Ojcem targają sprzeczne uczucia. Ciekawość, chęć opowiadania. Od dawna czekał na ten moment. Pomimo łączących nas tak bliskich więzów, niebywałej czułości, żywił pewnego rodzaju skrywaną gorycz na myśl, że mógłbym nie przejawiać zainteresowania jego przeszłością.
Fragment książki Piotra Smolara „Zły Żyd”, która 10 marca ukazuje się nakładem Wydawnictwa Znak
Skłamałem. Zrobiłem to z premedytacją.
Łatwo mi to przyszło. Skłamałem w sposób naturalny, dając sobie na to wewnętrzną zgodę. Zrobiłem to dla spokoju swojego i swojej rodziny. To kłamstwo było czymś oczywistym, stanowiło część podstawowych zasad ostrożności, co sprawiło, że odrzucałem jakiekolwiek pytania czy zastrzeżenia na ten temat. Skłamałem, bo tak trzeba było zrobić, bo tak chciałem zrobić, aby nie zakłócać mojej pracy w Izraelu i nie komplikować jej odbioru.
N i e j e s t e m Ż y d e m.
Kiedy byłem dzieckiem, miałem komiksową Biblię, dziesięć małych książeczek. Niezręczne czarnobiałe rysunki nie porywały urodą, ale lektura wprawiała mnie w zachwyt. Okładki były całe pogniecione, moje tłuste paluszki nie obchodziły się z nimi łagodnie. Mniej więcej w tym samym czasie pochłaniałem też wszystkie bajki i legendy (bretońskie, rycerzy Okrągłego Stołu, ulicy Broca itd.), w wydaniu kieszonkowym.
Dziecko, którym byłem, nie traktowało tych opowieści jednakowo. Oczywiście żywot Jezusa był o wiele bardziej dramatyczny, a szczegółowym opisom narratora należało dawać wiarę. Rysunki nadawały całości określony kształt. Wszystko było prawdopodobne. Piotr nie chciał kłamać. Skłamał trzy razy, zanim zapiał kogut.
Moja nauczycielka francuskiego przez dwa pierwsze lata gimnazjum nazywała mnie „Piort”. Bardzo szybko przestałem ją poprawiać.
*
Siedzę z ojcem w ogrodzie w naszym przytulnym normandzkim domku. Nad polem, gdzie pasą się cielęta, zapadła ciepła noc; to pole to mój intymny żywy obraz Van Gogha, kołyszący się faliście, niezmienny. Widzę go, gdy zamykam oczy, szukając odrobiny spokoju ducha. Dzwony widocznej zewsząd bazyliki odmierzają rytmicznie czas. Nierówny oddech Chłopaka, konia królującego w sąsiedniej zagrodzie, zdradza obecność rzadko spotykanego świadka, obojętnego na nasze sprawy. Gwiazdy migoczą intensywnym blaskiem. Trudno opisać, jak przezroczyście czyste jest powietrze.
Siedzimy na leżakach obok siebie, pijąc wino. Telefon nagrywa naszą rozmowę. Ojcem targają sprzeczne uczucia. Ciekawość, chęć opowiadania. Od dawna czekał na ten moment. Pomimo łączących nas tak bliskich więzów, niebywałej czułości, żywił pewnego rodzaju skrywaną gorycz na myśl, że mógłbym nie przejawiać zainteresowania jego przeszłością, historią jego rodziny. Wyobrażam sobie, że ten brak zainteresowania – z którego bym się umiarkowanie tłumaczył, gdyby miano wytoczyć mi proces – był dla niego tym bardziej bolesny, że przecież stawianie pytań i opowiadanie o życiu nieznanych ludzi to mój zawód. Mógłbym więc zacząć od jego życia, a przynajmniej mógłbym trochę w nie zajrzeć.
Naciskam klawisz telefonu.
*
„Zawsze wiedziałem, że jesteśmy Żydami. Naturalnym językiem mojego ojca był jidysz. Ojciec był bardzo przywiązany do kultury żydowskiej. Odkąd pamiętam, chodziliśmy co roku pod pomnik powstania w getcie warszawskim. Odwiedzałem też ojca w pracy, byli tam sami Żydzi. Dość szybko nauczyłem się podrabiać klucze, żeby grzebać w szufladach jego biurka. Znajdowałem tam prezerwatywy, pistolet, sporo słynnych długopisów marki Parker, które dostawał od zagranicznych gości. Była tam też mała szara aksamitna torebeczka, którą do dziś zachowałem. Zawierała sproszkowane kości”.
Kim jesteś? Leży przede mną formularz, który wypełniłeś po rosyjsku 9 czerwca 1941 roku, to znaczy dwa tygodnie przed dniem, w którym Niemcy rozpoczęli operację Barbarossa przeciwko Związkowi Radzieckiemu. W tym dokumencie podajesz zawód – dziennikarz, narodowość – Żyd. Mieszkasz w Białymstoku, na ulicy Października 8 mieszkania 3. Od 1939 roku miasto znajduje się pod okupacją sowiecką.
