Nie ma ze strony episkopatu ani woli rozmowy z nami, skrzywdzonymi, ani woli jakiejkolwiek zmiany – mówi Robert Fidura w wywiadzie dla „Tygodnika Powszechnego”.
„Zdawałem sobie sprawę, że nie wszyscy nastawieni są na pomoc ofiarom” – tak swoje odejście z rady Fundacji św. Józefa komentuje Robert Fidura, w młodości wykorzystany przez księdza, w rozmowie Artura Sporniaka w „Tygodniku Powszechnym”.
Przyznaje, że wcześniej zdawał sobie sprawę z niewydolności kościelnego systemu, ale nie podejrzewał, że skala hamowania pomocy skrzywdzonym jest aż taka. „I Franciszek to powtarza, i powtarzał to Benedykt XVI, że to najważniejszy problem Kościoła, że zero tolerancji dla nadużyć seksualnych wobec bezbronnych, że trzeba z tym zrobić porządek, bla, bla, bla… I okazało się, że w Polsce to jest właśnie «bla, bla, bla». Wszystkie mądre słowa płynące stamtąd – tutaj nie znajdują posłuchu” – zaznacza.
Jego zdaniem świetnie to nastawienie oddaje tytuł publikowanego na naszych łamach cyklu Zbigniewa Nosowskiego „Przeczekamy i prosimy o przeczekanie”. „Taka właśnie jest podstawa polityki Konferencji Episkopatu Polski w sprawie problemu wykorzystywania seksualnego nieletnich przez duchownych” – stwierdza.
„Walenie głową w ścianę jest fajne do czasu, kiedy zdasz sobie sprawę, że sam sobie szkodzisz. Nie ma ze strony episkopatu – in gremium, nie mówię o pojedynczych biskupach, jak przede wszystkim prymas – ani woli rozmowy z nami, ani woli jakiejkolwiek zmiany. Wszystko jest na zasadzie: prawo na to pozwala. Nie ma woli dobrowolnego zadośćuczynienia przez instytucję” – tłumaczy Fidura.
W jego ocenie „sprawę odszkodowań Kościół powinien przemyśleć. Najlepiej, gdyby skopiował rozwiązania zachodnie, np. z Kościoła w Niemczech, gdzie ofiarom przyznaje się bez procesu sądowego zadośćuczynienie w wysokości 50 tys. euro. Gdy poszkodowany uważa, że to mało, oddaje sprawę do sądu. To jest, moim zdaniem, najlepsze rozwiązanie, z tej przyczyny, że proces sądowy zawsze wiąże się z kolejnym rozdrapywaniem ran z przeszłości, a prawnicy kościelni wiele zrobią, by cię zdyskredytować (wiem, że taka ich praca, ale miłe to nie jest). Nie widzę zatem lepszego rozwiązania niż dobrowolne wypłacanie odszkodowań przez Kościół”.
„Skoro ofiary są najważniejsze, to skupmy się na nich. Oszczędźmy im wywlekania po raz kolejny tych wszystkich spraw czy słuchania argumentu wysuwanego przez kościelnych adwokatów: «Po tylu latach od owych wydarzeń pan już się przyzwyczaił»”. „Do tego nie jesteś w stanie się przyzwyczaić. I tak już będzie do końca” – zastrzega.
I radzi, by osoby skrzywdzone zgłaszały swoje sprawy w Kościele, to bowiem „pozwoli zobaczyć hierarchom skalę zjawiska”. „A im coś da?” – dopytuje Sporniak. „Mnie dało wyzwolenie – pozwoliło mi zrzucić garb, który nosiłem przez prawie 40 lat. Nie znam osoby, która dałaby sobie radę z tą traumą sama” – odpowiada Robert Fidura.
DJ
Przeczytaj też: „Trupy” w kurialnych szafach cuchną i zatruwają cały Kościół
Kościół, który dobrowolnie płaci?
Wielką musieliby mieć wiarę biskupi!
O wiele większą niż chciwość, lęk, bezradność……..
Jeden pan, ktory niby byl ofiara i nawet Papiez Franciszek go po rekach calowal, okazal sie jednak ofiara nie byc… Wyplacac 50.000€ kazdemu, kto przyjdzie i powie: “jestem ofiara”, to jednak troche zbyt mocne przeciagniecie.
@Marek
“okazał sie jednak ofiara nie byc”
Może pan podać źródło tych informacji ?
Ja z tego co czytałem to ofiarą jest tylko zdefraudował pieniądze które miała otrzymać inna ofiara za jego pomocą. A to byłoby zupełnie co innego.
Z góry dziękuje za link.
Reportaże wyborczej, ale sprawa dalej toczy sie przed sądem apelacyjnym ( ksiądz odwołał sie od wyroku), kuria przekazala dokumenty. Więc na pewno dowiemy sie jeszcze całej prawdy.
Lisiński został juz skazany za wyłudzenie pieniędzy od ofiary chrystusowca.Wątpliwości jest całe mnóstwo.
Tutaj jest ich kilka – https://www.salon24.pl/u/dolcevita-alanis/960524,tylko-ksiedza-zal
Ale jak bez wyroku sądowego? W sensie bez wyroku skazującego księdza czy bez wyroku zmuszającego kurie do zapłaty ofierze po wyroku skazującym księdza? Czy to i to?
Panie Marku, kazde zgloszenie jest sprawdzane! Nie na słowa sie wierzy a na to czy takie miejsce wykorzystania było, czy taki duchowny był jakie o nim są lub były opinie i czy są inni , ktorzy o takim samym wykorzystaniu mówili, zgłosili itp.