Rzecznik archidiecezji gdańskiej ks. Maciej Kwiecień poinformował Katolicką Agencję Informacyjną, że postępowanie kanoniczne wobec zmarłego we wtorek rano ks. Andrzeja Dymera zostało zamknięte, a nawet zapadł wyrok – nie zostanie on upubliczniony przez Gdański Trybunał Metropolitalny.
We wtorek rano w Szczecinie w wieku 58 lat zmarł ks. Andrzej Dymer. Duchownemu przez ponad 25 lat udawało się uniknąć ostatecznego wyjaśnienia zarzutów wykorzystywania seksualnego chłopców.
Władze archidiecezji szczecińskiej wiedziały o zarzutach przeciwko ks. Dymerowi już w 1995 r. Karny proces kanoniczny rozpoczął się jednak dopiero w roku 2004. W kwietniu 2008 r. kościelny trybunał uznał winę ks. Dymera. Treść wyroku przez wiele lat pozostawała poufna, nie znali jej nawet pokrzywdzeni, ujawnił ją dopiero w listopadzie ub.r. Zbigniew Nosowski w cyklu reporterskim „Przeczekamy i prosimy o przeczekanie”. W wyroku mowa jest o uzyskaniu „pewności moralnej co do zasadności oskarżeń ks. Dymera o molestowanie wychowanków Ogniska św. Brata Alberta w Szczecinie w latach 1993–1995”.
Oskarżony złożył apelację od wyroku pierwszej instancji. Od roku 2008 za przebieg procesu drugiej instancji w sprawie ks. Dymera odpowiada – z polecenia Watykanu – archidiecezja gdańska. Jak ujawnił Zbigniew Nosowski, ówczesny metropolita gdański, abp Sławoj Leszek Głódź – pomimo polecenia Stolicy Apostolskiej i kilkakrotnych przypomnień ze strony Kongregacji Nauki Wiary – przez ponad 9 lat nie wydał dekretu nakazującego wszcząć proces sądowy w drugiej instancji. Uczynił to dopiero 31 grudnia 2017 r.
Dopiero teraz, w dniu śmierci ks. Dymera, i po publikacji reportażu „Najdłuższy proces Kościoła” w TVN24 okazało się, że wyrok w sprawie ks. Dymera już zapadł.
„Postępowanie kanoniczne wobec ks. Andrzeja Dymera zostało zamknięte pod koniec 2020. W dniu 12 lutego br. miała miejsce sesja wyrokowa. Treść i uzasadnienie wyroku zostaną w ciągu 14 dni przesłane do Kongregacji Nauki Wiary i do archidiecezji szczecińsko-kamieńskiej. Gdański Trybunał Metropolitalny nie upubliczni dokumentacji procesowej ks. Andrzeja Dymera i treści wydanego wyroku” – poinformował KAI ks. Maciej Kwiecień, rzecznik archidiecezji gdańskiej.
Według źródeł „Więzi”, zamknięcie postępowania dowodowego w sprawie ks. Dymera nastąpiło w Gdańskim Trybunale Metropolitalnym 9 listopada ub.r., czyli pięć dni po publikacji pierwszego reportażu Zbigniewa Nosowskiego z cyklu „Przeczekamy i prosimy o przeczekanie” (tytuł tego odcinka „Kościelny rezerwat niedostępności” zaczerpnięty był zresztą ze słów oficjała gdańskiego trybunału). Kolejne ponad trzy miesiące zajęły gdańskiemu sądowi kościelnemu finalne etapy postępowania: udostępnienie akt sprawy zainteresowanym, uwagi obrończe, przekazanie akt trzem sędziom, przygotowywanie przez nich stanowisk, posiedzenie sądu w pełnym składzie, sesja wyrokowa.
Przeczytaj także: Robert Fidura: „Trupy” w kurialnych szafach cuchną i zatruwają cały Kościół
KAI, JH
Nie, a czemu nie? Bo nie!
Motłoch ma się modlić, wierzyć, ufać!
Kościołowi w Polsce zadni satanisci czy genderysci nie są grożni.
On sam jest swoim największym wrogiem. …
Jeszcze dodam: [Motloch ma sie modlic, wierzyc, ufac!] i placic(!!!). Dziekuje za celny komentarz i pozdrawiam
Bezczelna archidiecezja. I cyniczna.
Może uniewinnili i się wstydzą?
Ale jakie tempo Pan Redaktor narzucił nieszczęsnej archidiecezji gdańskiej 😉 pewnie jeszcze siedzą i leczą zadyszkę 😉
Jeśli prawo kanoniczne nie przewiduje jawności wyroku, to nie ma się co dziwić że wyrok jest niejawny. Możliwe, że Kongregacja Nauki Wiary poleci Nuncjaturze Apostolskiej w Polsce wydanie jakiegoś oświadczenia. Może wtedy się czegoś dowiemy.
Poza tym uważam, że zamiast domagania się dymisji abp. Dzięgi, jego zachowanie powinno zostać zbadane przez władze w Rzymie. Jeśli dopuścił się poważnych zaniedbań, powinien być odwołany przez papieża, a nie „poproszony o zrzeczenie się urzędu” – to farsa. Jeżeli były zaniedbania mniejszej wagi, to powinien zostać na urzędzie, przeprosić i je skrupulatnie naprawić.
Uważam, że dymisje to szkodliwe narzędzie, bo tylko zaciemniają sprawę: nie wiemy czy sprawca był winny, czy nie, tylko trwamy w niedomówieniach i przypuszczeniach – na przykład tak było z abp. Paetzem. Popieram przejrzystość, a nie pseudooczyszczanie przez zakamuflowane gierki i „wiecie, rozumiecie…”.
Oremus pro invicem et pro Ecclesia nostra…