Zima 2024, nr 4

Zamów

„Religia wszystko zatruwa”? Wiem, że to nieprawda

Kiedy widzę rozpowszechnianą przez polskich ateistów ulotkę, na której umowny ludzik wrzuca do kosza na śmieci krzyż, gwiazdę Dawida i półksiężyc, zaś napis obok brzmi: „Dziękujemy za niezaśmiecanie umysłu” – ja, agnostyk, burzę się wewnętrznie.

Tekst ukazał się w miesięczniku „Więź” nr 5-6/2009 pt. „Ateizm po komunizmie”. Obecny tytuł od redakcji Więź.pl.

Od listopada 2005 roku działa na jednej z polskich stron internetowych założona przez wolontariuszy (podpisujących się nickami proch i arik) poradnia w sprawach apostazji: jak dokonać aktu odejścia od Kościoła rzymskokatolickiego w sposób zgodny z prawem kanonicznym, a więc skuteczny. Drugiej takiej poradni patronuje stowarzyszenie „Obywatelska Inicjatywa Krzewienia Wolności Wyznania i Światopoglądu”. Według relacji osób, które wymaganych formalności już dopełniły, wszystko przebiega na ogół bez agresji – czy to ze strony apostaty, czy kapłana przyjmującego oświadczenie. Czasem tylko ktoś, komu musiała najwyraźniej ciążyć przynależność do Kościoła, rzuca na odchodnym parę uszczypliwych słów pod adresem „czarnej mafii”.

Tych aktów apostazji dokonują najczęściej – jak się wydaje – studenci i uczniowie, osoby młode, zbuntowane przeciw rodzicom i pragnące zmienić ich arbitralną decyzję, podjętą kiedyś w sprawie wiary własnego dziecka. W ciągu ostatnich lat zdarzyło się jednak w Polsce kilka przypadków rozstania z Kościołem i zakonem (choć nie zawsze z wiarą), które dotyczyły duchownych, teologów o znacznym dorobku i autorytecie. Byli to m. in. o. Tadeusz Gadacz, prowincjał pijarów; o. Stanisław Obirek, jezuita, profesor „Ignatianum”; o. Tadeusz Bartoś, dominikanin, wykładowca teologii. Szczególnego rozgłosu nabrał akt apostazji, dokonany 21 grudnia 2007 r. przez Tomasza Węcławskiego (dziś: Tomasz Polak) – profesora nauk teologicznych, byłego księdza katolickiego, byłego dziekana Papieskiego Wydziału Teologicznego w Poznaniu. Zaprzeczył on boskiej naturze Jezusa.

Odwrócenie chrztu

W lipcu 2007 r. na portalu Racjonalista.pl pojawiła się Internetowa Lista Ateistów i Agnostyków, założona przez działaczy Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów. Kto chce, może się tam wpisywać. W ciągu roku znalazło się na liście ponad 12 tysięcy nazwisk, w tym 8233 ateistów, 2804 agnostyków oraz ok. tysiąca osób, które zdeklarowały się ogólnie jako niewierzące. Według ostatniej aktualizacji (kwiecień 2009) notuje się 14550 wpisów, w tym 10054 ateistów i 3255 agnostyków.

Ma to być – przez analogię do coming out gejów i lesbijek – akt wyjścia z ukrycia tych, którzy czują się inni niż ich katolickie otoczenie. Samo zerwanie więzi z Kościołem im nie wystarcza. Inicjatorzy akcji piszą: „Uważamy, że trzeba mówić i działać, by w naszym kraju dostrzeżono tych, którzy nie życzą sobie patronatu Kościoła nad Państwem. Chcemy dać możliwość głosu: żołnierzom, urzędnikom, policjantom, strażakom i innym ludziom, którzy z racji wykonywanego zawodu zmuszani są pod presją przełożonych do brania udziału w mszach i uroczystościach religijnych”.

Co bardziej radykalni działacze wspomnianej „Obywatelskiej Inicjatywy” stawiają sobie za cel dobrowolną „dechrystianizację” tych wszystkich, którzy praktykom religijnym nie chcą się dłużej poddawać. Doradzają im na przykład ceremonię „odwrócenia chrztu” poprzez „obmycie twarzy z chrześcijańskiego oblicza i wszelkich konsekwencji chrztu”. Ma być do tego użyta woda źródlana, poddana działaniu muzyki poważnej. Zaleca się też powrót do staropolskich, pogańskich obyczajów, jak rytualne „postrzyżyny” – pierwsze obcięcie włosów pacholęciu, w czasach wczesnych Piastów będące aktem inicjacji.

