Jesień 2024, nr 3

Zamów

Żal po stracie Jana Lityńskiego

Jan Lityński. Fot. Adam Walanus / adamwalanus.pl

Można dziś zapytać: czy w ogóle symboliczne „środowisko Lityńskiego” było tak wpływowe i narzuciło aż tak zabetonowaną hegemonię intelektualną, jak przedstawia to obecnie w kółko i bez zwyczajnego umiaru narracja nowych elit?

Po nagłej śmierci Jana Lityńskiego zrobiło się jakoś pusto i smutno. Aby tej pustki doświadczyć, nie trzeba być wcale zwolennikiem wszystkich jego wyborów politycznych w Polsce po 1989 roku. Co by nie powiedzieć, żaden człowiek zajmujący się działalnością publiczną tak długo jak tragicznie Zmarły nie jest ani nieomylny, ani nie posiadł daru przewidywania przyszłości na kilkadziesiąt lat do przodu. Nie da się ukryć, że odejście takiego człowieka to kolejna cezura pokoleniowa, podobnie jak śmierć Henryka Wujca.

Byli to ludzie z zupełnie innego świata, odchodzącego dzisiaj w zapomnienie. Postacie o skomplikowanych, złożonych korzeniach i losach, dzisiaj już zupełnie niezrozumiałych dla nowoczesnej generacji polityków-celebrytów Twittera i TikToka, streamerów z YouTuba lub politycznych żołnierzy-instagramerów, przybliżających za pomocą obiektywów smartfonów obowiązujący partyjny przekaz dnia.

Ich odchodzące pokolenie znalazło się niegdyś w polityce w wyniku dziejowego trafu, lecz także – nie ma co się wstydzić – określonych wyborów moralnych. Nie były one opłacalne i rokujące sukcesem w momencie ich podejmowania.

Do takich postaci trudno więc przykładać te same oceny jak do generacji, która w większości idzie obecnie do polityki dla wpływów, pieniędzy i sławy, nieważne już pod jakim szyldem. Trudno śp. Jana Lityńskiego lub Henryka Wujca zestawiać z wiodącymi postaciami politycznymi AD 2021, bluzgającymi w sieciach społecznościowych, udostępniającymi fake newsy i wygłaszającymi tyrady przeciwko rywalom w miejscach, delikatnie mówiąc, średnio do tego przeznaczonych.

Nie chciałbym, aby refleksja ta została uznana za prostą i arbitralną apologię „tego co, było”. Nie da się jednak uciec od wrażenia, że coś z tych starych dobrych czasów (w pewnych oczywiście wymiarach), w których ton debacie, a równocześnie relacjom międzyludzkim na niwie życia publicznego, nadawały postacie w rodzaju Jana Lityńskiego, definitywnie się skończyło.

Tamte czasy miały oczywiście swoje problemy, poważne mankamenty i deficyty (szczególnie łatwo je widzieć z obecnej perspektywy), a jednak dzisiaj można zatęsknić za językiem i tonem refleksji, który nadawali przedstawiciele tej schodzącej już ze sceny formacji intelektualnej. W zasadzie nie zostawiła ona po sobie kontynuatorów w sposób wyraźny wpływających na życie publiczne.

Skoro tak się stało, to skłaniać się można jeszcze do innej refleksji. Czy w ogóle symboliczne „środowisko Lityńskiego” było tak wpływowe i narzuciło aż tak zabetonowaną hegemonię intelektualną, jak przedstawia to obecnie w kółko i bez zwyczajnego umiaru narracja nowych elit? Można z tym dyskutować i takie oceny kwestionować. Zwłaszcza, że polska polityka i życie intelektualne w XXI wieku w dużej mierze narodziły się w już kontrze do myślenia prezentowanego przez tradycję KOR, ROAD, UD i UW. I to zarówno w przypadku obozu PO, który powstał jako mieszczański bunt wobec pięknoduchowskiego „idealizmu styropianu”, jak również obozu PiS, którego toksyczny resentyment wobec środowisk korowskich i „salonu” przypominał i wciąż przypomina emocje odrzuconego adoratora żywione wobec sympatii z tej samej klasy licealnej.

Wesprzyj Więź

Teraz, gdy do żelaznego kanonu nowej poprawności politycznej (często wiążącej się z całkiem wymiernymi korzyściami w przypadku jego ortodoksyjnego stosowania) należy zupełne odsądzanie od czci i wiary „starych elit III RP” i środowisk, z których wywodził się Zmarły, warto zastanowić się, czy wszystko to, co przyniosły nam nowe czasy, jest takie wspaniałe, ubogacające i poszerzające przestrzeń wolności?

Czy po całym dniu przeglądania kanałów komunikacyjnych i słuchania docierających do nas 24 godziny na dobę głosów współczesnych luminarzy życia politycznego, społecznego i medialnego nie da się odczuć wyraźnego żalu po stracie Jana Lityńskiego?

Przeczytaj także: Ludwika Wujec: Kiedy porządkuję papiery Henia, zdarza mi się iść do salonu, żeby mu pokazać

Podziel się

6
Wiadomość