Jesień 2024, nr 3

Zamów

Kultura gwałtu ma się dobrze

Tomasz Biłka, „Dzieci i ryby” („Nie było gwałtu, bo nie krzyczała”), linoryt, 2020, fragment

To miliony codziennych słów, myśli, gestów, przez które budujemy klimat sprzyjający nadużyciom. Kultura gwałtu karmi się naszym milczeniem. Przyzwoleniem.

We wrześniu br. w mediach głośno było o sprawie 14-letniej dziewczynki, która została zgwałcona przez 26-letniego krewnego. Ofiara odpychała sprawcę, płakała i powtarzała, że tego nie chce. Sąd pierwszej instancji uznał oskarżonego za winnego i skazał na trzy lata więzienia, ale już sąd apelacyjny orzekł, że do gwałtu nie doszło, i zmienił wyrok na rok w zawieszeniu. „Sąd ocenił, że nie było gwałtu, bo moja klientka nie krzyczała, a to znaczy, że sprawca nie używał przemocy” – tłumaczyła pełnomocniczka pokrzywdzonej, mecenas Justyna Beni. 

Jak to możliwe, że sprawca tak odrażającego czynu będzie chodził wolno i nie poniesie praktycznie żadnych konsekwencji? Otóż jest to jeden z tysięcy przypadków, w których strona oskarżona wykorzystuje na swoją korzyść to, w jaki sposób w Polsce jest sformułowana definicja gwałtu. Art. 197 par. 1 stanowi: „Kto przemocą, groźbą bezprawną lub podstępem doprowadza inną osobę do obcowania płciowego, podlega karze pozbawienia wolności od lat 2 do 12”.

Szkopuł w tym, że w sądzie ofiara musi udowodnić przede wszystkim, że została do współżycia zmuszona przemocą, tzn. że „stawiała czynny i nieprzerwany opór”, „manifestowała swój brak zgody przez głośne protesty, prośbę lub krzyk”, zaś jej „opór ma być rzeczywisty, a nie pozorny”.

Gwałtu nie było…

Czy do współżycia doszło za jej zgodą, jest w tym ujęciu drugorzędne. Najistotniejsze jest to, czy krzyczała. Jeśli do tego dodamy brak wyraźnych śladów fizycznych, np. dlatego że straumatyzowana ofiara wstydziła się zgłosić od razu na policję, sąd często nie daje wiary jej słowom. 

Podążając za tą logiką, jeśli kobieta sparaliżowana ze strachu nie była w stanie podnieść głosu – gwałtu nie było. Jeśli jedynie płakała i błagała swojego oprawcę o litość – gwałtu nie było. Jeśli jej ciało skostniało i nie była w stanie się ruszyć – gwałtu nie było. Jeśli kobieta odurzona alkoholem lub narkotykami nie miała siły protestować – gwałtu nie było. Jeśli przymusza ją do seksu własny mąż, który nie toleruje odmowy – gwałtu nie było.

Na powyższe konsekwencje skupienia się na wymiarze przemocy zamiast na aspekcie zgody na współżycie zwracano uwagę już od lat. 26 listopada posłanki Lewicy podczas konferencji prasowej w Sejmie ogłosiły, że ich klub otrzymał od Fundacji Feminoteka projekt ustawy zmieniający definicję gwałtu i rozpoczyna w tej sprawie konsultacje społeczne.

Nowe ujęcie definicji zakłada: „Kto doprowadza inną osobę do obcowania płciowego: przemocą, groźbą bezprawną, podstępem lub bez wcześniejszego wyrażenia przez tę osobę zgody na obcowanie płciowe [podkr. EB], podlega karze pozbawienia wolności od lat 3 do 12”. Sygnał płynący z tej zmiany jest jednoznaczny – seks bez świadomej zgody obu stron jest gwałtem. 

„Ma, czego chciała”

Wydawałoby się, że nie ma w tym ujęciu nic kontrowersyjnego, ale musimy pamiętać, że ofiary cały czas spotykają stygmatyzacja i niedowierzanie. Zamiast słuchać ich historii, organy śledcze i sądowe badają długość spódniczki, głębokość dekoltu i tembr głosu. Nierzadkie są oskarżenia o ukryte intencje, zmianę decyzji post factum w celu zemsty na byłym kochanku itp. W naszym społeczeństwie – tak jak w wielu innych – ciągle silne są tendencje do trywializacji i bagatelizacji przemocy seksualnej wobec kobiet.

