Zima 2024, nr 4

Zamów

Żeby zabolało

„Intruz”, reż. Magnus von Horn. Fot. Materiały prasowe Gutek Film

„Kamera jest kotem, a nie psem” – uważa Magnus von Horn. Chodzi o to, by kamera nie ingerowała w akcję – jak cierpliwy kot, w przeciwieństwie do nerwowego psa, który ciągle jest w ruchu, podąża za tym, co go interesuje. Dużo rzeczy ma dziać się poza kadrem.

Kobieta Intensywne, szorstkie, drażniące stylem i tematami – takie jest kino Magnusa von Horna. Problemem, który drążył przez wiele lat, była ta ciemność w każdym z nas, która – jeśli zostanie uwolniona – powoduje, że człowiek potrafi popełnić straszne zło.

Bohaterowie trzech filmów von Horna dopuszczają się zbrodni, szczególnie potworne jest morderstwo, o którym opowiada Echo – jego szkolna etiuda. Dwaj nastolatkowie zabijają koleżankę, rzucając w nią kamieniami, a następnie brutalnie okaleczają jej ciało.

Ksiądz O tym zainteresowaniu złem w człowieku von Horn tak mówił w jednym z wywiadów: „Miałem bezpieczne, szczęśliwe dzieciństwo. […] Mną oraz dwoma młodszymi braćmi zajmowała się mama, która interesowała się psychologią, później została coachem Montessori, przygotowywała dzieci do życia. Zawsze interesowała mnie jednak mroczna strona. Grzebiąc w aktach sądowych, czytając książki na ten temat, zrozumiałem, że mordercy nie są jakąś wydzieloną kategorią ludzi”.

Urodzony w 1983 r. w Göteborgu twórca w roku 2003 przyjechał do Polski, żeby uczyć się reżyserii w łódzkiej filmówce. Żył legendą tej szkoły, którą ukończyli Kieślowski, Polański i Wajda. Przyjechał i został – zakochał się w Polce, ożenił się z nią, mają dwoje dzieci. Von Horn jest dzisiaj jednym z najciekawszych polskich reżyserów. Jego talent dał się poznać już podczas studiów. Radek – pierwsza studencka etiuda dokumentalna – przyniósł mu w 2006 r. Nagrodę im. Macieja Szumowskiego, przyznawaną podczas Krakowskiego Festiwalu Filmowego za szczególną społeczną wrażliwość. Jest to opowieść o młodym mężczyźnie, który po opuszczeniu więzienia próbuje nauczyć się panować nad swoją agresją. Trzy lata później na tym samym festiwalu za swoją kolejną studencką etiudę – wspomniane przez Ciebie Echo –został nagrodzony Srebrnym Lajkonikiem.

Kobieta Bez śniegu, następny szkolny film von Horna, otrzymał nagrody m.in. festiwali w Gdyni, Bilbao i Leuven. To znowu opowieść o zbrodni. Tym razem dopuszcza się jej ojciec szykanowanego chłopca, ofiarami są koledzy syna. „To, co jest dla mnie ważne w robieniu filmów – mówi reżyser – to szukanie człowieczeństwa tam, gdzie wydaje się, że go nie ma […] trzeba wręcz o nie walczyć. […] Mnie interesują tylko ludzie, którzy są normalni, nie są psychopatami”. Rzeczywiście von Horn opowiada o tzw. zwykłych ludziach, którzy nieoczekiwanie dla otoczenia – i chyba też dla samych siebie – dopuszczają się zbrodni. To budzi niepokój, bo rodzi też pytanie, gdzie we mnie jest ta granica, po której przekroczeniu mogłabym zabić.

Ksiądz To pytanie, Kasiu, bardzo mocno wybrzmiewa w Intruzie – debiucie kinowym von Horna. Intruz, podobnie jak filmy, które wcześniej przywołaliśmy, inspirowany był faktami. W sądowych aktach reżyser znalazł historię o piętnastoletnim chłopaku, który udusił swoją dziewczynę. Pomiędzy słowami reżyser wyczytał tam, że chłopak bardzo się bał, sam nie wiedział, jak mógł zabić; chciał ponieść konsekwencje swojego czynu.