Wiara i niewiara tworzą materię zbyt delikatną, by można ją było ująć w liczbach, nawet przybliżonych

Andrzej Osęka

Udostępnij tekst

W praktyce Internetowa Lista Ateistów i Agnostyków traktowana jest jako demonstracyjny wyłom w zmowie milczenia wokół obecności w społeczeństwie polskim ludzi niereligijnych. Obecności – jak twierdzą operatorzy portalu „Racjonalista” – znacznie szerszej niż podają źródła kościelne, wedle których Polacy są w 95 proc. katolikami. Centrum Badań Opinii Społecznej odnotowało, że w ciągu ostatnich dwóch lat liczba osób deklarujących się jako niewierzące, niezdecydowane lub obojętne religijnie zwiększyła się dwukrotnie: z 3 do 6 proc. Znaczy to jednak tylko, że respondenci ankiet mówią o sprawach religii w sposób nieco bardziej otwarty. Sama wiara i niewiara tworzą materię zbyt delikatną, by można ją było ująć w liczbach, nawet przybliżonych.

Wokół ILAiA toczy się spór o sens jej istnienia – o to, czy niewierzący w Polsce mają powody, by walczyć o swe prawa. Młodzi katolicy związani z pismem „Fronda” poczęli wpisywać na tę listę nazwiska zbrodniarzy komunistycznych i hitlerowskich, by wskazać na – ich zdaniem – ostateczne konsekwencje odejścia od wiary. Prawicowi publicyści, jak Bronisław Wildstein, drwią z całej inicjatywy, która, w ich przekonani, ma na celu „wyeliminowanie religii i symboli religijnych z przestrzeni publicznej, zakazanie głoszenia religii”. Ateiści – jak twierdzi ks. Artur Stopka – udając prześladowanych za przekonania, w istocie próbują utworzyć partię polityczną i sięgnąć po władzę.

Wiele osób wpisało się na tę listę, nie podając nazwisk: „Łukasz, Gdynia, licealista, ateista; Dariusz, Legnica, lekarz, ateista”. Licealista chce pewnie uniknąć kłopotów z rodzicami, lekarz boi się zrazić pacjentów. Według wszelkich danych najpoważniejszą przeszkodą dla szczerości niewierzących jest ich bliskie otoczenie: rodzina, sąsiedzi, koledzy z pracy. Jeden z takich anonimowych sygnatariuszy listy, mieszkaniec małego miasteczka, pisze w internetowym komentarzu, że „publiczne przyznanie się do ateizmu jest tu równoznaczne z ogłoszeniem, że jest się zakażonym HIV”. Pragnąc mimo wszystko wyzwolenia, niewierzący wykonuje wreszcie gest, który w istocie pozostaje symboliczny, tajemny. Są to być może wciąż jeszcze jego zmagania z Bogiem.

Świat bez religii

Na pytania dotyczące stosunku do religii musimy odpowiadać sobie teraz w kraju, w którym – podobnie jak w krajach sąsiednich, nie tak dawno tworzących „obóz socjalistyczny” – religię przez pół wieku prześladowano. W Polsce nie było masowych aresztowań księży, jednak wielu kapłanom wytaczano oparte na fałszywych oskarżeniach procesy, wielu zamordowano. Gdy więc ateistyczny („nie-klerykalny”, jak się przedstawia) tygodnik „Fakty i Mity” urządza swą kampanię promocyjną (marzec 2000 r.) z udziałem byłego oficera SB Grzegorza Piotrowskiego, który w 1984 r. dokonał mordu na związanym z „Solidarnością” księdzu Jerzym Popiełuszce – stawia to ateizm w świetle fatalnym.

Wszelkie akty bluźnierstwa i poniżania wiary źle się kojarzą tym, którzy pamiętają czasy komunizmu. W Polsce nie było czegoś takiego jak latryna, urządzona w łagrze na wyspach Sołowieckich w budynku cerkwi, w miejscu, w którym kiedyś stał ołtarz. Kiedy jednak plastycy z grupy Łódź Kaliska parodiują motyw ikonograficzny „Zdjęcie z Krzyża”, krzyż robiąc przy tym z odwiniętego z rolki papieru toaletowego – budzić to może coś więcej niż niesmak. Wiemy bowiem dobrze, jak wygląda świat, z którego religia została usunięta. Nie był on wcale lepszy, wbrew temu, co o świecie bez Boga opowiadają dziś niektórzy bojownicy ateizmu.

