Chrześcijanin to nie podopieczny „kapłanów”, uzależniony od ich usług.
Jeden z proroków nowej „wiosny Kościoła”, brat Roger z Taizé, powtarzał, że wiara jest czymś bardzo prostym, „tak prostym, że dla wszystkich dostępnym”. Nie chciał przez to negować powagi dręczących wielu ludzi pytań i wątpliwości ani lekceważyć teologii. Chodziło mu o bliskość Boga, na którego otwiera nas już sama tęsknota za sensem życia, oraz najmniejszy nawet akt zaufania słowom Ewangelii.
W wierze można zrobić pierwszy krok niewiele wiedząc, mało rozumiejąc i bynajmniej nie czując się pewnym swego wyboru. Wystarczy wręcz okruch nadziei i bezradna prośba: „Pomóż memu niedowiarstwu!” (Mk 9,24).
Jeśli karmimy się sakramentem komunii (jednoczenia), to również po to, żeby samemu stawać się sakramentem Chrystusa dla bliźnich i przyjmować ich jako Jego (być może nieco gorzki w smaku) sakrament
Lecz jeśli wiara zaczyna się od „prostego pragnienia Boga” i urzeczenia Chrystusem, to Eklezja-Kościół jako „misterium jednoczenia” (le mystère de la communion) ma początek w więzi łączącej przysłowiowe „dwie albo trzy” osoby (por. Mt 18,20), decydujące się zaufać Jezusowi i powierzyć Mu życie. Kościół również okazuje się czymś w istocie prostym.
Rzeczywista obecność Chrystusa
W tym miejscu porządny rzymski katolik może poczuć niepokój. Czy tworzone oddolnie „chrześcijańskie wspólnoty podstawowe” – grupy sąsiadów lub znajomych, których łączy szukanie w Ewangelii inspiracji dla życia codziennego i wspieranie się nawzajem – rzeczywiście są już Kościołem? Jak można mówić o Kościele bez obecności księdza, celebrowania sakramentów, bez włączenia danej grupy w strukturę organizacyjną firmowaną przez biskupa (a najlepiej papieża)?
Powiedzmy od razu – nie chodzi o zerwanie z wielką społecznością kościelną ani o wzgardzenie jej świętymi obrzędami i wyświęconymi sługami. Jednak warto „wypłynąć na głębię” (por. Łk 5,4), uważniej wniknąć w przesłanie Ewangelii i zobaczyć, że „Gmina Zwołanych” jest na służbie „skupiania wokół Chrystusa wszystkiego w niebiosach i na ziemi” (por. Ef 1,10).
Zmartwychwstały Jezus jawi się w Nowym Testamencie jako wszechobecny „Chrystus kosmiczny” – przez Eklezję objawiający się w pełni, lecz jednocześnie „napełniający wszystko we wszystkim” (por. Ef 1,23). List do Kolosan przedstawia Go jako odpowiednik Archē, podłoża bytu poszukiwanego przez greckich filozofów: „wszystko przez Niego i dla Niego stworzono, i On jest przed wszystkim i wszystko w Nim trwa razem” (Kol 1,16-17).
W Listach Pawła mowa również o egzystowaniu osoby wierzącej „w Chrystusie” (2 Kor 5,17) – o tym, że chrzest mistycznie nas w Niego „ubiera” (por. Ga 3,27), otula Nim, że jesteśmy ogarnięci Jego rzeczywistością. Tak więc – przy całym znaczeniu sakramentów jako środków pielęgnowania więzi z Panem – wypada podkreślić, że chrześcijanin to nie podopieczny „kapłanów”, uzależniony od ich usług. Jesteśmy nie klientami księży, lecz „domownikami Boga” (Ef 2,19), mającymi do Niego „swobodny dostęp w zaufaniu” (Ef 3,12). „Potrzeba tylko jednego” – uważności na Jezusa rzeczywiście obecnego tu i teraz, żeby mieć „najlepszą cząstkę” z przygody wiary (por. Łk 10,42).
