Można z dużą dozą prawdopodobieństwa przypuszczać, że nowy fundusz będzie kolejną formą wynagradzania lojalnych rządowi projektów medialnych.
„Media bez wyboru”, „Tu miał być twój ulubiony program”, „Tu miała być twoja ulubiona audycja radiowa” – zobaczyli, przeczytali i usłyszeli Polacy 10 lutego z mediów komercyjnych.
Czarne prostokąty zasłoniły treści i reklamy, a jedynym dostępnym do lektury artykułem był list otwarty koncernów medialnych, prasy, telewizji, radia, reklamodawców, wydawców i kin. Jego sygnatariusze ostrzegają, że rząd planuje wprowadzić „haracz, uderzający w polskiego widza, słuchacza, czytelnika i internautę”. Ich zdaniem nowa składka reklamowa prowadzi do osłabienia i likwidacji części mediów w Polsce.
O co ten protest?
Co właściwie doprowadziło do protestu mediów i reklamodawców? 1 lutego 2021 r. Ministerstwo Finansów ogłosiło projekt ustawy, która ma na celu pobierać składki z tytułu reklamy. Treść dokumentu zapowiada oskładkowanie zarówno nadawania, jak i zamieszczania reklamy medialnej powyżej różnych progów finansowych, zaczynając od miliona złotych rocznie. Pozyskane przez budżet środki mają zasilić w 50 proc. NFZ, w 15 proc. Narodowy Fundusz Ochrony Zabytków, a 35 proc. wartości składek ma być przeznaczona na „utworzenie Funduszu Wsparcia Kultury i Dziedzictwa Narodowego w Obszarze Mediów”.
Ministerstwo proponuje podział wpływów z reklamy na konwencjonalne – czyli fizyczne umieszczanie i emitowanie treści reklamowych w mediach tradycyjnych – oraz internetowe. Z punktu widzenia ściągania składek reklama konwencjonalna nie będzie wyzwaniem, ale realne opodatkowanie reklamy internetowej to twardy orzech do zgryzienia ze względu na jej specyfikę.
Potrzeba podatku od cyfrowych gigantów
Czy w świetle planów ministerialnych radykalna forma protestu mediów i reklamodawców jest uzasadniona? Czy oskarżenia o ograniczanie wolności słowa nie są jednak przesadzone? Przecież na podstawie wprowadzenia nowej daniny nie da się uzasadnić twierdzeń o zamachu na demokrację.
Wiele wyjaśnia kontekst. Zacznijmy od strony rządowej. Premier Mateusz Morawiecki twierdzi, że to próba opodatkowania międzynarodowych cyfrowych gigantów, które praktycznie nie płacą podatków w krajach, gdzie działają, a zamiast tego korzystają z rajów podatkowych. Celem projektu ma być „wyrównanie szans dla krajowych graczy”.
Potrzebujemy ponownego, bliższego powiązania mediów i ich finansowania z odbiorcami
Czy tak jest w istocie? Zdecydowanie nie. Po pierwsze, składka ma kosztować globalnych graczy do 100 milionów złotych, podczas gdy lokalne media zapłacą ok. 800 milionów. Co więcej, wiadomo że problem opodatkowania cyfrowych gigantów jest tak złożony, że wymaga regulacji na poziomie OECD i Unii Europejskiej, które mają zostać wreszcie wypracowane w tym roku. Po trzecie, projekt precyzyjnego opodatkowania wielkich korporacji sieciowych leży w Sejmie od listopada. Złożyła go Lewica, której propozycja jest znacznie celniej sprofilowana pod globalnych graczy.
Adrian Zandberg, wówczas przedstawiciel wnioskodawców, tak ocenia projekt ministerialny, który dziś wywołał burzę: – Rząd próbuje bronić ustawy, mówiąc, że to podatek dla gigantów, a to nieprawda. Gazety mają niskie i spadające z miesiąca na miesiąc nakłady. Lokalne radia to często bardziej inicjatywy społeczne niż prawdziwe biznesy. Porównywanie ich do Google’a czy Facebooka jest niepoważne.
W projekcie Lewicy padła zresztą realistyczna ocena, że ogłoszenie takiego prawa na poziomie narodowym jest bardziej formą nacisku na społeczność międzynarodową, by przyspieszyła swoje działania, bo bez tego problem pozostaje nierozwiązywalny.
Ostrzeżeni doświadczeniem
W tle jest jeszcze co najmniej jedna wielka wątpliwość. Chodzi o to, czym miałby być Fundusz Wsparcia Kultury i Dziedzictwa Narodowego w Obszarze Mediów, do którego trafiłoby, przypomnijmy, aż 35 proc. wpływów z nowych składek, czyli ok. 300 milionów złotych rocznie.