Kobieta w każdej relacji seksualnej, również małżeńskiej, ma prawo powiedzieć „nie”. Dokładnie tak samo jak mężczyzna

Ewa Buczek

Udostępnij tekst

Żyjemy w kulturze gwałtu, którą tworzą najróżniejsze normy zachowań, uprzedzenia, stereotypy i mity budujące klimat legitymizacji dla przemocy seksualnej. Nie chodzi jedynie o podważanie faktu jej zaistnienia, lecz także – a może przede wszystkim – o pokutujące społecznie przekonanie, że w wielu przypadkach kobieta „sama się o to prosiła”, „sama jest sobie winna”, „ma, czego chciała”, czyli o przenoszenie odpowiedzialności z oprawcy na ofiarę. 

Brzmi niewiarygodnie? Amerykańska badaczka Martha R. Burt w tekście „Cultural myths and supports for rape” opublikowanym w „Journal of Personality and Social Psychology” wyróżniła aż trzynaście mitów społecznych budujących kulturę gwałtu: 

  1. Kobieta, która na pierwszej randce odwiedza mężczyznę w domu, pokazuje w ten sposób, że zgadza się na kontakty seksualne.
  2. Nie każda kobieta może zostać zgwałcona.
  3. Czasami kobiety kłamią, donosząc o gwałcie, aby zwrócić na siebie uwagę.
  4. Każda zdrowa kobieta może się oprzeć gwałcicielowi, jeśli naprawdę tego chce.
  5. Kiedy kobiety chodzą bez stanika, w szortach lub obcisłej bluzce, prowokują w ten sposób do gwałtu.
  6. W przypadku większości gwałtów ofiara ma złą opinię i skłonność do wielu partnerów seksualnych.
  7. Jeżeli dziewczyna pozwala na pocałunki i pieszczoty, to tylko jej wina, gdy sprawy wymkną się spod kontroli i partner wymusi na niej stosunek seksualny.
  8. Jeżeli autostopowiczka zostanie zgwałcona, ma to, na co zasłużyła, gdyż nie powinno się wsiadać do nieznanych samochodów.
  9. Jeżeli kobieta zadziera nosa i uważa, że to poniżej jej poziomu odzywać się do facetów na ulicy, to powinna dostać nauczkę.
  10. Wiele kobiet nieświadomie pragnie gwałtu i może bezwiednie tak pokierować sytuacją, że do niego dojdzie.
  11. Jeżeli kobieta upije się na imprezie i ma stosunek z napotkanym tam mężczyzną, inni mężczyźni mają prawo myśleć, że im też się to należy.
  12. Wiele kobiet donoszących o gwałcie kłamie, aby się odegrać na oskarżanym mężczyźnie.
  13. Wiele, a może nawet większość gwałtów to wymysł kobiet, które stwierdziły, że są w ciąży.

Czy jest na sali ktoś, kto nie zetknął się z żadnym z nich?

„Zwykła lekkomyślność dziewcząt”

Od ulegania tym mitom nie chroni nawet wiedza medyczna. Nestorka polskiej seksuologii Michalina Wisłocka w swojej najsłynniejszej książce „Sztuka kochania” pisała: „W dziedzinie seksu postęp i zrównanie praw dziewcząt i chłopców wyprzedziły znacznie wiedzę o niewzruszonych prawach rządzących przemianami fizycznymi i psychicznymi w organizmie młodzieży i pozostawiły dziewczęta w jakimś sensie bezbronne, narażone na agresję seksualną. Chłopców natomiast, poniesionych napięciami seksualnymi, bardzo gwałtownymi w tym wieku, zwykła lekkomyślność dziewcząt [podkr. EB] naraża na kompromitację, kary sądowe i niejednokrotnie wykolejenie się z drogi prawidłowego rozwoju już w latach młodzieńczych”. 

Jednak przykładów na to, że kultura gwałtu ma się dobrze, nie musimy szukać tak daleko. Wystarczy wspomnieć słynne pytanie Andrzeja Leppera, zadane wśród rubasznych śmieszków i porozumiewawczych spojrzeń: „Jak można zgwałcić prostytutkę?”. Klasycznym przykładem tego, jak można bagatelizować przemoc seksualną, są słowa Rafała Ziemkiewicza, które w zdrowym systemie społecznym wykluczyłyby go z debaty publicznej (zgadnijcie, dlaczego tak się nie stało). Komentując głośną kilka lat temu sprawę gdańskiego zakonnika, który zgwałcił śpiącą w upojeniu alkoholowym kobietę, publicysta napisał na Twitterze: „No cóż, kto nigdy nie wykorzystał nietrzeźwej, niech rzuci pierwszy kamień…”. 

To przykłady z rodzimego podwórka, ale przecież zjawisko uprzedmiotowienia kobiet jest powszechne i sięga wysokich szczebli. Urzędujący ciągle prezydent Stanów Zjednoczonych pośród swoich niezliczonych skandalicznych wypowiedzi miał też tę ujawnioną w 2016 r. przez dziennik „Washington Post”: „Piękne kobiety pociągają mnie z automatu, od razu zaczynam je całować. To jest jak magnes. Całuję i nawet nie czekam. Kiedy jesteś gwiazdorem, one ci na to pozwalają. Możesz robić, co chcesz, nawet łapać za cipki. Cokolwiek zechcesz…”.