Tak, świętując przy stole Wieczerzy Pana, Eklezja odświeża się u swoich źródeł i wznosi się na szczyt smakowania „pierwszych plonów” Królestwa Bożego (por. Rz 8,23). Ale to królestwo realnie „kiełkuje i rośnie” pod powierzchnią całej rzeczywistości naszego życia (por. Mk 4,26-27). Chrystus „po prawicy Ojca” (por. Mk 16,19) jest wszechobecny jak Ojciec, a do tego pozostaje trwale „spokrewniony” ze światem, przenika go swą uduchowioną cielesnością i odradza (por. 1 Kor 15,45).
Sakrament ołtarza gruntuje w nas tę Jego ożywczą obecność, ale jej sobą nie ogranicza. Być Eklezją Chrystusa to być dobrym fermentem wtopionym w swe środowisko (por. Mt 13,33) – w ten sposób kościelny organizm społeczny rzeczywiście jest sobą, Ciałem Chrystusa, karmiącym ludzkość chlebem pojednania i winem przyjaźni.
Przyjmować Jego Ciało i Krew
Zatem rzeczywista obecność Chrystusa jest dosłownie wszędzie i przy całej wdzięczności Bogu za sakramenty, nie wolno lekceważyć Nowiny o rozdartej zasłonie sacrum (por. Mk 15,38; Hbr 10,20) i świętości przenikającej profanum.
Zgodnie z Ewangelią ważnym sakramentem Chrystusa są bliźni, rozmaicie pokaleczeni przez życie (i samych siebie), „bracia najmniejsi Syna Człowieczego” (por. Mt 25,31-46). Zapisana u Mateusza przypowieść o sądzie mówi o obecności Chrystusa w głodnych, spragnionych i obdartych – bez roztrząsania, czy aby nie są oni sami sobie winni. Mówi też o „będących w więzieniu”, bynajmniej nie sugerując, że chodzi o uwięzionych niewinnie.
Przyjmując takie osoby w obszar swojej uwagi i troski, otwierając się życzliwie na dzielenie radości i smutków nawet z tymi, którzy są dla nas trudni lub wręcz wrodzy (por. Rz 12,14-15), naprawdę „spożywamy Ciało i Krew Syna Człowieczego” (por. J 6,53). A jeśli karmimy się sakramentem komunii (jednoczenia), to również po to, żeby się samemu stawać sakramentem Chrystusa dla bliźnich i przyjmować bliźnich jako Jego (być może nieco gorzki w smaku) sakrament.
Tak, Eklezja naprawdę dzieje się – prawosławny teolog i biskup Ioannis Zizioulas nazwał Kościół „sposobem egzystowania” – tam, gdzie „dwaj albo trzej” (jakaś garstka przyjaciół Pana) dzielą się chlebem braterstwa i winem dobrej nadziei między sobą i z otoczeniem. Jeśli nie są po prostu towarzystwem wzajemnej adoracji, lecz towarzyszą reszcie świata (i reszcie Kościoła) z wrażliwością Dobrego Samarytanina, to tworzą Kościół „oddolnie”, a właściwie dają się jako Kościół tworzyć „odgórnie” (anōthen por. J 3,7). Kościelność takiej grupy „rodzi się z Ducha”, nawet jeśli miejscowa kuria „nie wie, skąd się to wzięło i ku czemu zmierza” (por. J 3,8).
Życie tworzy struktury, a nie odwrotnie
Przypomnijmy: fundamentem Eklezji jest Jezus ukrzyżowany i zmartwychwstały, który ani przed dramatem finalnej Paschy, ani tym bardziej po niej, nie zajmował się drobiazgową organizacją wspólnoty uczniów. Pracował za to nad ich relacją do Boga, siebie nawzajem i każdego człowieka, z którym się zetkną. Z litery religijnych praw wydobył ich ducha i zaprosił uczniów do otwarcia się na nadprzyrodzonego Suflera – „Ducha Prawdy” (por. J 16,13).
