W walce z wykorzystywaniem małoletnich wiele zostało zrobione. Trzeba jednak nadal być czujnym, żeby nie cofnąć się z tej drogi – mówi odchodzący na emeryturę prymas Irlandii abp Diarmuid Martin.
Abp Diarmuid Martin w 2004 roku został skierowany przez Watykan do Irlandii, by zmierzył się z wykorzystywaniem małoletnich w tamtejszym Kościele. Teraz kończy posługę metropolity Dublina i prymasa Irlandii. 29 grudnia 2020 r. papież Franciszek przyjął jego rezygnację ze względu na wiek.
W wywiadzie dla „The Irish Times” abp Martin podsumowuje minione 17 lat. Przyznaje, że Jan Paweł II wysłał go do Dublina, by „zrobił tam porządek”. Ujawnia, że początki były bardzo trudne. „Najgorszym dniem było pierwsze spotkanie z rodziną jednej z ofiar. To było straszne, totalnie mnie zdruzgotało” – wspomina.
Kościół w Irlandii wymykał się biskupom z rąk
Wyznaje, że spotkał się w Irlandii z ostracyzmem ze strony duchowieństwa, wielokrotnie też słyszał, że nie może być mowy o tym, by do kościelnych dokumentów dotyczących pedofilii księży mogły mieć wgląd świeckie komisje.
Ponadto – jak wspomina – ludzie patrzyli na wykorzystywanie dzieci w Kościele jak na problemy alkoholowe duchownych. Nie było zrozumienia – tłumaczy – że to nie tylko straszliwy grzech, ale przede wszystkim przestępstwo, które ma druzgocący wpływ na dziecko.
„To tylko pokazuje, jak bardzo zmienił się klimat od 2004 r. i jak wiele zostało zrobione” – mówi irlandzki hierarcha. Zastrzega jednocześnie, że „trzeba jednak nadal być czujnym, by nie cofnąć się z tej drogi”.
Jego zdaniem przez lata „Kościół w Irlandii wymykał się biskupom z rąk” i nie mieli oni czasu zająć się przestępstwami księży, co doprowadziło do ogromnego, bolesnego kryzysu.
Przechodzący na emeryturę metropolita Dublina wskazuje, że wiarygodność Kościoła w irlandzkim społeczeństwie można odbudować tylko „poprzez świadectwo, a nie kościelne instytucje lub hierarchię czy – nie daj Boże – narzucanie czegokolwiek z góry”.
„W zsekularyzowanym społeczeństwie musimy tak żyć, by ludzie przychodzili i mówili, że widzą w nas coś, czego chcą słuchać i za czym mogą pójść. Mamy wielu niezwykle dobrych kapłanów i wierzę, że wraz ze świeckimi udźwigną ten ciężar i wyzwanie” – podkreśla abp Martin. A swojemu następcy życzy, by był człowiekiem wielkiej charyzmy, który zachowa własną niezależność i – bez oglądania się na jakiekolwiek układy – będzie potrafił stworzyć wokół siebie zespół naprawdę zaufanych ludzi.
Arcybiskup przywołuje również jedno ze spotkań z papieżem Franciszkiem po porannej mszy w rzymskim Domu św. Marty. „Podszedł i powiedział, że często o mnie myśli, bo dostałem bardzo trudny kielich. Wyraził też przekonanie, że na pewno mam takie noce, kiedy kładąc się spać, pytam siebie, dlaczego nie zostałem w Genewie” – mówi hierarcha, który wcześniej pracował właśnie w tym szwajcarskim mieście jako stały obserwator Stolicy Apostolskiej przy ONZ.
Zdradza też, że na emeryturze będzie pomagać w jednej z dublińskich parafii i w sąsiadującym z nią klasztorze. „Planuję na razie odpoczywać i nadrobić zaległości w lekturze. Mógłbym spisać wspomnienia, ale pewnie byłyby zakazane” – stwierdza.
Przeczytaj też tekst abp. Martina: Krzywda, nadzieja i uzdrowienie. Osobista droga biskupa przez skandale seksualne
KAI, DJ
„Wyznaje, że spotkał się w Irlandii z ostracyzmem ze strony duchowieństwa…” W Polsce nie lepiej.
Północ Polski, to jest dopiero ostracyzm…… biskupów !!