Ogromne powodzenie w kraju i za granicą ma obecnie deathmetalowy zespół „Behemoth” z Trójmiasta. Na jego koncertach, w satanistycznej aurze, rwie się na strzępy i pali Biblię. Wokalista zapewnia przy tym, że Kościół katolicki jest „najbardziej zbrodniczą organizacją na świecie”. Mówi tak – nie ma innego wytłumaczenia – dla efektu, ciekawe jednak, że efekt osiąga.

W pewnych kręgach, głównie młodzieżowych, oczywiście tylko w wielkich miastach, antyreligijna prowokacja oraz wszelkie bluźnierstwo bywają sposobem samospełnienia oraz formą buntu. Po śmierci Jana Pawła II młodzież masowo, spontanicznie, skrzykując się przy pomocy esemesów zapalała znicze na znak żałoby. Wkrótce jednak pojawili się ich rówieśnicy w koszulkach z napisami „Nie płakałem/płakałam po JP II”. Na koszulkach dziewcząt (niezbyt licznych) można było przeczytać „Miałam aborcję” albo „Usunęłam ciążę”, co także stanowiło raczej nie osobiste wyznanie, lecz manifestację sprzeciwu wobec autorytetu i nakazów Kościoła.

Na publiczne akty świętokradcze czekają zarówno ci, którzy lubią skandale (na przykład w sztuce) jak i ci, co pragną się nimi oburzać, potępiać je, podawać do sądu. Od 2001 roku ciągnie się proces artystki-performerki Doroty Nieznalskiej, która w gdańskiej galerii „Wyspa” wystawiła krzyż z naklejoną nań fotografią męskich genitaliów. Sens swego dzieła wyjaśnia w sposób mglisty. Została oskarżona o „obrazę uczuć religijnych” przez polityków katolickich, choć oni sami wystawy nie widzieli i do inkryminowanego dzieła dotarli dopiero po złożeniu doniesienia o przestępstwie, na mocy art. 196 kodeksu karnego.

Artykuł ten mówi: „Kto obraża uczucia religijne innych osób, znieważając publicznie przedmiot czci religijnej lub miejsce przeznaczone do publicznego wykonywania obrzędów religijnych, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2”. Polski aparat sprawiedliwości niechętnie korzysta z tego artykułu i nie ma obecnie osób prawomocnie skazanych na jego podstawie. Oskarżeń jest jednak coraz więcej, jak też śledztw wszczętych w ich konsekwencji. Politycy i działacze katoliccy różnych szczebli, prawicowi publicyści, księża, członkowie organizacji narodowo-katolickiej „Młodzież Wszechpolska” czy też Stowarzyszenie im. ks. Piotra Skargi wciąż znajdują winnych wykroczeń przeciw „wartościom chrześcijańskim”, piętnują, żądają zamykania jakichś wystaw, zakazywania jakichś manifestacji publicznych, ukarania osób, które dopuściły do otwarcia tych wystaw i do odbycia manifestacji. Stale powtarzającym się argumentem przeciw urządzaniu gejowskich „parad wolności” w Krakowie jest to, że ulicami owego miasta chodził Karol Wojtyła, więc przemarsz „zboczeńców” tymi samymi ulicami jest ich profanacją.

Łatwo zauważyć, że szczególnie aktywni i śmiali w przeciwstawianiu się dominacji Kościoła w życiu publicznym są politycy związani z Sojuszem Lewicy Demokratycznej, partią o postkomunistycznym rodowodzie. Nowy szef SLD Grzegorz Napieralski zaczął wiosną 2008 r. swą działalność od zgłoszenia żądań, by usunąć krzyż z sali posiedzeń parlamentu oraz lekcje religii ze szkół. Liberałowie powstrzymują się od tego rodzaju gestów. Szef rządzącej partii liberalnej Donald Tusk, obecny premier, gdy miał w roku 2005 startować w wyborach na urząd Prezydenta RP, uznał za stosowne wziąć ślub kościelny, choć obywał się bez niego przez 27 lat małżeństwa. Ocenił najwidoczniej, że teraz coś się zmieniło. Poprzedni prezydent, Aleksander Kwaśniewski, pełnił swój urząd przez dwie kadencje bez ostentacyjnego klękania przed ołtarzem.

