Trzeba narzekać na styl, w jakim Stolica Apostolska rozprawia się z byłymi biskupami z Gdańska i Kalisza. Ale w historii Kościoła w Polsce ten dzień zostanie jednak zapamiętany jako bardzo ważna cezura – wprowadzenie w życie zasady rozliczalności wpływowych kościelnych hierarchów.
Na wczorajsze decyzje Stolicy Apostolskiej dotyczące biskupów Sławoja Leszka Głódzia i Edwarda Janiaka mógłbym narzekać bardzo długo.
Bo one nie są szczere. Nie opierają się na prawdzie. Są po watykańsku pokrętne, a nie po chrześcijańsku prostolinijne.
Bo nie ma w tych komunikatach żadnych informacji, jakie zarzuty zostały potwierdzone. Ogłoszone sankcje nie są nawet karami, lecz jedynie decyzjami administracyjnymi. Nie mówi się o jakiejkolwiek winie obu emerytowanych biskupów.
Bo to decyzje „kościółkowe” – czyli niezrozumiałe dla szerszej opinii publicznej, a czytelne jedynie dla tych, którzy potrafią czytać między wierszami kościelnych komunikatów tak jak wyspecjalizowani kremlinolodzy analizowali decyzje Komitetu Centralnego. Tylko oni dostrzegą istotne znaczenie wzmianki, że zarzuty dotyczyły nie tylko zaniedbań w zakresie wykorzystywania seksualnego osób małoletnich, ale także „innych kwestii związanych z zarządzaniem diecezją”.
Bo decyzje te mają znaczenie jedynie symboliczne, i to niejasne, a nie realne. Obaj hierarchowie nie zostali pozbawieni choćby insygni biskupich, cóż dopiero – usunięci z kapłaństwa. Otrzymali nakazy zamieszkania poza terenem „swoich” dawnych diecezji, ale nie wspomina się już, czy po śmierci mają prawo spocząć w katedrach diecezji, którymi zarządzali.
Bo zakres ogłoszonych sankcji jest, ściśle ujmując, żenująco śmieszny. Teoretycznie bowiem obaj hierarchowie mogą publicznie celebrować – zarówno nabożeństwa, jak i siebie samych – na terenie sąsiednich diecezji. Bo zaprzyjaźniony biskup, minister czy dyrektor stacji radiowej, który zaprosi obecnie Głódzia lub Janiaka na jakąkolwiek fetę – byle odbywającą się poza terenem ich dawnych diecezji – nie złamie żadnego przepisu, nie sprzeciwi się woli papieża, nie naruszy żadnych kościelnych zasad. Pewnie w praktyce chętnych do testowania, co się w takiej sytuacji zdarzy, nie będzie wielu – ale przecież co nie jest zabronione, jest dozwolone.
Nie tylko narzekali, lecz działali
To wszystko prawda najprawdziwsza i mógłbym jeszcze długo kontynuować narzekanie – tyle że jest jeszcze druga strona tego medalu. Moim zdaniem, ważniejsza.
Przychodzi mi do głowy pewna analogia (ze świadomością wszystkich oczywistych różnic). Szef mafii chicagowskiej Al Capone trafił do więzienia za „zwykłe” niepłacenie podatków. Ale tego się nie pamięta – bo ważne było, że wreszcie poszedł siedzieć, co od dawna mu się należało. Dziś, owszem, mamy powody, by narzekać na styl, w jakim Stolica Apostolska rozprawia się ze Sławojem Leszkiem Głódziem i Edwardem Janiakiem. Ale w historii Kościoła w Polsce dwudziesty dziewiąty dzień marca Roku Pańskiego 2021 zostanie jednak zapamiętany jako bardzo ważna cezura – wprowadzenie w życie zasady rozliczalności wpływowych kościelnych hierarchów.
Chciałbym w tej sytuacji oddać głos duchownym najbardziej zasłużonym w zmaganiach o akt kościelnej sprawiedliwości w obu przypadkach. Warto się wsłuchać w głos tych, którzy nie tylko narzekali, że jest źle, lecz postanowili działać. To oni przecież narażali się przez lata na szykany biskupów Głódzia i Janiaka; na obelgi ze strony akolitów otaczających hierarchów; na ostracyzm i wytykanie palcami wśród kolegów księży; na banicję i marginalizację.