Oczywiście Trump po wszystkim przeprosił „tych, którzy poczuli się urażeni” (czyli dokonał znanej politycznej sztuczki – którą na polskim poletku opisywał Zbigniew Nosowski – przesunięcia akcentu z obiektywnego zła danego czynu na subiektywne odczucia odbiorców, zatem: przeprosił, ale nie przeprosił). 

Czy wybuchł medialny skandal? Owszem. Czy przełożył się trwale na wyniki poparcia dla Trumpa? Skąd! Czy po tej i po szeregu innych kompromitujących wypowiedzi Trump przestał być dla części przedstawicieli polskiej prawicy niezłomnym wojownikiem o tradycyjne, chrześcijańskie wartości? Nigdy w życiu. 

Co wolno żonie

A skoro o chrześcijańskich wartościach mowa, to nie sposób zaprzeczyć, że również w polskim Kościele można zetknąć się z wypaczoną wizją seksualności i relacji małżeńskich, która nie postrzega kobiet jako samostanowiących podmiotów w relacji, ale sytuuje je w roli niewolnic seksualnych ich mężów. 

Katolicka nauka o seksualności wielokrotnie rościła i nadal rości sobie prawo do drobiazgowego orzekania, co komu wolno robić w ramach współżycia. O tym, do jak absurdalnych granic prowadzi owa chęć kontroli cudzej seksualności, niech świadczy poniższy przykład. Zdaje się on symptomatyczny dla szerszego zjawiska uprzedmiotawiania kobiety w relacji seksualnej. 

Kilka dni temu furorę wśród internautów zrobiło nagranie z fragmentami wykładu Jacka Pulikowskiego – znanego i cenionego katolickiego wykładowcy, który zajmuje się tematyką rodzinną, prowadzi kursy dla nauczycieli i kursy przedmałżeńskie. Na jego stronie czytamy: „Autor poczytnych książek i artykułów w licznych czasopismach katolickich oraz uczestnik audycji radiowych i telewizyjnych na tematy rodzinne (miłość, czystość, płciowość, ojcostwo, rodzicielstwo). Wszystkie jego książki wielokrotnie wznawiano w wielotysięcznych nakładach, a niektóre przetłumaczono na języki obce (angielski, rosyjski, łotewski, litewski, białoruski)”. 

Autor nie jest mówcą niszowym, o którym mało kto słyszał. Bez wątpienia w swojej wieloletniej pracy spotkał setki tysięcy osób. Dlatego dreszcz przechodzi po plecach na myśl o skali zasięgu krzewionej przez niego wizji seksualności. Podczas rzeczonego nagrania Jacek Pulikowski mówi: 

„Ale posłuchajcie, panie, bardzo uważnie, co teraz powiem: żona nigdy nie powinna odmówić mężowi współżycia, gdy on proponuje. Jeszcze precyzyjniej: mąż nigdy nie powinien czuć się odrzucony! (…) Bardzo łatwo go zranić. Wobec tego odpowiedź: »– Nie. – Dlaczego? – Bo nie« jest absolutnie nieuprawniona. Odpowiedź: »– Nie, bo nie mam ochoty« też jest absolutnie nieuprawniona. To nie od ochoty ma zależeć. 

(…) Kobieta ma poprosić, nie gniewajcie się, panie, gdy mąż proponuje w chwili, kiedy ty naprawdę nie możesz. Masz go poprosić, a nawet uprosić, uprosić (!), żeby sam zrezygnował. Bo ty naprawdę nie możesz. »– Wybacz, ale ja naprawdę nie mogę. Nie gniewaj się, ale ja naprawdę nie mogę«. 

Tomasz Biłka, „Dzieci i ryby” („Nie było gwałtu, bo nie krzyczała”)
Tomasz Biłka, „Dzieci i ryby” („Nie było gwałtu, bo nie krzyczała”), linoryt, 2020

(…) niektóra musi powiedzieć: bez alkoholu. Jest to piękny sposób wyprowadzenia męża z nadużywania alkoholu. Każdy na to pójdzie! »– Za trzy dni, nawet bez piwa do telewizora, ja ciebie zapraszam do łóżka«. Każdy na to pójdzie! Nawet dość ciężko uzależniony. To nie mówię, tak wymyślam. Mam na to dowody. Takiej konkretnej pomocy”.   

Co jest nie tak z tym nagraniem? Wszystko! 