Naród, który rodzi papieży

W wychodzącej na początku lat osiemdziesiątych podziemnej gazecie „Niepodległość” pisano o Polakach, iż jest to „naród, który rodzi papieży”. Pojawienie się „Papieża-Polaka” było dla polskiego nacjonalizmu niebywałym darem.

Wypowiedziane w czerwcu 1979 r. na centralnym placu rządzonej przez komunistów Warszawy słowa Jana Pawła II: „Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi. Tej ziemi” podziałały jak zaklęcie, od którego dla setek milionów przeobraził się, odżył świat. Wprowadzone przez tegoż papieża sformułowanie „cywilizacja śmierci” stało się natomiast wyjątkowo nośnym hasłem, do dziś krążącym w rodzimych kręgach ksenofobicznych, spinającym wiele rodzajów nienawiści i pogardy dla obcych. Z otwartości myśli, ekumenizmu i zwykłej ludzkiej dobroci Jana Pawła II nic już w rozpowszechnianych teraz oskarżeniach zachodniej kultury nie zostało.

Wszelkie akty bluźnierstwa i poniżania wiary źle się kojarzą tym, którzy pamiętają czasy komunizmu

Andrzej Osęka

Udostępnij tekst

Na stronie internetowej poznańskich franciszkanów podano swego czasu ścisłą definicję: „Cywilizacja miłości to cywilizacja chrześcijańska; cywilizacja śmierci to ta, w której jest aborcja, eutanazja i brak Boga”. Zwykle dodaje się do tego, zależnie od potrzeby, coś z bogatej listy grzechów przeciw Bogu, Pismu Świętemu i „prawom naturalnym”: antykoncepcja, homoseksualizm, promiskuityzm, pedofilia, liberalizm, ludobójstwo, samobójstwo, hedonizm. Rozumie się samo, że kogoś, kto będzie bronił – powiedzmy – antykoncepcji lub praw homoseksualistów, obwinić można bez trudu o pozostałe grzechy z tej listy. W cywilizacyjnej deprawacji nasi narodowo-katoliccy ideologowie widzą nie tyle tragedię, samozagładę Zachodu, co międzynarodowy spisek przeciw Polakom-katolikom. Redemptorysta o. Tadeusz Rydzyk, twórca i dyrektor Radia Maryja, które zapowiada się przed każdą audycją jako „katolicki głos w twoim domu”, mówiąc słuchaczom o „cywilizacji śmierci” – zjawisku międzynarodowym przecież – ostrzegał wielkim głosem: „Polsko! Chcą Cię zabić!”.

W lutym 2008 r. ukazała się w Warszawie książka „Jan Paweł II. Analiza krytyczna”. Autor – wspomniany już Tadeusz Bartoś, teolog, były dominikanin – oddając sprawiedliwość głębi i powadze myśli Karola Wojtyły, wskazuje na te poglądy Jana Pawła II, które doprowadziły do powstania uproszczonej, zdemonizowanej wizji kultury współczesnej. Może to znaczyć, że o zmarłym papieżu przestaniemy wreszcie mówić jak o ikonie, którą jedni darzą uwielbieniem, inni próbują zniszczyć, zaczniemy natomiast widzieć w nim człowieka swej epoki, boleśnie przeżywającego jej dramaty, szukającego dróg wyjścia, także – jak każdy – błądzącego.

Doświadczenie przyjaźni

W Polsce lat 1944-1989 Kościół katolicki był twierdzą stale atakowaną przez komunistyczne władze – zagrożoną, lecz nie zdobytą. Gdy w latach siedemdziesiątych zaczęły się formować środowiska opozycyjne, z których z czasem wyłonił się Komitet Obrony Robotników, znaczny procent tworzących je młodych ludzi stanowili bezwyznaniowcy: byli członkowie kierowanych przez partię organizacji młodzieżowych, dzieci z socjalistycznych i komunistycznych domów, wychowankowie szkół PRL, w których religia była nieobecna. Przeżyli krótką euforię studenckich buntów marca 68, potem otwarcie antysemicką nagonkę na inteligentów i wszelkich niezależnie myślących. Przekonali się, że ponura rzeczywistość PRL to nie przypadkowe „wypaczenia” pięknych ideałów socjalizmu. Socjalistyczna utopia na ich oczach się załamała, marksistowska logika dziejów legła w gruzach.