Ks. Adam Świeżyński: Warto było się starać
Gdy wczoraj tuż przed południem pojawiły się przecieki, że wkrótce opublikowany zostanie komunikat nuncjatury w sprawie byłego metropolity gdańskiego – połączyłem się telefonicznie z ks. Adamem Świeżyńskim. Rocznik 1974, duchowny archidiecezji gdańskiej, były wicerektor gdańskiego seminarium duchownego, doktor habilitowany filozofii, profesor Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie, do niedawna dziekan Wydziału Filozofii Chrześcijańskiej UKSW, członek Komitetu Nauk Filozoficznych Polskiej Akademii Nauk.
To on od marca 2013 r. publicznie pod nazwiskiem mówił o mobbingu i skandalicznych zachowaniach metropolity gdańskiego, abp. Sławoja Leszka Głódzia, wobec podwładnych (więcej na ten temat w rozmowie „Czy Bóg ma jeszcze władzę w swoim Kościele?”). Później wraz z nim – długo całkowicie bezowocnie – podobne działania podejmowali inni gdańscy duchowni i świeccy katolicy. Kalendarium tych wieloletnich starań przedstawiłem w tekście „Z Gdańska na watykański Berdyczów”.
Jesienią 2020 r. otrzymałem list od nuncjusza apostolskiego. Dziękował mi „za wkład w porządkowanie spraw związanych z kierowaniem diecezją kaliską”. Po 30 miesiącach dowiedziałem się oficjalnie, że moja skarga zainicjowała istotny proces wewnątrz Stolicy Apostolskiej
Wczoraj w południe wspólnie z ks. Świeżyńskim czytaliśmy sobie nawzajem na głos komunikat nuncjatury i komentowaliśmy go na gorąco. Narzekaliśmy ostro przez kwadrans. Ale na koniec rozmowy – gdy trzeba było podsumować wrażenia – nie miałem wątpliwości, że muszę przede wszystkim pogratulować profesorowi UKSW determinacji w działaniu, która doprowadziła do tej historycznej decyzji.
– Tak, okazało się, że presja ma sens – potwierdza ks. Adam Świeżyński. – Choć w moim przypadku trwało to ponad 8 lat, to jednak mogę dziś powiedzieć, że warto było się starać. Watykański werdykt, mimo wszystkich swych ułomności, pozwala jasno stwierdzić, kto w sprawie abp. Głódzia mówił prawdę, a kto – znając dobrze fakty – brnął w kłamstwa.
– Uważano nas za szkodników, wichrzycieli i wrogów Kościoła – przypomina były dziekan Wydziału Filozofii UKSW. – W listopadzie 2019 r. w oświadczeniu podpisanym przez biskupów pomocniczych i liczne grono księży napisano o nas, że przygotowaliśmy „systemowy atak wymierzony w duchowieństwo i wiernych Archidiecezji Gdańskiej”. Teraz możemy bez wahania powiedzieć, że Watykan uznał nasze argumenty.
– Sankcje są owszem symboliczne, ale ta symbolika ma swój ciężar – dodaje ks. Świeżyński. – Dawno już minęły czasy przekazywania skazańca przez Święte Oficjum „ramieniu świeckiemu” i palenia go na stosie. Kościół nie wtrąca do lochów. Kościół mówi językiem symboli. Fakt, że człowiek, który jeszcze parę miesięcy temu był oficjalnie biskupem, teraz musi mieszkać poza diecezją i nie może uczestniczyć w żadnych uroczystościach na jej terenie – to bardzo czytelny symbol odsunięcia i odejścia w niesławie.
Filozof z UKSW podkreśla też, że on sam nie spodziewał się już nawet takiej decyzji. – Byliśmy w tej sprawie przesłuchiwani przez kościelną komisję. Mogłem mówić o wszystkim, byłem uważnie słuchany. Później przekazywałem komisji dodatkowe informacje, co było przyjmowane z wdzięcznością. Ale czas mijał – i nic… Szczerze mówiąc, sądziłem, że w tej sprawie już nic więcej znaczącego się nie wydarzy. Że ona gdzieś utknie – tak jak utknął i pozostał bez reakcji mój list w tej sprawie do papieża Franciszka z sierpnia 2013 r.