Ustawa definiuje go jako fundusz celowy, podległy ministrowi kultury, którego zadaniem byłoby finansowanie działań w obszarze m.in. „budowy platform dystrybucji informacji oraz analiz treści pojawiających się w mediach, w szczególności cyfrowych; budowy i rozwój kanałów i platform informacyjnych; wspierania zwiększania udziału polskich treści w obszarze mediów”.
Co to oznacza w praktyce? Dotychczasowa polityka medialna rządów Zjednoczonej Prawicy jest wielkim ostrzeżeniem. Przykładem może być dofinansowanie miliardami złotych Telewizji Polskiej przy jednoczesnym drastycznym obniżeniu jej poziomu merytorycznego – o czym wielokrotnie na łamach „Więzi” pisaliśmy – i zamienieniu resztek jej publicznego charakteru na partyjny.
Towarzyszy temu skokowy wzrost wydatków reklamowych spółek skarbu państwa na bliskie władzy podmioty medialne. Na przykład spółka Fratria – której jednym z głównych udziałowców pozostaje Jacek Karnowski, a w zarządzie zasiada jego brat Michał – w samym 2018 r. zarobiła z reklam spółek skarbu państwa 28 milionów złotych, jak donosiła „Rzeczpospolita”. Dla porównania, to znacznie więcej niż Agora przez osiem lat rządów PO-PSL.
Można zatem z dużą dozą prawdopodobieństwa przypuszczać, że nowy fundusz będzie kolejną formą wynagradzania lojalnych rządowi projektów medialnych. Gdyby ministerialny projekt zakładał chociaż jakąś formę społecznej kontroli nad funduszem lub szukał ponadpartyjnego – a najlepiej: pozapartyjnego – dysponenta tych środków, można by szukać dobrej woli. W obecnej sytuacji sytuacji byłaby to zbyt wielka naiwność.
Za taką należy też uzasadnianie składki, która – jak wykazałem wcześniej –nie spełnia swoich podstawowych zadań, potrzebami NFZ w dobie pandemii. Potencjalny wpływ z nowej daniny to zaledwie ok. 0,4 proc. budżetu instytucji.
Ale problemy medialne trzeba rozwiązać
To wszystko nie znaczy, że na dzisiejszy protest medialny należy patrzeć zupełnie bezkrytycznie. Po pierwsze, potrzebujemy dobrych i skutecznych regulacji – w tym opodatkowania – wielkich korporacji medialnych, przede wszystkim cyfrowych. Obecnie wyjęte są one właściwie z systemów prawnych, nie płacą podatków, a jednocześnie niezwykle głęboko ingerują w rzeczywistość społeczno-polityczną państw. Przypomnijmy sobie choćby niedawne zablokowanie kont Donalda Trumpa (ale i innych polityków) w mediach społecznościowych według nietransparentnych, pozostających poza społeczną kontrolą kryteriów. Korporacje powinny odprowadzać część swoich zysków do budżetów państw.
Istnieje również fundamentalny problem, o którym niewiele się mówi w mediach. Chodzi o tak głębokie uzależnienie mediów od reklamodawców, że dziś dla wielu wielkich dostarczycieli treści jest to główne źródło finansowania. Jak oczekiwać dobrego dziennikarstwa, jakościowych treści i rzetelności w opisywaniu nadużyć np. wielkiego biznesu, gdy może to oznaczać spadek wpływów reklamowych, czyli faktycznie załamanie modelu finansowego firmy? Potrzebujemy ponownego, bliższego powiązania mediów i ich finansowania z odbiorcami, bo jeśli media są w pierwszej kolejności wierne swoim reklamodawcom, to muszą na tym tracić czytelnicy.
Wreszcie: nie podoba mi się nazywanie przez organizatorów protestu – właśnie protestu, a nie strajku – ustawowej składki „haraczem”. Sugerowanie, że każdy rodzaj daniny jest zły, nie tylko wprowadza w błąd czytelnika, ale dodatkowo stoi w sprzeczności z tym, co media same niejednokrotnie postulują.
Nie zmienia to faktu, że przyzwoitość wymaga dziś stanąć po stronie protestujących, bo po stronie rządowej jasno widać nieczyste intencje i słabą merytorykę. Należy domagać się od mediów dobrych, uczciwych treści, a od polityków skuteczności w ściąganiu podatków od korporacji, które ich unikają.
Przeczytaj też: Pańszczyźniany folwark Zuckerberga
Zdecydowanie popieram opodatkowanie reklam
Popieram opodatkowanie. Człowiek ciężko pracuje za marne grosze i nie ma nic do gadania. W TV dostają miesięcznie po 100 000 za pieprzenie głupot i robienie ludziom wody z mózgu, i to wszystkie stacje. Obecnie oglądam tylko Aljazeera i TV Rzeszow. Nie słyszałem uczciwego komentarza tylko propaganda jak teraz dobrze się w Polsce żyje, tylko komu bo na pewno nie temu co za ciężką prace dostaje 1900 zł do ręki, a przy emeryturze drugi raz zapłaci podatek od tego samego. Propaganda i reklamy jaką uprawia Polska TV doprowadza ludzi do rozstroju nerwowego. Pracownikom TV wydaje się że oni stoją ponad prawem.