Doszło wówczas do spotkania między tą młodzieżą o lewicowym i laickim rodowodzie a ich rówieśnikami z Klubów Inteligencji Katolickiej oraz – ogólniej – pewnymi środowiskami katolickimi. Takimi, jak krakowskie środowisko „Tygodnika Powszechnego” i wydawnictwa oraz miesięcznika „Znak”, warszawskie zgrupowane wokół miesięcznika „Więź”, kręgi poznańskie związane z miesięcznikiem dominikanów „W drodze”. Zbuntowane dzieci PRL – politycznie zdeterminowane, lecz ideowo zagubione – ujrzały ze zdumieniem, że od dawna istnieją w Polsce ośrodki myśli niezależnej, gdzie o postawie człowieka decyduje nie koniunktura, lecz twarde przekonania na temat dobra i zła.

Zrodziło się wtedy wiele trwałych przyjaźni między katolikami i przedstawicielami „lewicy laickiej”, powstały nadzieje na wspólny opór przed sowietyzacją Polaków, wspólne budowanie niezależnego społeczeństwa. Nadzieje te spisał Adam Michnik w książce „Kościół, lewica, dialog” (1977).

Wkrótce potem nastąpił nieoczekiwany zryw „Solidarności”, a później dramatyczne wydarzenia stanu wojennego. Rzadko pytano wtedy, kto jaką wyznaje religię. Wierzący i niewierzący konspirowali przeciw komunie razem, w poczuciu wzajemnego zaufania, razem robili paczki dla internowanych. Pewna osadzona w ośrodku internowania dziennikarka zastanawiała się wówczas: „Dlaczego ja, niewierząca Żydówka, tak czekam na katolickiego księdza?”.

W III Rzeczpospolitej niektóre środowiska katolickie starały się te więzi utrzymać. Istniała – pod przewodnictwem bp. Bronisława Dembowskiego, przed 1989 r. żywo działającego w opozycji – Komisja Episkopatu ds. Dialogu z Niewierzącymi, w której pracach uczestniczyli agnostycy i ateiści. Z ich udziałem miesięcznik „Znak” wydał numer „Kościół i niewierzący – dialog myśli i działania” (grudzień 2001). Wydawnictwo Znak zorganizowało też konferencję poświęconą temu trudnemu zagadnieniu.

Kiedy więc widzę dziś rozpowszechnianą przez polskich ateistów ulotkę przejętą skądś z Zachodu, na której umowny ludzik wrzuca do kosza na śmieci krzyż, gwiazdę Dawida i półksiężyc, zaś napis obok brzmi: „Thank you for not littering your mind” („Dziękujemy za niezaśmiecanie umysłu”) – ja, agnostyk, burzę się wewnętrznie. Nie tylko dlatego, że wiem, jaką zbrodnią wobec ludzkości było i jest niszczenie symboli wiary, świątyń, religijnych obrazów, rzeźb i ksiąg – pod pretekstem wyzwalania umysłów. Również dlatego, że z doświadczenia wiem, iż ludzie, którzy bardzo różnią się stosunkiem do sacrum, mogą się między sobą porozumiewać. Mają sobie wzajem wiele do powiedzenia. Co wcale nie znaczy, że szanse dialogu będą wykorzystane.

Religia wszystko zatruwa?

Media sprawiają, że w polskim życiu duchowym widoczne są teraz przede wszystkim postawy skrajne. Co kilka dni prasa donosi, na przykład, o jakimś księdzu, który z ambony piętnuje dzieci niechodzące na religię; o jakichś skierowanym przeciw „bezbożnikom” wypowiedziach z anteny Radia Maryja. Wydawać się może, że ostatnie przemiany w Kościele wskazują na odchodzenie od ducha II Soboru Watykańskiego.

Nie czuję się powołany, by oceniać skrajności osób i środowisk wierzących. Bardziej, przyznam, niepokoi mnie to, co dzieje się w umysłach ateistów i agnostyków. Chodzi mi nie tylko o niewyszukane antyklerykalne gesty, jakimi umacniają się młodzi ludzie, którym Niebo stanęło w płomieniach. Także błyskotliwe, przenikliwe, bogate w argumenty rozprawy mistrzów ateizmu zawierają dla mnie uproszczenia niewybaczalne.