Żona nie jest maszynką

Kobieta w każdej relacji seksualnej (również małżeńskiej – w tej kwestii naprawdę różnice światopoglądowe są drugorzędne) ma prawo powiedzieć „nie”, w dowolnym momencie. Dokładnie tak samo jak mężczyzna. Chęć zainicjowania współżycia jest w powyższym nagraniu stereotypowo przypisana mężczyźnie, zgodnie z ciągle żywym przeświadczeniem, że to mężczyzna jest roznoszonym przez chuć samcem, który z definicji ma większe potrzeby seksualne (i prawo do ich zaspokajania). Nie muszę chyba mówić, że rzeczywistość, jak zwykle, bywa bardziej złożona. 

Kobieta ma prawo powiedzieć po prostu „nie”. Nie musi się szczegółowo tłumaczyć, szukać wymówek, kluczyć. Brak zgody jednej ze stron jest przesłanką wystarczającą. Kropka. Zmuszanie kobiety do tego, żeby tłumaczyła się z tak głęboko intymnej decyzji, jest formą przemocy psychicznej i próbą wpędzenia w poczucie winy. 

Kobieta nie musi się zawsze zgadzać na seks z obawy przed tym, że jej partner poczuje się zraniony i odrzucony. W zdrowej relacji, opartej na zaufaniu i szacunku, obie strony rozmawiają otwarcie o swoich emocjach i obawach, a potem podejmują wspólne decyzje. Kobieta nie jest maszynką do zaspokajania potrzeb swojego męża. 

Kobieta nie musi również błagać swojego męża, żeby jej odpuścił, kiedy ona już naprawdę nie może współżyć. Żadne z partnerów nie powinno w tej materii nikogo upraszać! Seks ma być wyrazem miłości dwóch suwerennych podmiotów, opartym na obopólnej zgodzie. Nikt nie powinien występować z pozycji petenta i przepraszać za własne uczucia. 

I wreszcie – last but not least – przekonywanie ludzi, że seks może służyć do szantażu i manipulacji, jest absolutnie niedopuszczalne. Nawet przy szlachetnych intencjach wyprowadzenia kogoś z choroby igranie możliwością współżycia jest niczym innym jak wyrachowaną instrumentalizacją tej pięknej i ważnej sfery życia. 

Co z tą edukacją

Powyższe nagranie jest jednym z wielu malutkich kamyczków do ogródka dyskusji o kulturze gwałtu. Bo w niej chodzi nie tylko o fizyczną agresję seksualną, ale również o miliony codziennych słów, myśli czy gestów, przez które budujemy klimat społeczny sprzyjający nadużyciom. Kultura gwałtu karmi się naszym milczeniem – zgodą na szefa, który ma lepkie ręce; na wujka, który podszczypuje nastolatki; na kolegów ze szkoły, którzy wulgarnie opisują mijane na ulicach dziewczyny. Im częściej będziemy reagować w sprawach z pozoru niewielkich, tym łatwiej będzie ofiarom walczyć o sprawiedliwość.

Jest jeszcze drugi wymiar tej dyskusji: potrzeba budowania podmiotowości kobiety, tak aby potrafiła stawiać granice (choćby w małżeństwie) i umiała egzekwować ich nieprzekraczanie. Do tego może służyć rzetelna edukacja seksualna (w kraju nad Wisłą często przekłamywana jako „seksualizacja dzieci”).   

Bo edukacja seksualna, wbrew propagandowym kliszom, za główny cel nie stawia sobie „zarażania ideologią LGBT” czy nauki masturbacji u czterolatków. Na edukację seksualną może składać się cały wachlarz różnego rodzaju tematów i praktyk. Jednym z ciekawszych pomysłów są praktykowane choćby przez brytyjskie nastolatki ćwiczenia z odmawiania. Okazuje się, że przy stawianiu granic przydatne może być wcześniejsze odegranie takiej scenki, gdy parter/partnerka nalega na współżycie, a druga strona nie jest gotowa. Gotowe scenariusze są króciutkie i łatwe do zapamiętania, np.:

– Myślę, że mnie nie kochasz.
– Kocham, ale nie będę ryzykować swojej przyszłości, żeby to udowodnić.  

Wypowiedzenie tej kwestii na głos podnosi szansę, że w tego typu sytuacji w realnym życiu będzie się miało odwagę zachować w zgodzie ze sobą. Co ciekawe, również na zajęciach z samoobrony kobiet często jednym z pierwszych punktów jest właśnie praca z głosem – nauka głośnego krzyczenia.

Wesprzyj Więź

Kulturowo od maleńkości uczymy się przecież być grzeczne i ciche. Wiadomo, „dzieci i ryby głosu nie mają”. Dlatego tak ważne jest, aby kobiety odzyskały własny głos. Nawet jeśli nie są w stanie krzyczeć.