John, tytułowy intruz, odbywa karę, wychodzi z poprawczaka, mentalnie jednak dalej jest dzieciakiem, a musi sam dać sobie radę ze straszną przeszłością. Otoczenie mu nie pomaga. Wychowuje go zagubiony, nieokazujący uczuć ojciec, jest jeszcze dziadek po udarze i młodszy brat. Społeczność małej osady, w której mieszkają, nie potrafi zaakceptować Johna, wszyscy przecież dobrze pamiętają, co zrobił. Jego powrót do szkoły uruchamia w rówieśnikach chłopaka pokłady agresji. Dyrektorka i nauczyciele, skądinąd pełni dobrej woli, nie umieją przeciwdziałać eskalacji nienawiści. A reżyser nie potępia tych, którzy chcą wykluczyć Johna ze swojej społeczności.

Kobieta Siłą wirtuozersko zrealizowanego Intruza jest to, że tu niemal każdy ma swoje racje. Twórcy stawiają nas, widzów, w bardzo niekomfortowej sytuacji. Oczywiście chciałabym, aby John zyskał szansę na nowe życie. Nie sposób jednak dziwić się kolegom Johna, że trudno im zaakceptować obecność chłopaka pośród siebie, on przecież zamordował ich koleżankę. Wiele wskazuje na to, że trauma, która dotknęła tę małą, zamkniętą społeczność, nie została przepracowana ani przez dorosłych, ani przez młodzież. Nikt nie jest przygotowany na to, żeby dać Johnowi drugą szansę – ani jego ojciec, ani rówieśnicy chłopaka, ani ich nauczyciele.

Oczywiście ostracyzm i w końcu agresja, jakiej doświadcza John ze strony rówieśników, budzą sprzeciw. Ale zastrzeżenia rodzą również pewne zachowania chłopaka. Tak, wiem, jest emocjonalnie zablokowany, przerażająco samotny, nie wychodzi jednak naprzeciw wysiłkom ojca, który stara się stawać po jego stronie. Robi to oczywiście nieudolnie – mężczyznę przerasta sytuacja, w jakiej się znalazł, nie umie i chyba nie ma odwagi rozmawiać z synem o tym, co się zdarzyło, i o tym, co obecnie przeżywa. Żaden z nich, ani ojciec, ani syn, nie potrafią się wobec siebie otworzyć. W tej swojej niemocy są jak zniedołężniały dziadek Johna, bezbronni, ale też momentami… odstręczający. Tylko Filip, młodszy brat Johna, z dziecięcą prostolinijnością stawia pytania. Pozostali jednak zbywają je półsłówkami. Również tylko Filip oraz psy są w stanie okazać Johnowi radość z jego powrotu do domu.

Ksiądz Ciepło okazuje mu też Malin, koleżanka z klasy. Ale ona jest w szkole i miasteczku nowa i wciąż pozostaje tam jeszcze kimś z zewnątrz.

Kobieta John jest tu intruzem, a ona jest obcą. Mają coś wspólnego. To przed nią John się otwiera – wyznaje, że nie chce być sam, przeprasza ją, zrozpaczony prosi, żeby wybaczyła mu niekontrolowane zachowanie. To przejmująca scena, skatowany przez dawnego przyjaciela, prosi Malin, żeby z nim nie zrywała.

Ksiądz Próba związania się z Malin nie może się udać. – Boję się ciebie – tak na przeprosiny Johna odpowiada dziewczyna.

Kobieta Ja też się go boję. Ten lęk wzmaga nie tylko wyznanie, że mordując swoją dziewczynę, wiedział, co robi, ale też jego wsobność, zamknięcie. To pewnie skorupa, która pozwala mu funkcjonować w sytuacji niemal całkowitego odrzucenia, samotności, niesienia ciężaru popełnionej zbrodni. Ale pod tą skorupą buzują emocje, które w końcu muszą znaleźć ujście w niekontrolowanym wybuchu.

Ksiądz Intruz to film mroczny, narracyjnie powolny, świetnie sfotografowany przez Łukasza Żala (tego samego, który zachwycił w Idzie Pawła Pawlikowskiego), widz cały czas czuje ogromny niepokój. Magnus von Horn jest mistrzem psychologicznego thrillera, widać to także w jego kolejnym filmie – Sweat. Przy realizacji Intruza von Horn ułożył swoisty dekalog, którego trzymał się, aby uzyskać pożądany efekt. Oto on:

1. Kadr jest więzieniem Johna.

2. Kamera nie ma empatii, ale jest cierpliwa.

3. Im bardziej jest dramatycznie, tym bardziej kamera jest zdystansowana.

4. Kamera nie jest zsynchronizowana z bohaterem.

5. Kamera jest kotem, a nie psem.

6. Kamera czuje więcej niż bohater albo czuje to, czego bohater nie umie wytłumaczyć.

7. Tworzymy świat z różnych punktów widzenia. Każdy bohater ma swoją prawdę i swoje własne powody.

8. Pracujemy z kontrastami – jeśli mamy scenę akcji, kręcimy tak, jakby była to statyczna scena.

9. Pozwalamy na to, żeby to, co się dzieje poza ekranem, było bardziej interesujące niż to, co dzieje się na ekranie.

10. Dramaturgia odbija się w oczach przypadkowego przechodnia.

Kobieta W przytoczonym przez ciebie „dekalogu” wyjaśnienia domaga się zasada numer pięć. „Podobają mi się filmy – mówi von Horn – które obserwują rzeczywistość, nie manipulują odczuciami widzów. Lubię długie, statyczne ujęcia, minimalizm. Jak forma wynika z postaci i na odwrót. Strona wizualna Intruza powstawała równocześnie ze scenariuszem w ciągu dwóch lat. Każde ujęcie było najpierw rozrysowywane. Z grubsza chodziło o to, by kamera nie ingerowała w akcję. Porównywaliśmy ją do cierpliwego kota. W przeciwieństwie do nerwowego psa, który ciągle jest w ruchu, podąża za tym, co go interesuje. Dużo rzeczy miało dziać się poza kadrem. Emocjonalna blokada bohatera synchronizowała się w ten sposób ze statyką obrazu”.

Ksiądz Intruz to film o wielkiej samotności Johna, jego ojca, brata, dziadka i chyba wszystkich mieszkańców ich osady. Jest jednak w tym filmie scena, w której John w końcu wydobywa się ze swojej skorupy i (poza wcześniejszą agresją) ujawnia również swoją słabość, cierpienie, które sam na siebie sprowadził. Von Horn daje nam i swojemu bohaterowi nadzieję!

Kobieta Protestuję, Andrzeju, nie zdradzaj kolejnych elementów fabuły Intruza! Sama odczytuję finał tego filmu mniej jednoznacznie niż Ty i reżyser. Zgadzam się jednak, że von Horn stara się w opowiadanych przez siebie historiach o złu, jakim jest zbrodnia dokonana na drugim człowieku, tropić ślady nadziei. Czasem czyni to w sposób desperacki, za co zresztą bardzo jestem mu wdzięczna. Doskonale obrazuje to Echo. Jego bohaterowie uczestniczą w wizji lokalnej odtwarzającej etapy brutalnego morderstwa, jakiego dopuścili się na swojej koleżance. W trakcie dociera wreszcie do nich, jak potwornego i bezsensownego czynu się dopuścili.

W ostatniej scenie Echa rodzice zamordowanej dziewczyny spotykają się z jednym ze sprawców. Nim padnie pytanie o motywy morderstwa, matka dziękuje (sic!) mordercy córki, że zgodził się na rozmowę z nimi, pyta też chłopaka, czy może córka wyrządziła mu jakąś krzywdę. Reakcją na słowa matki zamordowanej jest przeraźliwy, konwulsyjny, zwierzęcy krzyk chłopaka. Odbieram go jako wyraz przerażenia samym sobą, dokonaną zbrodnią, cierpieniem, którego jest sprawcą. Sam von Horn tak widzi tę scenę: „Siedzi [chłopak] przed matką tej dziewczyny, tylko oni mają ze sobą coś wspólnego: ona dała jej życie, on je zabrał. Dla mnie to jest «happy end», bo przez cały film widzimy ludzi bez emocji, a w finale znowu zaczynają czuć. To spotkanie kata i ofiary jest jak początek. Oboje zaczynają wszystko od nowa. […] Matka ma szansę zobaczyć, że on cierpi i nienawidzi siebie. Ona już nie musi tego robić”. Motyw ocalenia od nienawiści mocno obecny jest także w kolejnym filmie von Horna – w Sweat.

Ksiądz Na ostatnim festiwalu w Gdyni ten film nagrodzony został Srebrnymi Lwami (ma na swoim koncie jeszcze inne nagrody), a Magdalenę Koleśnik, która wcieliła się w główną bohaterkę Sweat, uhonorowano nagrodą za najlepszą pierwszoplanową rolę kobiecą. Wyróżniono również autora zdjęć – Michała Dymka.