Ogromnie popularna książka Christophera Hitchensa „God is not Great. How Religion Poisons Everything” (w polskim przekładzie „Bóg nie jest wielki. Jak religia wszystko zatruwa”, wyd. Sonia Draga) ma zrzucić Boga z ołtarzy. Autor dowodzi, że to nie Bóg stworzył człowieka, lecz odwrotnie: człowiek – Boga. Wiele mówi o niszczycielskiej sile religii, pomija jednak milczeniem jej wartości.

Gdy więc słyszę, że „religia wszystko zatruwa” – wiem, że to nieprawda. Choćby w dziedzinie sztuk pięknych: dewocyjne kłamstwo często rodzi kicz, istotnie – owoc zatruty fałszem, lecz uczucia religijne dały początek niezliczonej ilości arcydzieł architektury, malarstwa, muzyki, poezji.

Wesprzyj Więź

Tego nie można nie widzieć, bo to coś znaczy. Nie tylko dla miłośników sztuki. W ogóle – dla ludzi.

Polska, nieco zmieniona, wersja artykułu opublikowanego po niemiecku w roczniku „Jahrbuch Polen 2009. Religion” wydawanym przez Deutsches Polen-Institut w Darmstadt – www.deutsches-polen-institut.de (Harrasovitz Verlag, Wiesbaden 2009, str. 114-121).

Przeczytaj też: Wyznanie wiary ateisty. Świecki liberalny humanizm dramatycznie potrzebuje reformacji

Podziel się

13
10
Wiadomość

Dobry artykul, ale argument dotyczacy roli Kościoła w okresie PRL na młodych nie działa, tylko ich drazni. Oni, jak zawsze młodzi patrzą na tu i teraz. I właśnie tu i teraz zadecyduje, a nie kombatanckie wspominki.
Zwlaszcza po ponad 30 latach od upadku komunizmu.

Na razie o tu i teraz decyduje wybrany większością głosów rząd a nie jednostki. Tak że młodzi muszą nauczyć się pokory. A że większość stanowią katolicy to i nie damy sobie w kaszę dmuchać. Koniec z deptaniem naszych wartości. Wyciąganie do kogoś ręki też ma swoje granice…jesli ktoś chce ustawicznie trwać w grzechach. Nie będziemy się do nikogo naginać. Katolicy stoją na straży najwyższych wartości czy się to komuś podoba czy nie.

Rozumiem, że Pan może innych ubogacać swoimi refleksjami np. na temat JPII Cytuję przypuszczam, że to Panski tekst “Czy na ocenę Jana Pawła II może nie mieć wpływu tolerancja pedofilii przez kościelne instytucje? ” A może, jak najbardziej, jeszcze jak.” Rozumiem, że jest Pan znawcą tematu w tym zakresie i może Pan szkalować innych.

Ładnie tak insynuować, pani Mario? I co, potem rączki składamy i do komunii? 😉

To moje pytanie z mojego postu. Będę wdzięczny za odniesienie się do tego pytania.

Artykuł przedstawia sporo uproszczeń. Mam 60 lat i jestem bliska dokonania aktu apostazji. Decyzja jest związana z nieakceptowalnym w moim pojęciu zachowaniu kleru, a nie z zaprzeczeniem podstawowych prawd wiary. Pozostanę chrześcijanka, ale nie chce wpisywać się w politykę polskiego kościoła katolickiego. Mysle, że takich jak ja są setki, jeśli nie tysiące, a hierarchowie, a co gorsza, politycy, wykorzystują statystyki do usprawiedliwiania swoich poczynań. Ja w to nie wchodzę.

Wokół Kościoła tyle dyskusji i opór zamiast, wydawać by się mogło, zrozumienia i akceptacji dla wartości uniwersalnych, głoszonych przez Kościół. Tak może mogłoby być gdyby nie rozejście się teorii z praktyką w instytucji Kościoła. Widzą to szczególnie ostro ludzie młodzi, szukający autorytetu. Miałkość księży na wielu polach nie przeszkadza tym mocno związanym z Kościołem, ale nie przyciągnie poszukujących.

Piłsudski, socjalista, choć bożyszcze polskiego prawactwa, mówił że wiara jest dla ludzi bez rozumu. Trafił w samo sedno. A to polskie PiSie prawactwo jest raczej brunatno-czerwone. Piłsudski powsadzalby ich do ciupy.