Czas na „wspólnoty podstawowe”, czytające Ewangelię w kontekście swego tu i teraz, bez przedzałożeń, z „prostotą gołębia” i z „przezornością węża” prześlizgujące się między prętami klatki systemu
Kościół zaczął się od ruchu o dość luźnej strukturze, gdzie wyraźnie zaznaczona była tylko odpowiedzialność jego macierzystej komórki, czyli Dwunastu. Nowy Testament przedstawia kształtowanie się struktury i dyscypliny kościelnej jako proces rozeznawania, w którym liczyło się zdanie szerokiej społeczności Eklezji (zob. Dz 6,1-7; 15,1-29), a sformułowane w klimacie kolegialności konkluzje mogła otwierać formuła: „Spodobało się Duchowi Świętemu i nam…” (Dz 15,28). Z Listów Pawła wyłania się obraz wielorakiej spontanicznej aktywności wewnątrz wspólnoty, tchnie z nich przekonanie o potrzebie szanowania zarówno autorytetu „starszyzny” (por. 1 Tes 5,12), jak i charyzmatycznej swobody każdego, kto czuje się zainspirowany do jakiejś formy „prorokowania” (por. 1 Tes 5,19-20).
Rzecz jasna, musiał potem nastąpić jakiś rozrost form i oczywiście zuchwalstwem byłoby myśleć, że Duch Święty nie miał z nim zupełnie nic wspólnego – podobnie jak naiwnością byłoby uważać, że jakiś nowy model organizacji Kościoła uniknie zagrożeń w postaci możliwych nadużyć, skostnienia, rutyny. Być może właśnie dlatego żadnych struktur, także tych „charyzmatycznych”, nie powinno się nadmiernie rozbudowywać. Kto wie, czy ideałem nie byłoby programowe uproszczenie schematu kościelnych „urzędów”, moderujących oddolne, mniej lub bardziej profetyczne inicjatywy. Pierwotny Kościół uczy, żeby na życie wiernych „nie nakładać obciążeń, poza tymi koniecznymi” (por. Dz 15,28).
W każdym razie Eklezji uwolnionej z autorytarnego systemu nie zaprojektujemy przy żadnym biurku ani nie wyłonimy jej formy z referendum poprzedzonego kłótniami. Z systemowego kryzysu wyciągnie nas tylko Duch Boży na linie uplecionej z modlitewnego wsłuchania w Słowo i refleksji nad doświadczeniami zaangażowania w praktyczną agapē, tworzenie dobrych więzi. Pora wrócić do ewangelicznego elementarza, do nowiny o wielkim Pojednaniu, do oferty „skąpania (baptisma) w Duchu Bożym”, do reguły miłości Boga i bliźniego.
Chyba czas na „wspólnoty podstawowe”, czytające Ewangelię w kontekście swego tu i teraz, bez przedzałożeń, z „prostotą gołębia” – oraz z „przezornością węża” prześlizgujące się między prętami klatki systemu, tego obecnego i każdego, który się marzy ideologom (por. Mt 10,16).
Przeczytaj także: Szantażowanie Ewangelią
Dziękuję za ciąg dalszy 🙂 PS. Asia K, będzie ciąg dalszy…
🙂
Reszta towarzystwa się kotłuje i pieni pod artykułem red.Białkowskiej, a tu takie piękne zacisze dzieci Króla. Oni jeszcze nie zrozumieli, że w przesłaniu nie chodzi o dogmaty i paradygmaty i inne formalne struktury bardziej lub mniej logiczne, formalne lub rokokowe, tylko o Tajemnicę. Tajemnicy na szczęście nie da się ująć i zamknąć w dogmatach i procedurach, jak w klatce i to w zasadzie rozwiązuje ten problem nad którym się tam pienią….
@Anna2 Tak dokładnie tak. Ten artykuł to w pewnym sensie odpowiedź na tamten pani Białkowskiej. Ja też bardzo dziękuję Panu za te teksty. To pomaga oddychać – te słowa i takie opisanie chrześcijaństwa i to potwierdza moje myśli, wiele myśli, nieśmiałych intuicji na temat sakramentów, zależności od kapłanów, mojej godności, tego czym naprawdę jest Ewangelia.