Akcja filmu rozpisana została na trzy dni, podczas których przyglądamy się życiu Sylwii Zając. Młoda kobieta jest bardzo popularną influencerką, gwiazdą Instagrama, na którym promuje aktywność fizyczną oraz zdrowy i ekologiczny tryb życia. Bohaterka nie tylko intensywnie ćwiczy, żeby utrzymać kondycję fizyczną i móc szczycić się nienaganną sylwetką, być obiektem pożądania kobiet i mężczyzn, ale też nieustannie wrzuca do sieci swoje instastories. Opowiada w nich, co „tu i teraz” dzieje się w jej życiu. Praktycznie nie wypuszcza z ręki smartfona, który, oprócz wysportowanego ciała, jest najważniejszym narzędziem jej pracy, dzięki której zresztą jest nie tylko sławna, ale też bogata. Nagrywając i udostępniając niemal każdy moment swojego dnia, pozyskuje fanów – ma ich dziesiątki tysięcy – kontaktuje się z nimi, stwarza pozory, że łączy ich z nią prawdziwa i ważna relacja.


Kobieta Takie są zasady tego świata, jeśli chcesz być widoczny w sieci, musisz nieustannie karmić go sobą albo erzacem siebie. Bohaterka Sweat jest jednym i drugim. Jako trenerka fitness powinna być pełna energii, prezentować znakomitą kondycję fizyczną i pozytywne nastawienie do świata, bo dzięki temu może innych motywować do wysiłku i pracy nad sobą. Sylwia jest w tym prawdziwa – ona przecież na swoją kondycję fizyczną i wygląd ciężko pracuje. Również obraz własnego życia, jaki prezentuje fanom, do pewnego stopnia jest prawdziwy. Naprawdę mieszka w luksusowym apartamencie, nosi markowe ubrania, jest bardzo zadbana, je dietetyczne posiłki, udziela wywiadów kolorowym pismom.

A jednak ten świat – jak najbardziej w wypadku Sylwii realny – jest jedynie namiastką życia, bo brakuje w nim realnych relacji z ludźmi, czasu dzielonego z tymi, których kochamy, także podczas zwykłych codziennych zajęć. Gołym okiem widać, że obraz siebie i własnego życia, jaki Sylwia prezentuje na Instagramie, jest niepełny. Tyle że fani Sylwii nie są raczej zainteresowani tym, żeby zobaczyć coś więcej – nawet wtedy, kiedy zdarzy się jej rozpłakać i opowiedzieć im o swojej samotności.

Ksiądz Przejmująca jest też scena, kiedy w galerii handlowej Sylwię zaczepia młoda kobieta, jak się okazuje koleżanka z dawnych lat. Sylwia jej nie rozpoznaje, ale nie daje tego po sobie odczytać. Kobieta zwierza się jej ze swojej tragedii, płacze. Poruszona tą sytuacją Sylwia również odsłania się przed koleżanką: „czasami chciałabym zmienić pracę, zmienić konto na Instagramie, bo nikt za mną nie będzie tęsknił”. To wyznanie influencerki wywołuje zmieszanie w kobiecie, która przed chwilą odkryła przed Sylwią swoje cierpienie. Robią sobie wspólnie selfie i każda idzie w swoją stronę.

Kobieta Żadna nie jest w stanie okazać drugiej współczucia. Sława i wystawienie swojego życia na pokaz stwarza w śledzących je wrażenie, że uczestniczą w życiu swego idola. Co więcej, skoro on robi sobie ze mną selfie, komentuje mój lajk albo odpowiada na komentarz pod jego postem, to i ja jestem dla niego kimś ważnym. A to przecież jest niemożliwe. Nawet gdyby Sylwia chciała, to nie mogłaby wyzwolić w sobie prawdziwej empatii wobec każdego ze swoich fanów, jest ich przecież kilkadziesiąt tysięcy.