Henri Dunant także był masonem. Jeśli nie prezentował przez to katolickiego światopoglądu, to tym gorzej dla katolickiego światopoglądu. Masonem nie jest za to Donald Trump, bożyszcze polskich katolików, reprezentant katolickiego światopoglądu w polityce, który w 1991 roku powiedział w wywiadzie, że nie ma znaczenia, co o tobie piszą, jeśli masz przy sobie ładną, młodą d…ę. Rzeczywiście nie ma sensu aspirować do reprezentowania katolickiego światopoglądu.

A to ciekawe, bo jako osoba wychowana w polskiej wierze katolickiej, właściwie wychowana przez kościół, przekonałem się, że wiara jednak zatruwa wszystko. Tylko ta polska wiara, która przeszła już w fanatyzm w obrębie całości. Zatruwa relacje w rodzinie, politykę, edukację. W Polsce kościół wchodzi z trudnymi butami w każdy aspekt naszego życia, jest faktyczną instytucją ingerującą w życie prywatne i publiczne wszystkich. W Polsce nie mamy wyboru. Nie mam prawa mieć swojego zdania bez oskarżenie o zdradę kraju i rodziny. I serio? Niszczenie symboli religijnych w akcie protestu jest niczym w porównaniu do zniszczeń jakie dokonuje polski kościół.

Twoja wolność prowadzi do usprawiedliwienia niszczenia symboli religijnych?? Od niszczenia symboli łatwo przejść do niszczenia świątyń, później do prześladowania duchownych, a w końcu do dyskryminacji wszystkich wierzących. Mam na myśli każdą religię. Taka”wolność” prowadzi do zniewolenia myślących inaczej.

Panie Czesławie, szukam przykładów dyskryminacji katolików w Polsce, może Pan coś zaproponuje? Na Netflixie nie ma “Karola. Człowieka, który został papieżem”? Czy coś jeszcze straszniejszego?

Ja mam dużą prośbę do redaktorów Więzi. To jest artykuł z 2009 roku. On już niewiele znaczy dla niektórych z wierzących. Tak nie znając pewnych faktów można w uproszczeniu tak pisać. To znaczy pisać sobie w czasie sprzed katastrofy smoleńskiej, obrony krzyża na Krakowskim Przedmieściu, protestów rodziców dzieci niepełnosprawnych, filmów Sekielskich , don Stanislao, raportu o Mc Carricku, ks. Dymera, męczennika bp Janiaka, sekty dominikanów, ogonów świeckich, kar dla abp Głódzia i Janiaka, nagrody dla abp Dzięgi, … mam dalej wymieniać ? My już naprawdę inaczej patrzymy na rzeczywistość kościelną. Tak, ja też tak myślałam w 2009 roku. Ale teraz nie. Takie teksty sprawiają tylko ból. Ponieważ wcześniej wcale nie było pięknie tylko nie wiedzieliśmy jak to naprawdę wygląda. Ale byliśmy naiwni … I piszę do tych z Państwa, którzy się tłumaczą, biją z myślami i stoją na rozdrożu. Słusznie jesteśmy oburzeni postawą hierachii Kościoła. Tylko człowiek bez sumienia znajduje usprawiedliwienie dla tego co robili i jaką obecnie prezentują postawę wobec swoich karygodnych zachowań.

Dziękujemy za ważną opinię.
Artykuł przypomnieliśmy – podkreślając, że pochodzi z 2009 r. – w związku ze śmiercią Autora (1 maja 2021 r.). Takich to Polska miała wtedy agnostyków…
Ale nie chce chyba Pani stawiać znaku równości między swoim dzisiejszym oburzeniem postawą hierarchii kościelnej a generalną tezą, że “religia wszystko zatruwa”?

Tak wiem i rozumiem, że to jest związane ze śmiercią autora tekstu. Nie, nie chcę stawiać znaku równości … tylko bardzo mocno zastanawiam się, czy jeżeli naszą dobrą postawą podtrzymujemy chorą strukturę, a ona nie czyni nas lepszymi, tylko gorszy – moje doświadczenie – to może jednak mamy mamy do czynienia z sektą … Odłamem. Izolacją od Prawdy. Nie każdy kto mi mówi Panie Panie.
Dziękuję za odpowiedź.