprowadza ankietę na temat „Summorum Pontificum”, pozytywną ocenę środowiska. A może to tylko zasłona dymna i lęk przed coraz śmielej poczynającymi sobie lefebrystami? Patrząc na to, co dzieje się np. we Francji, hierarchowie w naszym kraju mogli poczuć oddech na plecach. Na zachodzie Europy Bractwo Kapłańskie św. Piusa X zdobywa coraz większą popularność wśród konserwatywnych katolików. Być może Kościół w Polsce chce zawczasu zyskać sobie sympatię „tradsów”, zanim będą szukać realizowania swojej duchowości „u konkurencji”.

Kim są piusowcy?

Bractwo Kapłańskie Świętego Piusa X to katolickie, tradycjonalistyczne stowarzyszenie życia apostolskiego o nieuregulowanym statusie kanonicznym. Liczy około tysiąca członków. Założył je abp Marcel Lefebvre w 1970 r. jako odpowiedź na II Sobór Watykański. Lefebryści pozostali przy odprawianiu Mszy św. w starym rycie i odrzucili nauczanie Soboru m.in. na temat ekumenizmu, dialogu międzyreligijnego czy wolności religijnej.

W 1975 r. Lefebvre bez zgody ordynariusza udzielił święceń trzem klerykom, co spowodowało utratę przez Bractwo aprobaty Kościoła. W 1988 r., nie mając zgody Rzymu, udzielił święceń biskupich czterem prezbiterom, co zaciągnęło na całą piątkę ekskomuniki. Została ona zdjęta z wyświęconych biskupów dopiero przez papieża Benedykta XVI.

Postanowienia Benedykta XVI miały więc służyć przywróceniu jedności Bractwa z Watykanem. Środowisko Tradycji pozostało jednak podzielone

Michał Jóźwiak

Udostępnij tekst

Relacje między Bractwem a Watykanem poprawiały się także w czasie pontyfikatu Franciszka. Poprzedni przełożony lefebrystów, bp Bernard Fellay, podejmował niewielkie, ale systematyczne kroki, które zbliżały Bractwo do porozumienia z Watykanem. „Mamy bardzo dobre relacje z papieżem Franciszkiem. Kiedy powiadamiamy go, że jesteśmy w Rzymie, jego drzwi są dla nas zawsze otwarte. Franciszek zawsze nam pomaga, robi małe kroki” – podkreślał bp Fellay.

Nowy przełożony, wybrany w 2018 r., nie jest zwolennikiem porozumienia ze Stolicą Apostolską. W swoich wypowiedziach często zaznacza, że bycie w opozycji do Watykanu jest podstawą tożsamości Bractwa. „Bractwo Kapłańskie św. Piusa X nie może uznać nauczania Soboru Watykańskiego II i prawomocności posoborowej mszy, bo straciłoby swoją tożsamość” – powiedział ks. Davide Pagliarani w jednym z wywiadów z okazji 50-lecia istnienia FSSPX. Benedykt XVI za swojego pontyfikatu podkreślał, że istniejący spór nie dotyczy samych dokumentów Vaticanum II, ale raczej ich interpretacji, co stwarzało jeszcze szersze pole do dialogu. Obecnie wydaje się ono znikome.

Katolik u lefebrystów

Mimo wszystko należy zauważyć wiele znaczących gestów dobrej woli ze strony Stolicy Apostolskiej. O ile w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych reakcje Rzymu wobec założycieli Bractwa były zdecydowane, to w późniejszych latach nastąpiła zmiana kursu. Już w 2003 r. komisja Ecclesia Dei oświadczyła, że można wypełnić obowiązek niedzielny na Mszy sprawowanej przez kapłana FSSPX. „Nie jest grzechem uczestnictwo we Mszy w kaplicy FSSPX, gdy wierny nie czyni tego z chęci zdystansowania się od papieża, lecz z chęci uczestnictwa w Mszy w rycie trydenckim” – ustalono. Trzeba jednak zaznaczyć, że zgodnie z tymi postanowieniami uznaje się, że „kapłani FSSPX są ważnie wyświęceni, ale są suspendowani, a Msze sprawowane przez nich są ważne, choć czynione wbrew prawu kościelnemu”.

