Jesień 2024, nr 3

Zamów

Ks. Andrzej Dymer umiera, więc Państwowa Komisja do spraw Pedofilii kończy badanie jego akt

Adwokat Wojciech Wojciechowski i ks. Andrzej Dymer podczas spotkania z wiceprezydentem Szczecina Krzysztofem Soską. Szczecin, 3 marca 2015. Fot. Cezary Aszkiełowicz / Agencja Gazeta

W wydanym dziś komunikacie Państwowa Komisja do spraw Pedofilii informuje, że badała dokumenty na temat ks. Andrzeja Dymera. Śmierć duchownego kończy postępowanie.

Dziś rano w Szczecinie w wieku 58 lat zmarł ks. Andrzej Dymer. Przez ponad 25 lat nie udało się zakończyć jego procesu w sprawie wykorzystywania seksualnego chłopców.

Czas na powołanie komisji historycznej i otwarcie archiwów (kurialnych, prokuratorskich, sądowych i nie tylko). Jeśli sprawiedliwość ma być sprawiedliwością, śmierć Andrzeja Dymera nie może oznaczać końca jego sprawy

Zbigniew Nosowski

Udostępnij tekst

Po śmierci duchownego komunikat wydała Państwowa Komisja do spraw Pedofilii. Czytamy w nim, że „do Komisji wpłynęły akta przedawnionej sprawy dotyczącej wskazanej osoby. Komisja przystąpiła do badania zgromadzonych w sprawie dokumentów”. Jednocześnie urząd informuje, że „zgodnie z ustawą o Państwowej Komisji w przypadku śmierci osoby wskazanej jako sprawca w aktach sprawy przekazanych przez prokuratora albo sąd Komisja kończy postępowanie wyjaśniające”.

Faktycznie – mówi o tym art. 36. 1. ustawy o komisji.

O tym, że ks. Dymer wykorzystuje seksualnie małoletnich chłopców, władze archidiecezji szczecińskiej wiedziały już w 1995 r. Karny proces kanoniczny rozpoczął się jednak dopiero w roku 2004. W kwietniu 2008 r. kościelny trybunał uznał winę ks. Dymera. Treść wyroku przez wiele lat pozostawała poufna, nie znali jej nawet pokrzywdzeni, ujawnił ją dopiero w listopadzie ub.r. Zbigniew Nosowski w cyklu reporterskim „Przeczekamy i prosimy o przeczekanie”. W wyroku mowa jest o uzyskaniu „pewności moralnej co do zasadności oskarżeń ks. Dymera o molestowanie wychowanków Ogniska św. Brata Alberta w Szczecinie w latach 1993–1995”.

Wesprzyj Więź

– Teraz czas na powołanie komisji historycznej i otwarcie archiwów (kurialnych, prokuratorskich, sądowych i nie tylko). Jeśli sprawiedliwość ma być sprawiedliwością, śmierć Andrzeja Dymera nie może oznaczać końca jego sprawy – komentuje Nosowski (więcej w komentarzu „Ks. Andrzej Dymer: wyrok trzeciej instancji”).

Przeczytaj także: Gdyby abp. Dzięga poczuwał się do odpowiedzialności…

JH

Podziel się

10
1
Wiadomość

można i trzeba pochylić się nad Dymerem, to tragiczny człowiek, bo nikt zdrowy moralnie, psychicznie i medycznie nie dokonuje zbrodni przestępstw seksualnych na dzieciach. Może go ktoś przetrącił w dzieciństwie, a na pewno był bardzo dysfunkcyjny, zaburzony. Nawet jego homoseksualizm był zdeformowany, bo chwytał się chłopców, zamiast realizować swe potrzeby seksualne z dorosłymi mężczyznami, czym by nikomu nie robił krzywdy za wyjątkiem własnej duszy i kochanków. I o ile biorąc pod uwagę chorobę duszy, psychiki i seksualności Dymera możemy przyjąć, że działał jako jednostka patologiczna, zwyrodniała, to już biskupi szczecińscy, którzy powinni na mocy obowiązku okazać mu szeroką pomoc medyczną i duchową tego nie uczynili i co gorsze, nie stanęli w obronie maluczkich, tych niewinnych owieczek, najsłabszych i pokrzywdzonych społecznie. Większym wiec złem niż to które roznosił Dymer jako ktoś patologicznie chory jest zło niesione przez arcybiskupa Dzięgę i jego poprzedników. Ci co nie żyją mają już odpłatę, ale Dziędze nie zazdroszczę upadku moralnego, tej wewnętrznej zgnilizny i braku gotowości na publiczną pokutę za doprowadzenie własnego kapłana na skraj potępienia i na wielkie zgorszenie i ruinę diecezji szczecińskiej. Ale Dzięga to ma w głębokim poważaniu, wyparcie moralne u niego wskazuje, ze też tworzy patologię… To smutne, ze pasterz Kościoła szczecińskiego jest smrodliwym grobem pobielanym, takim biblijnym, którego moralność, a raczej jej brak, tak Chrystus gromił. Ale dla Dzięgi polityka jest ważniejsza i mamona niż wiara oraz z bawienie swoje, własnych kapłanów i ludu Bożego