Ma rację rzecznik praw obywatelskich – następne wybory już nie będą uczciwe, jeżeli nie będzie wolnych mediów. A wolnych mediów nie będzie, bo rząd ma jeszcze ponad dwa lata by się przygotować. Skala wszechobecnego kłamstwa sączonego z kręgów rządowych poraża, podobnie jak bierna postawa KK. I jestem zgorszona, kiedy patrzę na premiera, wicepremierów, ministrów i innych partyjnych ważniaków modlących się w kościele. Ja do takiego Kościoła nie chcę należeć.
Rzecznik chyba nie ma racji . Bo dlaczegóż to wolnych mediów miałoby nie być z powodu tej ustawy ? One przestają być wolnymi przede wszystkim z innych względów . Większość z nich zostaje zniewolona przez światopoglądowe i polityczne zapatrywania pracodawców i mocodawców oraz przez wzmagającą się coraz bardziej dyktaturę poprawności. Jeśli istnieją jeszcze niezależne (od kogo, czego ?) media to najczęściej działają one poza głównym nurtem wypowiedzi i nie posiadają znaczącej siły opiniotwórczej.
Twój komentarz także jest zniewolony przez Twoje światopogladowe zapatrywania. Chcesz mediów bez światopoglądu? To nie ja szukam gender nawet w wierszykach dla dzieci.
Chodzi Ci o prawicową poprawność polityczną? Kult jednostki Prawdziwego Papieża i żołnierzy wyklętych, urojenia neomarksizmu i estetyka disco polo? A może tygodniki wydawane przez diecezje są dla Ciebie wzorem do naśladowania dla innych mediów? Ich rola w odkrywaniu zbrodni pedofilii w Kościele jest przecież nie do przecenienia 😉
To zabawne, że nacjonaliści i katolicy w Polsce czują się medialnie dyskryminowani. Już za chwilę cała prasa lokalna będzie wasza, przecież Obajtek zapewni odpowiedni pluralizm, tak jak TVP zapewnia od 2015, rzetelnie informując o wszystkich błędach rządzącego obozu.
Wezwanie Autora do mobilizacji przeciw opodatkowaniu reklamy odbieram jako praktyczną akceptację dla odłożenia rozliczenia siebie przez opozycję z jej błędów etycznych gdy rządziła, na bardziej sprzyjające czasy. I wczoraj dostaliśmy piękną ilustrację problemu niskich standardów (swoich), że odkładanie własnego uzdrowienia skutkuje szlusowaniem do poziomu, który się krytykuje. Opozycja zgłosiła projekt ustawy zakazujący programów publicystyczno-informacyjnych w mediach publicznych. Czyli nie odnowienie wartości, a ich likwidacja. Na miejscu PiS zapytałbym, jakie korupcje (niekoniecznie materialne) opozycja wzięła za ten pomysł od mediów komercyjnych, ale to nie jest pytanie najważniejsze, chociaż uprawnione. Opozycja dziś nie jest w stanie dostarczyć standardów, których domaga się od PiS. Dlatego nie dam się “zmobilizować”. Największą, długofalową porażką PiS jest to, że nie “wychowało” Państwu dobrej opozycji, jak to się np. udało Margaret Thatcher czy Helmutowi Kohlowi.
A mi się wydaje, że największą, długofalową porażką PiS jest ignorowanie smogu i miłość do węgla, co zabija co roku dziesiątki tysięcy Polaków. Do tego wzmacnianie drugiej fali prywatyzacji przez chaos w edukacji i niedofinansowanie służby zdrowia. To, że PiS długofalowo dokłada się do upadku KK w Polsce zaliczyłbym przy tym na plus tej formacji – pytanie tylko, czy dobrym uczynkiem może być uczynek dokonany bezwiednie 🙂
Nie rozumiem jak można z wnioskowania, które zaproponowałem w tym tekście, wyprowadzić akceptację dla błędów etycznych opozycji. Starałem się, ale nie potrafię, więc proszę o rozwinięcie, jeśli Pan może. Opozycja w tej sprawie – z wyjątkiem Lewicy, który ma gotowy projekt opodatkowania cyfrowych gigantów – tradycyjnie nie potrafi zaproponować swojej narracji, co nie zmienia faktu, że nie ona jest tutaj źródłem problemu.
A nad nową, bardziej etyczną, wizją porządku medialnego będziemy w tym roku pracowali w ramach projektu Oczyszczalnia: projektoczyszczalnia.wiez.pl.