W Roku Miłosierdzia papież Franciszek udzielił Bractwu św. Piusa X jurysdykcji spowiedzi na czas trwania Roku Miłosierdzia. „Rozporządzam i postanawiam, że osoby, które w Roku Świętym Miłosierdzia przystąpią do sakramentu pojednania u kapłanów z Bractwa Św. Piusa X, otrzymają ważne i zgodne z prawem rozgrzeszenie” – napisał Franciszek. W 2016 r., w liście apostolskim „Misericordia et misera”, papież przedłużył Bractwu na czas nieokreślony prawo do rozgrzeszania w sakramencie spowiedzi, a rok później Watykan postanowił „dać ordynariuszom możliwość delegowana władzy przyjmowania ślubów małżeńskich wiernym, którzy powierzyli się opiece duszpasterskiej Bractwa”. To radykalna zmiana stanowiska komisji Ecclesia Dei, która w 1999 r. stanowiła dokładnie odwrotnie.

Można tylko domniemywać jaka jest przyczyna takiego stanu rzeczy. Wydaje się, że Stolica Apostolska uznała, że piusowcom należy się miejsce w Kościele i pełny dostęp do ważnych i godnych sakramentów mimo ich niesubordynacji. Benedykt XVI podkreślał, że sprawa dialogu z Bractwem jest dla niego kwestią wewnątrzkościelną. Papież Ratzinger chciał – na tyle, na ile jest możliwe – działać na rzecz łączności środowisk Tradycji z papieżem. Watykan wykazuje się w tym przypadku duszpasterską troską, zostawiając na boku ostateczną ocenę spraw liturgicznych i doktrynalnych. To dojrzałe podejście. Bo ocena II Soboru Watykańskiego i jego reform może się zmieniać w zależności od kontekstu historycznego, ale kwestia jedności Kościoła powinna być tutaj kluczowa. Mimo tego, że wymaga ustępstw.

Z kościelną hierarchią można się dogadać

Niektórzy lefebryści postanowili uporządkować swoją sytuację kanoniczną i założyli instytucje akceptowane przez Watykan. Przykładem może być Instytut Dobrego Pasterza, który powstał z inicjatywy pięciu byłych piusowców. Instytut posiada własne międzynarodowe wyższe seminarium duchowne św. Wincentego à Paulo w Courtalain w diecezji Chartres.

Jaki stosunek do II Soboru Watykańskiego mają osoby odpowiedzialne za funkcjonowanie instytutu? – Dokumenty soborowe II są przez nas przyjmowane w kontekście całego nauczania Kościoła katolickiego. Dlatego też, tam, gdzie jego dokumenty brzmią inaczej niż poprzednie dokumenty Magisterium, zgodnie z charyzmatem naszego Instytutu, uznanym przez Stolicę Apostolską, naszą postawą jest konstruktywna krytyka, w ramach której mamy prawo również do przedstawienia punktów, które wydają się nam trudne do pogodzenia z dotychczasowym nauczaniem Kościoła – mówi ks. Mateusz Markiewicz, przełożony Dystryktu Europejskiego, sekretarz generalny Instytutu oraz wykładowca w seminarium w Courtalain. – W naszym seminarium dokumenty II Soboru Watykańskiego są studiowane bardzo obszernie, często klerycy mają je czytać w całości w ramach zajęć. W kwestiach ekumenizmu i dialogu międzyreligijnego prezentujemy im całościowe nauczanie Kościoła w tych tematach, nie zaczynamy od lat 60. zeszłego wieku, jakby wcześniej nic nie było. Tym samym, mogą oni sami zobaczyć znaczną zmianę podejścia Kościoła do tych zagadnień, zmianę, która musi rodzić pytania różnego typu – dodaje.

Wesprzyj Więź

Ksiądz Markiewicz przyznaje, że członkowie Instytutu Dobrego Pasterza z życzliwością patrzą na piusowców, ale zaznacza, że zawsze należy wybierać drogę uregulowania sytuacji kanonicznej. – Co do Bractwa Kapłańskiego św. Piusa X, nasza postawa jest naznaczona uznaniem za wszelkie dobro, uczynione przez jego członków w trudnych latach kryzysu Kościoła. Bez Bractwa tradycyjna liturgia raczej nie ostałaby się w Kościele katolickim. Jednocześnie, jako że nasi założyciele są byłymi członkami FSSPX, uważamy, że można inaczej ułożyć swoje relacje z hierarchią kościelną. Całkowite uznanie przez nią, nawet przy pewnych różnicach zdań, jest zawsze lepsze niż zawieszenie w kościelnej próżni, w której Bractwo trwa już od bardzo wielu lat. Obecnie oczywiście obserwujemy relacje między Stolicą Apostolską a Bractwem – podkreśla sekretarz generalny Instytutu.