Przeczytaj także: Kultura gwałtu. Post scriptum

Przeczytaj także: Jacek Pulikowski, Oświadczenie w sprawie ataku na moją osobę

Podziel się

12
3
Wiadomość

Inżynier Jacek Pulikowski i wszystko jasne. Ten „niekwestionowany autorytet w dziedzinie duszpasterstwa rodzin”, jak się go często przedstawia, w rzeczywistości wprowadza wiele szkodliwych elementów do tegoż duszpasterstwa. Najgorsze, że rzesze pobożnych osób biorą sobie jego wywody do serca. A małżeństwo czy rodzina to nie maszyna, którą, po inżyniersku stara się omówić nasz „autorytet”. A co do zgody na seks, Pulikowski popełnił swego czasu wypowiedź, że znaczna część męskiego alkoholizmu bierze się z powodu najboleśniejszego odrzucenia, którego mąż doświadcza, gdy żona odmawia mu współżycia.

Mówimy tu o małżeństwie katolickim, kiedy mąż nie ma prawa pójść do innej i nie ma prawa się rozwieść.
Wg. Pani to ma funkcjonować w ten sposób, że żona dostaje kasę i robi sobie co chce???

Tak się trwałej rodziny nie zbuduje. To jest promowania egoizmu.

Swobodna odmowa współżycia w małżeństwie cywilnym jest świadectwem rozpadu pożycia i na tej podstawie mąż może dostać rozwód.

Jedyna nadzieja w tym, że 'wierni’ masowo ignorują katolicką 'teologię ciała’ i patologiczne wychowywanie do przemocy, jakie proponuje cytowany przez autorkę 'ekspert’. Kościół zaiste nie ma współczesnej kulturze nic nowego i wartościowego do zaoferowania, walczyć z przemocą w małżeństwie i zwalczać kulturę gwałtu można przecież bez odwołań do papieży i 'miłości bożej’.

Z całym szacunkiem, ale problemem polskiego duszpasterstwa rodzin, nie jest teologia ciała, lecz jej brak. Pan Pulikowski i jemu podobni nie wczytali się w nauczanie Jana Pawła II o małżeństwie. Czasem tylko przywołują jakiś wyrwane z kontekstu cytat mający potwierdzać ich tezy. Papieska teologia ciała warta jest odczytania i twórczego rozwijania. No, ale my wolimy inżynierskie instrukcje.

Nie wydaje mi się, żeby Jan Paweł II wprowadzał jakieś wyjątkowo wartościowe podejście do tej sfery. Uznać na pewno należy takie wątki w jego nauczaniu jak wskazanie na znaczenie relacji (miłość w kontekście seksu czy swoiście pojmowane partnerstwo partnerów (tzn. małżonków, poza nimi wszak seks jest brudny). Ale już jego porażkę sygnalizuje stawianie kobiet wyłącznie w perspektywę obowiązku prokreacji czy takich kwiatków, o których rozmawia Zuzanna Radzik: „Pisząc o płci, papież idzie w stronę dziwnej i dowolnej hermeneutyki. Sygnalizuje, że ma intencję opisania wzajemnego daru, jakim kobieta i mężczyzna są dla siebie. Jednak gdy śledzi się tekst słowo po słowie, sekwencja po sekwencji, okazuje się, że mężczyzna jest samozasadny, a kobieta może istnieć o tyle, o ile jest przez niego odebrana jako dar. Ona uzyskuje tożsamość, gdy zostaje odebrana przez mężczyznę.”

Na szczęście teorie Wojtyły na ten temat w praktyce interesują niewielki promil populacji. Jeśli nie idą za tym akty przemocy to pozostaje tylko mieć nadzieję, że odpowiednia edukacja seksualna powoli usunie resztki tej ideologii z myślenia młodego pokolenia.

Pozdrawiam.

Pani Ewo, dziękuję za mądry artykuł! O tym trzeba pisać jak najczęściej bo takie indywidua jak dr inżynier Pulikowski rzeczywiście funkcjonują, wspierani przez cały aparat Kościoła. I to wszystko „w trosce o kobiety i ich zbawienie”. Śmiech mnie ogarnia. Nie chcę, by w takim świecie żyły moje dzieci.

Jestem doradcą życia rodzinnego i psychoterapeutą, przeraża mnie fakt ilu moich kolegów, doradców, powołuje się na „autorytety” przywołane w artykule, zarówno w zaciszu poradni rodzinnych, jak i na forum, przy okazji różnego rodzaju dyskusji publicznych. Konstruktywna krytyka zazwyczaj odbierana jest jako atak, jest to walka z wiatrakami, często w samotności.