– Okazało się jednak, że nasze działania mają swoje konsekwencje – mówi ks. Adam Świeżyński. – To ważne ostrzeżenie dla kościelnych hierarchów w Polsce, a także zachęta dla wiernych, że powinni brać odpowiedzialność za Kościół także poprzez korzystanie z możliwości składania skarg na biskupów.
Ks. Piotr Górski: Nuncjusz mi podziękował
Podobnie reaguje analogiczny bohater z diecezji kaliskiej: ks. Piotr Górski. Rocznik 1981, doktor teologii dogmatycznej. W latach 2015–2018 rektor Wyższego Seminarium Duchownego w Kaliszu. Od grudnia 2019 r. administrator parafii w Tursku i kustosz tamtejszego sanktuarium maryjnego.
Czekał na decyzje Watykanu od trzech lat. W lutym 2018 r. – jako urzędujący rektor kaliskiego seminarium duchownego – złożył skargę do warszawskiej nuncjatury na działania bp. Edwarda Janiaka. Postawił biskupowi zarzuty tolerowania wśród księży wykorzystywania seksualnego osób małoletnich i aktywnego homoseksualizmu. Reakcji z Watykanu bardzo długo nie było. A rektor spotkał się z szykanami ze strony biskupa – zob. tekst „Jak to się robiło w diecezji kaliskiej (2)” i rozmowę z ks. Górskim „Sądziłem, że już po mnie, a teraz jakbym miał nowe życie”.
Watykańska decyzja, mimo wszystkich swych ułomności, pozwala jasno stwierdzić, kto w sprawie abp. Głódzia mówił prawdę, a kto – znając dobrze fakty – brnął w kłamstwa
Były rektor podkreśla w rozmowie ze mną, że na znaczenie watykańskich decyzji warto spojrzeć również z perspektywy samych hierarchów, których one dotyczą: – Z ich punktu widzenia są to kary na pewno dotkliwe. Zarówno abp Głódź, jak i bp Janiak żyli w blasku otaczającej ich chwały. Cieszyli się poklaskiem otoczenia. Brylowali na salonach. A teraz nie mogą bywać w diecezji. Po tej decyzji żaden z nich nie ma już prawa powiedzieć, jak poprzednio, że jest niewinny i nic mu nie udowodniono. Nawet jeśli nie wiemy, co im udowodniono, to jednak wiemy, że dowody były wystarczająco mocne dla wprowadzenia sankcji przez Stolicę Apostolską.
Ks. Górski wspomina, jak trudną dla duchownego sytuacją było podważenie wiarygodności biskupa. – Słyszałem pod swoim adresem mnóstwo przeróżnych opinii: że jestem chory psychiczne, opętany, zniszczyłem diecezję i biskupa, a na dodatek jeszcze się lansuję w mediach. A tu wreszcie otrzymaliśmy oficjalne, choć bardzo ogólnikowe, stanowisko Watykanu. Byłem zszokowany tą informacją. Obawiałem się bowiem, że sprawa będzie jeszcze długo odwlekana i przeczekiwana.
Pytam, czy administrator parafii w Tursku był przesłuchiwany w kościelnym dochodzeniu w sprawie bp. Janiaka, prowadzonym przez abp. Stanisława Gądeckiego. – Nie byłem przesłuchiwany i jestem tym zaskoczony – wyjaśnia ks. Górski. – Skoro bowiem przedstawiłem na piśmie argumenty w lutym 2018 r., to przypuszczałem, że zostanę uznany za istotnego świadka. Nikt się jednak do mnie z Poznania nie odzywał. Nie przesłuchano też innych osób znaczących w diecezji kaliskiej, które miały wiele do powiedzenia.
– Jesienią 2020 r. otrzymałem natomiast list od nuncjusza apostolskiego, abp. Salvatore Pennacchio. Dziękował mi „za wkład w porządkowanie spraw związanych z kierowaniem diecezją kaliską”. Dzięki temu przynajmniej dowiedziałem się oficjalnie po 30 miesiącach, że moja skarga zainicjowała istotny proces wewnątrz Stolicy Apostolskiej i że nie była to moja prywatna fanaberia.