Trudno znaleźć odpowiedź na pytanie, dlaczego Kościół hierarchiczny, przynajmniej na poziomie lokalnym, przez kilkadziesiąt lat po soborze był tak sceptyczny wobec starej liturgii. I jest nadal. Być może biskupi uznają, że w tej formie duchowości i modlitwy wierni szukają powrotu do świata, którego już nie ma. To zagadnienie nie zatrzymuje się przecież na samej liturgii, ale na tym, jaki Kościół kryje się za tą liturgią. „Summorum Pontificum” w jakimś sensie pozwala odzyskać dziecko, które wylano razem z kąpielą. Msza trydencka przyciąga dzisiaj wielu młodych katolików dlatego, że odnajdują w niej dbałość o wartości, których mamy deficyt w pędzącej codzienności: piękno, ciszę, kontemplację. A tym przecież ma być Kościół – źródłem wszystkiego, czego brakuje nam w świecie, który niekoniecznie przyznaje się do Boga, a już na pewno nie stawia Go na pierwszym miejscu.

Przeczytaj też: Komunia może (jednak) roznosić zarazki

Podziel się

5
11
Wiadomość

Dobrze, że akurat Więź życzliwie pisze o tradycjonalistach. Ale nie całą prawdę. Stałym elementem jest wykluczanie z Kościoła i obrażanie katolików, którzy bez własnej winy nie dotrzymują trydenckich norm liturgicznych. Kampania bilbordowa przeciw komunii na rękę była podła. Nigdy nie widziałem w kościele tak brudnych, ani po prostu brudnych rąk wyciągniętych po komunię jak to pokazywały plakaty. Tak mnie widzą niektórzy tradycjonaliści. Piszę to nie po to, by antagonizować, ale jeśli nie będziemy mówić co kogo boli, jedności w Kościele nie będzie. I pojednawczo dopiszę z drugiej strony, że artykuł zbyt łagodnie opisuje rezerwę duchownych wobec tradycyjnej liturgii. To były prześladowania. Poczułem się zraniony, gdy proboszcz odmówił udzielenia komunii kobiecie, bo chciała ją przyjąć w postawie klęczącej. Też podłe.

Notabene, skoro promowaliście na swoich łamach kolejny numer Znaku, może napiszecie, o czym piszą w Christianitas? Doczekamy się kiedyś debaty redaktorów Nosowskiego i Mielcarka o tym, co ich łączy w Kościele?

Czy życzliwość Więzi jest prawdziwa, tego nie wiem. Równie dobrze mógł odpowiednio zadziałać instynkt samozachowawczy tzw. katolicyzmu otwartego. Inaczej to hipokryzja byłaby otwarta.

Autor zdaje się nie rozumieć tego, co przyciąga młodych ludzi do Mszy Trydenckiej. Gdyby chodziło tylko o piękno, ciszę i kontemplację – czyli estetykę – to każdy poszedłby raz czy dwa żeby obejrzeć, popodziwiać. Sednem jest to, że księża i stara liturgia przypominają o nadprzyrodzonym powołaniu człowieka do życia wiecznego, a nie doczesnego; o skutkach grzechu pierworodnego i konieczności działania łaski uświęcającej, aby się z nich wydobyć. To właśnie czystość przekazu nauczania Kościoła przyciąga młodych (i starszych) do tej mszy i odmienia ich życia. To wszystko uległo rozwodnieniu albo częściowo zapomnieniu po reformach w duchu Soboru Watykańskiego II.

Autor powinien doskonale zdawać sobie sprawę z tego, ze msza św. w tradycyjnym rycie jest tylko niewielka cząstką tego, czego oczekują wierni z Bractwa Piusa X. Sam autor również posługuje się pewną manipulacją na początku pisząc, że tradycyjna msza św. jest odprawiana „tyłem do ludzi”. A przecież należy pisać przodem ku Bogu! Prawda, ze to brzmi inaczej? To tak samo jak klasyczny przykład: Optymista myśli pozytywnie o teraźniejszości – ma aż pół szklanki wody. Pesymista myśli negatywnie – ma tylko pół zawartości. Reszta tez z artykułu przekracza możliwości krótkiego komentarza i dobra rada, by autor zapoznał się z wszystkimi krytycznymi tezami wysuwanymi przez abp Lefebvra, a które jak każdy widzi doprowadziły do dramatycznego i nieodwracalnego kryzysu w Kościele.