Słowa użyte w tym tekście które są wypowiedzią Pana Pulikowskiego choć prawdziwe są wyrwane z kontekstu. Sugeruje zamiast się oburzać sięgnąć do źródła i samemu bez uprzedzeń przesłuchać te wypowiedzi oraz inne w temacie seksualności i rodziny. Materiał ogólnodostępny na YouTube. Szkoda tylko że Autorka nie zechciała podać źródła z którego sama korzystała. Czyżby chciała żeby te słowa były odebrane jako krzywdzące?

Koniecznie muszę obejrzeć całe nagranie gdyż nie jestem w stanie wyobrazić sobie kontekstu usprawiedliwiającego wypowiedzenie takich słów, chyba, że w ramach instrukcji „czego nie robić”.

Oczywiście, że słowa Pana Pulikowskiego są rozsądne. Feministki usiłują zniszczyć trwałą rodzinę powołując się na klauzulę, że każda ze stron może róbta co chceta. Tylko, że tak się rodziny nie zbuduje.

Do Natalia: https://www.youtube.com/watch?v=ZDy1gpS0-CI&feature=youtu.be
Proponuję posłuchać od 12min 37 sek. oraz poczytać to z artykułem https://wiez.pl/2020/12/09/kultura-gwaltu-post-scriptum/ tam w nagraniu naprawdę padają słowa – „czy kobieta może odmówić mężowi – musi”. a zaraz potem „że nigdy nie powinna „- to jest mieszanie bo albo może albo nie. Te zdania się nie łączą. Naprawdę warto posłuchać całości mieć własne zdanie. tylko tak jak napisałam te dwa sprzeczne zdania są obok siebie – mieszają.
A i więcej tam różnych treści niekoniecznie spójnych. to mój osobisty odbiór nagrania. Całego.

„ Kilka dni temu furorę wśród internautów zrobiło nagranie z fragmentami wykładu Jacka Pulikowskiego”

sjp online furora – tylko w wyrażeniu: zrobić (robić) furorę – zdobyć (zdobywać) niebywałe powodzenie, odnieść (odnosić) sukces, wprawić (wprawiać) otoczenie w podziw, w zachwyt

Mainsplainje, bo świetny artykuł, ale autorce chyba chyba o wywołanie burzy a nie furory chodziło, chyba ze w jakiś mediach katolickich to wystąpienie się z zachwytem zamiast z krytyką spotkało 🙁

Dzień dobry / Szczęść Boże,

ja również polecam obejrzenie pełnej wersji nagrania z rekolekcji: https://youtu.be/ZDy1gpS0-CI,
ponieważ uważam, że odnoszenie się do cytowanych fragmentów bez uwzględnienia kontekstu całości
jest bardzo krzywdzące dla Pana Pulikowskiego.

Wg mnie wymiar całości jest radykalnie inny do tego, który sugeruje krótki fragment krążący w Internecie
i zupełnie nie mogę go potraktować jako przejawu związku katolików (i to personalnie tego konkretnego katolika)
z kulturą gwałtu.

Pozdrawiam serdecznie,
St.

Czy nie jest tak, że wsparcia w związku szukać należy najpierw u osób, które są do tego odpowiednio przygotowane? Czy p. Pulikowski jest psychologiem? Seksuologiem? Ma doświadczenie w pracy klinicznej? Jest autorem uznanych w środowisku naukowym raportów albo współpracownikiem w zespołach naukowych dotyczących tematu, którym z taką pasją (amatorsko) się zajmuje?

To zadziwiające, że żaden nie-katolik nie ma prawa wypowiedzieć się krytycznie na temat założeń i praktyki wiary katolickiej, ale każdy ksiądz i osoby takie jak p. Pulikowski nie mają oporów w wypowiadaniu się na tematy tak różnorodne jak teoria ewolucji czy warunki partnerskiego seksu.

1. Co to jest „mainsplainje”? 2. Chyba chodziło o „jakichś mediach”, a nie „jakiś mediach”.
Tyle tytułem wpisania się w, jakżeż merytoryczną, poetykę zwracania uwagi na poprawność językową:).

manipulacja jeśli chodzi o dr hab.inż Jacka Pulikowskiego. Wystarczy przesłuchać całości żeby włożyć te zarzuty między bajki . „Na relacje w małżeństwie warto zawsze spoglądać przez pryzmat tych słów z książki „Warto być ojcem”: „Najważniejsze, co może ojciec dać swoim dzieciom, to po prostu prawdziwie, mądrze, dojrzale, wiernie, wyłącznie i dozgonnie kochać ich matkę”.
Amen „

Wszyscy co sa oburzeni wypowiedzią wyrwana z kontekstu Pana Pulikowskiego zachęcam do obejrzenia więcej niż tylko minuty nagrania. Wszyscy co wypowiedzieli się źle na temat Pana Pulikowskiego powinni go publicznie przeprosić za szerzenie nieprawdy. Bo słowo moze również bolec szczególnie takie które nie jest potwierdzone prawdą. Nie wyobrażam sobie moiwc o kimś zle jak się nie zna całej sytuacji tylko kawałek.