Urodziłeś się 14 kwietnia 1905 roku w Zambrowie, w okolicach Białegostoku, w „drobnomieszczańskiej rodzinie o postępowych poglądach”. Drobnomieszczańska: brzmi to jak początek przyznania się do winy. Postępowa: okoliczność łagodząca. Emancypacja robotników to ważna kwestia początku XX wieku. Na trzy miesiące przed twoim przyjściem na świat żołnierze cara strzelali w Petersburgu do robotników domagających się pokoju (Rosja prowadziła wówczas wojnę z Japonią – przyp. tłum.) i reform społecznych (chodzi o tzw. krwawą niedzielę 22 stycznia, 9 stycznia wg kalendarza juliańskiego, 1905 roku, kiedy to została zorganizowana 200-tysięczna demonstracja, której celem było zaapelowanie do cara o poprawę losu robotników – przyp. tłum.).
Zacząłeś pracować w wieku lat jedenastu, kształcąc się na elektryka, potem zatrudniłeś się w pracowni wyrobów skórzanych. Bardzo wcześnie podjąłeś działalność rewolucyjną. W tamtych czasach ciężar egzystencji spadał na ludzi bez ostrzeżenia. W 1918 roku zostałeś przywódcą miejscowego Związku Żydowskiej Młodzieży Socjalistycznej. Podczas wojny polsko-bolszewickiej wstąpiłeś jako przedstawiciel młodzieży do komitetu rewolucyjnego w Zambrowie, będącego wówczas w rękach Armii Czerwonej. Po jej wycofaniu się jesteś poszukiwany przez policję. Ukrywasz się w Warszawie, potem przekraczasz granicę i docierasz do Kijowa, gdzie pracujesz w fabryce wyrobów skórzanych. W roku 1923 zamieszkujesz w Moskwie i studiujesz na Komunistycznym Uniwersytecie Mniejszości Narodowych Zachodu. Jest to ośrodek kształceniowy dla przyszłych kadr Kominternu, jego główną misją będzie rozpowszechnianie doktryny bolszewickiej w krajach, z których pochodzą studenci.
W latach dwudziestych zaczynasz wydawać w jidysz propagandowe gazety dla młodzieży, takie jak „Młoda Gwardia” w Charkowie. W roku 1928, po skończeniu studiów w Moskwie, zostajesz agentem Kominternu. Zamieszkujesz w Wilnie, należącym wtedy do Polski i, oddany sprawie, uczestniczysz w nielegalnej działalności organizacji komunistycznych. W roku 1939, w trakcie rozbioru Polski między Niemcy a ZSRR, który zajmuje obszary położone na wschodzie, zostajesz mianowany redaktorem naczelnym gazety „Gwiazda Białegostoku” i sekretarzem Związku Pisarzy Zachodniej Białorusi. Piszesz w jidysz, myślisz jak rewolucjonista. Dziennikarstwo według ciebie nie ma nic wspólnego z wyważoną na aptekarskiej wadze, skrupulatnie sprawdzoną informacją. Dziennikarstwo jest ideologiczną walką.
Na postawione w formularzu pytanie „Czy był Pan aresztowany lub poddany sądowym represjom?” odpowiadasz „tak”. W Wilnie w 1929 roku zostałeś skazany na trzy lata więzienia. W tymże Wilnie skazali cię w 1936 roku na sześć lat więzienia. Ten drugi wyrok skończył się w 1939 roku „na skutek przybycia Armii Czerwonej, która wyłamała więzienną bramę”, wyjaśniasz. W sumie sześć lat więzienia, taką cenę zapłaciłeś za nielegalną działalność komunistyczną. Pewnego dnia więźniowie polityczni, a wśród nich ty, ogłaszają strajk głodowy. Karmią was na siłę. Wkładając sobie palce do gardła, wywołujesz wymioty.
Sprawa. Tylko ona istnieje niemal w każdej linii twojego życiorysu, napisanego po polsku na starej maszynie 4 grudnia 1967 roku. Inna epoka, inny kraj. Od końca wojny mieszkasz w Polsce. Teraz tracisz wszystko: prowadzenie gazety, legitymację partyjną. Z jakiegoś powodu, którego nie znam, streszczasz swoją drogę życiową. Zajmuje dwie i pół strony. Zaczynasz od przypomnienia, jakie miałeś pseudonimy: Leon Mur, Goniec, potem Jefim. A w czasie okupacji Skromny.
Tłum. Agnieszka Grudzińska
Przeczytaj także: Niewidzialna lojalność drugiego pokolenia