To ciekawe, co Pani mówi, szczególnie, że obowiązuje Panią jako katoliczkę system wartości skodyfikowany w 10 przykazaniach, winna jest Pani posłuszeństwo biskupom a struktura, która według Pani nie ma znaczenia wobec Tajemnicy sprawia, że nie może Pani sprawować mszy. Jak rozumiem, Pani po prostu teoretyzuje, że podstawą jest Tajemnica? Bo w praktyce każdy widzi, że nie jest podstawą. Wszystkiego dobrego.
@karol
Skoro
– Anna2 widzi, że Tajemnica jest podstawą,
– Marek Kita to widzi
– i ja to widzę,
to już na pewno nie jest tak, jak Pan twierdzi, że „każdy widzi, że [Tajemnica] nie jest podstawą”.
Wszystkiego dobrego.
I to w imię Tajemnicy wypowiadają się biskupi w swoich listach, a TK na podstawie Tajemnicy zakazuje aborcji? I istnieje także 10 Tajemniczych Przykazań? Oraz setki tajemniczych kanonów Kodeksu Prawa Kanonicznego. Również i program dydaktyczny katechezy, oparty o Tajemnicę, jest tej Tajemnicy nauczaniem?
Nie. Tajemnica jest Osobą.
@Zbigniew Nosowski. Dziękuję Panu za te słowa. Uważam, że to przede wszystkim Bóg określa , gdzie jest Jego Kościół – Zgromadzenie, a nie ludzie według ziemskich struktur. Nie każdy kto mówi Panie Panie.
Bardzo cenne te artykuły na Więzi.
@karol To co nam pozwala sprawdzić wiarygodność struktury to wierność Ewangelii. I tu właśnie boli i stąd te wszystkie dyskusje na Więzi i nie tylko. Sam Pan bierze w nich udział i widzi jak ludzie mają dość. Wypaczenie idei Ewangelii w strukturach Kościoła dzięki rosnącej świadomości wiernych jest coraz bardziej widoczne i oburza coraz więcej osób. Dzięki publikacjom i filmom coraz więcej osób widzi obłudę tej instytucji, tak jak i Pan.
Co z tego będzie nie wiemy. Ani Pan Marek Kita, ani Anna 2, ani pan Zbigniew Nosowski – ale piszemy, komentujemy.
Powodzenia!
Karol, to biskupi powinni się denerowować nie Ty! Bo mają powody. Odpowiadając na Twoją aluzje, to ja powołania do kapłaństwa zupełnie nie czuje :-). A co do dyskusji pod art.Białakowskiej to, ktoś tam się bulwersował, że ktoś inny sugeruje, że sukcesja od apostołów jest byćmoże w Kościele Luterańskim, a nie u nas.
A ja słuchałam rozmowy online ks.Prof.Hellera, który mówił, że należałoby rozważyć pytanie czy wcielenie Boga było jednorazowym zjawiskiem w historii Izraela w osobie Jezusa Chrystusa, czy są równoległe historie zbawienia, które zaszły na innych planetach (jeśliby okazało się ze istnieje na nich życie). I to jest poważne pytanie teologiczne, a nie niepoważne objawienia oławskie. Tak samo osoba poważna, a nie niepoważna. Taka róznica między wybitnym filozofem, a
kiepskim prawnikiem.
Jeśli ktoś się zbulwersował, o Lutra, to na takie stwierdzenie Księdza Profesora powinnien zwołać nowy sobór przeciw herezji! A to pytanie otwiera na Tajemnicę, a nie zamyka klapki na dogmatach, narowistym koniom, co znają się niewątpliwie na teologii fundamentalnej.
I dalej tu pusto, od komentarzy. A to jest tekst gorący. No to skorzystam z okazji i po raz kolejny dziękuję za Pana książki. Idziemy za Tobą i Wszyscy na Ciebie czekamy. Widzę, jak te książki skłaniają do rozmyślań mojego smyka, męża i mnie. Dziś był Bartymeusz.
To jest takie spokojne sianie ziarna.
Czasem zupełnie nie przewidzimy, które słowa i kiedy wypowiedziane mają moc.
Dziękuję za ich wypowiadanie.
Pozdrawiam serdecznie!
A jak „smyk” rozumie pojęcie grzechu i bezalternatywę zbawienia? Pytam bez złośliwości. To musi być raczej trudne dla dziecka.