Przeczytałem post scriptum. Dobrze, że Autorka potrafiła doprecyzować swoje zamiary, ale bycie zszokowanym reakcjami na artykuł jest niezbyt poważne. Już moje dzieci (14 i 19 lat) wiedzą, że „słowo wylatuje wróblem, a wraca wołem” szczególnie w Internecie. Spodziewam się, że Autorka jest trochę starsza niż moje dzieci i nie jest całkowitym „noobem” jeśli chodzi o internetowe media?
Druga rzecz, to właśnie wyrwanie z kontekstu fragmentu wypowiedzi a-la „Wyborcza” lub „Onet” (kilka lat temu w ten sposób wciśnięto w usta abpa Gądeckiego tekst o wyższości chłopców nad dziewczynkami). To wskazuje na słaby warsztat, albo potrzebę „machnięcia” czegoś na szybko by zapchać szpaltę. Jacek Pulikowski w swoim oświadczeniu pisze między innymi o prawidłowej komunikacji i jej dysfunkcjach – tu zabrakło komunikacji zwrotnej, zamiast niej wypaliło autorytarne „mam monopol na wiedzę, co autor miał na myśli”. Nie można było Jacka zaprosić do dyskusji na ten temat?

Szanowni Państwo, autorka pisząca w „Post scriptum” zdanie „Powiedzmy to wyraźnie: formułowanie wypowiedzi, które można włączyć w dyskurs utrwalający kulturę gwałtu, NIE JEST tożsame z zachęcaniem do gwałtu” – wciąż bezpodstawnie sugeruje, że p. Pulikowski swoimi wypowiedziami w jakiś sposób wyraża się pozytywnie, akceptuje gorszące zachowanie. To niedopuszczalne. Jest to także przejaw pewnego prostactwa. Wypowiedź p. Pulikowskiego nie jest żadnym elementem mającym coś wspólnego z „utrwalaniem kultury gwałtu”.

Uważam, że artykuł nie jest rzetelny, bo bazuje na wyrwanych z kontekstu fragmentach wypowiedzi. Jest to jawna manipulacja (być może nieświadoma, a spowodowana czerpaniem „wiedzy” z Instagrama).Ogólnie to, co Pani pisze jest słuszne, ale oskarżenia wobec pana Pulikowskiego jak najbardziej krzywdzące i nieprawdziwe.

Czy autorka tekstu zamierza odnieść się do oświadczenia pana Jacka Pulikowskiego w tej sprawie? Czy portal zamierza opublikować to oświadczenie? Czy poprzestanie na zmanipulowanym fragmencie jego wypowiedzi?

Czekamy na publikację oświadczenia pana Pulikowskiego oraz ustosunkowania się Więzi do niej, tak samo jak o ustosunkowanie się do jego wypowiedzi ze wspomnianego wykładu, jednak wypowiedzi przytoczonych w całości, nie w części. Jesteście jednym z niewielu mediów, które uważam za przyzwoite, tym bardziej boli milczenie w sprawie niesłusznego oczerniania człowieka.

Mam uprzejmą prośbę o opublikowanie oświadczenia pana Jacka Pulikowskiego, które zostało przesłane do Państwa redakcji.
Zainteresowane osoby znajdą łatwo to samo oświadczenie z pomocą wszystko wiedzącego wujka G.

Wstyd. Wstyd Pani Ewo. Artykul opera sie na wypowiedzi wyrwanej z kontekstu. I jest bardzo krzywdzacy dla P Pulikowskiego. Ja mialam okazje poznac P. Pulikowskiego osobiscie. Znam jego wypowiedzi i insynuowanie, ze wspiera on gwalt jest po prostu klamstwem.
Mam nadzieje, ze wydrukujecie Panstwo orzeczenie P. Pulikowskiego.
Ale az serce boli jak czyta sie ten artykul.
Wielki wstyd.

Szanowna Redakcjo! Nie dość, że usunęliście mój komentarz do wpisu p. Sylwii, to zablokowaliście możliwość dopisywania komentarzy do dwóch opublikowanych na Więzi tekstów, tj. oświadczenia p. Pulikowskiego i Post scriptum p. Buczek. Uważam, że jest to nieuczciwe. Chcecie szybko zamknąć sprawę, bo wywołała burzę. Rada na przyszłość: Nie wytykajcie innym argumentów ad personam, tylko sami ich nie stosujcie. Dobrze by było, żeby przeprosił p. Pulikowskiego redaktor naczelny Więzi, p. Zbigniew Nosowski. Wysunął do przeprosin zagubioną Autorkę tekstu a sam wstydzi się przeprosić?