Ksiądz Tym bardziej nie mogłaby, że ona sama jest potwornie samotna i w gruncie rzeczy nieszczęśliwa. Być może tak ciężko pracowała na sukces, że na pielęgnowanie przyjaźni nie starczyło jej już czasu. Najbliższe jej istoty to pies, który wiernie czeka na nią w jej mieszkaniu, oraz matka (znakomita w tej roli Aleksandra Konieczna). Światy – kochających się przecież – matki i córki są jednak tak diametralnie inne, że trudno jest im się spotkać, okazać sobie czułość. Sylwia coraz dotkliwiej doświadcza pustki, coraz mocniej dociera do niej, jak bardzo jest spragniona realnej relacji. Próba związku z kolegą z pracy, Klaudiuszem (Julian Świeżewski), uświadamia jej jeszcze dobitniej atrofię uczuć w jej życiu. A Klaudiusz staje się narzędziem przemocy.

Kobieta W życiu Sylwii pojawia się jeszcze ktoś – stalker (Tomasz Orpiński).

Ksiądz Mężczyzna najpierw zaczyna stalkować ją w sieci, a potem wyczekuje na nią pod apartamentowcem, w którym mieszka. Znowu, jak w poprzednich filmach von Horna, pojawia się strach przed złem, który popycha do zła może jeszcze większego. Magnus von Horn snuje swoją opowieść podobnie jak w Intruzie, choć tym razem w szybszym tempie, ale czujemy że coś dzieje się poza nami, poza ekranem. Plakatowe życie bohaterki Sweat zamienia się w pewnym momencie w thriller psychologiczny.

Kobieta Sweat to jeden z niewielu w polskim kinie ostatnich lat filmów, w którym kobieta nie pełni roli ozdobnej paprotki, ale jest wyrazistą, bardzo ciekawą postacią. Magdalena Koleśnik przygotowywała się do tej roli długo i pracowicie, wymagała ona przecież nie tylko aktorskiego kunsztu, ale też ogromnej sprawności fizycznej.

Ksiądz To bardzo utalentowana aktorka, podobnie jak von Horn jest absolwentką łódzkiej filmówki. Zagrała świetne role w warszawskim Teatrze Powszechnym.

Dystrybutor Sweat, czyli Gutek Film, reklamuje film mniej więcej tak: „Wiadomości, o ile są w ogóle, są zasłoną dymną dla szperania dalej, tam gdzie jaśniej, kolorowo, tam gdzie można, używając skrótu myślowego, podejrzeć cudze życie – albo lepszy wariant własnego”. A więc podglądamy, dyskutujemy na różnych forach internetowych, niektórzy w sieci obnażają się, uwalniając pogardę i nienawiść wobec innych, gubią poczucie wstydu. Ktoś wrzuca memy, bo tylko tak potrafi rozmawiać. Samotność w sieci kwitnie, doświadcza jej nie tylko bohaterka Sweat.

Wesprzyj Więź

Kobieta Opisana tu rzeczywistość dotyczy wszystkich nas, bo przez pandemię zmuszeni zostaliśmy jeszcze mocniej zanurzyć się w relacje ze światem i innymi ludźmi w trybie online. To oczywiście jest bardzo użyteczne, bywa fascynujące, ale też – jak dobitnie pokazał miniony rok – męczące, niebezpieczne i bolesne. Zimny ekran smartfona, tabletu czy laptopa nie pozwala doświadczyć autentycznej bliskości, nie mówiąc już o czułości. Nie sprzyja też uważności wobec drugiego. A Magnus von Horn patrzy na swoich bohaterów właśnie z uważnością. Stwarza tym samym nam, widzom, niezwykłą, choć niełatwą sposobność, byśmy poczuli ból zarówno tych, których spotkało jakieś zło, jak i tych, którzy to zło wyrządzili. Filmy von Horna są po to, żeby zabolał nas ból rodziców, których córka została zamordowana, ale i ból obleśnego – jak go określa bohaterka Sweat – stalkera. I co szczególnie trudne: ból nastoletniego chłopaka, który brutalnie, nie mając żadnego motywu, zabił swoją koleżankę. Ból każdego z nich jest prawdopodobnie inny. Ale też każdy jest prawdziwy. Zwierzęcy krzyk jednego z nastoletnich bohaterów Echa pozwala zobaczyć w tym chłopaku człowieka, który popełnioną zbrodnią na zawsze okaleczył również samego siebie.

Ksiądz Za von Hornem dodajmy, że wszystko to nie po to, żeby współczuć zabójcy, ale „żeby pokazać, że morderca to też człowiek. Wczoraj zabił, a dziś jest taki sam jak ty czy ja”.

Tekst ukazał się w kwartalniku „Więź” lato 2021.

Podziel się

Wiadomość