Według ks. Górskiego decyzja Stolicy Apostolskiej pełni też ważną funkcję wyczyszczenia gruntu pod działania nowego biskupa kaliskiego. – Nie będzie tu możliwa powtórka sytuacji z Poznania, gdzie abp Juliusz Paetz długo mieszkał w cieniu katedry i ciągle usiłował uczestniczyć w kościelnych ceremoniach.
A jak radzi sobie w Kaliszu bp Damian Bryl? – Nie chcę i nie mogę być jego recenzentem. Najważniejsze, że nasz nowy biskup jest z pewnością człowiekiem wierzącym. Jeden z księży powiedział mi, że w ciągu godziny od bp. Bryla więcej usłyszał o Panu Jezusie niż przez wszystkie lata od bp. Janiaka. Intensywnie poznaje diecezję. Przyjeżdża sam do księży, a ostatnio nawet do diakona, skromnym volkswagenem golfem, żeby normalnie porozmawiać. Podejmuje ważne decyzje personalne. To pozwala spoglądać z nadzieją w przyszłość.
Duchowa pustka komunikatów
Czy zatem ta – napełniona w połowie wodą – szklanka jest do połowy pełna, czy od połowy pusta?
– Dla mnie szklanka jest jednak do połowy pełna, bo decyzja ma charakter przełomowy – odpowiada ks. Adam Świeżyński. Ale to nie znaczy, że neguję pustą część szklanki. Powiem nawet, że ta druga połowa zionie pustką – i to pustką duchową. To mnie smuci bardziej od zakresu wyszczególnionych „kar” czy dotkliwości nakazów i zakazów nałożonych na obu biskupów.
– Mój sprzeciw budzi sposób, w jaki komunikat został sformułowany i przekazany do przestrzeni publicznej, a w szczególności do społeczności Kościoła – mówi profesor UKSW. – Świadomie ograniczono się do stwierdzeń, w których chodzi o to, aby coś powiedzieć (bo już nie da się całkowicie milczeć), jednocześnie nie mówiąc nic ponad to, do czego zmusza nas sytuacja. Można więc interpretować oba komunikaty jako orzeczenia o winie i zaniedbaniach – ale właśnie: trzeba je interpretować i jedynie domyślać się, że wina w jakimś zakresie została uznana, choć nie wiadomo w jakim.
Ks. Świeżyński podkreśla też inną zasadniczą słabość zarówno komunikatu nuncjatury, jak i dodatkowego oświadczenia rzecznika archidiecezji gdańskiej. – One są wręcz bezduszne, oderwane od człowieka i tego, co ludzkie, a kurczowo trzymają się litery prawa. Tworzą wrażenie, że współczesny Kościół działa jako instytucja skupiona wokół formuł prawnych (niczym ewangeliczni uczeni w Prawie i faryzeusze), a nie Kościół Ewangelii Chrystusa. W tych komunikatach mamy Kościół litery ustanowionych przepisów, a nie Kościół Ducha Bożego. To ta pustka duchowa, o której wspomniałem.
– Tak nie powinien działać Kościół – oburza się gdański duchowny. – Brakuje tu jakiejkolwiek choćby wzmianki o wezwaniu obu obwinionych hierarchów do wyrażenia publicznej (w pierwszej kolejności wobec Kościoła) skruchy i żalu oraz podjęcia adekwatnego zadośćuczynienia za wyrządzone krzywdy. Właśnie autentyczny żal, odpowiednio wypowiedziany i wsparty stosownym działaniem, czyniącym choć częściowo zadość wyrządzonym szkodom, byłby punktem wyjścia do przebaczenia i do pojednania między oboma hierarchami a Kościołem, w szczególności wspólnotami kościelnymi, którymi kierowali.
– Finałem postępowania kościelnego powinno być nie tylko orzeczenie winy i kara (nawet gdyby była adekwatna), ani nie wyrok lub sankcja prawna – podkreśla filozof z UKSW – lecz także doprowadzenie do przebaczenia i pojednania. Ale to musi być poprzedzone uznaniem win przez słusznie obwinionych, ich żalem i odpowiednim zadośćuczynieniem. Tego niestety (a może na szczęście?) nie da się zadekretować i wymusić żadnymi kościelnymi przepisami. Ale można i należy do tego wzywać oraz wciąż o tym przypominać, także gdy wydaje się prawne orzeczenia.