Myślę, że oskarżanie Pulikowskiego o wspieranie kultury gwałtu nie jest słuszne. Ja akurat nie jestem miłośniczką jego stylu, ale wśród praktycznych, konserwatywnych poznaniaków jest ceniony. A to osiągnięcie, bo moim zdaniem konserwatywni poznaniacy w ogóle rzadko słuchają kogokolwiek. To starszy człowiek, doświadczony ojciec i dziadek, robi dużo dla rodzin i jest jednym z nielicznych świeckich osób mówiących o małżeńskich sprawach, którego chcą słuchać panowie. Może warto by się zapytać, dlaczego tak jest? Tę jego wypowiedź, którą Autorka skrytykowała, uważam za niefortunną. Ale ogólnie uważam, że warto go docenić. Nie wszyscy rozumieją głęboką filozofię czy psychologię relacji. Niektórzy mają bardziej techniczny umysł, a też chcą budować dobre małżeńśtwa. A Pulikowski mówi o prostych, praktycznych rzeczach: że trzeba przynieść kwiaty, że trzeba rozmawiać, że nie powinno się oglądać „świństw w Internecie”, że to, co ojciec najlepszego może zrobić dla dzieci, to przede wszystkim kochać ich matkę, że „mamusia” nie może być ważniejsza od żony… Powtarza z grubsza to samo od 20 już chyba lat i ja osobiście to doceniam. Chociaż, jak jeszcze raz powtórzę, mam też świadomość, że pan Pulikowski niekiedy za bardzo upraszcza. Zresztą chyba sam przyznał, że ta konkretna jego wypowiedź jest niefortunna.

Jak to dlaczego mężczyźni chętnie słuchają Pulikowakiego? Gdybym się dowiedziała jako mężczyzna, że to żona jest odpowiedzialna za dom i ma o mnie dbać, chodzić na palcach, doceniać najmniejszy wkład, aby było miło mężowi też bym słuchała i popierała.

Czy według autorki zdrowa relacja, oparta na zaufaniu i szacunku jest formą przemocy psychicznej i próbą wpędzenia w poczucie winy? Bo najpierw pisze, że że „nie, bo nie” jest wystarczające, a w już następnym akapicie o otwartej rozmowie.

„Kobieta ma prawo powiedzieć po prostu „nie”. Nie musi się szczegółowo tłumaczyć, szukać wymówek, kluczyć. Brak zgody jednej ze stron jest przesłanką wystarczającą. Kropka. Zmuszanie kobiety do tego, żeby tłumaczyła się z tak głęboko intymnej decyzji, jest formą przemocy psychicznej i próbą wpędzenia w poczucie winy.

Kobieta nie musi się zawsze zgadzać na seks z obawy przed tym, że jej partner poczuje się zraniony i odrzucony. W zdrowej relacji, opartej na zaufaniu i szacunku, obie strony rozmawiają otwarcie o swoich emocjach i obawach, a potem podejmują wspólne decyzje. Kobieta nie jest maszynką do zaspokajania potrzeb swojego męża. ”

Nie lubię Pulikowskiego, proponuje zbyt proste odpowiedzi na głębokie problemy, ale wolałbym poczytać jego krytykę na podstawie całej jego działalności, a nie kilku zdań. Zdań, które mi też się nie podobają. Chętnie bym się dowiedział, gdzie jego poglądy są sprzeczne z nauką, bo sam nie jestem w tym specjalistą. Jest może gdzieś taki artykuł w internecie?

Zestawienie wypowiedzi p. Marthy R. Burt z działalnością p. dr. Jacka Pulikowskiego jest wyjątkowo niezręczną manipulacją. Mówiąc krótko, zestawia Pani zupełnie dwa inne światy. Sakrementalne małżeństwo jest o lata świetlne oddzielone od dylematów typu: czy zaproszenie mężczyzy na pierwszej randce jest zgodą na współżycie, albo czy brak stanika usprawiedliwia gwałt. Gdzie Rzym, a gdzie Krym? Ludzie, do których mówi dr Pulikowski naprawdę nie mają takich problemów.

Jeżeli ofiara została odurzona, alkoholem, narkotykami i wykorzystana seksualnie to jest to gwałt zgodnie z cytatem, który Pani Ewa Buczek przytoczyła jako definicje gwałtu w Polsce. Bo jak nazwać takie postępowanie jak nie działanie podstępne prowadzące do współżycia. Więc raczej nie nie wińmy tutaj prawa a orzeczników czyli sędziów, którzy dają takie wyroki jakie dają.

W myśl cytatu – definicji gwałtu – przymuszenie do współżycia przez współmałżonka też jest gwałtem. Więc znowu pretensje nie do prawa tylko do sędziów, którzy orzekają tak jak to właśnie robią.