– Bez tego wymiaru Kościół zamieni się ostatecznie w jeszcze jedną instytucję, która, opierając się przede wszystkim na literze ustanowionego prawa, będzie używała go w sposób instrumentalny, antyludzki i antyewangeliczny – podsumowuj ks. Adam Świeżyński. – Kończący się Wielki Post, w którym tak często słyszymy z ust przedstawicieli Kościoła hierarchicznego wezwania do nawrócenia się i przemiany duchowej, jest dodatkową okolicznością i duchowym kontekstem dla omawianej sprawy. Niestety, wydaje się, że decyzje watykańskie i komunikaty wydane przez nuncjaturę w ich sprawie tego duchowego kontekstu nie uwzględniają.
Przeczytaj także: Odliczanie w Sodomie
No cóż, zobaczymy czy w bliskiej przyszłości ta pusta połówka szklanki zacznie się wypełniać czy zastygnie w swojej próżni….
Dziekuję za ten artykuł, jakże wazny, ukazujacy tez prawdę o prowadzeniu ” dochodzenia”… przez abp. Gądeckiego. Czyli abp. Gądecki nie zrobił wszystkiego co do niego należało! I dobrze ze jest opinia o rzeczniku kurii w Gdansku. Tak to wyglada właśnie… brak rozmowy, dialogu z urzednikami prawie wszystkich kurii i jezyk komunikacji z biskupami, którego nie ma.
Jak wiemy chociażby z Więzi, sprawa miała już swoją historię przed rozpoczęciem dochodzenia przez abpa Gądeckiego. W bogatej dokumentacji były pewnie i pisma i zeznania ks. Górskiego. Tak że z punktu widzenia poznawczego, jak i sprawności dochodzenia (która, jak na normy kościelne, była całkiem duża) ponowne wezwanie ks. Górskiego być może nie było już konieczne. Najwidoczniej nie pojawiły się żadne wątpliwości co do ich wiarygodności, które wymagałyby dodatkowych wyjaśnień. Przeciwnie, ze wszystkich po kolei decyzji można wnosić, że dochodzenie w całości potwierdziło zarzuty.
~ Mateusz Zenon: Widzi Pan, dzieki temu, ze oswiadczenie jest tak okrutnie enigmatyczne i nic nie mowiace, wyplywamy na szeroki ocean naszych przypuszczen. Byc moze ma Pan racje. A byc moze bp Gadecki uznal, ze zeznania ks. Gorskiego pograza bpa Janiaka w ten sposob, ze nawet i przewodniczacy KEP mu nie pomoze. I teraz fifty-fifty – ktora hipoteza jest prawdziwa?
Ma Pan rację w tym, że niedopowiedzenie rodzi pole do spekulacji. I ma Pan rację, że nie sposób jednoznacznie rozstrzygnąć prawdziwości jednej lub drugiej hipotezy. Choć co do opcji, że chodziło o wybronienie sufragana przez metropolitę, to zdaje jej się przeczyć dalszy bieg wypadków. Możemy jednak zakładać, że abp Gądecki dostał od Stolicy Apostolskiej do wykonania konkretnie sprecyzowane czynności (na potrzeby dalszego postępowania) i tak naprawdę bez znajomości tych instrukcji skazani jesteśmy na fantazjowanie.
Przydałyby się za jakiś czas artykuły o nowych czasach w obu diecezjach.
Insygniów. Mimo wszystko.
Przyznam, że kiedyś też sądziłem, że już sam fakt nałożenia jakichkolwiek sankcji na abp. Głódzia będzie mieć przełomowy charakter, pokaże że w polskim Kościele zaczynają się autentyczne zmiany. Niestety, teraz jedyne co czuję to smutek, zniechęcenie i zmęczenie tym wszystkim. Abp. Głódź, bp. Janiak, procesy kanoniczne, symboliczne kary które trzeba czytać między wierszami – wszystko to jest częścią świata, który na naszych oczach odchodzi w przeszłość. Ale odchodzi źle, niczym nieproszony gość który okazał się na tyle nieprzyjemny, że już samo jego odejście nam wystarcza, i odpuszczamy sobie dochodzenie odszkodowania za uszkodzony przez niego mebel. Nie żal mi tego starego świata, bo nie bardzo jest czego żałować. Ale poczucie rozczarowania i straconych szans jest ogromne.
Panie Łukaszu, szacunek za jakże uczciwy i osobisty komentarz do tekstu P. red. Nosowskiego. Ze smutkiem, ale z całkowitą zgodą, podpisuję się pod Pana komentarzem. Nic dodać, nic ująć.
Panie Łukaszu, Panie Rafale!
Dziękuję za komentarze.
Z mojego punktu widzenia „przełomowość” to:
1. po prostu bezprecedensowość
2. w tym przypadku: „wprowadzenie w życie zasady rozliczalności wpływowych kościelnych hierarchów”, czyli sprawy, której poświęciłem mnóstwo wysiłku w ostatnich kilkunastu miesiącach.
Tak rozumiana przełomowość wcale nie oznacza, że (jak napisał pan Łukasz) „w polskim Kościele zaczynają się autentyczne zmiany”. To są dwie odrębne kwestie.
Jednostkowe wydarzenie może być niewątpliwie przełomowe – np. skarga na Janiaka złożona przez prymasa Polaka – ale wcale nie musi oznaczać otwarcia nowej epoki. Jest więc ono:
a) symbolicznym zakończeniem epoki poprzedniej
b) warunkiem koniecznym rozpoczęcia epoki nowej
c) warunkiem niewystarczającym rozpoczęcia epoki nowej (bo musiałoby pociągnąć za sobą kolejne podobne wydarzenia).
~ Zbigniew Nosowski: Dziekuje Panu za panskie zaangazowanie. Sam jeden zmienil Pan wiecej w polskim Kosciele jak dziesiec konferencji episkopatu Polski razem wzietych!
zbudowanie przez pana Generała, biskupa Głudzia dość sporego pałacu i dopisanie do tego ośrodka Caritasu budzi moje wątpliwości: czy teraz koszty utrzymania całej tej budowli nie będą szły z kasy Caritasu. Czy można to sprawdzić? Nie chciałbym aby ta sprawa położyła się cieniem na wiarygodności tej , jakże zasłużonej instytucji.
„wprowadzenie w życie zasady rozliczalności wpływowych kościelnych hierarchów” – To rzeczywiście rewolucja. Który mamy rok? 1821?
słusznie, należy się cieszyć że jest realny postęp. Oczekiwanie przeskoku do pełnowymiarowej decyzji byłoby idealizmem instytucjonalnym. Im większa i starsza instytucja, tym poziom idealizmy byłby wyższy.
Rozliczalności? Nie wiemy nawet, czy są winni. Nie mówię już o karze, bo tej de facto nie ma. Głódź doskonale poradzi sobie bez Gdańska, ma ciepłą przystań na Podlasiu i w Toruniu. Plują na was a wy piszecie, że pada deszcz.
To bedzie taka walka przyczolek po przyczolku.
To niestety żadna kara. Papież zagrał z „baranami” bożymi w 3 diecezje i biskupa.
Rzecznik Archidiecezji Gdańskiej ks. Maciej Kwiecień w swoim oświadczeniu z dnia 29.03.2021 w sprawie arcybiskupa seniora gdańskiego Sławoja Leszka Głódzia komunikuje nam, że Archidiecezja Gdańska przyjmuje coś co musi przyjąć i zaakceptować, nie raczy jednak z wiernymi podzielić się treścią przyjętego komunikatu jak zrobił to Jego kolega z Diecezji Kaliskiej ks. Michał Włodarski. Być może rzecznik ks. Maciej Kwiecień informuje nas, że Jego Ekscelencja Arcybiskup Senior Sławoj Leszek Głódź nie otrzymał jakiejś ważnej nagrody, wyróżnienia lub awansu bo były zasygnalizowane zaniedbania.
Wikariusz jest przenoszony do innej parafii a biskup do innej diecezji to są zwyczajne dzieje i nic tego nie zmieni.
Przychodził niechciany a odszedł w niesławie i tak Go zapamiętamy.
Podobno kara aby była skuteczna powinna być dotkliwa ….
No własnie, żal za grzechy , przebaczenie i zadośćuczynienie….. tego nas uczyli jak bylismy dziecmi i co? Potem te dzieci wykorzystali i nie ponieśli zadnej kary ani sprawcy ani ich przełożeni…… kto wygrał ?